Pitbull 2021. Chrześcijański populizm według Patryka Vegi [PODCAST]
Najnowszy Pitbull łączy się z resztą serii tylko nazwą – pod względem fabularnym jest to właściwie adaptacja Księgi Wyjścia, ukryta w kostiumach policjantów i gangsterów. Czy choćby teoretycznie mogło z tego wyjść coś dobrego? Konstanty Pilawa, Bartosz Brzyski i Piotr Kaszczyszyn uważają, że tak. Proste zasady, tryumfujące dobro i bezwzględnie karane zło to w końcu cechy, które łączą kino gangsterskie ze Starym Testamentem. Najnowszy odcinek ,,Kultury Poświęconej” mówi więc o tym, jak mogłaby wyglądać katolicka kultura masowa w najbardziej egalitarnym, populistycznym wydaniu: skoro tak trudno jest w dzisiejszej kulturze opowiadać o zawiłościach chrześcijaństwa, to może warto zacząć od przypominania podstaw?
,,Pitbull 2021 jest inny od poprzednich filmów Vegi. Nie ma w nim nagości. Nie ma epatowania wulgarnością. Nie ma tych wszystkich rubasznych gagów, które znamy z jego innych filmów. Oczywiście jest tu przemoc, straszliwie przerysowana, są też dobra i zła strona, pokazane tak jednoznacznie, że w zasadzie bardziej się nie da.
Na poziomie samej wizji, broniłbym jednak tego filmu. W tym sensie, że nie ma tu może składnego scenariusza, ale jest pewna wizja tego, jak zrealizować ten film, czyli użycie starotestamentowej przypowieści jako konwencji. Główny protagonista – Gebels, grany przez Andrzeja Grabowskiego – symbolizuje Boga Ojca i toczy »odwieczną« walkę z gangsterem Nosem, który stanowi figurę szatana.
Tak jak mówiłem, to się nie trzyma kupy na poziomie scenariusza. Ale, abstrahując od tego, co zobaczyliśmy w kinie, sam pomysł Vegi był bardzo odważny. W rękach innego człowieka mógłby się nawet udać i bylibyśmy pewnie zachwyceni” – stwierdził Konstanty Pilawa.
,,Pytanie brzmi: jak dzisiaj powinniśmy mówić o Ewangelii? Jak powinniśmy opowiadać o tym, czym jest prawo Boże, jak wyjaśniać podstawowe kategorie dla chrześcijaństwa. Często przyjmuje się taką postawę, że należy przytulać do serca wrażliwych ludzi. Należy ich zapewniać, że dzięki Bogu poczują się dobrze, że On ich kocha itd.
W tym momencie pojawia się Patryk Vega i mówi: Cicho tam! Nie ma żadnego przytulania. Jest napisane tak i tak, i macie się do tego dostosować, albo wasze drzwi nie zostaną oznaczone i spadną na was plagi. Koniec dzielenia włosa na czworo. Wracamy do Starego Testamentu. Nie rozumiecie chrześcijaństwa? To znaczy, że jesteście za głupi i trzeba wam mówić prościej. W filmie Gebels mówi do swojego syna: od teraz, kiedy zostałeś wyprowadzony z niewoli, jesteś wolnym człowiekiem. Z tej okazji daje mu dziesięć zasad, które ma przyswoić. A jak nie przyswoi, to nie będzie taryfy ulgowej. Jak mówi: będzie »szósta rano« i pierdzenie w pasiak” – zauważył Bartosz Brzyski.
,,Kiedy myślałem na ten temat przyszedł mi jeszcze do głowy stary numer »Pressji«, jeszcze z czasów, gdy redaktorem naczelnym był Paweł Rojek, zatytułowany: Intronizacja. Ludowy postsekularyzm. Numer ten wywołał wówczas dużo emocji: Rojek próbował pozytywnie wypowiadać się w nim o ruchach, które w przestrzeni publicznej odbierane są raczej w sposób niepoważny – mowa o ludziach, którzy dążyli do intronizacji Chrystusa na króla Polski.
W eseju otwierającym ten numer pisząc o projekcie postsekularnym, Rojek zestawił ze sobą Jürgena Habermasa z jednej, a Josefa Ratzingera z drugiej strony. O co chodzi w największym skrócie? Habermas stwierdził, że teraz powinniśmy wprowadzić religię z powrotem do przestrzeni publicznej demokracji liberalnej, ale w taki sposób, żeby ta religia była bezkantowa, bezpieczna – przetłumaczona na język świecki. To jest coś, co przypomniało mi wcześniej przywoływany film: Boże Ciało. Niby jest tam jakaś religijność, ale zasadniczo jest ona obecna w sposób bardzo sekularny. Wychodzimy od postaci księdza, ale jest on interpretowany trochę jako terapeuta, trochę jako coach. Startujemy od poziomu religijnego, ale kończymy w rzeczywistości zsekularyzowanej.
Komasa to więc taki Habermas. Patryk Vega natomiast – pamiętajmy, to mocne publicystyczne wyostrzenie – przypomina mi bardziej Ratzingera. Wychodzimy od poziomu biedy, degrengolady, przestępczości – pewnych struktur zła – na końcu natomiast lądujemy w scenie, w której główny bohater jako Bóg Ojciec ustanawia prawa. Vega jest gościem, który mówi: nie będziemy przekładać naszych kategorii religijnych na łatwo zrozumiały, ale jednocześnie kastrujący język świecki. Nie – Bóg jest Bogiem, grzech jest grzechem, nawrócenie jest nawróceniem. Zło ma charakter osobowy (tu postać gangstera Nosa), który po spędzeniu trzech dni w piekle (zamknięciu w wersalce przez innych gangsterów), sieje zniszczenie i ciemność. Kończy się to bardzo topornie, ale wciąż uważam, że ten Vego-Ratzinger jest bliższy katolickiemu imaginarium niż rozwodniona, liberalna religijność, nawet jeżeli wychodzimy przy tym na wariatów” – podsumował Piotr Kaszczyszyn.