Aktywnie przeczekać niekorzystną koniunkturę. Transformacja Zachodu a bezpieczeństwo Polski
W skrócie
Koncentracja amerykańskich zasobów na rywalizacji z Chinami wymaga wygaszenia pozostałych frontów potencjalnej konfrontacji USA. Nie jest to zjawisko nowe i nie ulegnie w najbliższej przyszłości zmianie, dlatego administracja Białego Domu dąży do próby resetu bezpośrednich relacji Waszyngtonu z Kremlem. Ponadto targana kryzysami (zadłużeniowym, imigracyjnym, brexitowym i covidowym) UE nieustannie słabnie. Musimy tę niekorzystną dekoniunkturę przeczekać, a w międzyczasie wzmacniać swój potencjał przez rozwój i zacieśnianie współpracy w regionie. Aktywność w obszarach elektroniki, energetyki i budowy wspólnego rynku zbrojeniowego w Europie Środkowo-Wschodniej wymiernie zwiększyłyby nasze bezpieczeństwo.
Analiza jest częścią raportu CAKJ, „Nowy strategiczny ład. Transformacja Zachodu a bezpieczeństwo Polski”, którego celem jest rozwinięcie debaty różnych ośrodków intelektualnych w Polsce na temat przyszłości systemu bezpieczeństwa Polski.
Niezwykle interesujący artykuł Justyny Gotkowskiej całościowo ujmuje problem bezpieczeństwa Rzeczypospolitej w dynamicznie zmieniającym się otoczeniu międzynarodowym. Zasłużenie spotkał się on z powszechnie życzliwym przyjęciem. Rozważania autorki pozostawiają jednak pewne luki w obrazie całości. Po ich wypełnieniu zmuszeni jesteśmy do wysnucia odmiennych wniosków. Sytuacja Polski w obliczu globalnych zmian pogarsza się i wszystko wskazuje na to, że ten trend utrzyma się w nadchodzących latach.
Bidenowska korekta kursu
Niewątpliwie Stany Zjednoczone dokonują strategicznego zwrotu ku Dalekiemu Wschodowi. Koncentracja amerykańskich zasobów na rywalizacji z Chinami wymaga zastąpienia ich w innych regionach siłami sojuszników i wygaszenia pozostałych frontów potencjalnej konfrontacji.
Nie jest to zjawisko nowe, ma charakter ponadpartyjny i nie ulegnie w najbliższej przyszłości zmianie. Tak demokraci, jak i republikanie uznają Chiny za główne wyzwanie, przed którym stoją Stany Zjednoczone. Administracja Joego Bidena ma jednak inną receptę na prowadzenie tej rywalizacji niż poprzednia władza. Chodzi o inny stosunek do Niemiec.
Trump prowadził politykę transakcyjną – liczył siły i środki, domagał się zwiększenia udziału sojuszników w ponoszonych kosztach zapewniania bezpieczeństwa. Wykorzystywał precedens stworzony w 2015 r. przez Japonię (która odeszła od formuły sił samoobrony na rzecz regularnej armii zdolnej do ekspedycji zamorskich) skutecznie naciskał na Koreę Południową i Tajwan, aby uzyskać wzrost ich wydatków zbrojeniowych i umocnić zmianę polityki wojskowej Tokio w kierunku przyjęcia przezeń części zadań związanych z obroną Tajwanu przed ewentualną inwazją chińską. Największą demonstracją tej linii politycznej była konferencja prasowa Trumpa po spotkaniu z Kim Jong Unem w Hanoi (28 lutego 2019 r.). Wezwano na niej dalekowschodnich sojuszników USA do zwiększenia ich udziału we wspólnej obronie.
