Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Tata Mata i aksjomat zap*****u. Dlaczego według nauczania Kościoła i zdrowego rozsądku praca po 16 h to chory pomysł?

Tata Mata i aksjomat zap*****u. Dlaczego według nauczania Kościoła i zdrowego rozsądku praca po 16 h to chory pomysł? Print screen from https://www.youtube.com/watch?v=PhxBAgXSgAA

Kusi, aby na postawione w tytule artykułu pytanie odpowiedzieć memicznym klasykiem z Jana Pawła II: „Można, jak najbardziej, jeszcze jak”. Problem polega jednak na tym, że ani w Laborem exercens, ani w innych dokumentach kościelnych nie znajdziemy pochwały kompulsywnej harówki po kilkanaście godzin dziennie. No chyba że lekturę encyklik pomylimy z etyką protestancką, którą opisał Max Weber. Tylko wtedy znajdziemy się już poza katolicką nauką społeczną.

Internetowe inby mają to do siebie, że zazwyczaj szybko eskalują poza swój pierwotny kontekst. Tak też stało się i teraz. Po kilku dniach od twitterowej potyczki ojca pewnego popularnego rapera od frytek i potrójnego cheesburgera z szefem partii Razem, Adrianem Zandbergiem, cała dyskusja toczy się już wokół pytania o sensowność pracy zawodowej po kilkanaście godzin dziennie. To jasne, że prof. Matczakowi nie chodziło o łamanie kodeksu pracy i wrzucanie kogoś na 16 godzin roboty na jednym etacie. Nie zmienia to faktu, że jego wypowiedzi wskazują na istnienie realnego sporu, który można streścić w jednym fundamentalnym pytaniu: czy aksjomat z********u na pewno powinien meblować nam życie?

Współcześnie pracujemy najwięcej w historii – według szacunków godzinowy wymiar naszej pracy jest nawet większy niż w średniowieczu i starożytności. Dodatkowo sama praca staje się coraz bardziej wyczerpującą psychicznie – tak pisał w obszernym eseju na naszym portalu Bartosz Paszcza. Dziś naszym problemem nie jest więc wcale roszczeniowość millenialsów, ani lewicowe bajania o społeczeństwie leniwych pięknoduchów, którzy żyją z bezwarunkowego dochodu gwarantowanego, lecz model pracy-harówki.

Rozpowszechniony szczególnie w Polsce (co dobrze obrazują wypowiedzi samego Matczaka, który ten kult z********u najwyraźniej ma bardzo mocno zinternalizowany) – według statystyk OECD pracujemy przeciętnie ponad 1766 godzin w roku, co daje nam piąte miejsce w Europie i dwunaste na świecie.

O negatywnych konsekwencjach pracy po kilkanaście godzin dziennie w oparciu o raporty, dane i statystyki pisał wyczerpująco na łamach „Krytyki Politycznej” Piotr Wójcik: od jej niskiej produktywności, przez zwiększenie ryzyka chorób, wypalenia zawodowego, aż po depresję. Przy okazji zwracając uwagę na jeszcze jedną fundamentalną kwestię – fałszywe założenie, że sama wielogodzinna harówka przełoży się bezpośrednio na nasz zawodowy sukces.

Tyle jeśli chodzi o krótki zestaw argumentów czysto pragmatycznych. Sprawa jest bowiem znacznie istotniejsza niż proste wyliczanie produktywności za jedną roboczogodzinę. Tak naprawdę w całej tej dyskusji o harowaniu kilkanaście godzin dziennie dla osiągnięcia zawodowego sukcesu chodzi o wymiar aksjologiczny i normatywny model dobrego życia. Czyli o odpowiedź na pytanie: czy naprawdę tyle godzin ze swojego życia mamy przeznaczać na zawodową karierę?

Z perspektywy katolickiej odpowiedź jest jasna i brzmi „nie”. Oczywiście, w nauczaniu Kościoła praca ma znaczenie fundamentalne: jest nakazem, który otrzymaliśmy od Boga jeszcze w Edenie, św. Paweł kategorycznie stwierdził, że kto nie chce pracować, niech nie je (2 Tes 3, 12)., nawet sam Jezus większość swojego ziemskiego życia przepracował jako wędrowny cieśla. W encyklice Laborem exercens Jan Paweł II mocno podkreślił, że nasza ludzka praca jest wpisana w Boży plan zbawienia – pracując, współtworzymy świat, który ofiarował nam w darze stworzenia Bóg Ojciec.

Jednocześnie jednak katolicka nauka społeczna daleka jest od gloryfikacji pracy zarobkowej samej w sobie. Nie jesteśmy protestantami z ich kultem pracy, który momentami zahaczał o heretyckie z perspektywy katolika założenia, że w duchu predystynacji zawodowy sukces tutaj na Ziemi miał być niechybnym znakiem Bożej łaski i przyszłego zbawienia. Tak samo nauczanie Kościoła dalekie jest od redukowania pojęcia pracy do jej zarobkowego charakteru, co stanowi istotę współczesnego kapitalizmu.

