Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Powodzie w Niemczech – skutek zaniedbań najbogatszego państwa Europy?

Powodzie w Niemczech – skutek zaniedbań najbogatszego państwa Europy? Chris Gallagher / Unsplash

Tego lata okazało się, że nawet w jednym z najbardziej rozwiniętych krajów świata, położonym w stosunkowo korzystnym pod względem klimatycznym regionie geograficznym intensywne opady deszczu mogą spowodować śmierć ponad 180 osób. W cieniu trwającej wciąż pracy nad likwidacją skutków kataklizmu wybucha debata – jak można było dopuścić do tej tragedii? W jej tle trwa kampania wyborcza przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi. Wyraźny spadek poparcia (z 20 do 15 procent) odnotował kandydat na kanclerza z ramienia prowadzącego w sondażach CDU/CSU, Armin Laschet, którego śmiech podczas wizyty na terenach powodziowych spotkał się z oburzeniem. Czy szok wywołany powodzią zmieni Niemcy?

Zmiany klimatyczne widoczne już dziś

Szukanie przyczyn tragicznych powodzi stały się najważniejszym tematem w Niemczech. Część polityków i komentatorów skupiła swoją narrację tłumaczącą przyczyny katastrofy wokół tematu zmian klimatycznych. Podobne głosy odbiły się szerokim echem również w Polsce (także na naszych łamach). Wskazuje się, że globalne ocieplenie pociąga za sobą wielowymiarowe zmiany, do których należy zaliczyć wzrost intensywności i gwałtowności zjawisk atmosferycznych, takich jak burze, fale gorąca czy susze. Dotychczas dominujące podejście do polityki klimatycznej jako zapobieganiu katastrof dopiero w przyszłych dekadach należy poddać rewizji. Już teraz odczuwamy poważne skutki globalnego ocieplenia.

Nie wszystkich Niemców jednak satysfakcjonuje wyłącznie taka argumentacja. Choć dostrzegana jest wyjątkowa intensywność zdarzeń pogodowych, to niezrozumiała jest dla nich ogromna liczba ofiar, którą spowodowały. Podkreślane są zaniedbania w zakresie komunikacji i prawidłowej realizacji procedur bezpieczeństwa, potęgujące tragiczne skutki.

Podkreślanie roli globalnego ocieplenia jest przez wielu Niemców traktowana jako odsuwanie odpowiedzialności. Według sondażu przeprowadzonego dla Bild-Zeitung 67 procent badanych stwierdziło, że władze federalne i lokalne mogły zrobić więcej, aby zapobiec tragedii.

Sytuację w niemieckich służbach zdecydowanie krytykuje Partia Zielonych, która zwraca uwagę na problemy z koordynacją działań na poziomie federalnym i lokalnym. W niemieckim systemie rząd federalny zapewnia jedynie infrastrukturę do nadawania komunikatów ostrzegawczych – za ich dystrybucję odpowiedzialne są poszczególne kraje związkowe i okręgi. Zdaniem przedstawicieli partii ta struktura zawiodła. Ludność miała nie zostać skutecznie poinformowana o zagrożeniu pomimo dostępnych danych ze stacji synoptycznych. Wnioskują oni o budowę scentralizowanego systemu, który miałby działać sprawniej.

Obecny minister spraw wewnętrznych, Horst Seehofer (CSU), odniósł się do powyższego postulatu sceptycznie. Choć dostrzegł potrzebę usprawnienia procedur kryzysowych, to stwierdził, że centralizacja nie stanowi magicznego remedium, które w przyszłości zapobiegnie podobnym tragediom.

Ostrzec zanim będzie za późno

Pod falą krytyki znalazła się organizacja systemu ostrzegania.

Obecnie za naszą zachodnią granicą podstawowym kanałem dystrybucji ostrzeżeń są komunikaty wysyłane za pośrednictwem dedykowanej aplikacji, z której korzysta zaledwie… 9 milionów użytkowników. To zdecydowanie za mało, aby zapewnić jej skuteczność w ponad 80 milionowym państwie.

Pomimo braku oficjalnych statystyk nie sposób przypuszczać, aby alternatywna, funkcjonująca równolegle aplikacja rozwijana przez niemieckie stowarzyszenie publicznych ubezpieczycieli zasadniczo poprawiała sytuację – według informacji ze strony Google Play na urządzenia z systemem operacyjnym Android pobrało ją nie więcej niż 5 milionów użytkowników.