W Europie Trump usiłował powtórzyć scenariusz dalekowschodni – uzyskać przejęcie istotnej części ciężarów obrony i odstraszania przez europejskich sojuszników z NATO. Ci jednak w istocie odmówili znaczącego zwiększenia wydatków zbrojeniowych i przejęcia ciężarów wojskowych od USA. Już w lutym 2019 r. minister finansów RFN, Olaf Scholz, jednoznacznie wskazał, że do 2024 r. niemieckie wydatki zbrojeniowe nie będą w stanie przekroczyć 1,5% PKB, a w listopadzie tego samego roku kanclerz Angela Merkel po spotkaniu z sekretarzem generalnym Sojuszu Północnoatlantyckiego, Jensem Stoltenbergiem, określiła dopiero 2031 r. jako realny, lecz ambitny cel osiągnięcia przez Niemcy pułapu 2% PKB na zbrojenia. Deklaracje te oznaczały niezdolność do wypełnienia przez Berlin zobowiązań zaakceptowanych w ramach NATO na szczycie Sojuszu w Walii jeszcze w 2014 r. Niemcy w Europie nie przyjęły więc tej roli, którą w swym regionie przyjęła Japonia. Trump ostro potępił Berlin za niewystarczające wydatki na wspólne bezpieczeństwo i za współpracę gazową z Moskwą, która jest m.in. źródłem finasowania zbrojeń rosyjskich.
Były amerykański prezydent postawił więc na jedynych chętnych, czyli na wschodnią flankę NATO mimo oczywistej różnicy potencjału między Niemcami a mniejszymi partnerami: Polską, Rumunią i państwami bałtyckimi. Trump wzmocnił obecność militarną USA w Polsce, a także promował Trójmorze, choć skala materialnego wsparcia tej inicjatywy przez Waszyngton pozostaje dalece niedostateczna w stosunku do możliwości Stanów Zjednoczonych, wagi tego projektu (także w kontekście jego konkurencyjności wobec chińskiej inicjatywy 16+1) i potrzeb regionu.
Biden zmienił metodę, ale nie cel polityczny USA. Tym nadal pozostaje koncentracja sił i środków do rywalizacji z Chinami. Próbuje on jednak zaoszczędzić fundusze nie poprzez nacisk na sojuszników, by zwiększyli swój udział w ponoszeniu ciężarów wspólnego bezpieczeństwa, lecz poprzez wygaszenie drugorzędnych frontów. Ta ostatnia cecha polityki amerykańskiej charakteryzowała także działania Trumpa wobec Bliskiego Wschodu, co było m.in. skutkiem zmiany pozycji USA na międzynarodowym ryku surowców energetycznych i przekształcenia Stanów Zjednoczonych z jednego z głównych importerów w jednego z czołowych eksporterów ropy naftowej i gazu ziemnego. Zmiana nastąpiła w 2016 r. i znacznie zredukowała skalę zainteresowania Waszyngtonu stabilizowaniem bliskowschodnich źródeł tych surowców.
Zmniejszenie zaangażowania USA nie dotyczyło jednak Europy Środkowej, gdzie obecność amerykańska w latach 2016-2020 narastała, a nie była redukowana. Po zmianie administracji Białego Domu trend ten zapewne ulegnie wygaszeniu, a znaczenie Polski, Rumunii i państw bałtyckich w polityce amerykańskiej zmniejszeniu. Europa będzie obszarem poszukiwania kolejnych oszczędności sił i zasobów USA potrzebnych na kierunku dalekowschodnim.
Ciche porozumienie na linii Waszyngton-Berlin-Moskwa
By to osiągnąć, niezbędne jest przejęcie odpowiedzialności za bezpieczeństwo europejskich sojuszników USA przez inne mocarstwo i wygaszenie konfliktów w relacjach z Rosją. Wiele wskazuje na to, że w wyobrażeniu Bidena Niemcy są w stanie pomóc USA w osiągnięciu obu tych celów – nie tylko zapewnić solidarność UE w konfrontacji z Chinami, ale też zmniejszyć napięcia na linii Zachód-Rosja. Pokrywa się to z ogólnym dążeniem nowej administracji Białego Domu do odprężenia także w bezpośrednich relacjach Waszyngtonu z Kremlem.
O próbie resetu świadczy seria posunięć amerykańskiej administracji: przedłużenie New Start na warunkach rosyjskich, oferta współpracy z Moskwą w obszarze kontroli strategicznych broni jądrowych, polityki klimatycznej, antyterrorystycznej i antycovidowej, a przede wszystkim zgoda USA na dokończenie niemiecko-rosyjskiego projektu Nord Stream 2. Stany Zjednoczone wysyłają wyraźne sygnały gotowości do zaakcentowania współpracy z Rosją w nadziei, że Kreml wygasi swą agresywną politykę w Europie. Trwałość deeskalacji ma zapewnić koordynacja interesów Moskwy i Berlina w Europie Środkowej z uznaniem rosyjskiej strefy wpływów na wschód od granic NATO.
