Amerykańskie wojska opuszczają Afganistan. Czy talibowie dojdą do porozumienia z pro-zachodnim rządem w Kabulu?
Amerykańscy żołnierze wycofają się z Afganistanu w 20. rocznicę ataku na wieże World Trade Centre. Decyzja o odłożeniu w czasie daty 1 maja, wynegocjowanej wcześniej z talibami przez administrację Donalda Trumpa, nie jest niespodzianką. Sygnały wysyłane z Białego Domu wskazywały, że zbliżający się termin opuszczenia kraju może być nierealny do spełnienia.
Czytasz właśnie nowy rodzaj materiału na naszym portalu. W krótki sposób informujemy Cię o tym, co ważne z perspektywy naszych priorytetów. Wesprzyj nas darowizną lub przekaż nam 1% podatku.
Amerykańskie oddziały mają być wycofywane stopniowo, a część żołnierzy przebywających w Afganistanie ma już przed końcem kwietnia wrócić do ojczyzny. To kontynuacja drogi obranej przez Trumpa, który w ostatnich miesiącach prezydentury najpierw ograniczył amerykański kontyngent w islamskiej republice z 8600 do 4500 żołnierzy, a następnie obniżył jego liczebność o kolejne 2 tys. osób.
W tej chwili w Afganistanie stacjonuje ok. 2500 Amerykanów i 7 tys. żołnierzy z NATO i jego sojuszników – Australii, Nowej Zelandii i Gruzji. Siły NATO rozpoczną wycofywanie się już na przełomie kwietnia i maja, a kraj jako ostatni opuszczą Amerykanie w symbolicznym dniu 11 września.
Oświadczenie Bidena zbiega się w czasie z zapowiedzią przez Turcję organizacji konferencji bezpieczeństwa w Afganistanie. „Ankara, jako członek NATO, a jednocześnie utrzymująca dobre relacje i mająca wiarygodność wśród talibów, ma nadzieję na wynegocjowanie korzystnych dla każdej ze stron warunków opuszczenia Afganistanu przez zagraniczne wojska. Turcja zastępuje w roli mediatora Katar, który organizował w lutym zeszłego roku podobną konferencję i który doprowadził do przełomowego porozumienia między talibami a rządem w Kabulu” – wyjaśnia rolę Turcji Jacek Płaza, koordynator działu Polska na mapie.
Talibowie jednak nie są zainteresowani kolejną konferencją ani mediacjami. Rzecznik talibów, Muhamad Naeem, zakomunikował, że nie wezmą udziału w żadnych rozmowach, dopóki zagraniczne wojska nie opuszczą kraju. Stoją na stanowisku, że wszystkie strony obowiązują postanowienia z Dohy z lutego ub. r., które zakładają właśnie wycofanie się obcych formacji z Afganistanu w zamian za gwarancje bezpieczeństwa. W ostatnich miesiącach ataki na NATO-wskich żołnierzy ustały, jednak wzrosło zagrożenie dla afgańskich cywili i sił rządowych. W Dosze uzgodniono też, że talibowie zerwą współpracę z organizacjami terrorystycznymi, w tym z Al-Kaidą. Ten warunek również nie jest wypełniany w 100%.
Reakcje na przedłużenie amerykańskiej obecności są różne. „Z jednej strony cztery miesiące z okładem to relatywnie krótki czas, szczególnie w obliczu lutowych zapowiedzi sekretarza generalnego NATO, że siły Sojuszu nie wyjdą z Afganistanu, dopóki nie zostaną spełnione warunki bezpieczeństwa. Z drugiej strony Talibowie na pewno potępią tę wiadomość i mogą ponowić ataki na amerykańskie i europejskie jednostki, co znowu skomplikuje niełatwą już dzisiaj sytuację. Jednocześnie z niektórych republikańskich kręgów w Stanach Zjednoczonych płyną słowa potępienia, że w ogóle cała operacja wychodzenia z Afganistanu to błąd i amerykańskie wojska powinny zostać na miejscu” – kontynuuje Płaza.
Talibowie kontrolują większość terytoriów kraju, ale to rząd w Kabulu ma bliższe relacje z Zachodem i w sile 300 tys. żołnierzy i policjantów pilnuje bezpieczeństwa w dużych miastach. Szanse, że obie strony dojdą do porozumienia i utworzą wspólny rząd tymczasowy, co proponuje amerykański sekretarz stanu, Anthony Blinken, są niewielkie. Pozostawione zagranicznego wsparcia stołeczne władze mogą nie przetrwać nawet do końca roku.
Opracował Jacek Płaza.