Litera Z, czyli „Za Putina”. Propagandowa mobilizacja w rosyjskim społeczeństwie
W skrócie
W ostatnich dniach często padały pytania: Co Rosjanie sądzą o tej wojnie? Czy są jej przeciwni? Czy dociera do nich inna informacja, niż tylko oficjalna narracja władz? Postanowiłem to sprawdzić, a efekt przedstawiam poniżej. Z góry jednak ostrzegam – będzie to wiele mówiąca prezentacja kompletnie alternatywnej rzeczywistości, w której fakt bestialskiego mordowania Ukraińców praktycznie nie istnieje. Rzeczywistości opartej na kłamstwie i dezinformacji. Rosyjskiej rzeczywistości.
W marcu zawieszamy zbiórkę na działalność Klubu Jagiellońskiego. W miejsce przelewu, który chciałeś nam przekazać – prześlij pieniądze ukraińskiej armii w ramach oficjalnej zbiórki organizowanej przez Narodowy Bank Ukrainy! Tu znajdziesz instrukcję jak to zrobić i wyjaśnienie, dlaczego zachęcamy do takiej formy zaangażowania.
W rosyjskich przekazach nigdzie i nigdy nie pada słowo „wojna”, a jedynie „operacja specjalna”. W rosyjskiej narracji jej celem ma być denazyfikacja Ukrainy, jej demilitaryzacja, a także ochrona rosyjskojęzycznej ludności oraz zabezpieczenie istnienia republik separatystycznych. W przekazie dominuje często wiązanie całego konfliktu de facto z Donbasem. Właśnie tak o całej wojnie mówi większość Rosjan. Fakt mordowania ludności cywilnej, bestialskich ostrzałów budynków mieszkalnych, oblężenia miast, to wszystko jakby po prostu nie istniało. Tworzona jest narracja, że tego typu informacje są fejkiem.
W ostatnich dniach coraz popularniejsze są akcje wyrażające poparcie dla działań rosyjskiej armii. Wiązane są one z hasztagiem своих не бросаем, „swoich nie porzucamy”. Głównym logotypem całego ruchu jest litera Z, którą rosyjskie wojska mają wymalowane na swoich pojazdach. Jej znaczenie tłumaczone jest na kilka sposobów m.in. „Za Putina”, „Za prezydenta”, „Za zwycięstwo”, „Ochrona” (z ros. zaszczyta). Do litery często dodawana jest także niemal metafizyczna symbolika, gdzie litera Z, składająca się z trzech belek, symbolizuje zjednoczone trzy narody słowiańskie – białoruski, rosyjski oraz ukraiński.
Akcje poparcia odbywają się na terenie całej Rosji. W załączonej galerii zdjęć publikuje materiały z m.in. Soczi, Sarańska, Briańska, Władywostoku, Archangielska, Błagowiaszczeńska, Kemerowa, Samary, Czyty, Tiumeni, Iwanowa. To miasta, które leżą zarówno w Rosji północnej, Rosji europejskiej, jak i na dalekim wschodzie.
W ramach odbywających się tam akcji najpopularniejsze jest organizowanie rajdów motocyklowych, samochodowych, urządzanie fleszmobów pod postacią ustawiania się pracowników administracji, jak i młodzieży szkolnej w literę Z, przystrajanie swoich samochodów, budynków, mieszkań literą Z. Coraz większą popularnością cieszą się także koszulki, które można kupić w cenie od 25 do 40 zł.
Dla oddania pełnego klimatu, tłumaczę kilka cytatów, ale ostrzegam, że są one dla ludzi o mocnych nerwach:
I. „Dzisiaj Z to symbol operacji wyzwoleńczej dla Donbasu i Ukrainy od nazistowskiego reżimu, to symbol ochrony Ojczyzny” – motocykliści z Iwanowa.
II. „Wiemy o co walczymy. O to, aby nie było faszyzmu, broni, żeby ukraiński naród żył w pokoju. My im pomożemy. Wydarzenia ostatnich dni są podobne do czerwca 1941 roku. Wtedy praktycznie cała Europa pod flagą Hitlera zaatakowała nas. Teraz zebrali się pod flagą NATO i pchnęli ukraińskich nazistów na Rosję. Prezydent nie mógł czekać na to, aż polecą na nas bomby i rakiety. Skoro nie pomogła dyplomacja, przyszło nam rozpocząć chirurgiczną operację wojskową” – Nikołaj Kruczinkin, dyrektor muzeum w Sarańsku.
III. „W ten czas, gdy nasi chłopcy wypełniają misję denazyfikacji Ukrainy, mieszkańcy Rosji, w tym KuZbasa (decyzją władz w oficjalnych papierach region Kuzbass będzie teraz podpisywał się KuZbass, wspierając symbol Z – przyp. TP), zetknęli się z bezprecedensowym naciskiem ekonomicznym i moralnym ze strony innych państw, z falą dezinformacji na temat operacji specjalnej. Symbol Z jest wyrazem wsparcia naszych żołnierzy i jedności społeczeństwa” – Sergiej Cywiliew, gubernator kemerowskiej obłasti.
Widać mocne zaangażowanie w promocję akcji lokalnej administracji. Naturalnie, nie jest przypadkiem, że fleszmoby organizowane są przez szkoły, jak i miejskie zakłady (transportowe, komunalne) oraz instytucje kultury będące pod kontrolą władz lokalnych.