Nieplanowane wcześniej (wymuszone przez publiczne demonstrowanie niezadowolenia przez m.in. szefa dyplomacji polskiej, prof. Zbigniewa Raua, przed spotkaniem Biden-Putin) konsultacje Bidena z państwami wschodniej flanki NATO (Estonią, Łotwą, Litwą, Polską i Rumunią) i brak takich z Ukrainą świadczą o tym, że zdanie narodów bezpośrednio zagrożonych przez Rosję nie było na poważnie brane pod uwagę przez Biały Dom. Kolejność spotkań pokazuje, że to nie stanowisko Kijowa było priorytetowe przy konstruowaniu stanowiska amerykańskiego na potrzeby rozmów z Putinem, ale ustalenia Biden-Putin miały być zaakceptowane przez Ukrainę. W podobnej sytuacji znalazła się wschodnia flanka NATO, z którą konsultowano się najwyraźniej tylko pro forma.
W tę koleinę polityczną natychmiast weszła także kanclerz Merkel, która najpierw odwiedziła 20 sierpnia 2021 r. Moskwę, a dwa dni później Kijów. Parcie Niemiec do finalizacji Nord Stream 2, odmowa ministra spraw zagranicznych RFN, Heiko Massa, sprzedaży broni Ukrainie i jednoczesne dążenie Niemiec i Francji do zaproszenia Putina na czerwcowy szczyt UE kreślą niepewną przyszłość Kijowa i Europy Środkowo-Wschodniej.
Bezzębna Europa Zachodnia
Jednak wbrew nadziejom Bidena Niemcy nie zamierzają uczestniczyć w amerykańskiej rywalizacji z Chinami ani wprowadzać na te tory całej UE. Przeciwnie, silnie zadłużone południe strefy euro grozi poważnymi wstrząsami całej Unii gospodarczej i walutowej. Siła nabywcza Południa spada, przez co kurczy się rynek zbytu dla Niemiec w ramach zdominowanej przez Berlin przestrzeni unijnej. Pomimo faktu, że to Grupa Wyszehradzka (import z RFN – 161,6 mld USD) w fatalnym dla wymiany handlowej roku pandemii była dla Niemiec o 26% większym rynkiem niż USA (119,52 mld USD), o ponad 35% niż Chiny (110,34 mld USD) i 6-krotnie większym niż ten rosyjski (26,95 mld USD), to właśnie te dwa ostatnie rynki będą przedstawiane elektoratom przez rządzących Europą Zachodnią jako kluczowy interes narodowy.
Ponadto pacyfizm Niemców wyklucza ich głębsze zaangażowanie wojskowe w odstraszanie Rosji na wschodniej flance NATO. Berlin ograniczy się więc do deklaracji. Wbrew nadziejom czynione ustępstwa nie zaspokoją apetytu Kremla, lecz odczytane w Moskwie jako objawy słabości Zachodu apetyt ów pobudzą.
Kolejnym ważnym graczem jest Francja, która wbrew temu, co nieprecyzyjnie pisze Gotkowska, nie chce, by UE przejęła funkcje NATO. Celem Paryża jest zmiana priorytetów wojskowych Europy w kierunku rozbudowania zdolności do misji stabilizacyjnych w Afryce kosztem wschodniej flanki NATO, a także zdominowanie rynku zbrojeniowego w Europie przez francuskie firmy pod hasłem jego europeizacji. Francja nie czuje się zagrożona przez Rosję i widzi w NATO organizację mogącą wesprzeć armię francuską w operacjach wygaszania źródeł destabilizacji w Afryce i na Bliskim Wschodzie.
