Brexit oddalił Irlandię Północną od Londynu. Czy Zjednoczone Królestwo się rozpadnie?
W skrócie
Płonące samochody, grupy zamaskowanych chuliganów rzucających petardami, koktajlami Mołotowa i kamieniami, policja używająca armatek wodnych, wreszcie dziesiątki rannych. To nie są sceny z ulic miast Irlandii Północnej z lat 70. czy 80. ubiegłego wieku, lecz z kwietnia bieżącego roku, oglądane z niedowierzaniem na całym świecie. Trudno było uwierzyć, że do cieszącego się pokojem przez ostatnie ponad 20 lat regionu powracają upiory brutalnej przeszłości. Stare animozje okazały się być wciąż żywe, a Brexit pogłębił w nim dotychczasowe podziały. Rozwód Wielkiej Brytanii z Unią Europejską może przyczynić się do zjednoczenia Irlandii.
Iskra na brexitowej beczce prochu
Zamieszki na ulicach północnoirlandzkich miast wybuchły na przełomie marca i kwietnia. Choć na pewnym etapie włączyli do nich również republikanie tj. opowiadający się za włączeniem Irlandii Północnej do Irlandii, to jednak ich głównymi uczestnikami byli zwolennicy utrzymania 6 hrabstw w ramach unii brytyjskiej, tzw. unioniści. Iskrą, która wywołała wybuch społecznego gniewu, stała się decyzja regionalnej prokuratury, by nie postawić nikomu zarzutów w związku z ubiegłorocznym pogrzebem Bobby’ego Storeya, dawnego bojownika IRA. W uroczystości brało udział ponad 2 tys. osób, w tym wielu przedstawicieli środowisk republikańskich, choć obostrzenia przeciwepidemiczne ograniczały wówczas liczbę uczestników pogrzebów do 30 osób. Decyzja prokuratorów została odebrana przez unionistów jako faworyzowanie republikanów i doprowadziła do wybuchu ulicznego niezadowolenia. Na wzmożenie społeczne wpływ miało zapewne także ogólne zmęczenie trwającą pandemią.
Jednakże głębszą przyczyną niepokojów były kontrowersje związane z opuszczeniem Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię. Kością niezgody stał się kształt tzw. protokołu irlandzkiego zamieszczonego w umowie rozwodowej z UE.
Oderwanie się przez Londyn od wspólnego europejskiego rynku wiązało się z powstaniem twardej granicy między Irlandią a Irlandią Północną, co naruszałoby postanowienia porozumienia wielkopiątkowego (Good Friday Agreement) – aktu pokojowego, który w 1998 r. doprowadził do zakończenia konfliktu na wyspie. Aby tego uniknąć, rząd Borisa Johnsona i unijni negocjatorzy przenieśli granicę na potencjalnie bardziej neutralny obszar – Morze Irlandzkie. Tym samym od 1 stycznia br. towary przewożone do Irlandii Północnej z pozostałej części Zjednoczonego Królestwa poddawane są koniecznym odprawom i kontrolom celnym, a także podlegają unijnym opłatom celnym.
Jest to jednak rozwiązanie dalekie od idealnego. Odbiło się ono tuż po Brexicie na dostępności określonych produktów, przede wszystkim żywności, w północnoirlandzkich sklepach. Choć zamieszki wygasły – wraz z pogrążeniem się kraju w żałobie po śmierci księcia Filipa – to poczucie niepewności pozostało. Zwolennicy utrzymania ścisłej unii z resztą Zjednoczonego Królestwa obawiają się, że Irlandia Północna stanie się dla Londynu regionem drugiej kategorii.
Krwawy konflikt powróci?
Aż do początków XX wieku cała Irlandia pozostawała pod ścisłym zwierzchnictwem Londynu. Wraz z rozwojem ruchów proniepodległościowych i proautonomicznych stawało się jednak jasne, że zachowanie kontroli nad wyspą przez Brytyjczyków będzie mocno utrudnione. Ostatecznie w 1921 r. zawarto traktat, na mocy którego 26 hrabstw utworzyło Wolne Państwo Irlandzkie mające status dominium i cieszące się sporą autonomią. Pozostałe 6 północnych hrabstw pozostało w dotychczasowych ramach unii brytyjskiej. W 1949 r., proklamowano Republikę Irlandii i w pełni zerwano wszelkie więzi łączące to państwo z Londynem. W tym czasie utrwalił się podział na suwerenną Irlandię i będącą wciąż częścią Zjednoczonego Królestwa Irlandię Północną. W północnej części wyspy od początku głównym problemem stały się konflikty między dwiema zbiorowościami: unionistami (protestantami) i republikanami (katolikami). Liczebnie przeważali ci pierwsi, im także prawo sprzyjało poprzez m.in. zapewnienie pierwszeństwa w dostępie do usług publicznych.