Podnoszone są głosy za wprowadzeniem systemu powiadomień SMS – funkcjonującego chociażby w Polsce – jednak w Niemczech pomysł znajduje się wciąż na etapie projektów. W debacie publicznej przewija się także często pomysł powrotu do systemu wykorzystującego tradycyjne, analogowe syreny, które po Zimnej Wojnie były sukcesywnie demontowane.

Winy za zaistniałą sytuację poszukuje się nie tylko w samych procedurach, lecz także w sposobie ich realizacji. Samo ostrzeżenie nie wystarczy – ludzie muszą potraktować je poważnie i potrafić właściwie zareagować. Pada tu wiele porównań do braku gotowości niemieckiego społeczeństwa na pierwszą falę pandemii koronawirusa. Szef niemieckiego urzędu odpowiadającego za ochronę ludności w przypadku katastrof (Bundesamt für Bevölkerungsschutz und Katastrophenhilfe), Armin Schuster, przyznaje w wywiadzie dla ZDF, że niskie prawdopodobieństwo zrealizowania się czarnego scenariusza powodowała, że opracowane wcześniej plany kryzysowe w obliczu niedowierzania i chaosu pozostawały głownie na papierze. Oba kryzysy pokazały, że sama dopracowana teoria nie wystarczy – musi za nią podążać skuteczność w jej wdrażaniu na wszystkich szczeblach działania.

Pełne przygotowanie na zdarzenia wyjątkowe, które mogą nie wystąpić nawet przez dekady jest tematem złożonym z punktu widzenia organizacji i polityki. Ciągła gotowość na najgorsze to ogromny koszt, którego korzyści są niewidoczne w czasach spokoju. Zdaniem niektórych niemieccy zarządzający nie oparli się pokusie i dopuścili się zaniedbań w przygotowaniu swoich służb na zdarzenia o wielkiej skali.

Paliwo dla radykalizmu

Tam, gdzie rośnie społeczna frustracja, tam również pojawiają się grupy, pragnące wykorzystać negatywne nastroje. Gdy przyszedł czas na usuwanie zniszczeń, na dotkniętych kataklizmem terenach wraz z siłami państwowymi i wolontariuszami pojawiły się grupy osób identyfikujących się jako tzw. Querdenker, co można przetłumaczyć na polski jako „nonkonformiści”. Ta nieformalna grupa – kojarzona ze światopoglądem radykalnej prawicy – była znana w Niemczech jako organizatorzy antyszczepionkowych wieców.

Grupy te, oskarżając oficjalne kanały pomocy poszkodowanym powodzianom o nieudolność, próbowały organizować własne siły porządkowe i zbiórki pieniędzy na zniszczonych terenach. Jednak uczciwość tych zbiórek budzi w Niemczech wątpliwości. Członkowie organizacji dopuszczali się szerzenia fake-newsów, zgodnie z którymi powódź miała być umyślnie spowodowana przez niemieckie władze. W mediach pojawiają się również doniesienia o aktach agresji ze strony przedstawicieli Querendenker względem służb państwowych. Stowarzyszeniu udało się także – choć na krótko – otworzyć ośrodek udzielający tymczasowego schronienia rodzinom w budynku szkoły na terenie jednej z zalanych miejscowości. Władze Nadrenii-Palatynatu po kilku dniach nakazały jednak zamknięcie ośrodka, tłumacząc decyzję brakiem pozwolenia i złymi warunkami mieszkalnymi. Wobec działalności Querendenker na zniszczonych terenach swoją dezaprobatę wypowiedzieli również politycy z Berlina, nazywając ją wykorzystywaniem ludzkiego cierpienia do celów ideologicznych.

Gamechanger kampanii wyborczej?

Zarówno zyskać, jak i stracić może w tej sytuacji każda strona areny politycznej. Już we wrześniu w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne. Wprawdzie sondaże dotyczące rozkładu sił w parlamencie (jak na razie) nie wykazują znacznych przetasowań, to można zauważyć pewne drgania w ocenie postaw liderów ugrupowań.

