Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Kędzierski: Merkel rozmawiając z Łukaszenką, daje mu legitymizację polityczną

Kędzierski: Merkel rozmawiając z Łukaszenką, daje mu legitymizację polityczną Źródło: European People's Party - flickr.com

„Działań kanclerz Merkel, które mają na celu opanowanie sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, nie mogę ocenić pozytywnie. Zarówno rozmowa z Władimirem Putinem, jak i rozmowa z Aleksandrem Łukaszenką prawdopodobnie nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Kanclerz Merkel rozmawiała z Putinem jeszcze przed wprowadzeniem jakichkolwiek sankcji na Białoruś lub Rosję i występowała z pozycji strony proszącej, czyli strony słabszej. Rosyjska dyplomacja bardzo umiejętnie potrafi rozgrywać słabość swoich partnerów, stąd nie dziwi zaniepokojenie państw bałtyckich czy Polski, że ponad ich głowami dochodzi do takiej komunikacji między Berlinem a Moskwą. Natomiast jeszcze bardziej skandaliczna jest rozmowa Angeli Merkel z Łukaszenką, którego Unia Europejska w ogóle nie uznaje za prawowitego prezydenta Białorusi” – mówił Marcin Kędzierski, główny ekspert CAKJ, w rozmowie z Dariuszem Rosiakiem w programie „Raport na dziś”.

„Rozmowy z Łukaszenką mogłyby się odbywać dopiero wtedy, gdyby został nałożony na Białoruś pakiet sankcji unijnych i sankcji amerykańskich. Wtedy można rozmawiać z Łukaszenką z pozycji siły, tzn. domagać się pewnych ustępstw, po których możemy zgodzić się na wycofanie przynajmniej części sankcji. Oczywiście istnieją sankcje już nałożone przez Unię Europejską po sfałszowaniu przez Łukaszenkę wyborów na Białorusi w ubiegłym roku, jednak białoruska opozycja wskazuje na to, że są one dość słabe. Dopóki nie nałożymy wystarczająco mocnych sankcji, to rozmowa z samym Łukaszenką ma niewielkie szanse powodzenia, gdyż nie ma innego sposobu, żeby wpłynąć na działania białoruskich władz” – uważa ekspert.

„Trzeba sobie bardzo wyraźnie powiedzieć, że kryzys migracyjny z 2015 r. i obecny kryzys, który już nie jest tylko kryzysem migracyjnym  – chyba wszyscy już dostrzegają, że jest to wydarzenie o znacznie szerszej charakterystyce – nie są jakkolwiek do porównania. Erdoğan miał na swoim terenie uchodźców, których tam kilka milionów. Dlatego mógł ich albo przepuścić, albo zablokować. W wypadku Łukaszenki nie mówimy o kilku milionach, lecz co najwyżej o kilku lub kilkunastu tysiącach migrantów. Co więcej, są to migranci ściągnięci przez Łukaszenkę. Podczas gdy Erdoğan tylko zarządzał kryzysem migracyjnym, który wspierały organizacje przestępcze i mafijne, o tyle w sytuacji obecnego konfliktu rolę organizacji przestępczej odgrywają białoruskie struktury państwowe. Zatem chociażby z tego względu te konflikty są nie do porównania. Nie do porównania jest także stanowisko Unii Europejskiej, która w 2015 r. była za tym, aby część z tych uchodźców przyjąć. Natomiast dzisiaj Unia wyraża stanowisko, zgodnie z którym migrantów można przyjąć, ale pod warunkiem odesłania ich do kraju pochodzenia” – ocenia Kędzierski.

„Istotnym kontekstem obecnego konfliktu jest szantaż gazowy, który od dwóch miesięcy Rosja stosuje wobec Europy. Nie można też zapominać o dyslokacji rosyjskich sił zbrojnych przy granicy z Ukrainą. Z tego względu ten kryzys ma bardzo wiele twarzy. Głównym celem Federacji Rosyjskiej, która jakoś w ten konflikt jest zaangażowana, jest dokończenie czy też certyfikacja drugiej nitki gazociągu Północnego. Ta decyzja na razie została zablokowana na poziomie urzędniczym na następnych kilka miesięcy, ale ostatecznie będzie przedmiotem dyskusji politycznej. Wydaje się, że w tych relacjach między Unią Europejską a Rosją Rosjanie przelicytowują. Może się zdarzyć, że pewna masa krytyczna zostanie przekroczona, a Niemcy uznają, że jednak nie warto uruchamiać drugiej nitki gazociągu” – mówi ekspert.