Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Wyniki konkursu NIW dla think tanków obywatelskich. Dotacje dla „swoich” to wierzchołek góry lodowej

Wyniki konkursu NIW dla think tanków obywatelskich. Dotacje dla „swoich” to wierzchołek góry lodowej Fabian Blank/unsplash.com

Wyniki konkursu dla think tanków obywatelskich rozwścieczyły nie tylko członków organizacji pozarządowych, ale również część opinii publicznej. Nie dodający powagi instytucjom publicznym klimat „beki” połączony z mocnym – słusznym – rozczarowaniem rozlał się po mediach społecznościowych. Trudno uniknąć wrażenia, że  kasę dostali przede wszystkim swoi – powiązani z obozem władzy. Zainteresowanie kontrowersyjnym konkursem to dobra okazja, by zwrócić uwagę na szersze problemy sektora pozarządowego. Jakkolwiek konkretne przykłady patologii rozbudzają wyobraźnię i emocje, to dopiero spojrzenie systemowe i kompleksowe mogłoby na dłuższą metę coś zmienić.


Niski poziom stabilności finansowej to jeden z głównych problemów sektora organizacji pozarządowych. Świadczy o tym nie tylko indywidualne doświadczenie działaczy obywatelskich, ale też szereg raportów z analizami III sektora, które cyklicznie przygotowuje Stowarzyszenie Klon/Jawor. Raport „Rok w pandemii. Raport z badań 2020/2021” o wpływie pandemii na polskie NGO nie pozostawia złudzeń. Nie może być zaskoczeniem fakt, że problem się pogłębił.

Geneza tego problemu jest złożona. Prawdą jest, że przychody organizacji to w największym stopniu dotacje publiczne przekazywane w drodze otwartych konkursów ofert. Oznacza to silne uzależnienie od – mówiąc wprost – państwa, samorządów i uwarunkowań politycznych. A sektor publiczny, mimo że przy przeprowadzaniu otwartych konkursów ofert jest zobowiązany do publikowania regulaminów konkursów (wielokrotnie konsultowanych, w mniej lub bardziej udolny sposób, w drodze konsultacji publicznych), wyraźnie od wielu lat prowadzi nierówną grę.

Think tanki: cienkie podziękowania i filtr apolityczności

Idealnym – niestety nie jedynym – przykładem nierównej gry jest w tym roku Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich zarządzany przez Narodowy Instytut Wolności-Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Wyniki konkursu, zwłaszcza w Priorytecie 4 (Rozwój instytucjonalny think tanków obywatelskich), rozwścieczyły nie tylko członków organizacji pozarządowych, ale również osoby, które często współpracują z eksperckimi NGO. Nie dodający powagi instytucjom publicznym klimat „beki” połączony z mocnym – słusznym – rozczarowaniem rozlał się po mediach społecznościowych

Nie można się temu dziwić, gdyż część beneficjentów tego Programu (Fundacja Matuzalem czy Instytut Spraw Konstytucyjnych) to organizacje założone pod koniec 2020 roku (przypadek?). Prawdziwą „perłą” wydaje się Fundacja Rozwoju Powiatu Łęczyńskiego, której rejestracja w Sądzie Rejonowym w Lublinie zajęła najprawdopodobniej sześć dni (od zatwierdzenia statutu przez Walne w dniu 15.01.2021 do wpisu do KRS w dniu 21.01.2021), czego pozazdrości każdy, komu przyszło załatwiać tego typu formalności. Zaskakuje nazwa ich projektu – w wolnym tłumaczeniu „Cienkie dziękuję w Powiecie Łęczyckim” („Thin Thank w Powiecie Łęczyckim”). Przy założeniu maksimum dobrej woli można domniemywać jakiejś subtelnej, choć trudnej do zrozumienia gry słów, ale w internetowych komentarzach dominuje interpretacja, że autorzy wniosku o dotację nawet nie wiedzą jak poprawnie napisać „think-tank”. Pewnie kontrowersje byłyby mniejsze, a interpretacje życzliwsze, gdyby można było dowiedzieć się czegokolwiek o tej nowopowstałej instytucji z internetu. Niestety, konia z rzędem temu, kto odnajdzie jej stronę internetową lub jakiekolwiek informacje o jej dotychczasowej działalności.