Paryż nie zbuduje jednak samodzielnej wojskowej zdolności Unii Europejskiej. Autonomia strategiczna Europy jest koncepcją tak samo fikcyjną, jak wcześniejsza Europejska Polityka Bezpieczeństwa i Obrony z 1999 r. z jej helsińskim celem operacyjnym, 60-tysięcznymi siłami ekspedycyjnymi UE do 2003 r. Bruksela nie ma politycznych, finansowych i wojskowych zdolności do przeprowadzenie interwencji o dużej skali, co pokazała m.in. operacja w Libii w 2011 r., która choć została podjęta przez dwa największe mocarstwa wojskowe Europy Zachodniej (Wielką Brytanię i Francję), to zakończyła się zwróceniem o pomoc do USA.
Brak sprawczości Europy potęgują nie tylko różnice interesów jej członków, ale także jej nieustannie słabnąca pozycja na arenie międzynarodowej. Targana kryzysami (zadłużeniowym, imigracyjnym, brexitowym i covidowym) UE słabnie także wewnętrznie. Stosunek Rosji do Brukseli najdobitniej ukazany został podczas katastrofalnej wizerunkowo wizyty w Moskwie Wysokiego Przedstawiciela Unii ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa UE, Josepa Borrella, w lutym bieżącego roku.
Unia straciła także jeden z najważniejszych instrumentów oddziaływania na otoczenie – tworzenie realnej perspektywy członkostwa. Dziś to sąsiedzi wpływają na nowy kształt UE. 20 lat temu Turcja zmieniała się pod naciskiem Unii, dziś to Ankara ma dźwignię nacisku na Brukselę w postaci imigrantów. Także grono państw kandydujących, dających Unii poczucie mocarstwowości, zmniejszyło się na bazie sukcesu (przystąpiły one do UE), a kolejne rozszerzenia wobec niechęci wyborców państw unijnego rdzenia (m.in. Francji) są bardzo mało prawdopodobne.
Brak alternatyw
W Polsce ścierają się dwa poglądy na sposób rozwiązania bieżącego dylematu bezpieczeństwa – bilateralny sojusz z USA i orientacja na autonomię strategiczną Unii Europejskiej. Ten drugi wariant jest oparty na absolutnie bezpodstawnej nadziei na zbudowanie przez UE własnych zdolności obronnych, opacznie interpretowanych jako obrona terytorium państw członkowskich, co nigdy nie było celem Unii i nim nie będzie, zważywszy na ekspedycyjne priorytety francuskie i inne argumenty wymienione powyżej.
Justyna Gotkowska słusznie wskazuje na niemożność zastąpienia Stanów Zjednoczonych w roli wojskowego protektora Europy. Wszelkie kombinacje regionalne od autonomii strategicznej UE poprzez sojusze w regionie Międzymorza po układ z Turcją, abstrahując od ich realności, nie miałyby potencjału odstraszania Rosji.
Prestiż wojskowy UE nie istnieje ani w rzeczywistości, ani tym bardziej w oczach decydentów z Kremla (i jak wskazano wyżej, nic nie wskazuje, by został wytworzony), a to przecież na ich procesy decyzyjne musiałby wpływać, by zniechęcić ich do podjęcia próby agresji. Koalicja Międzymorza i Turcji zaś prawdopodobnie byłaby w stanie obronić się przed rosyjską inwazją i uczyniłaby koszty jej kontynuowania niemożliwymi do zaakceptowania przez Rosję, ale prestiżu potęgi wojskowej, niezbędnego do skutecznego odstraszania, nabyłaby dopiero w wyniku owej hipotetycznej zwycięskiej wojny obronnej, a nie przed nią. Mogłaby zatem posłużyć do złamania rosyjskiej inwazji, ale zapewne nie do zapobiegnięcia jej. Z całą pewnością testowanie spoistości takiego regionalnego sojuszu przez Moskwę byłoby znacznie bardziej brutalne i bliższe krawędzi wojny niż testowanie NATO z USA w roli hegemona.
Wypchnięcie USA z europejskiej architektury bezpieczeństwa jest zatem dla Polski czarnym scenariuszem wiodącym do wojny o nieznanym przebiegu i wyniku. Z tego też powodu państwa rozpatrywane jako członkowie regionalnego sojuszu zastępczego (np. Rumunia) orientują się na USA i wzmacniają wzajemną współpracę w ramach NATO pod protektoratem Waszyngtonu.
