Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Zbyt łatwo potępiamy państwo za sytuację na granicy. To konflikt między miłosierdziem a bezpieczeństwem

Zbyt łatwo potępiamy państwo za sytuację na granicy. To konflikt między miłosierdziem a bezpieczeństwem Autorka: Magdalena Karpińska

Push backi są nie do pogodzenia z etyką chrześcijańską. Z perspektywy katolickiej jesteśmy zobowiązani do czynów miłosierdzia i udzielenia niezbędnej pomocy ludziom, których życie znajduje się w niebezpieczeństwie. Tylko że po drugiej stronie tego etycznego sporu mamy realny argument z bezpieczeństwa, którego nie da się zbyć tak łatwo, jak chcieliby tego niektórzy dyskutanci. Co więcej, nie mamy wystarczającej wiedzy, aby obiektywnie ocenić, czy z perspektywy etyki odpowiedzialności rząd zachowuje się słusznie, czy należy go potępić. Nie ferujmy zbyt łatwo jednoznacznych ocen tylko po to, aby poczuć, że jesteśmy czyści moralnie i ten dylemat nas nie dotyczy.

Push-backi czy pełne otwarcie granicy?

Trzeba zacząć od faktu podstawowego, który na obecnym etapie dyskusji coraz częściej nam umyka. Głównym odpowiedzialnym za sytuację na granicy polsko-białoruskiej jest Aleksander Łukaszenka. Jego odpowiedzialność ma charakter zarówno polityczny, jak i czysto moralny – konsekwencją jego cynicznej strategii jest zagrożenie utraty zdrowia i życia przez tysiące osób przy nielegalnym przekraczaniu granicy z naszym krajem. Być może to banał, ale konieczny do podkreślania, gdyż dzisiaj coraz częściej skupiamy się wyłącznie na działaniach polskich pograniczników, tak jakby to oni odgrywali w całej tej tragicznej sytuacji główną rolę. A to przecież nieprawda.

Oczywiście, przyjęcie tego podstawowego założenia nie ściąga z polskich służb realnej odpowiedzialności za podejmowane działania. W sytuacji pogarszających się warunków pogodowych ta odpowiedzialność staje się coraz większa i coraz tragiczniejsza w potencjalnych skutkach. Odsyłanie ludzi przekraczających polską granicę z powrotem na stronę białoruską, czyli tzw. procedura push backów, jest problematyczna nie tyle ze względu na jej prawdopodobną sprzeczność z prawem międzynarodowym, ale również fakt, że przy obecnych temperaturach wywożenie kobiet i dzieci do lasu lub na bagna oznacza realne zagrożenie dla ich życia.

I w tym miejscu trzeba sprawę postawić jasno – push backi są nie do pogodzenia z etyką chrześcijańską. Z perspektywy katolickiej jesteśmy zobowiązani do czynów miłosierdzia i udzielenia niezbędnej pomocy ludziom, których życie znajduje się w niebezpieczeństwie. Tylko że po drugiej stronie tego etycznego sporu mamy realny argument z bezpieczeństwa, którego nie da się zbyć tak łatwo, jak chcieliby tego niektórzy dyskutanci.

Patrząc na podejmowane działania, polski rząd jest najwyraźniej gotowy wziąć na siebie moralną odpowiedzialność za zło push backów dla uniknięcia większego ich zdaniem nieszczęścia. Tym nieszczęściem jest destabilizacja polityczna naszego kraju, a w dalszej perspektywie wywołanie konfliktu politycznego w UE. To właśnie jest celem prowadzonej przez białoruskiego dyktatora wojny hybrydowej, do której wykorzystuje uchodźców z krajów zagrożonych wojną, migrantów ekonomicznych, a także potencjalnych terrorystów.

Jednocześnie, o czym w debacie publicznej zapominamy, nie mamy pełni wiedzy na temat działań podejmowanych przez Łukaszenkę. Wiedzą tą dysponują tylko polskie służby i co oczywiste nie mogą się nią podzielić z opinią publiczną. Dlatego choć trudno mi przystać na stosowanie procedury push-backów, które są moralnie naganne, jestem ostrożny w ferowaniu ostatecznych wyroków.