Te trzy, wybitnie młode, organizacje mogą się pochwalić maksymalną możliwą liczbą punktów do uzyskania, czyli 100/100. 20 z nich musiały zdobyć w punkcie „Możliwość (wykonalność) realizacji działań zaplanowanych we wniosku (…), w tym: potencjał kadrowy, techniczny, ekonomiczny Wnioskodawcy, w tym zespół ekspertów, którzy współpracują z Wnioskodawcą w sposób stały, doświadczenie w działalności opisanej we wniosku, w tym analizy i raporty przygotowane przez Wnioskodawcę w okresie dwóch ostatnich lat oraz wpływ dotychczasowej działalności prowadzonej przez Wnioskodawcę na procesy decyzyjne w sferze publicznej, adekwatność sposobu zarządzania realizacją zaplanowanych działań (…), trafność i wszechstronność analizy ryzyka (podkreślenia – A. Bałyk)”.

Dolewając oliwy do ognia, strona internetowa organizacji Matuzalem z Warki (www.fundacjamatuzalem.pl) jest niedostępna. Obyśmy nie musieli czekać matuzalemowych lat na jej odsłonę, bo ciężko będzie śledzić rezultaty projektu za 275 tysięcy złotych. Natomiast Instytut Spraw Konstytucyjnych nawet nie kryje na swojej „rozbudowanej”, stronie internetowej (https://isk.org.pl/projekty/), że są świeżakami w tej branży: Niebawem będziemy mogli poinformować Państwa o pierwszych działaniach Instytutu”. Głęboko wierzę zatem, że te 20 punktów organizacje otrzymały za „trafność i wszechstronność analizy ryzyka”, bo moje doświadczenie wskazuje, że ryzyko w realizacji tych projektów można określić jako wysokie.

Pozostawiając ironię na boku, zdecydowanie bardziej prawdopodobną przyczynę tak wysokiej punktacji nasuwa przegląd zarządów i powiązań personalnych tych, ale i nie wymienionych powyżej, organizacji. Trudno uniknąć wrażenia, że kasę dostali przede wszystkim swoi – powiązani z obozem władzy.

Rozumiem, że ranga znajomości w Polsce jest naprawdę wysoka. Da się w teorii zrozumieć, że ambicją Narodowego Instytutu Wolności jest dawanie szansy instytucjom „nowym”, spoza największych ośrodków miejskich czy wreszcie równoważenie wsparcia dla organizacji o innym profilu ideowym, niż te, które za poprzednich rządów notowały najwyższe sukcesy. Jednak – litości! – są jakieś granice, a tym razem przekroczono je wszystkie i porzucono jakiekolwiek pozory. Powyższe, w teorii szlachetne w intencjach korekty, podobnie jak obietnice wyborcze rządzącej formacji odpowiadającej za powstanie NIW-CRSO i zagwarantowania w budżecie dziesiątek milionów na rozwój sektora organizacji pozarządowych – to po prostu ośmiesza. Przypomnijmy – w 2014 roku Prawo i Sprawiedliwość obiecywało w programie „Wprowadzenie zasady decentralizacji, przejrzystości apolityczności procedur dostępu organizacji do środków publicznych (skuteczny filtr między dysponentem środków publicznych a ich odbiorcą) [podkreślenia – A. Bałyk]”. Ten skuteczny filtr przejrzystości i apolityczności możemy właśnie obserwować w praktyce.

Problem jest systemowy, a nie anegdotyczny

Nad procedurą rozstrzygania konkursów dotacyjnych można byłoby się pastwić godzinami, ale to tylko jedna z przyczyn problemów finansowych organizacji oraz poczucia niskiej stabilności finansowej. Zainteresowanie opinii publicznej, internautów i mediów kontrowersyjnym konkursem to dobra okazja, by zwrócić uwagę na szersze problemy sektora pozarządowego. Jakkolwiek konkretne przykłady patologii rozbudzają wyobraźnię i emocje, to dopiero spojrzenie systemowe i kompleksowe mogłoby na dłuższą metę coś zmienić.

W teorii część organizacji pozarządowych jest „sama sobie winna”. Dywersyfikacja źródeł przychodów to teoretycznie najprostsze lekarstwo gwarantujące odporność na tego rodzaju problemy, jak opisane wyżej doświadczenie z konkursu PROO 4. Praktyka jest jednak nieco bardziej zniuasowana.

Większość organizacji jest stosunkowo niewielka – zarówno pod względem finansowym (przeciętny budżet to 28 000 zł rocznie), jak i kadrowym.

To zamknięte koło – nie mam środków finansowych, więc nie zatrudnię osoby, która będzie się zajmować pozyskiwaniem pieniędzy. W efekcie nadal nie będę mieć wystarczająco środków finansowych. Tu wracamy do punktu wyjścia – uzależnienia od środków publicznych.