Rosyjskie władze ewidentnie starają się narzucić swój przekaz nie tylko w przestrzeni informacyjnej, internetowej, ale także miejskiej – litera Z ma się kojarzyć ze wsparciem swoich żołnierzy, dumą narodową, być wyrazem postawy patriotycznej. Niestety, wieloletnia praca w obszarze polityki tożsamościowej (jak i wspomniane tłamszenie ostoi wolnego słowa i debaty publicznej) przynosi swoje efekty…
Хотят ли русские войны? / Czy Rosjanie chcą wojny? To jedno z popularniejszych zdań, które padało na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat w kontekście rosyjskiego militaryzmu i które weszło do rosyjskiego dyskursu. Pochodzi z popularnej piosenki z 1961 roku, która stała się pacyfistycznym hymnem ZSRR. Najczęściej słowa te padają wypowiadane w formie obronnej, że to nie my, Rosjanie, tylko zły Zachód dąży do konfrontacji. Naród rosyjski jedyne, czego pragnie to pokoju i uznania jego interesów.
Cóż… Zarówno 60 lat, które minęło od premierowego wykonania tej pieśni przez Marka Bernesa (Czechosłowacja 1968, wojna w Afganistanie, Nadniestrzu, Czeczeni, Gruzji, Ukrainie…), jak i powyższe przykłady najdobitniej świadczą, że było i jest wprost przeciwnie. Tak, Rosjanie chcą wojny. Rosjanie chcą budować imperium. Czy wszyscy? Nie, naturalnie, jest bardzo duża grupa ludzi, którzy potrafią szukać alternatywnych źródeł informacji.
Jednak większość ogranicza się do oglądania telewizji oraz przebywa w „runecie”, czyli rosyjskiej przestrzeni internetowej, z własnymi stronami, wyszukiwarkami, mediami społecznościowymi. Czy są to wszystko źli ludzie? Nie. Po prostu duża część rosyjskiego społeczeństwa od lat nie ma dostępu do innej informacji i ślepo wierzy w przekaz władz, która bazuje na karmieniu wszystkich demonów rosyjskiego szowinizmu, poczucia wyższości, jak i krzywdy (upadek ZSRR; brak zrozumienia ofiary złożonej przez ZSRR podczas II wojny światowej itd.) oraz imperializmu…
Inny przekaz przez władze był od lat ograniczany, a teraz jest coraz bardziej wycinany do zera. W ostatnich dniach doszło do zamknięcia lub wyłączenia kilku najważniejszych rosyjskich mediów niezależnych (m.in. TV Dożdż, dzisiaj zamknięto legendarną rozgłośnię radiową Echo Moskwy), ograniczane jest także korzystanie z Facebooka, czy Instagrama. Dodatkowo za szerzenie „fejków” (czyli prawdy na temat wojny na Ukrainie) obecnie będzie grozić nawet 15 lat więzienia.
W efekcie w Rosji dominuje przekaz w pełni sterowany przez władze, które jedynie z naszej perspektywy przegrywają wojnę informacyjną. Widać bowiem, że najważniejszy dla nich stał się front wewnętrzny, to właśnie tutaj szczególnie koncentrują swoje wysiłki. Zachodnia percepcja wydarzeń została niejako spisana na straty, prymat przejęła narracja „do środka”, „do Rosjan”. Kreml wie bowiem, że w momencie, gdyby do rosyjskiej świadomości przebiłaby się prawda, czekałyby go spore problemy wewnętrzne i społeczne. Z jego perspektywy znacznie bardziej niebezpieczne, aniżeli zachodnie sankcje i reperkusje.
To z kolei może być jednym z kolejnych elementów (prócz ewidentnego niedoszacowania sił ukraińskiej armii i społecznego oporu) składających się na odpowiedź, czemu ta wojna wygląda tak, jak wygląda. Nie mówię, że kluczowym, ale być może całkiem istotnym. Często padają bowiem pytania dlaczego Rosjanie rzucili na Ukrainę jedynie 15% swojej armii, dlaczego nie wykorzystywali w pierwszych dniach na szerszą skalę swojego lotnictwa?
Nie trudno sobie wyobrazić, że rzucając do boju 500 tysięcy ludzi, czyli połowę swojej armii i podnosząc w powietrze większość samolotów bojowych, znacznie ciężej byłoby Kremlowi utrzymywać kłamstwo o „wyzwoleńczej, pokojowej operacji wojskowej”. Przy ograniczonej liczebności wykorzystanych jednostek, które niewątpliwie łatwiej kontrolować przekaz, ograniczyć liczbę wyciekających filmów z frontu, których autorami są rosyjscy żołnierze (choć pojawia się ich w sieci coraz więcej).
Myślę, że powyższe przykłady dobrze obrazują z czym w głowie idą na front rosyjscy żołnierze. I można tylko próbować sobie wyobrazić, jak wielki szok duża ich część przeżywa patrząc, jakie straty zadają im Ukraińcy, jak wrogo nastawieni są do nich ludzie, których mieli chronić i którzy w ich własnym języku tłumaczą im, żeby wracali do Rosji. Alternatywny świat rosyjskiej propagandy oparty jest bowiem na wielkim kłamstwie. Kłamstwie, które wraz z przekroczeniem rosyjsko-ukraińskiej granicy upada w błyskawicznym tempie.
Artykuł stanowi zredagowaną i skróconą wersję wpisu autora z jego profilu w serwisie Facebook. Tytuł i wyimy pochodzą od redakcji.