W encyklice Laborem exercens Jan Paweł II wyróżnił dwa zasadnicze wymiary pracy: przedmiotowy – odnoszący się do zewnętrznych efektów ludzkiej pracy, które mają nam zapewnić godziwy byt materialny; oraz podmiotowy – odsyłający do pracy jako drogi w stronę ludzkiego samospełnienia. Tym samym zasadnicze pytanie nie brzmi: czy pracować, ale jak pracować i co rozumieć pod pojęciem pracy.

W jednym z numerów naszego czasopisma idei „Pressje” sformułowaliśmy integralne pojęcie pracy, które wykraczało poza jej wymiar zarobkowy, włączając w jej rozumienie takie obszary ludzkiej aktywności jak:

a) praca domowa, opiekuńcza i wychowawcza;

b) praca społeczna, czyli szerokie spektrum działań podejmowanych głównie w formie niezarobkowej: zaangażowanie w radę osiedla, aktywność w organizacjach społecznych, wolontariat, lokalne niesformalizowane inicjatywy etc.);

c) praca jako samospełnienie – jako taka powinna być podejmowana przez każdego człowieka z powołania, dobrowolnie, dla realizacji swojego unikatowego potencjału jako człowieka, odpowiadająca pojęciu pracy podmiotowej u Jana Pawła II. Jej specyfika sprawia, że funkcjonuje na pograniczu klasycznie rozumianej pracy i hobby, ale jednocześnie możliwość jej wykonywania jest fundamentalna dla naszego spełnienia jako ludzi;

d) praca relacyjna – pojęcie pracy relacyjnej wyprowadzam z katolickiej antropologii z jego modelem homo reciprocans, istoty relacyjnej, dla której kluczowe dla osiągnięcia pełni człowieczeństwa jest budowanie relacji z drugim człowiekiem i Bogiem. Praca relacyjna odbywa się więc pomiędzy małżonkami lub partnerami w związku, między rodzicami a dziećmi, w ramach grup przyjaciół, częściowo także w ramach wskazanej wyżej pracy społecznej.

W ten sposób dochodzimy do drugiej fundamentalnej kwestii z perspektywy katolickiego rozumienia pracy – zasobu czasu, aby móc realizować te wymiary pracy, które wykraczają poza jej aspekt materialny. W tym celu możliwe do zastosowania są różne rozwiązania. W przywoływanym już wcześniej eseju Bartosz Paszcza proponuje dwa możliwe narzędzia „odzyskania” naszego czasu.

Pomysł pierwszy, czyli systemowe skrócenie wymiaru godzinowego tygodnia pracy: „Skrócenie czasu pracy to najbardziej intuicyjne rozwiązanie. W Polsce mało osób pracuje w niepełnym wymiarze etatu – częściowo zapewne dlatego, że chcą więcej zarabiać, ale prawdą jest, że na rynku pracy po prostu trudno znaleźć taką możliwość. W interesie społecznym, jak również w interesie rodzin, jest ograniczanie czasu pracy. Dlatego warto rozmawiać o czterodniowym tygodniu pracy czy też o zachętach na rzecz niepełnych etatów.”

Pomysł drugi, czyli… nowe technologiczne średniowiecze: „Powrót do sytuacji, w której miejsce i czas pracy zarobkowej, rodzinnej i wypoczynku stają się wspólne. To praca zdalna, w ciągu całego dnia, ale z mniejszą intensywnością, rozliczana z wykonanych zadań. Pandemia pokazała nam, że praca z domu jest możliwa – część menedżerów zdążyła już wypowiedzieć się w mediach, że ku ich zaskoczeniu nie spadła produktywność. Z drugiej strony, jeśli mogę oprzeć się na dowodach anegdotycznych, część zazwyczaj przepracowanych znajomych wreszcie złapała oddech. W końcu przestało się liczyć tkwienie przy biurku przez dwanaście godzin, a tempo pracy znów zaczął w pewnym stopniu regulować sobie sam pracownik. Praca straciła na intensywności, choć niejednokrotnie oznaczała kończenie zadań późnym wieczorem”.

Jako katolicy i chadecy powinniśmy przestać oceniać pracę zarobkową za pomocą kryteriów z porządku kapitalistycznego. W nauczaniu Kościoła praca to coś więcej niż zera na koncie, a sama praca nie stanowi istoty naszego ziemskiego życia. Jego celem jest zbawienie, a zbawienia nie zdobywa się sukcesem zawodowym, ale wolnym czasem na Mszę św., modlitwę, lekturę Pisma, nudzenie się z dziećmi, rozmowę i seks ze współmałżonkiem, a nie z*******l w robocie. Co więcej, propozycje chadeckie pozbawione są charakteru stricte konfesyjnego, możliwe są do uniwersalnego zastosowania. Jak starałem się pokazać w obszernym eseju, na gruncie społecznego ładu pracy możliwy jest dziś sojusz katolików i lewicy. Nie trzeba więc co niedzielę chodzić do kościoła, aby zgodzić się na integralne pojęcie pracy.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.