Nie ma jednak wątpliwości, że bardziej partnerskie traktowanie przez władze publiczne organizacji pozarządowych zdecydowanie by pomogło, i to zapewne długofalowo obu stronom. Można tego dokonać na wielu polach. Przyjrzyjmy się kilku z nich.

Terminowość – my musimy, oni mogą

Niewątpliwa jest dysproporcja pomiędzy zasadami obowiązującymi obie strony – dotujących i dotowanych.

Dotowanych obowiązuje: nieprzekraczalny termin złożenia wniosku, nieprzekraczalny termin złożenia sprawozdania z realizacji projektu, nieprzekraczalny termin zwrotu niewykorzystanej dotacji. Zdarza się, że do tego dochodzi nieprzekraczalny termin na przedłożenie wyjaśnień, na co czasami mamy 24 godziny, a mail… przychodzi w piątek o 15:00.

Jak to wygląda po stronie dotujących, organizatorów konkursów? Teoretyczny termin ogłoszenia wyników konkursu, teoretyczny termin podpisania umowy dotacji, (nie)teoretyczny termin przekazania dotacji – bo określony w umowie. Ale co organizacja pozarządowa zrobi jak się przelew opóźni? Poczeka. Zwykle nieokreślony jest też w umowie termin na przesłanie odpowiedzi w sprawie złożonego sprawozdania z realizacji zadania publicznego. A miło i racjonalnie – zarówno w trosce o niegenerowanie dodatkowej, niepotrzebnej pracy organizacjom, jak i urzędnikom, którzy później muszę się tym zajmować – byłoby móc zamknąć rok i przygotować sprawozdanie finansowe bez konieczności korekty.

W mediach społecznościowych można przeczytać historie organizacji pozarządowych, które otrzymały wyniki konkursu w listopadzie, choć miało się to wydarzyć w czerwcu, a umowę podpisały w grudniu, choć środki musiały zostać wydane do końca roku. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, że takie formalne opóźnienia to tak naprawdę droga do kolejnych, jeszcze gorszych patologii.

W takich warunkach trudno mówić o stabilności finansowej. Nie sposób zadbać o stabilne zatrudnienie w NGO. Przy tak „napiętym” harmonogramie procedury konkursowej trudno nawet postulować wprowadzenie postępowania odwoławczego od decyzji. Bez precyzyjnych, egzekwowanych i realizowanych terminów przez obie strony, bez wprowadzenia sankcji za nieprzestrzeganie tych terminów dla obu stron, bez procedury odwoławczej od decyzji dotyczącej nieprzyznania dotacji i bez dalszej tendencji do upraszczania obowiązków formalnych (choćby takich drobiazgów jak fakt, by po stronie publicznej dostrzeżono, że wyciąg z KRS można pobrać korzystając ze strony ministerstwa…) będziemy mieć quasi-partnerstwo wpisane w wartości niejednego podmiotu administracji publicznej.

„Elastyczność” budżetów

Podobno i z pustego Salomon nie naleje, ale organizacja znowu musi. Niezwykle częstą praktyką jest przyznanie dotacji z drobnym „ale”, czyli obcięciem dotacji. Można byłoby powiedzieć, że jeśli w związku z tym istniałaby zasada „50% mniejsza dotacja – 50% mniejszy zakres rzeczowy”, to byłoby to w niektórych przypadkach „do przełknięcia”. Czasami takie cięcie budżetowe po prostu pozbawia sensu realizację projektu.

Niestety, część administracji publicznej chyba nadinterpretowuje sobie art. 2 ust. 3 ustawy Prawo o stowarzyszeniach, według którego „stowarzyszenie opiera swoją działalność na społecznej pracy członków”. Zapomina przy tym o drugim członie tego ustępu „a do prowadzenia swych spraw może zatrudniać pracowników”. Oznacza to, że organizacja pozarządowa przygotowując budżet dokonuje kalkulacji kosztów zadania oraz ma prawo i obowiązek bazować na cenach rynkowych. Mocne obniżenie dotacji względem wnioskowanej musi skutkować zmianą zakresu merytorycznego i to zmianą więcej niż kosmetyczną. Zdecydowanie lepszym kierunkiem byłyby regulaminowe regulacje dotyczące maksymalnego odsetka redukcji przyznanej kwoty dotacji.

