Związki zawodowe przynoszą górnikom więcej szkody niż pożytku
W skrócie
Zawarcie umowy społecznej między rządem a przedstawicielami górników to przejaw tego, że do górniczych związków zawodowych wreszcie dotarło, że koniec węglowego świata już nastał. W Hiszpanii wokół zamkniętych kopalni widać liczne szyldy pozamykanych barów, restauracji czy sklepów. To też jest efekt transformacji energetycznej, która dotyka nie tylko samej energetyki i górnictwa. Jeśli policzymy wszystkie osoby z różnych sektorów gospodarki, na które wpłyną zmiany, to okaże się, że mówimy o nawet kilkuset tysiącach osób w Polsce. W umowie z górnikami powinny znaleźć się zapisy dotyczące preferencyjnych kredytów i wsparcia dla rozwinięcia własnego biznesu, przebranżowienia i dalszej aktywizacji zawodowej, np. w sektorze OZE. Z dziennikarką Outriders, Karoliną Bacą-Pogorzelską, rozmawia Agata Pyka.
W latach 2021-2040 transformacja energetyczna Polski kosztować będzie 1,6 bln zł, jak wynika z przyjętej przez rząd Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (PEP2040). Skala planowanych wydatków uwzględnia nie tylko zagwarantowanie bezpieczeństwa energetycznego, ale także przeprowadzanie jej w sposób akceptowalny społecznie. Jak ocenia pani plany rządzących, a także podpisaną w maju umowę społeczną rządu z górnikami?
Dobrze, że ta umowa została podpisana. Dzięki niej mamy konkrety, na których można bazować. Po raz pierwszy w zapowiedziach padła data zamknięcia kopalń węgla kamiennego dla energetyki w Polsce – to 2049 r. Choć zapewne jest ona zbyt późna i nierealna (kopalnie będą zamykane wcześniej), to w końcu padły konkrety.
Ta umowa jest przejawem tego, że wreszcie do górników – a w zasadzie do górniczych związków zawodowych – dotarło, że koniec węglowego świata się rozpoczął. Zawsze staram się w takich sytuacjach odróżniać górnicze związki zawodowe od samych górników. Mam wrażenie, że gdy się rozmawia z drugimi z wymienionych, to zrozumienie jest większe (zwłaszcza wśród młodszych przedstawicieli). To porozumienie daje podstawę do dalszych działań.
Natomiast zarówno umowa, jak i PEP2040 są dokumentami nie do końca realnymi. Już wiemy, że obowiązującą wersję Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. trzeba będzie modyfikować ze względu na nieaktualne założenia, m.in. te dotyczące fotowoltaiki, która rozwija się szybciej, niż zakładano, głównie dzięki dotacjom rządowym dla prosumentów. Ponadto mimo zmodyfikowanego programu jądrowego i wzmiankach o atomie w PEP2040 cały czas nie ma ostatecznych decyzji w tym zakresie.
Skoro zakończyła się już faza negocjacji, to należy przejść do konkretnych działań. Tego brakuje zarówno w procesach decyzyjnych, jak i w zakresie realizacji. Dobrze, że zapisaliśmy zamknięcie kopalń do 2049 r., ale nadal nie zostały ogłoszone np. plany dotyczące przyszłości górników. To, że dostaną odprawę w wysokości 120 tys., nie jest rozwiązaniem. Powinni usłyszeć atrakcyjne propozycje przebranżowienia i postulaty inwestycji tam, gdzie mieszkają. Obiecywanie fabryki Izery w Jaworznie to zdecydowanie za mało. Należy jednak mieć z tyłu głowy, że zarówno PEP2040, jak i umowa społeczna nie są dokumentami, które można nazwać finalnymi. Przed nami jeszcze długa droga.
Obecnie w górnictwie zatrudnionych jest około 80 tys. osób. Na emeryturę górniczą przechodzi się w wieku 50 lat. Średnia wieku pracownika dołowego w kopalniach wynosi około 36 lat. Teoretycznie moglibyśmy właściwie bezboleśnie połączyć wygaszanie kopalń z przechodzeniem górników na emerytury. W czym tkwi źródło problemu? Skąd obawy górników o utratę pracy?
Górnicy nie stanowią aż tak dużego problemu – obawiają się nie tyle utraty możliwości pracy w zawodzie, ale tego, czy ich dotychczasowy zakład pracy będzie na samej górze listy kopalń do zamknięcia. Ponadto są karmieni przekazem związków zawodowych, które w zeszłym miesiącu po raz kolejny pokazały swoją siłę w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, wpłynęły na odwołanie prezes Barbary Piontek i całego zarządu JSW. Powiedzmy sobie szczerze – związki zawodowe przynoszą tej branży więcej szkody niż pożytku. Dbają głównie o swoje własne interesy, np. o firmy, które są powiązane z kopalniami.
Ma pani rację. 80 tys. górników jest zatrudnionych w różnych spółkach, w kopalniach węglowych. Głównie pracują pod ziemią, ale w tej liczbie zawiera się także personel pracujący na powierzchni, np. w zakładach przeróbki mechanicznej węgla.