Rosnące przekonanie ludności katolickiej o dyskryminacji ze strony unionistów stało się zarzewiem wieloletniego konfliktu, który wybuchł pod koniec lat 60. (okres nazywany The Troubles). Szczególnie ponurą sławą okryły się wówczas paramilitarne organizacje, zwłaszcza Irlandzka Armia Republikańska (IRA) walcząca o pełne wyzwolenie regionu spod brytyjskiej zależności. W aktach przemocy z ich udziałem zginęło ponad 3 tysiące osób (wśród ofiar był m.in. członek brytyjskiej rodziny królewskiej, lord Louis Mountbatten).
Czas terroru zakończył się dopiero po 3 dekadach wraz z podpisaniem tzw. porozumienia wielkopiątkowego w kwietniu 1998 r. wieńczącego kilkuletni proces pokojowy. W treści porozumienia zawarto stwierdzenie, że choć Irlandia Północna pozostanie częścią Zjednoczonego Królestwa, to jej mieszkańcy w przyszłości będą mieli prawo do zjednoczenia z południowym sąsiadem. Oprócz tego ustalono brak twardej granicy między Republiką Irlandii a Irlandią Północną, stopniowe rozbrojenie organizacji paramilitarnych i miejsca w północnoirlandzkim rządzie dla przedstawicieli obu religii.
Jeszcze do niedawna wydawało się, że okres wojny domowej już nie powróci. Jednak wybuch ulicznych zamieszek sugeruje, że nieufność między dwiema społecznościami nie tylko nie wygasła, ale może w każdym momencie wrócić ze zdwojoną siłą.
Biedna północ, bogate południe
Choć Brexit nadszarpnął więzi łączące Irlandię Północną z koroną, nie oznacza to, że zamieszki wynikają wyłącznie z bieżących wydarzeń.
Na tle reszty Zjednoczonego Królestwa region wyróżnia się negatywnie pod względem kondycji gospodarczej (pomimo subwencji płynących z Londynu na rzecz wyrównania poziomu życia). Wydajność pracy jest tu o 17% niższa od średniej dla Wielkiej Brytanii. W 2019 r. nominalny PKB per capita (w cenach bieżących) wyniósł w Zjednoczonym Królestwie blisko 42 tys. dolarów, dla Irlandii Północnej było to jedynie 35 tys. dolarów. Jeszcze gorzej wypada porównanie z sąsiadem z południa – Irlandia z PKB na mieszkańca na poziomie 79 tys. dolarów należy do najzamożniejszych państw świata (choć należy podkreślić, że tak dobre wskaźniki gospodarcze tego kraju są w dużym stopniu wynikiem statusu raju podatkowego dla międzynarodowych korporacji).
Warto odnotować, że Irlandia jest najważniejszym partnerem handlowym Belfastu. Także UE jest kluczowym kierunkiem dla handlu Irlandii Północnej – w 2019 r. 59% północnoirlandzkiego eksportu popłynęło na kontynent i przypłynęło z niego 67 proc. całego importu.
Ponadto region bardzo skorzystał z unijnego członkostwa. Tylko w latach 2014-2020 otrzymał fundusze w ramach unijnej polityki regionalnej na łączną sumę 1,2 mld dolarów. Niepewność po opuszczeniu UE przez Wielką Brytanię – zwiększona dodatkowo przez pandemię – ma w dużym stopniu także podłoże gospodarcze.
Poprawy sytuacji nie ułatwia też prowadzona od końca XX w. niespójna polityka regionalna, która skutkuje pogłębianiem się przepaści między regionem a bogatszymi częściami UK. Niedawne zamieszki są też, po części, skutkiem zmniejszenia wydatków na edukację – w latach 2011–2019 cięcia wyniosły 11%, ich podniesienie mogłoby pomóc we wzajemnym zrozumieniu między republikanami a protestantami.
Coraz częściej pojawiają się głosy o porzuceniu Belfastu przez Londyn. Od działań brytyjskiego rządu zależy, czy staną się udziałem większości mieszkańców Irlandii Północnej.
Referendum coraz bliższe
Kwietniowe zamieszki i postbrexitowe zamieszanie istotnie wpłynęły na ponowne pojawienie się kwestii zjednoczenia z Republiką Irlandii na pierwszych stronach gazet. W porozumieniu wielkopiątkowym mieszkańcom Irlandii Północnej zagwarantowano prawo do decyzji w referendum o przyszłości prowincji. Choć w 1973 r. (w trakcie gorącego konfliktu) 99% głosujących zadecydowało o pozostaniu częścią Zjednoczonego Królestwa, to zostało ono zbojkotowane przez republikanów.