Wacikowe koszty administracyjne

Koordynacja, koszt utrzymania siedziby (proporcjonalny do zakresu projektu), koszty obsługi księgowej, koszty zakupu materiałów biurowych, koszty korespondencji – to jedynie przykłady kosztów administracyjnych, które również w organizacjach pozarządowych podlegają zasadom rynkowym i, jak wszędzie, z roku na rok rosną. Ujęcie tych wydatków – całkowicie uzasadnionych – w budżetach projektów jest nie lada wyzwaniem. Albo są one ograniczone do 10-20% dotacji, albo część z tych kosztów może być pokryta wyłącznie ze środków własnych organizacji (tu powraca temat dywersyfikacji źródeł przychodów). Zdarza się też… połączenie tych dwóch zasad.

Konsekwencją tego są niskie wynagrodzenia koordynatorów, którzy odpowiadają – czasami finansowo – za realizację projektu i za jego rozliczenie, co następuje po okresie realizacji projektu. Wówczas ten wydatek nie może być pokryty z dotacji, a zatem musi być pokryty ze środków własnych NGO lub w oparciu o pracę wolontariacką.

Rozwiązaniem mogłoby być zniesienie limitu kosztów administracyjnych (lub wymóg ich precyzyjnego uzasadnienia), usunięcie katalogu kosztów możliwych do pokrycia jedynie z wkładu własnego organizacji, możliwość zwolnienia z konieczności wniesienia wkładu własnego lub też bezwzględne zrozumienie, że wkład własny może być finansowy, osobowy i rzeczowy czy przeniesienie kosztów koordynacji do kosztów merytorycznych.

Inne „trudne sprawy”

Last but not least inne „trudne sprawy” to w tej wyliczance bardzo pojemna kategoria, często uzależniona od charakteru konkretnej organizacji.

Po pierwsze, problematyczne dla wielu organizacji są ciągłe zmiany w prawie na wielu płaszczyznach skierowane przede wszystkim do podmiotów rynkowych, ale w praktyce obowiązujące również organizacje obywatelskie. Wobec braku charakterystycznej dla działalności komercyjnej „marży” ich realizowanie na odpowiednim poziomie – przez zatrudnienie wykwalifikowanych pracowników albo profesjonalny outsourcing – jest po prostu niemożliwe. Obowiązki związane z RODO, ustawą o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy, Pracowniczymi Planami Kapitałowymi, zgłaszaniem umów o dzieło, jednolitym plikiem kontrolnym, zmianami w Kodeksie Pracy – to tylko drobny wycinek rzeczywistości formalno-prawnej, z którą mierzy się wiele organizacji pozarządowych. Nie każdą organizację stać na opłacenie zewnętrznego biura księgowego, o kancelarii prawnej nie mówiąc, by choć trochę przenieść odpowiedzialność za realizację tych obowiązków.

Po drugie, dodatkowym ciosem stała się pandemia, co widoczne jest, we wspomnianym, raporcie Stowarzyszenia Klon/Jawor „Rok w pandemii. Raport z badań 2020/2021” oraz raporcie „Praca w pandemii. Raport z badań 2020/2021”. NGO zgłaszały problemy z płynnością finansową, nieprecyzyjne procedury związane ze zmianami w realizacji i rozliczaniu projektów, potrzebę tarczy dla III sektora, jak również konieczność zwolnień pracowników oraz wyzwania i wydatki związane z pracą w trybie zdalnym czy hybrydowym.

Po trzecie, w większości przypadków środki publiczne rozdysponowywane w drodze otwartych konkursów ofert są przekazywane na tzw. zadania zlecone, zatem kategoria kosztu „rozwój instytucjonalny organizacji” często nie istnieje.

By być uczciwą, nie mogę powiedzieć, że w nie ma żadnych pozytywnych zmian w zakresie finansowania organizacji pozarządowych ze strony państwa. Przed ponad 10 lat, na szczęście, wiele się zmieniło. Pozostaje natomiast otwarte pytanie, na ile to dzieło przypadku, na ile efekt permanentnych starań przedstawicieli i przedstawicielek sektora organizacji pozarządowych, a na ile efekt woli politycznej rządzących, którzy przecież, z logicznego punktu widzenia, nie mają interesu, by wspierać sektor, który często nie raczy ich miłym słowem.