Natomiast w kopalniach pracuje także mnóstwo firm zewnętrznych. Bardzo dużo robót przygotowawczych jest zlecanych przedsiębiorstwom robót górniczych. Należy do tych 80 tys. górników dodać personel z tych firm: producentów maszyn górniczych i urządzeń, dostawców usług itd. Łącznie pracowników sektora węglowego jest 3-4 razy więcej. Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa mówi, że każdy górniczy etat generuje 4 inne.
Czy mogłaby pani podać jakieś przykłady?
Dobrym przykładem jest zamknięta kopalnia Krupiński w Suszcu, gdzie poza nią nie było tam w zasadzie nic. Jeśli górnik ma pracę, to ma pieniądze. Jeśli ma pieniądze, to idzie je wydać na piwo, przejazd taksówką i wizytę u fryzjera. Wiele okolicznych biznesów upada wraz z zamykaniem kopalń. Zamykane są i będą szkoły górnicze – ich nauczyciele również będą przez zamykanie kopalń dotknięci.
Niedawno wróciłam z Hiszpanii, gdzie czynna pozostaje już tylko jedna kopalnia węgla kamiennego. Niektóre z zamkniętych kopalń są obecnie atrakcjami turystycznymi, niektóre stoją puste. Wokół widać liczne szyldy pozamykanych barów, restauracji, kiosków, sklepików… To też jest efekt transformacji energetycznej, która dotyka nie tylko samej energetyki czy górnictwa. Jeśli policzymy wszystkie osoby z różnych sektorów gospodarki, na które wpłyną zmiany, to okaże się, że mówimy o nawet kilkuset tysiącach ludzi.
O ile w umowie społecznej mamy jasno powiedziane, jaką opieką zostaną objęci górnicy, to firmy okołogórnicze nie mają zaproponowanych zabezpieczeń i ciągle zadają pytanie: Co z nami będzie? Najwięksi producenci są w stanie dokonać w swojej działalności dywersyfikacji i otworzyć się na nowe rynki, np. na rynek nieruchomości, jak zrobiła to Grupa Famur. Co z mniejszymi przedsiębiorstwami? Tutaj odpowiedzi brakuje.
Wspomniała pani o pokopalniany atrakcjach turystycznych w Hiszpanii. Co stanie się z polskimi kopalniami po ich wygaszeniu? Przecież nie wszystkie z nich przekształcą się w muzea…
Zastanawiam się nad tym już od czasu pisania książki Drugie życie kopalń. Pewnie jeszcze na jakieś muzeum znajdzie się przestrzeń, część można zagospodarować np. jako hotele czy centra handlowe – przykładem może być Silesia City Center w Katowicach. Jednak większość podzieli los kopalń, które były zamykane w ostatnich latach.
Wbrew powszechnej narracji to, że je zamykamy, nie jest żadną nowością. W 1993 r. w Polsce funkcjonowało 71 kopalń węgla kamiennego. Teraz mamy ich ok. 20. Część z nich połączono (obecna kopalnia Ruda to de facto 3 kopalnie), ale jednak większość kopalń została zamknięta. Jeśli pojedziemy w miejsca, gdzie się one znajdowały – a zdradzę, że dzięki Outriders i temu, co przygotowaliśmy, będzie można takie miejsca zobaczyć – nie będzie po nich śladu.
Proces likwidacji jest długi. Najpierw trzeba zabezpieczyć to, co jest pod ziemią, a następnie podjąć decyzję odnośnie infrastruktury powierzchniowej. Jeżeli są to budynki, które mogą znaleźć jakieś zastosowanie, to spółka restrukturyzacji kopalń może je sprzedać, ale pamiętajmy, że nie ma przestrzeni na to, by każdą z obecnie funkcjonujących kopalń wykorzystać w przyszłości komercyjnie. Podejrzewam, że część z nich zostanie zrównana z ziemią. Trudno przewidzieć czy, kiedy i która, ale myślę, że mimo wszystko spora część znajdzie zastosowanie użytkowe.
Jest pani w trakcie realizacji filmu dokumentalnego o przemianach górnictwa w Polsce i na świecie. Jak transformacja wygląda w innych krajach? Czy są jakieś przykłady, którymi możemy się jako Polska inspirować?
Ciekawe jest to, jak wiele elementów za granicą jest zbieżnych z transformacją w Polsce. Podczas realizacji filmu odwiedziliśmy już 5 krajów, m.in. Niemcy, Ukrainę i Hiszpanię. W Asturii trafiliśmy niedawno na protest górników – osób, które pogodziły się z tym, że kopalnie zostały zamknięte, ale mimo to wyszły na ulice, by zadać pytanie, jakie plany wobec nich ma rząd. To w dużej mierze młodzi ludzie. Z jednej strony fajne jest życie młodego emeryta, ale ci trzydziesto- i czterdziestolatkowie chcieliby jeszcze coś robić.