Wyraźny spadek poparcia (z 20 do 15 procent) odnotował kandydat na kanclerza z ramienia prowadzącej w sondażach CDU/CSU, Armin Laschet, którego śmiech podczas przemówienia prezydenta na terenach powodziowych spotkał się z oburzeniem, co znajduje odzwierciedlenie w ocenie jego działalności związanej z kryzysem – aż 57 procent badanych ocenia ją negatywnie.

Nieco dziwić może fakt, że mimo znaczącej aktywności Partia Zielonych nie zdołała do tej pory wybić się w sondażach, a działania Annaleny Baerbock, walczącej o urząd kanclerski, oceniane są negatywnie aż przez 46 procent respondentów. Co istotne, niemieckie władze nie wyrzekają się szeregu błędów i podkreślają konieczności reform. Dość szybko zapadła decyzja o przeznaczeniu na doraźną pomoc 200 milionów euro z budżetu centralnego. Ponadto podobną kwotę przeznaczyły budżety krajów związkowych. Dodatkowo zapowiadana jest pomoc w wysokości 1 miliardów euro na odbudowę budynków i dotacje dla ubezpieczycieli. Deklarowane wydatki wskazywane są jako potencjalna przyczyna stosunkowo dobrej oceny działań kandydata na kanclerza z ramienia SPD, sprawującego w obecnym rządzie funkcję ministra finansów, Olafa Scholza. Jego działania pozytywnie ocenia 39 procent respondentów.

Debata potrzebna także w Polsce

W obliczu tak poważnych zmian klimatycznych musimy podjąć działania zmierzające do dostosowania do nowej rzeczywistości planów kryzysowych, ustalenia bardziej aktualnych norm opadowych i planów zagospodarowania przestrzennego.

Choć cieszyć może fakt, że niemieckie portale odnotowują pomoc ze strony polskich strażaków, którzy z inicjatywy rządowej pojechali do zalanych miejscowości, a także przekazali sprzęt, służący do osuszania budynków, to taka doraźna pomoc nie mówi nic o systemowej odporności na takie wydarzenia naszego kraju.

Pytanie, które wielu nasuwa się na myśl brzmi: czy Polska administracja będzie potrafiła nauczyć się na cudzych błędach i wyciągnie właściwe wnioski. Mimo, że charakterystyka pewnych aspektów niemieckiej organizacji państwowej nie pozwala przełożyć ich bezpośrednio na nasz grunt, to należy mieć na uwadze, że burze o podobnej intensywności mogą zdarzyć się również nad Wisłą.

W polskim systemie planowania zagrożeń powodziowych, najnowsze plany z 2020 r. wciąż uwzględniają jedynie trzy ich źródła: rzeki, morze i urządzenia hydrotechniczne. Brakuje kompleksowych planów na okoliczność powodzi spowodowanych niewydolnością miejskich systemów odwadniania. Zarówno w Polsce, jak i w Niemczech procedury, biorące pod uwagę powodzie błyskawiczne dotyczą jedynie niewielkich obszarów kraju – zazwyczaj wybranych fragmentów dużych miast.

Ostatnie wydarzenia były jednak impulsem do obietnic (oby też realnych działań) nadrobienia przez polskie służby tego zaniedbania. Marek Gróbarczyk, pełnomocnik rządu ds. gospodarki wodą oraz inwestycji w gospodarce morskiej i wodnej, zapowiedział włączenie map powodzi miejskich do systemu ochrony przeciwpowodziowej, co potencjalnie może pozytywnie wpłynąć na plany zagospodarowania terenów miejskich, zapewniając lepszą gospodarkę wodną na ich terenie.

***

Aby tym razem Polak mógł być mądry jeszcze przed szkodą, kluczowe wydaje się rozpoznanie ewentualnych zagrożeń, zaprojektowanie skutecznego systemu ostrzegania i odpowiednia edukacja ludności.

Gwałtowne powodzie na zachodzie Europy są też okazją do zwrócenia uwagi na znaczenie kwestii środowiskowych w naszym codziennym życiu. Katastrofy mogą wzmacniać poczucie zagrożenia i pesymizmu, a także skłaniać do przyjmowania postaw radykalnych. Należy mieć jednak nadzieję, że mogą być również kanwą dla konstruktywnej dyskusji i konkretnych działań, dzięki którym będziemy w stanie odpowiedzieć na nadchodzące wyzwania czymś więcej niż słowami „sory, taki mamy klimat”.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.