Samo pojawienie się zupełnie „nowych”, niebagatelnych pieniędzy pochodzących z opłat branży hazardowej i powstanie rozdysponowującego je Narodowego Instytutu Wolności było szansą na szereg naprawdę dobrych zmian dla rozwoju organizacji obywatelskich. Niestety, każda kolejna edycja konkursów w stworzonych przez NIW-CRSO priorytetach przynosi coraz więcej wątpliwości i rozczarowań. Jednocześnie trudno mówić, by stworzenie takiej centralnej instytucji, teoretycznie predestynowanej do podnoszenia standardów i tworzenia horyzontalnych impulsów dla mądrzejszych działań również po stronie innych podmiotów publicznych organizujących konkursy dla organizacji pozarządowych, doprowadziło do oczekiwanej poprawy sytuacji całego sektora.

Tęsknota za fair play

Sytuacja Klubu Jagiellońskiego, również w efekcie tegorocznych wyników konkursów PROO, jest lepsza niż szeregu innych organizacji. Po pierwsze, spośród czterech wniosków złożonych w tegorocznych priorytetach PROO jednemu poszczęściło się. W priorytecie 3, poświęconym działalności strażniczej i mediom obywatelskim na poziomie lokalnym, uzyskaliśmy dofinansowanie rzędu 180 000 zł.

Gdyby ktoś chciał znaleźć racjonalne argumenty na rzecz tej decyzji, to akurat w naszym przypadku nie musi ich głęboko szukać. To środki na rozwój zespołu „międzymiastowo”, który w ciągu ostatniego roku zrealizował ponad pięćdziesiąt odcinków ekspercko-aktywistycznego podcastu i prowadzi poświęcony tematyce miejskiej i samorządowej dział naszego portalu. Ma doświadczenie nie tylko w pisaniu tekstów, ale też organizowaniu dyskusji (na przykład merytoryczne spotkania ze wszystkimi – sic! – kandydatami na prezydenta Krakowa w czasie ostatniej kampanii wyborczej) czy prowadzeniu akcji obywatelskich w Małopolsce. Dodatkowo, jako Klub Jagielloński wydaliśmy szereg ważnych publikacji dotyczących polityki samorządowej czy rozwoju regionalnego. Wspominając tylko te z ostatnich lat przywołam: trzy raporty dotyczące perspektyw rozwojowych miast średnich („Polska średnich miast”, „Deglomeracja czy degradacja?”, „Uciekające metropolie”), raport poświęcony podziałowi terytorialnemu Wrocławia czy wreszcie dwie duże publikacje poświęcone ocenie skutków regulacji w gminach: ekspercką książkępodręcznik dla samorządowców. Wszystko, co nie bez znaczenia, dostępne za darmo dla każdego zainteresowanego.

Po drugie, ze względu na skalę działalności – mamy komfort należeć do grona sporych organizacji i cieszymy się znaczną rozpoznawalnością – jakiś, niewystarczający oczywiście, poziom dywersyfikacji finansowej udało nam się osiągnąć. Comiesięczne wsparcie finansowe stałych, indywidualnych Darczyńców jest dla nas największą – choć niewystarczającą – „gwarancją bezpieczeństwa”, która oddala scenariusz, gdy będziemy musieli zakończyć działalność, zamknąć biura i rozwiązać umowy z dnia na dzień, w wyniku konkretnego konkursowego niepowodzenia. Daleko naszej sytuacji do stabilności i bezpieczeństwa, ale pewnie tysiące organizacji tego minimum komfortu i tak nam zazdroszczą.

Sądzę, że właśnie ta „nieco lepsza” sytuacja jest dla naszego środowiska zobowiązaniem, by wobec toczącej dyskusji nie tylko zwracać uwagę na te wywołujące powszechne oburzenie, dostrzegane gołym okiem patologie, ale punktować również te, które opinii publicznej umykają. Dla organizacji takich jak nasza są one ogromnym wyzwaniem, a dla organizacji młodszych, słabszych, prowincjonalnych – a więc tych, które miały być oczkiem w głowie polityki wobec sektora obywatelskiego – są ciężarem nie do udźwignięcia.

Jako osoba piastująca z dumą funkcję członka zarządu Klubu Jagiellońskiego ds. finansowych nie czuję rozczarowania, gdy moja organizacja nie otrzymuje dofinansowania. Konkurencja w III sektorze, jak i jego potrzeby finansowe są ogromne. Pula środków przekazana do rozdysponowania w ramach konkursów – zawsze niewystarczająca. Rywalizacja potrafi być motywująca i rozwijająca, ale tak działa jedynie rywalizacja z poszanowaniem zasad fair play. Te w Polsce nigdy do końca nie obowiązywały i to bez względu, kto miał większość na Wiejskiej. Niestety, podobno zawsze może być gorzej.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.