W Niemczech plan zamykania kopalń już został zrealizowany. Nie ma tam żadnych działających podziemnych kopalń węgla kamiennego. Zdecydowano się na zagospodarowanie użytkowe terenów pogórniczych. Przykładami mogą być biurowce w Zollverein czy Recklinghausen ze swoją kopalnią treningową i muzeum, w którym przewodnikami są byli górnicy. To rozwiązanie znamy zresztą ze starej kopalni w Wałbrzychu – tam też po muzeum oprowadzają dawni pracownicy sektora wydobywczego.
Pomysł wykorzystywania turystycznego przewija się wszędzie. Różni się realizacja drugiej strony planu – Hiszpania i Polska nie do końca odpowiedziały górnikom na pytanie, co z nimi dalej będzie. W Niemczech z uwagi na to, że proces ten był bardziej rozłożony w czasie, część ludzi mogła trafić np. do sektora odnawialnych źródeł energii. W końcu w górnictwie pracują nie tylko górnicy, ale też ślusarze, spawacze lub elektrycy. Z takimi kompetencjami świetnie odnaleźli się w budowlance czy innych gałęziach energetyki. Jest to przykład, po który moglibyśmy jako Polska sięgać.
Czy jest pani w stanie podać jakieś jednoznacznie negatywne przykłady przeprowadzonej transformacji za granicą, które mogą wskazać, jakie czyhają na nas niebezpieczeństwa?
Miejscem, którym nie powinniśmy się inspirować, są Stany Zjednoczone. Górników pozostawiono tam samych sobie. W Wirginii Zachodniej na terenach pogórniczych nie ma wody pitnej z uwagi na to, jak zniszczone przez górnictwo zostały te tereny. Nikt o kopalnie nie zadbał. Podobna sytuacja jest w ukraińskim Donbasie, gdzie za kilka lat już nie będzie wody pitnej, dlatego że separatyści w błędny sposób zamykają kopalnie. Oczywiście tamtejsza sytuacja jest bardziej skomplikowana z uwagi na trwającą wojnę.
Polska, idąc w kierunku zielonej transformacji, musi planować długofalowo, brać pod uwagę błędy i sukcesy innych. Warto też wykorzystać wiedzę, którą już mamy po likwidacji Zagłębia Wałbrzyskiego. Ten proces przeprowadzono po prostu źle. Wałbrzych dopiero dzisiaj się z tego podnosi. Nie można dopuścić do tego, co wydarzyło się na Dolnym Śląsku – bezrobocie rzędu 40% utrzymywało się tam latami.
Dostrzegam trudności, które stoją przed nami, jednak jestem dobrej myśli. Trzeba pamiętać, że gdy zamykano Zagłębie Wałbrzyskie, Polska nie była jeszcze w Unii Europejskiej. Musimy zrobić jak najwięcej, by maksymalnie wykorzystać unijne środki na transformację, aby była ona możliwie najmniej bolesna. Nie mogę powiedzieć bezbolesna, bo taka nie będzie nigdy.
To już piąta umowa społeczna z górnikami od lat 90. XX wieku. Czy będzie tą ostatnią?
Na pewno nie. Umowa obejmuje okres do 2049 r., a na dodatek musi jeszcze zostać zaakceptowana przez Komisję Europejską – to nie wróży jej długowieczności. Po pierwsze, nie spodziewam się, by Komisja od razu, bez poprawek ją przyjęła. Po drugie, na pewno zmianom ulegnie sam harmonogram wygaszania kopalń. Po trzecie, jeśli pojawi się nowy minister lub nowa władza, to związkowcy będą starać się wykorzystać tę sytuację i dążyć do podpisania nowej, bardziej korzystnej dla nich umowy.
W tej obecnej jest wiele dobrego. Urlopy górnicze lub świadczenia dla osób, które mają 4 lata lub mniej do emerytury, to dobre i potrzebne rozwiązania. W idealnej umowie z górnikami muszą znaleźć się też zapisy dotyczące preferencyjnych kredytów i wsparcia dla rozwinięcia własnego biznesu, przebranżowienia i dalszej aktywizacji zawodowej, np. w sektorze OZE. Czasem mogłoby się to wiązać z przeprowadzką – tutaj również przydałoby się wsparcie logistyczne. Nie wszystko kupi się za pieniądze. Należy uwzględnić również pomoc psychologiczną. Utrata pracy jest dla wielu bardzo trudnym doświadczeniem, z którym nie potrafią sobie sami poradzić.
Nie wyobrażam sobie popełnienia takich błędów, jak przy specustawie styczniowej. Należy pamiętać, z kim mamy do czynienia – z dumnymi, twardymi ludźmi ze Śląska, którzy nieodpowiednie oferty mogą potraktować jak kpinę. Potrzebnych jest bardzo dużo konkretów, które pozwoliłyby nie związkowcom, ale górnikom uwierzyć, że są traktowani poważnie. Potrzebujemy więcej górników w umowie z górnikami.
Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!
Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.
Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
Agata Pyka
Karolina Baca-Pogorzelska