[Rekomendacje dla Polski]
Postrzegać sojuszników realistycznie
Należy się zgodzić z większością postulatów Gotkowskiej. Problem w tym, że mają one charakter myślenia życzeniowego. To, że UE i Niemcy powinny coś zrobić, nie znaczy, że istnieje uzasadnione przypuszczenie, że to zrobią.
Polska sama ma zbyt mały potencjał, by stworzyć ośrodek ciążenia, na który będą orientować się inne państwa w regionie zagrożone przez Rosję. Takie zjawisko może nastąpić, ale wyłącznie jako gest rozpaczy w sytuacji skrajnie czarnego scenariusza – załamania się protekcji ze strony NATO i USA. Z tego faktu nie wynika jednak, że Polska ma potencjał zmiany polityki Niemiec i UE, a także skłonienia ich do dodatkowego zainwestowania w obronę flanki wschodniej.
Podobnie bezpodstawne są nadzieję, że jakąś rolę w tej grze odegra Trójkąt Weimarski. Nie jest to forum znane z podjęcia, a tym bardziej przeforsowania jakiejkolwiek decyzji strategicznej, zwłaszcza o naturze wojskowej. Ponadto niemiecko-francuskie dążenie do współpracy z Rosją wywołuje obawy, że forum będzie raczej płaszczyzną nacisków na Polskę w kierunku dostosowania się do tej właśnie linii politycznej Paryża i Berlina, a nie odwrotnie – instrumentem zdobywania przez Warszawę poparcia obu mocarstw na rzecz powstrzymania imperialnych ambicji Rosji w naszym regionie.
Prawdą jest, że w interesie RP dotychczas było utrzymanie dobrych relacji między UE a USA, ale obecnie poprawa tychże stosunków odbywa się poprzez uznanie przez Stany Zjednoczone niemieckiej zasady Russia first w polityce wschodniej Zachodu. Dobre relacje na linii Bruksela-Waszyngton oznaczają dzisiaj zatem degradację znaczenia wschodniej flanki UE w relacjach transatlantyckich i uznanie przez USA, że stosunki z Niemcami są ważniejsze niż karanie Rosji za jej agresje.
Zacieśniać współpracę nie tylko militarną
Intensyfikowanie współpracy politycznej, wojskowej, gospodarczej, technologicznej i cyfryzacyjnej poprzez podjęcie przez Polskę wysiłku w celu obecności wszędzie tam, gdzie coś istotnego w UE, NATO i regionie się dzieje, jest postulatem słusznym. Technologie 5G mają oczywisty wymiar bezpieczeństwa związany z informacyjnym i informatycznym wymiarem konfrontacji Zachodu z Rosją i Chinami. Dla Polski dodatkowo są istotne w kontekście rozwoju współpracy cyfryzacyjnej w ramach Trójmorza, niezbędnej do bezpiecznego sterowania ruchem transportowym, tranzytem surowców energetycznych lub monitoringu rynku.
Skala, tempo i warunki wdrażania polityki klimatycznej UE implikują z kolei konieczność rozsądnego kształtowania miksu energetycznego Polski, a to pociąga za sobą zainteresowanie kraju technologiami OZE, energetyką jądrową, a także warunkami ich pozyskiwania. Zapewnienie naszego bezpieczeństwa energetycznego – rozumianego jako zmniejszenie skali jego zależności od dostaw surowców energetycznych z Rosji – może zostać wzmocnione poprzez współpracę regionalną w ramach Trójmorza+ (a zatem wraz z Ukrainą i Mołdawią). Współpraca polsko-ukraińska w tym zakresie odnotowuje już pierwsze sukcesy i należy kontynuować ten wysiłek.
Elektronika, decydująca o technologiach współczesności tak cywilnych, jak i wojskowych, nie pozwala pomijać także rozwoju produkcji półprzewodników. Nie ulega wątpliwości, że zarówno aktywność, jak i zaniechania w tych obszarach będą miały wpływ na naszą przyszłość.
