Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

„Wiedźmin: Zmora Wilka”. Czy przekujemy popularność uniwersum Sapkowskiego na narodowy sukces?

Ileż można ubijać te utopce? Ktoś mógłby oto zapytać miłośników Geralta z Rivi. Wykreowana przez Andrzeja Sapkowskiego postać nie znudziła się jeszcze fanom na całym świecie. Powstała świetna gra, dobry serial, a sama powieść przeżywa swój renesans, ale to wciąż za mało. Ludzie na całym świecie marzą o tym, aby obcować z Wiedźminem nieustannie i eksploatować go na różnych polach.

Gra wybornie nam się udała. Rodzimy producent, CD Projekt, potrafił doskonale wykorzystać potencjał świata Wiedźmina. Stworzył wybitną i rozchwytywaną na całym świecie pozycję. Tomasz Bagiński również potrafił wykorzystać taką perłę. Przez lata pracował nad przeniesieniem przygód Białego Wilka na duży ekran. W końcu stworzono serial we współpracy z największą platformę streamingową na świecie. Można bez wątpliwości stwierdzić, że„wszystko złoto co wiedźmińskie”.

Marka notowała sukces za sukcesem, a każda kolejna adaptacja rozbijała bank. Wiedźmin coraz częściej przenikał do rzeczywistości. Obecny był nawet na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Złota medalistka w strzelectwie, Vitalina Batsarashkina, występowała z wiedźmińskim medalionem na szyi. Z kolei białoruskie gimnastyczki wykonywały swój układ w takt melodii z wiedźmińskich gier. Chociaż fani dostali już Geralta w każdej postaci, to moda na wiedźmińskość nie mija. Każdy chce machać mieczem, nawet na spacerze.

Czarty i biesy w galerii handlowej

Na kolejną wiedźmińską grę od CD Projekt trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, tak samo jak na drugi sezon serialu. Wygłodniali fani otrzymali jednak przystawkę. 21 lipca premierę miała gra na urządzenia mobilne – The Witcher: Monster Slayer. Oczywiście był to test na żywotność wiedźmińskiej marki. Konkurencja nie śpi. Pojawia się mnóstwo innych gier, książek i seriali w podobnym klimacie. Czy ktoś jeszcze pamięta o Wiedźminie? Otóż tak.

Monster Slayer to gra podobna do Pokemon GO, która także odnotowała gigantyczny sukces. Po uruchomieniu Monstera najbliższa okolica zmienia się w świat znany z naszej ulubionej franczyzy. Tam, gdzie znajdował się kosz na śmieci, teraz stoi Południca, którą możemy zaatakować. Tak jak w przypadku Pokemonów teraz masa ludzi ze względu na chęć przeżycia wiedźmińskich przygód przemierza najbliższą okolicę, by wykonać misje, zebrać ekwipunek i stoczyć bitwę. Porównania polskiej produkcji do hitu Nintendo pojawiają się nieustannie. Moster Slayer nie zyskał aż takiej popularności, ale w kilku aspektach zdecydowanie wygrywa z japońską konkurencją.

Gra od studia Spokko jest znacznie mniej wykluczająca społecznie. W przypadku Pokemon GO mieszkańcy małych miejscowości mogli co najwyżej obejrzeć na YouTubie, jak fajnie gra się w lepszych lokalizacjach. Gra bezlitośnie weryfikowała, kto ma w życiu lepszą pozycję startową. Monster Slayer jest pod tym względem lepszy, choć nie doskonały. Razem z kolejną produkcją wykorzystującą rozszerzoną rzeczywistość wraca dyskusja o tym, czy taki tryb spełniania wolnego czasu to pogłębianie uzależnienia od smartfonów, czy też wyciąganie na dwór tych, którzy wolny czas wolą spędzać przed ekranem.

W ciągu tygodnia gra została pobrana ponad milion razy i zarobiła ponad 2 miliony zł. Grają Niemcy, Brytyjczycy i Amerykanie. Zainteresowanie w pierwszych dniach od premiery było ogromne. Specyfika tego typu gier polega jednak na tym, że nie da się ich przejść. Nie ma głównego celu, po którym zabawa się kończy. Monstera można odstawić i wrócić po miesiącu czy dwóch i bawić się dalej. Wystarczy, że twórcy umiejętnie podłączą się pod kolejne wiedźmińskie dzieła, a będzie ich jeszcze całkiem sporo.

