Sojusz PiS-u i Lewicy? Partia Kaczyńskiego prędzej Lewicę wykorzysta i porzuci
W skrócie
Otwierając Lewicy możliwość współpracy przy Funduszu Odbudowy, traktując łaskawiej w mediach publicznych i kokietując ciepłym słowem prezesa Kaczyńskiego Prawo i Sprawiedliwość chce po swojemu poukładać relacje wśród partii opozycyjnych. Zabezpiecza się w ten sposób przed scenariuszem, w którym to nie dobrze znany i wielokrotnie pokonywany wróg w postaci „starej Platformy” będzie głównym konkurentem PiS przed kolejnymi wyborami. Jeśli aktualne trendy sondażowe się utrzymają, to w interesie partii rządzącej będzie nadal pompować Lewicę. Scenariusz powyborczej koalicji PiSolewu zdaje się jednak mniej prawdopodobny niż ten, w którym na krótko przed wyborami PiS zacznie traktować Lewicę jako głównego politycznego oponenta i przekieruje spór na sprawy światopoglądowe. Szczególnie, że i ten będzie dla Lewicy korzystny.
Lewica zaczęła robić realną politykę
Od decyzji Lewicy o poparciu Funduszu Odbudowy nie ustają spekulacje dotyczące potencjału koalicyjnej rewolucji na partyjnej scenie.
Litościwie pomińmy żenujące utyskiwania liberałów obrażonych na fakt, że jedna z opozycyjnych formacji postanowiła, w przeciwieństwie do konkurencji, zacząć uprawiać prawdziwą politykę: osiągać cele programowe, uczestniczyć w kuluarowych rozmowach i zwiększać swój potencjał na dojście do władzy.
Poważniejsze analizy skupiają się co do zasady na dwóch aspektach. Pierwsze, bardziej minimalistyczne, tyczą się tego, czy Lewica będzie zdolna do zachowania na dłuższą metę podmiotowości względem liberalnej części opozycji. Drugie, ambitniejsze, zastanawiają się nad możliwością zaistnienia – być może jeszcze w tej kadencji, być może w kolejnej –formalnej koalicji formacji Jarosława Kaczyńskiego z Lewicą. Najbardziej wprost ten koncept przedstawił, mając ku temu zresztą solidną legitymizację jako wzywający lewicowców do współpracy z PiS zanim to było modne, Rafał Woś na łamach salonu24.pl.
„Jeszcze bronią się przed tym, co naturalne i nieuchronne. Ale to przecież oczywiste, że Lewica prędzej czy później zastąpi Gowinowskich liberałów w roli współkoalicjanta PiSu. To konieczne także dla Kaczystów. (…) W dłuższym okresie wiadomo, że klucz do stabilnej większości po następnych wyborach leży między PiSem a Lewicą. Próby będziemy mieli jeszcze w tej kadencji, a podparcie się przez Kaczyńskiego Lewicą w temacie unijnego Funduszu Odbudowy nie jest żadnym jednorazowym zagraniem” – przekonuje lewicowy publicysta.
Rzeczywiście, nie sposób dziś takiego scenariusza wykluczyć. Ba, nie był on całkiem abstrakcyjny i przed 2021, i przed 2015 . Bodaj pierwszą dużą debatę na ten temat prowadzono jeszcze przed katastrofą smoleńską.
Wówczas, wczesną wiosną 2010 roku, przed Kongresem Prawa i Sprawiedliwości temat ewentualnej powyborczej koalicji z SLD do debaty wprowadził ówczesny rzecznik partii Adam Hofman. Pomysł już wówczas zdawał się możliwy do realizacji i rozpalał wyobraźnię polityków i komentatorów, bo równolegle trwała pragmatyczna, antyplatformerska medialna koalicja PiS z postkomunistami.
Po głosowaniu w sprawie Funduszu Odbudowy, sześciu latach rządów PiS i wobec rozmaitych zmian, których doświadczała w ostatnich latach lewica – od wypadnięcia poza parlament po „międzypokoleniową” koalicję – scenariusz współpracy wydaje się o wiele bardziej realistyczny, niż jawił się kiedykolwiek wcześniej.
Umeblować opozycję po swojemu
Równie prawdopodobny do „grania na PiSolew” jest jednak i ten, w którym partia rządząca chce po prostu „po swojemu” ułożyć relacje po stronie opozycyjnej.
W największym skrócie: niekorzystnym scenariuszem dla Nowogrodzkiej jest utrata przez Platformę/Koalicję Obywatelską pozycji lidera opozycji. To konkurent znany i wielokrotni już przez PiS ogrywany. Szymon Hołownia to zaś wróg groźny, bo nieprzewidywalny. Lansowanie Lewicy jako potencjalnego lidera opozycji ma więc potrójny sens.
Po pierwsze, pozwala w nieodległej perspektywie potencjalnie osłabić Polskę 2050. Formacja byłego publicysty katolickiego i telewizyjnego showmana jest już trzeci miesiąc sondażowym liderem opozycji. To ona dziś zbiera zarówno istotną część głosów progresywnego elektoratu wielkomiejskiego, jak i zagospodarowuje klasyczny elektorat buntu z Polski średnich miast i prowincji. W obu tych grupach łowić może potencjalnie właśnie Lewica. Przy odrobinie szczęścia to również ugrupowanie Czarzastego, Biedronia i Zandberga może, w razie przytrafienia się Hołowni jakiejś „Madery”, stać się beneficjentem nagłego odpływu elektoratu od PL2050.