Co więcej, istnieje prawdopodobieństwo, że polskie państwo zachowuje się słusznie z perspektywy etyki konsekwencji, która jednak w tym konkretnym przypadku stoi w konflikcie z chrześcijańskimi wartościami. Jan Paweł II rozstrzyga ten dylemat dość jednoznacznie w encyklice Veritatis splendor (pkt. 74-76). Stwierdza, że te teorie moralne, które opierają się na analizie przewidywanych skutków danego czynu (papież używa takich określeń jak konsekwencjonalizm czy proporcjonalizm) mogą być atrakcyjne z powodu kładzenia szczególnej uwagi na kwestie odpowiedzialności i podobieństwo do refleksji naukowej, technicznej czy ekonomicznej. Mogą także uwalniać „człowieka od więzów moralności przymusu, woluntarystycznej i arbitralnej, która może się wydawać nieludzka”. To mimo wszystko „tego rodzaju teorie sprzeciwiają się jednak nauczaniu Kościoła, kiedy przypisują sobie zdolność usprawiedliwienia – to znaczy uznania za moralnie dobre – świadomych decyzji, które prowadzą do czynów sprzecznych z przykazaniami prawa Bożego i naturalnego”. Usprawiedliwianie braku niesienia pomocy uchodźcom czy migrantom ekonomicznym i powoływanie się przy tym na dalekosiężne konsekwencje takiej decyzji byłoby dla papieża po prostu niekatolickie.

Nie znaczy to jednak, że z perspektywy państwa jest to działanie niesłuszne. Państwo zostało powołane do zagwarantowania bezpieczeństwa własnym obywatelom, to wręcz jego główne zadanie, więc musi także przewidywać, jakie konsekwencje wynikną z jego działań dla obywateli. Można się zatem zżymać, że polityka z powodów czysto obiektywnych nie zawsze może odznaczać się moralną nieskazitelnością, ale czasem tak właśnie jest.

Wojna hybrydowa nie może być sprawiedliwa, jeśli jako broni używa się ludzi. Stawiając sprawę na ostrzu noża – przy braku wystarczającej wiedzy nie można dziś potępiać w poczuciu moralnej wyższości polskiego państwa za to, że państwo to przymuszone do uczestnictwa w tej z gruntu złej wojny, używa równie złych, choć bez porównania mniej okrutnych w stosunku do przeciwnika środków. Nie ferujmy zbyt łatwo wyroków tylko po to, żeby poczuć się moralnie czyści.

Nie zmienia to faktu, że trzeba uczynić wszystko, aby push-backi, o ile rzeczywiście są konieczne, czyniły jak najmniejszą ilość zła – osoby zmarznięte, wycieńczone i głodne powinny otrzymać niezbędną pomoc, a osoby narażone na utratę życia trafić do pobliskich szpitali. Ci migranci zaś, którzy wyrażą chęć złożenia wniosku azylowego i pozostania w Polsce, muszą otrzymać taką możliwość. Jeśli to zło jest konieczne, czego chyba nikt do końca nie jest dziś w stanie ustalić, niech będzie go jak najmniej. Według zapewnień strony rządowej, wszystko to już się dzieje, z zupełnie inną narracją występuje opozycja i niektóre organizacje noszące pomoc, co samo w sobie pokazuje skalę dezinformacji, z jaką mamy do czynienia.

Nie ulega jednak wątpliwości, że sama procedura push-backów to działanie tymczasowe i na dłuższą metę nieskuteczne (według doniesień niektóre osoby są wywożone z Polski z powrotem na Białoruś nawet kilkadziesiąt razy). Równie nieskuteczna jest obrona liczącej ponad 400 kilometrów granicy z Białorusią. Skoro w samym wrześniu całą Polskę wszerz pokonało, zapewne pieszo, ponad tysiąc osób, które zdążyły nielegalnie przekroczyć granicę z Niemcami, to ile osób błąka się dziś po polskich lasach i wsiach?