Geralt musi odejść!

The Witcher: Blood Origin oraz The Witcher: Nightmare of the Wolf to tytuły dwóch nowych produkcji Netflixa z wiedźmińskiego świata. Łączy je jedna, bardzo ważna cecha – bohaterem tych historii nie będzie Geralt z Rivi.

Nic dziwnego, że Geralt zawładnął masową wyobraźnią. To postać niesamowicie wyrazista i na tyle nieoczywista, że wciąż przyciąga naszą uwagę. Jego zachowania nie da się przewidzieć, a jego motywacja jest na tyle specyficzna, że wyraźnie odróżnia się od otaczających go bohaterów. Biały Wilk sprawdzi się zarówno na popijawie w karczmie, jak i na bankiecie w pałacu. Potrafi odnaleźć się wśród pospólstwa i w niczym nie odstaje w trakcie zetknięcia z wyższymi sferami. Zawsze będzie jednak odmieńcem.

Wśród motłochu wyróżnia się nieprzeciętną inteligencją, a na salonach prezentuje zupełnie inny system wartości niż klasa wyższa, ponieważ uwzględnia problemy i bolączki maluczkich. Geralt zawsze jest inny niż reszta. Za każdym razem okazuje się, że jest jedyny w swoim rodzaju. I to właśnie składa się na sukces tej postaci. Geralt jest niczyj, do nikogo nie należy, nikt nie może się z nim w pełni utożsamić, więc paradoksalnie każdy może odnieść wrażenie, że coś go z tym Wiedźminem łączy.

Kolejny walor jego historii to mnogość wątków wraz z doskonale zbudowanymi relacjami między postaciami. Andrzej Sapkowski nie tylko stworzył doskonały świat fantasy, lecz także umieścił w nim jedną z lepszych, nieszablonowych historii miłosnych.

W efekcie serial Wiedźmin nie tyle opowiada o zabójcy potworów, o ile snuje opowieść o rozbitej rodzinie, która pomimo przeciwności losu próbuje być razem. Zwykły, machający mieczem zabijaka już dawno wszystkim by się znudził. Jednak Geralt jest również obrońcą uciśnionych, troskliwym rodzicem i geopolitycznym taktykiem, dlatego przypadł do gustu całemu światu. Jednak najwyższy czas zacząć radzić sobie bez niego. Wiedźmińskie uniwersum stoi obecnie przed największym wyzwaniem. Jeśli marka ma się dalej rozwijać, to należy uniezależnić się od Geralta, aby budować kolejne historie na bazie innych wątków i postaci.

Pierwszym testem był właśnie Monster Slayer, gdzie wcielamy się w jakiegoś randomowego wiedźmina i jak widać, fanom to nie przeszkadza. Dwie kolejne produkcje Netflixa bez udziału Geralta to kolejny test i kamień milowy w poszerzaniu tego świata. „Oczywiście, chcemy rozwijać to uniwersum. Jak wiesz, już trwają prace nad spin offem. Dobrze wiem, że to nie jest tak, że ludzie, którzy obejrzą nasz film, automatycznie zainteresują się serialem czy sięgną po książki i grę. Dlatego staramy się dotrzeć z naszymi produkcjami do różnych widzów i będziemy to robić pewnie różnymi bohaterami” – mówi Lauren Hissrich, showrunnerka serialu.