Co istotne, w przeciwieństwie do Szkocji, inicjatywa do zorganizowania głosowania przysługuje Zgromadzeniu Irlandii Północnej (obecnie zdominowanym przez ugrupowania unionistyczne) niezależnie od zgody Izby Gmin i rządu w Londynie.
Na przestrzeni ostatnich lat można zauważyć wzrost liczby zwolenników unifikacji z południowym sąsiadem. W sondażu Belfast Telegraph z 1 maja br. nadal przeważają opowiadający się za zachowaniem status quo (44%), ale zwolenników zjednoczenia jest niewiele mniej, bo 35%. Tymczasem wg sondażu Ipsos Mori dla BBC jeszcze we wrześniu 2016 r. za pozostaniem w unii brytyjskiej opowiadało się 63% ankietowanych, a za unifikacją wyspy zaledwie 22%. Jednocześnie 39% badanych uważa, że do zjednoczenia dojdzie w ciągu najbliższych 25 lat, a 37% ma odmienne zdanie.
Na korzyść popierających utworzenie wspólnego państwa przemawia także demografia. W spisie powszechnym z 2011 r. protestanci stanowili 43,5% ludności, natomiast katolicy 40,7%. Dekadę wcześniej liczby te wynosiły odpowiednio 45,6% oraz 40,2%. W tegorocznym spisie powszechnym oczekuje się, że katolicy po raz pierwszy będą stanowić największą liczebnie grupę religijną Irlandii Północnej. Wszystko to sprawia, że zjednoczenie Irlandii jest coraz bardziej prawdopodobne. Jednak bynajmniej nie jest ono na tym etapie sprawą przesądzoną. Oprócz woli mieszkańców północnej części wyspy, konieczna jest również zgoda w referendum Irlandczyków z południa. Choć we wspomnianym sondażu Belfast Telegraph aż 67% mieszkańców Irlandii jest za zjednoczeniem, to kluczowe znaczenie ma postawa władz w Dublinie.
Dziś wszystkie główne partie Republiki Irlandii opowiadają się za unifikacją wyspy, różnice polegają na tym, kiedy miałoby do niej dojść. Szef rządu, Micheál Martin, publicznie wykluczył przeprowadzenie referendum w najbliższej przyszłości. Podobne zdanie wyraził były premier, a obecnie zastępca Martina, Leo Varadkar, który wskazanie daty referendum porównał do ustalenia daty małżeństwa jeszcze przed zaręczynami. Zdecydowanie bardziej jednoznacznie do tej kwestii podchodzi największa partia opozycyjna Sinn Féin, której postulatem jest organizacja głosowania po obu stronach granicy w ciągu 5 lat.
Poważną przeszkodą mogą też być koszty związane ze zjednoczeniem i wyrównaniem poziomu życia w obu częściach wyspy. Po obu stronach granicy panuje brak zgody na unifikację, jeśli miałaby się ona wiązać z podniesieniem podatków. Z tego względu Dublin woli patrzeć na referendum jako na projekt długoterminowy.
***
Pojawiające się pytania o przyszłość Irlandii Północnej stanowią duże wyzwanie dla Londynu, gdyż rozbijają jedność Zjednoczonego Królestwa. Zwłaszcza, że republikanie z uwagą obserwują działalność rządu Szkocji, który dąży do zorganizowania referendum ws. niepodległości, o którym mówił w wywiadzie na naszych łamach dr Przemysław Biskup. Z całą pewnością kluczowe jest zadbanie przez koronę o poprawę kondycji północnoirlandzkiej gospodarki.
Niedawne wydarzenia w Irlandii Północnej pokazują, że ponad dwudziestoletni okres pokoju został w poważnym stopniu naruszony przez Brexit. Opuszczenie UE przez Wielką Brytanię uwypukliło dotychczasowe napięcia, dodatkowo podsycając uśpiony konflikt unionistów z republikanami. Nie jest wykluczone, że wpłynie to na dalszy wzrost liczby zwolenników zjednoczenia Szmaragdowej Wyspy, choć wiele będzie tu zależeć od dalszego rozwoju sytuacji po opuszczeniu UE. Wraz z rosnącymi problemami gospodarczymi Irlandii Północnej szanse na zmianę jej obecnego statusu będą się zwiększać, a dynamika zmian demograficznych wskazuje, że o referendum niepodległościowym w Belfacie będziemy słyszeć coraz częściej.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.