Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Libura: Likwidacja szpitali powiatowych to nieporozumienie

Libura: Likwidacja szpitali powiatowych to nieporozumienie https://unsplash.com/photos/98__MsKaUsI

„Zajmowanie się liczbą szpitali. I takie technokratyczne przekonanie, że istnieje jakiś idealny model służby zdrowia z idealnie wyliczoną liczbą łóżek, który sobie skopiujemy z Zachodu. Rok temu wyszła duża praca naukowa o tym, czy istnieje dobry wzór teoretyczny, który pozwala zaprojektować liczbę łóżek szpitalnych potrzebnych na danym terenie. Badacze zebrali wcześniejsze badania naukowe i zrobili metaanalizę. Odpowiedź brzmi: nie, nie ma takiego jednego wzoru” – mówi Maria Libura, ekspertka CAKJ ds. zdrowia, w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim dla gazeta.pl o pomyśle ograniczenia liczby szpitali.

„Pacjenci mają dobrą intuicję, że szpital to miejsce, gdzie ktoś mnie w końcu przebada, a nie: najpierw zleci jedno badanie, więc będę musiała jechać do punktu pobrań, jak wrócę z niepokojącym wynikiem do poradni specjalistycznej, to znów nie będzie terminu wizyty, w końcu się dostanę, a lekarz zleci dodatkowe badanie albo odeśle do innego specjalisty, tam znów nie będzie terminów, w końcu jak się dostanę, to każą powtórzyć badania… To są wielomiesięczne peregrynacje, jeździsz z tymi swoimi papierami i wynikami badań od Annasza do Kajfasza. No więc chrzanię to i jadę tam, gdzie to wszystko mam nadzieję dostać w jednym miejscu – do szpitala” – mówi Libura.

„W tych wszystkich technokratycznych pomysłach zawarta jest wsobna wizja systemu ochrony zdrowia. Oni wszyscy dużo mówią, że zdrowie to nie tylko przychodnie i szpitale, tylko przede wszystkim ludzie, ale potem w konkretnych pomysłach i praktycznych rozwiązaniach tego nie widać. Pojawia się często argument, że szpitale powiatowe skazują pacjentów z prowincji na słabą jakość opieki, bo na przykład robią mało operacji, więc chirurg nie ma wprawnej ręki. I to czasami może być jakoś tam prawdziwe, ale jeżeli w ogóle nie będzie tego chirurga na miejscu, to wielu mieszkańców straci dostęp do określonego zakresu świadczeń chociażby ze względu na wykluczenie komunikacyjne” – uważa ekspertka.

„Bo czasami lekarze mikroprzedsiębiorcy takie sumy wyciskają. Jakiś anestezjolog czy chirurg obrabia trzy kontrakty, zamiast pracować ustawowe 160 godzin w miesiącu, pracuje 400, bierze dyżur po dyżurze. To model straszliwie szkodliwy dla bezpieczeństwa pacjentów, a jeśli jeszcze lekarz łata dziury w wielu placówkach, on w zasadzie staje się najemnikiem systemu publicznego. I to również się przyczynia do fragmentacji całego systemu. Szpital wciąż kojarzy się z koordynacją opieki, a tymczasem model zatrudniania na kontrakcie powoduje, że przestaje on skupiać ludzi, którzy się znają, mogą się w pracy spotkać i porozmawiać o trudnych przypadkach, a staje się miejscem chwilowej pracy, do którego się wpada” – mówi Libura.

„I właśnie przeciwko temu buntują się młodzi lekarze, co niestety słabo się przebija do opinii publicznej, bo media relacjonują w kółko tylko postulaty płacowe. Oni nie chcą pracować tak jak starsze pokolenie lekarzy i to jest dobry znak. A drugim dobrym znakiem jest to, że im zależy na systemie publicznym, chcą w nim zostać i walczyć, żeby był bardziej przyjazny. Mocno z tym sympatyzuję. Gdyby poprawić warunki pracy w służbie zdrowia, to postulaty płacowe można by było na spokojnie omawiać. Są takie szpitale i takie oddziały, na których nikt nie chce dyżurować, pomimo że płacą świetne stawki. I bywa, że powodem jest zbyt duże obciążenie pracą albo po prostu zła kultura pracy w danym miejscu. Niektóre publiczne placówki to fatalne miejsca pracy, bardziej przypominające memowy januszex, niż instytucje zaufania publicznego. Państwo polskie nie powinno być toksycznym pracodawcą, który jak najgorsza korporacja wyciska ludzi jak cytryny: zatrudnia personel medyczny na śmieciówkach, nie dba o odpoczynek, nie zwraca uwagi na bezpieczeństwo socjalne i toleruje mobbing, a najchętniej by wszystkich wyoutsourcowało, salowe, pielęgniarki, panie kuchenne, lekarzy” – ocenia ekspertka.