Właśnie dlatego, jak wyjaśnia Hissrich, jedna z powstających produkcji będzie tworzona w konwencji anime. „Pierwszy sezon Wiedźmina obejrzało 80 milionów ludzi na całym świecie. Dotarliśmy do widzów w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Brazylii czy Wielkiej Brytanii. Co ciekawe, produkcja okazała się hitem nawet w Korei. Postanowiliśmy więc z tą historią – wymyśloną w Polsce, a zrealizowaną przez amerykańską firmę – wejść bardziej na azjatycki rynek. Anime daje nam taką szansę. Słuchaj, baza fanów anime jest ogromna. Duża część z nich w życiu nie słyszała o Wiedźminie. Jeśli im nasz film się spodoba, to wejdą w Google i zaczną szukać informacji na temat tego, skąd ten bohater się wziął i co to za świat. Wyszukiwarka nie pokaże im od razu serialu, tylko książki…”. CD Projekt idzie w podobnym kierunku. Chce podbić Azję mangą The Witcher: Ronin, a równolegle wraz ze studiem Dark Horse wydaje komiksy, które w ostatnim czasie mocno zyskują na jakości.

Wiemy już, że w nadchodzącej, czwartej wiedźmińskiej grze komputerowej tworzonej przez CD Projekt również nie zobaczymy Geralta, a nawet jeśli, to nie jako główną postać. To jak najbardziej słuszna decyzja. Świat wiedźmiński jest na tyle bogaty, że można tworzyć osobne gry i seriale o loży czarodziejek, elfach i krasnoludach lub jarlach ze Skellige. Materiału wystarczy na panteon superbohaterów, tak jak w Marvelu albo na strategię turową na wzór Heroes of Might and Magic III.

Odcięcie się od Geralta to konieczność. Dzięki temu marka może stać się kopalnią złota na dekady. Zarówno Netflix, jaki i CD Projekt doskonale zdają sobie z tego sprawę. Obie firmy zainaugurowały w tym roku Witchercon, czyli wielkie święto wszystkiego, co wiedźmińskie. Event cieszył się olbrzymim zainteresowaniem. To pierwszy zwiastun tak zaawansowanej współpracy obu firm, które dotychczas rozwijały to uniwersum niezależnie od siebie.

Najprawdopodobniej to początek synergii gier i seriali. Kultowa gra Wiedźmin 3 otrzymała już dodatkowe, darmowe materiały zawierające elementy z netflixowego serialu. Wszystkie pomniejsze, wiedźmińskie produkcje to inwestycje w kolejnych fanów i nowe rynki. Dzięki temu główny produkt, następna gra czy drugi sezon serialu zyskają jeszcze większą popularność.

Moda na polskość, na której nie potrafimy skorzystać

Ta współpraca to również gwarancja, że wiedźmińskie uniwersum będzie nieustannie poszerzane z korzyścią dla naszego kraju. Pod polską ambasadą w USA już dawno pojawiły się podziękowania za Wiedźmina. Polscy twórcy i firmy współpracują przy tworzeniu seriali, filmów animowanych czy komiksów z wiedźmińskiego świata. Co ciekawe, związki z Polską znacznie bardziej podkreśla amerykański Netflix niż rodzimy CD Projekt. Amerykanie od samego początku współpracują z Andrzejem Sapkowskim i promują go jako twórcę całego uniwersum. Powstało też kilka materiałów dodatkowych, gdzie obsada serialu mierzy się z polskością: od poprawnej polszczyzny po polskie smaki. To kolejny przykład na potwierdzenie pewnego smutnego faktu. Polskie firmy wolą udawać zachodnie korporacje, chcąc uniknąć skojarzeń z ojczyzną, z kolei agencje marketingowe zagranicznych korporacji skrzętnie wykorzystują modę na polskość, oklejając się na biało-czerwono.

Wiedźmin stał się prawdziwy dobrem narodowym dopiero wtedy, gdy wielki Zachód dał nam do zrozumienia, że nie mamy się czego wstydzić. Teraz trzeba dołożyć starań, aby cały świat zrozumiał, że Witcher to produkt made in Poland. Przespaliśmy pierwszą falę popularności Wiedźmina, ale nie wszystko jeszcze stracone. Nic nie wskazuje na to, żeby marka ta miała stracić na znaczeniu. Szkoda zmarnować taką szansę na promocję naszego kraju. Wiedźmin tworzy wyłom w globalnej, popkulturowej układance. To jedna z niewielu, jeśli nie jedyna, tak popularna postać, która nie jest częścią kilku największych na świecie korporacji. Mamy coś, czego wiele innych państw może nam pozazdrościć. Czy będziemy potrafili to wykorzystać?

Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.

Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.