Po drugie, mocna Lewica oznacza większą szansę na podziały w opozycji. Z perspektywy partii rządzącej optymalnym scenariuszem jest ten, w którym głosy jej przeciwników będą rozbite na kilka bloków, z których żaden nie przekroczy 20%. Biorąc pod uwagę „twarde” zasoby (subwencja, struktury, parlamentarzyści), którymi dysponuje – pomimo sondażowo-medialnego kryzysu – Platforma trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym dzisiejsza partia Budki rzeczywiście miałaby w pełni ustąpić pola czy to Hołowni, czy inicjatywie Rafała Trzaskowskiego. Układ, w którym na opozycji mamy trzy zrównoważone bloki: Lewicę, Hołownię i Platformę (z PSL w koalicji z jednym z tych podmiotów lub jako blok czwarty), sprzyjać będzie utrzymaniu się PiS przy władzy.
Po trzecie wreszcie – sztabowcy PiS mogą również trzymać kciuki za scenariusz, w którym to właśnie Lewica stałaby się faktycznym liderem sondaży. To, przy założeniu nieuchronności bądź to kryzysu, bądź „resetu” Platformy, właściwie optymalny dla formacji Kaczyńskiego scenariusz. Spodziewać się więc można, że najbliższe miesiące przyniosą kolejne próby życzliwego podbudowywania formacji lewicowej.
Od socjalu do „osób z macicami”
„Przyznaję, że pewne fragmenty jego wystąpień odnoszące się do społecznych kwestii są warte dyskusji” – mówił w niedawnym wywiadzie dla Interii o Adrianie Zandbergu Jarosław Kaczyński. „Tak jak cała poważna część lewicowej narracji. Mam na myśli rozważania nad sytuacją społeczną, kwestiami socjalnymi, a nie absurdalne pytania, czy o kobietach trzeba mówić per osoby z macicami. Niemniej jednak na odcinku polityki społecznej i nierówności – byliśmy tu pierwsi z diagnozami. Chociaż uczciwie przyznam, że po stronie Lewicy są ciekawe i inspirujące głosy” – deklarował szef Zjednoczonej Prawicy. W tej wypowiedzi prezesa PiS dostrzec można cały potencjał rysującej się od dłuższego czasu koncepcji.
Po co PiS-owi Lewica w roli lidera opozycji? By móc do pewnego momentu prezentować ją jako „odpowiedzialnego lidera opozycji podzielającego nasze diagnozy społeczno-gospodarcze”. Gdy jednak przyjdzie odpowiedni moment – kwestie ekonomiczne będą mogły ustąpić miejsca tzw. sprawom światopoglądowym. Z dnia na dzień tematem numer jeden TVP, spotów i okładek „zaprzyjaźnionych mediów” staną się właśnie „osoby z macicami”, spory o TERF-y i sex-working.
Elektorat PiS-owski zmobilizuje się wówczas dużo skuteczniej, niż w przypadku „zagrożenia” Hołownią czy Trzaskowskim. Ich co bardziej postępowe poglądy zdają się nie być dla Polaków już tak bardzo nieakceptowalne, jak wydawało się to jeszcze kilka lat temu.
Lewicy to się i tak opłaca
Podsumowując rzecz niezbyt elegancko – wysoce prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym PiS po prostu Lewicę wykorzysta do własnych celów i pozostawi samą sobie, być może również z marzeniami o wspólnej koalicyjnej przyszłości.
Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeśli nie dojdzie do systematycznej współpracy między rządzącymi a spadkobiercami postkomuny, a na ostatniej przedwyborczej prostej to Lewica stanie się głównym celem ataków pisowskiej propagandy, to ugrupowaniu Czarzastego i spółki wciąż zainicjowana współpracą przy ratyfikacji Funduszu Odbudowy gra zwyczajnie się opłaca.
Nowa sytuacja pozwala mówić politykom ich własnym głosem, budować samodzielną agendę programową, prezentować wyborcom potencjał sprawczości i, last but not least, oddala wizję przyspieszonych wyborów, których Lewica chyba nie chce najbardziej ze wszystkich opozycyjnych formacji.
Jeżeli w najbliższych tygodniach i miesiącach uda się w efekcie tych ruchów osiągnąć na stałe pułap kilkunastu procent poparcia, to dla Lewicy będzie to czysty zysk. Z perspektywy Nowogrodzkiej – to dużo korzystniejsza sytuacja na opozycji niż ta, w której presja ze strony Hołowni stałaby się realna, uciążliwa i groźna.
Nie jest też wcale powiedziane, że ewentualny „ostrzał” z tematów światopoglądowych na ostatniej przedwyborczej prostej samej Lewicy zaszkodzi. Z pewnością ma potencjał zmobilizowania wyborców PiS i utrudni zwycięstwo opozycji, ale Lewicy może przynieść dodatkowe punkty.
A jeśli rzeczywiście wyniki wyborów ułożą się tak, że to od Lewicy będzie zależał kształt rządu po 2023 roku? W tym scenariuszu dzisiejsze „obwąchiwanie się” z PiS nie tylko czyni ewentualne rozmowy z prawicą bardziej prawdopodobnymi, ale i poprawia pozycję negocjacyjną Lewicy w rozmowach z liberałami czy Hołownią. Wszak polityka to sztuka wykorzystywania możliwości, których skuteczny polityk powinien tworzyć sobie jak najwięcej.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.