To być może w tej sytuacji realizm polityczny i wrażliwość miłosierdzia łączą się w pomyśle pełnego otwarcia polskiej granicy i stworzenia obozów dla wszystkich przybywających do naszego kraju? Do tego nawołują przecież bardziej lewicowi komentatorzy i aktywiści. Problem polega jednak na tym, że nawet najbardziej wzniosłe moralnie pobudki nie są wolne od „sprawdzam” w duchu etyki konsekwencji, według której musi działać państwo.

Skoro bowiem Łukaszenka prowadzi z nami wojnę hybrydową, to gotów będzie wysyłać kolejne tysiące osób, aż do przepełnienia tychże obozów. Czy ci, którzy dzisiaj tak ochoczo nawołują do wpuszczenia wszystkich, wezmą na siebie odpowiedzialność za potencjalną katastrofę humanitarną? Czy naprawdę uważamy, że możemy wpuścić i być w stanie pomóc dowolnej liczbie ludzi? Co zrobi Putin i Łukaszenka, kiedy popiszemy się tak daleko idącą naiwnością? Szczególnie, że prócz nowo przybywających do Polski, będą wracać także ci, których ze swojej granicy odeślą Niemcy.

Zbiorowe reakcje obronne: kompensacja i wyparcie

Zdjęcia dzieci z Michałowa odesłanych na mróz zagrażający ich życiu rozpoczynają symbolicznie drugą, o wiele groźniejszą fazę kryzysu migracyjnego. Szok moralny oczywistego zła podejmowanego przez polskie władze wywołuje społeczny lęk. Ten zaś musi znajdować swoje ujście. Tabu obrony dzieci za wszelką cenę zostało złamane. Każde przekroczenie tabu zaś wywołuje chaos, z którym trudno sobie poradzić. Reagujemy więc na trzy główne sposoby.

Dwa z nich zostały dość dobrze nazwane przez Marcina Dumę, szefa IBRIS-u: „Robiliśmy badanie, w którym pytaliśmy, czy należy pomóc ludziom na granicy w Usnarzu Górnym, gdzie koczowało ok. 30 osób. Pomóc? »Pomóc«. A wpuścić do Polski? »Nie, nie wpuszczać«. Ludzie chcieli, aby przerzucić tym migrantom przez granicę jakąś symboliczną pomoc, ale tylko po to, abyśmy sami moralnie poczuli się lepiej – nic więcej”.

Kiedy widzimy krzywdę ludzi, a jednocześnie czujemy się zagrożeni, to w naturalnym odruchu obronnym bardziej zależy nam na własnym bezpieczeństwie. Czynimy więc cokolwiek, żeby poczuć się moralnie czystymi. W psychologii taka postawa określana jest mianem kompensacji. Taką kompensacją jest zadowolenie z siebie, kiedy wrzucasz dwa złote bezdomnemu. Taką kompensacją był też słynny „rajd” posła Starczewskiego z początku kryzysu.

Alternatywą jest wyparcie. Duma stwierdza: „Zrekonstruuję sposób myślenia naszych badanych: przyjmijmy tę dziewczynkę, no ale ona musi być z mamą – to mama jest jeszcze OK. Ale też z tatą, bo nie można rozdzielać rodziny – oj nie, poczekajmy, poczekajmy. No i uruchamia się stereotyp muzułmanina. Gdzie i czy stawiać granicę? Mając taki dylemat ludzie czasami wolą po prostu odwrócić wzrok i nie widzieć już nawet tej małej dziewczynki”.

Czujemy się zagrożeni podwójnie, bo tu nie chodzi tylko i wyłącznie (a nierzadko w ogóle) o lęk przed muzułmanami. Przecież wiemy, że w żywotnym interesie Łukaszenki i Putina jest destabilizacja Polski, regionu, ale też przerzucenie na nasze terytorium ludzi niebezpiecznych. I według informacji podawanych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych tacy niebezpieczni ludzie, przeszkoleni militarnie, do Polski już się dostali i zostali zatrzymani (abstrahując od skandalicznej konferencji min. Błaszczaka i Wąsika, na której informacje te były podawane).