Planować długofalowo i ponadpartyjnie
Świetnym postulatem Gotkowskiej są wzorowane na państwach nordyckich cykliczne analizy środowiska bezpieczeństwa i planowanie na ich podstawie rozwoju sił zbrojnych. Przypomina to istniejący w Wielkiej Brytanii w latach 1919-1933 system Ten-Year Rule – corocznego określania przez odpowiedni komitet, czy w perspektywie kolejnych 10 lat czeka Zjednoczone Królestwo wielka wojna i stosownie do tego planowanie zbrojeń. W 1933 r. to gremium zdecydowało, że idzie ku wojnie i nakazało zbrojenia, które pozwoliły na jej odpowiednie przygotowanie. Podnosiłem podobny postulat jeszcze w 2010 r. w „Arcanach”.
Wymaga on jednak propaństwowego nastawienia zarówno rządzących, którzy podejmują w obliczu realnego zagrożenia decyzję o przestawieniu gospodarki narodowej na przygotowania do wojny i akceptujących ewentualne straty polityczne z tego wynikające, jak i opozycji, która zaakceptowałaby związane z tym trudności i nie wykorzystywałaby tej decyzji do ataku na rządzących. Niestety w warunkach polskich taki wyraz ponadpartyjnej zgody jest postulatem mało realistycznym, lecz mimo to warto go zgłosić, aby zmusić obie strony do stawienia mu czoła.
Zaktywizować formaty regionalne
Należy wzmacniać swój potencjał nie tylko przez własny rozwój, ale także przez zacieśnianie współpracy w regionie dzięki takim formatom, jak bukareszteńska dziewiątka (B9), Trójmorze, Grupa Wyszehradzka (V4), Trójkąt Lubelski, trylogia polsko-rumuńsko-turecka i polsko-ukraińsko-turecka.
Nasze bezpieczeństwo zwiększyłaby budowa wspólnego rynku zbrojeniowego B9, a przynajmniej państw bałtyckich, Polski i Rumunii, z otwarciem się także na Ukrainę i Turcję. To armie tych państw będą zapewne najściślej współdziałać w razie wojny i powinny dążyć do standaryzacji sprzętu i wyposażenia w miarę swoich możliwości w oparciu o produkcję własną. W zakresie pozyskiwania technologii zbrojeniowych i poparcia politycznego obiecująco prezentuje się również kierunek skandynawski.
Trójkąt Lubelski powinien być poszerzony o następne formaty, wychodzić z użytecznej, ale wymagającej rozwinięcia formuły spotkań ministrów spraw zagranicznych. Współpraca w tym gronie dotyczyć powinna jak najszerszego spektrum życia państwowego i społecznego, a zatem spotkania innych ministrów, m.in. energetyki, infrastruktury, szkolnictwa wyższego i spraw wewnętrznych, byłyby bardzo pożądane. Ich naturalnym uzupełnieniem politycznym powinny być okresowe spotkania międzyprezydenckie i międzyparlamentarne.
Istnieją także nisze w instrumentarium UE, które z pożytkiem dla bezpieczeństwa Europy Środkowej mogłyby być wykorzystane przez państwa wschodniej flanki Unii. Przykładem jest tu EUAM (Doradcza Misja Policyjna UE na Ukrainie), której zadania powinny być poszerzone o wspomożenie ukraińskich służb granicznych i policyjnych w zakresie podniesienia ich zdolności militarnych. Mogłoby się to odbywać na wzór fińskiej czy estońskiej straży granicznej (odgrywają one bowiem ważną rolę w osłonie mobilizacji w razie wojny) czy też estońskich służb specjalnych w zakresie rozpoznawania i zwalczania prowokacji rosyjskich, w tym tych wymierzonych w stosunki z sąsiadami.
***
Pomimo mojej dość pesymistycznej perspektywy uważam, że sytuacja międzynarodowa ma szansę pójść w dobrym dla Polski kierunku. Upatruję tej szansy jednak nie w przekonaniu UE, Niemiec czy Francji do zwiększenia zaangażowania na wschodniej flance i utrzymania spoistości wspólnoty transatlantyckiej, ale w rozczarowaniu Waszyngtonu kursem na Niemcy, który nie przyniesie ani oczekiwanej solidarności UE z USA na kierunku chińskim, ani pacyfikacji na kierunku rosyjskim. Logicznym skutkiem tego rozczarowania powinien być powrót do postawienia na wschodnią flankę NATO, w tym na Polskę.
Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej 2019-2021. Ten utwór jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.