Polskie pasożyty w poniemieckich majątkach? Rojst 97 – Ziemie Uzyskane i powódź tysiąclecia [PODCAST]
W najnowszym odcinku podcastu ,,Kultura Poświęcona” nasi redaktorzy mierzą się z ,,Ziemiami Uzyskanymi”. PRL zostawił nas głównie z propagandową opowieścią na ich temat, teraz przyszedł czas, by zmierzyć się z historią milionów ludzi, którzy musieli na nowo ułożyć swoje życie. To też czas, by spojrzeć na to, co znaczyła dla Polaków Powódź Tysiąclecia. Pretekstem do rozmowy jest nowy sezon serialu Rojst, którego akcja toczy się na zachodzie Polski.
,,Bardzo nie podoba mi się termin »Ziemie Odzyskane«. Narracja o odwiecznym prawie do tych ziem jest mocno naciągana. Przede wszystkim jednak »Ziemie Odzyskane« sugerują, że my coś odzyskaliśmy, przyjechaliśmy na gotowe i nic z tym nie zrobiliśmy. Natomiast termin »Ziemie Uzyskane« pokazuje, że my coś dostaliśmy, ale nie zawsze chcieliśmy to dostać, czasami nie mieliśmy wyboru. Mój pradziadek po prostu uciekł z Armii Czerwonej, do której został wcielony siłą z okolic Wilna. W pewnym momencie poznał moją prababcię i wyzwolił ją z obozu koncentracyjnego w Płońsku. Szedł dalej, ale trochę odbił i zamiast iść na Berlin, został na Pomorzu. Za bardzo nie miał wyboru, żeby sobie wybierać jakikolwiek inny teren to zamieszkania. Te Ziemie Uzyskane sugerują też to, że nad tym co uzyskaliśmy, musieliśmy też bardzo mocno pracować, przeobrażać i przekształcać. Musieliśmy włożyć bardzo dużo wysiłku. Nie przyjechaliśmy na gotowe. Tam naprawdę był Dziki Zachód. Nie tylko staliśmy na trupach, na tym, co tam zostało, ale też sami bardzo szybko mogliśmy tymi trupami się stać. Tam naprawdę było niebezpieczne i trudno mówić o tym, że my mamy jakąś zbiorową traumę bez wspomnienia o tym, że taką podstawową traumą dla tych ludzi było to, że oni bardzo łatwo mogą stracić życie. Każdy talerz, który znaleźli w poniemieckim domu, może stać się przyczynkiem do tego, że przyjdą tam rabusie i zabiorą im wszystko” – argumentowała Daria Chibner.
,,Irytuje mnie w Rojście ta sugestia, że wszystkie polskie małe miasteczka mają jakiś mord założycielski. Że zawsze musi być jakiś las, gdzie cichaczem są chowani pomordowani Niemcy, jeśli dzieje się to na Zachodzie, a jeżeli na Wschodzie to mamy tajemnicze groby Żydów. My, Polacy, zabraliśmy im mienie i tak właśnie powstała polska klasa średnia. To jest bardzo naiwna, upraszczająca opowieść. Ona jest estetycznie atrakcyjna, jest to ładne i wciąga, ale kiedy się człowiek na moment od tego odsunie i zastanowi, co naprawdę na poziomie historyczno-społecznym ma nam do powiedzenia ten serial, to okazuje się, że jest to jednostronna, upraszczająca i w dużej mierze nieprawdziwa opowieść. To nie jest tak, że nie było żadnych mordów, że nie było obozów pracy lub obozów przejściowych dla Niemców po 1945 roku. Takie miejsca istniały, jednak robienie z tego uniwersalnej genezy Polski współczesnej, co jest też bardzo mocno obecne w tym sezonie Rojsta, jest nieuprawnione” – zaznacza Piotr Kaszczyszyn.
,,Ja na Dolnym Śląsku byłem pierwszy raz w roku 2004, jeszcze jako dziecko. Dla mnie to było niesamowite doświadczenie. Coś, co działa na wyobraźnię. Właściwie nawet nie potrafisz tego zrozumieć, ale jakoś chłoniesz tę historię, która jest zupełnie inna od tej, z której ty się wywodzisz. Miałem takie wrażenie, że tam jest jakaś tajemnica, że ci ludzie noszą w sobie jakieś doświadczenia, które są zupełnie inne. Po latach, w zeszłym roku wróciłem tam już z żoną, objechałem mniej więcej te same miejscowości, co 16 lat temu. Patrzyłem już na to innym okiem. Byłem też po lekturze książek Poniemieckie Karoliny Kuszyk i 1945. Wojna i pokój Magdaleny Grzebałkowskiej. To jest ciekawe, że na te Ziemie Uzyskane wraca dopiero trzecie pokolenie. To prawdopodobnie ludzie, którzy właśnie już nie są aż tak mocno osadzeni w tej tajemnicy. Znają ją tylko z opowieści, wobec czego mogą się zmierzyć z nią zupełnie inaczej, bardziej świadomie. Być może dopiero w tej chwili możemy Ziemie Uzyskane opowiadać innym, bardziej wiarygodnym językiem” – zauważa Bartosz Brzyski.
,,Tę powódź tysiąclecia w Rojscie można odczytać jako symboliczny biblijny potop, który zalewa starą ziemię, zalewa grzech tej ziemi i daje szansę na nowy początek. Powódź jako symbol zmywania krwi z przeszłości. Teraz można o tym zapomnieć i zbudować już na tej czystej ziemi coś nowego. To był bardzo dobry ruch scenarzystów, moim zdaniem zasygnalizowany, ale nie poprowadzony dalej. Z drugiej strony, bardzo dobrze pokazane było to, że tak jednak być nie może. Przeszłość zawsze gdzieś wypłynie. Budowanie od nowa w nowej Polsce, która nie pamięta przeszłości, jest marzeniem ludzi naiwnych. Nowa Polska nie będzie jak biblijny potop, który stworzy świat na nowo. Serialowa powódź czyni coś zupełnie odwrotnego – odkrywa groby. Woda nie oczyszcza, tylko właśnie pokazuje grzech, pokazuje brud, ukryte ciała, ukryte cierpienie. Odczytałem ten zabieg jako sugestię, że drogą do szczęścia na Ziemiach Uzyskanych nie jest marzenie o białej karcie naszej historii, ale stanięcie w prawdzie wobec trudnej przeszłości” – komentuje Konstanty Pilawa.