Lęk o własne bezpieczeństwo jest więc realny i rośnie wraz z kolejnymi doniesieniami o dziesiątkach tysięcy osób, które przekraczają nasze granice. To realne zagrożenie wpływa na naszą psychikę i w reakcji obronnej wypieramy równie realny problem – co zrobić, żeby Bogu ducha winne dzieci i ich rodzice nie zamarzały na przygranicznych bagnach?

Szczególnie do takich osób mówi Jarosław Kaczyński. Na briefingu zorganizowanym w Podlaskim Oddziale Straży Granicznej Kaczyński stwierdził, że wszystkie osoby, które starają się dostać do Polski przez granicę z Białorusią to majętni migranci ekonomiczni oszukani przez Łukaszenkę i chcący dostać się do Niemiec. Mówił o licznych prowokacjach białoruskiej straży granicznej, która dopuszcza się wystrzałów z ostrej broni skierowanych w powietrze, rzucania w stronę polskiej granicy przedmiotów imitujących granaty czy przecinania stawianych przez Polaków zasieków.

Prezes PiS występował z pozycji siły. Mówił, że sytuacja jest opanowana, służby zachowują się wzorowo, zdecydowana większość migrantów jest albo zatrzymywana na granicy, albo push-backowana, albo przenoszona do ośrodków lub szpitali. Kaczyński stwierdził również, że wszystkie działania wykonywane przez polskie państwo są legalne, a dzieci jak i wszyscy pozostali migranci traktowani humanitarnie.

Przeciwną postawę, choć opartą zarówno na kompensacji jak i wyparciu, reprezentują ci, którzy pragną nieść pomoc wszystkim i zawsze, ponad wszystko (tak wiem, upraszczam). Ich zdaniem adekwatną reakcją na kryzys jest po prostu otworzenie granic, bo tak nakazuje humanizm, solidarność, Chrystus lub inna Wielka Wartość. Ilustracją takiej postawy może być milczący protest zorganizowany przez środowisko „Więzi”.

Pretekst do wyartykułowania nacisku na zmianę polityki PiS-u jest jak rzucone dwóch złotych bezdomnemu – ten protest to czysty gest kompensacyjny, to pokazanie, że my stoimy tam, gdzie trzeba. Tak przeraża ich perspektywa zawinionej śmierci osób przekraczających polską granicę, że nie zważają jednocześnie lub odrzucają w ogóle istnienie realnego zagrożenia dla polskich obywateli. Czynią więc z państwa dość wygodnego w tym kontekście kozła ofiarnego, akcentując jedynie etykę przekonań, kosztem etyki konsekwencji.

***

Mamy zatem do czynienia z konfliktem jeśli nie tragicznym, to na pewno bardzo trudnym do rozwiązania. Obecnie realizowana strategia wydaje się niedostateczna, a polskie państwo w tym konflikcie przegrywa. Nie widzę jednak realistycznej alternatywy wobec przyjętej strategii. Trzeba powstrzymać możliwość lotów na Białoruś tak, żeby ludzie na tej granicy po prostu przestali się pojawiać, trzeba współpracować z Unią Europejską, trzeba budować mur lub w inny sposób uszczelniać granicę. Dziś jednak przyznaje to niemal każdy, a kryzys dalej trwa, warunki pogodowe dla przebywających tam osób zaś z dnia na dzień ulegają pogorszeniu.

Nie będę udawał, że jestem w stanie rozpisać strategię, jaką powinien przyjąć rząd. Chciałem jedynie pokazać, że obecna sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana niż wydaje się to najbardziej skrajnym stronom tego konfliktu, a ostatecznie przy braku elementarnej wiedzy i informacyjnej wojny nie możemy wyręczać państwa w czynieniu tego, do czego zostało powołane – do dbania o bezpieczeństwo obywateli.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.