Nadzieję dla Kościoła przynoszą ludzie, którzy w nim zostają i walczą o sprawiedliwość [VIDEO]
W skrócie
„Ten Wielki Post od początku był wyjątkowy. Gdy się rozpoczął, Konstanty Pilawa pisał na naszym portalu: ››Popielec ma przede wszystkim przynosić nadzieję, że nawet śmiertelni i słabi ludzkie są w stanie rzucić wyzwanie osobistemu zakłamaniu. Wielki Post to czas, w którym Kościół – nie ten grzeszny, ale święty i powszechny – przynosi otrzeźwienie i wyzwala z zakłamania‹‹. Jednak dla wielu katolików ten Wielki Post był specyficzny, gdyż zaczął się od nagłośnienia sprawy szczecińskiego księdza Andrzeja Dymera” – mówił Piotr Trudnowski, prezes Klubu Jagiellońskiego, w najnowszym KluboTygodniku, o aferach pedofilskich w Kościele i nadziei na poprawę sytuacji.
„W ostatnich dniach przed Wielkim Postem mieliśmy z orzeczenie sądu kościelnego, film TVNu, który opowiadał wstrząsającą historię ofiar tego konkretnego księdza, mieliśmy wreszcie śmierć ks. Dymera i poruszenie opinii publicznej, którą to wydarzenie wywołało. Wtedy po raz pierwszy wielu dowiedziało się o sprawie tego kapłana. Trochę wcześniej mogliśmy ją poznać bardziej szczegółowo dzięki działalności czasopisma „Więź”, na łamach której ukazał się reportaż śledczy Zbigniewa Nosowskiego pt. „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie” o dwudziestopięcioletniej historii przestępstw seksualnych w szczecińskiej diecezji. Uwagę zwracają zwłaszcza śródtytuły: ››1995: Świeccy idą do biskupa‹‹, ››1996: Zakonnicy idą do biskupa‹‹, ››2002: Siostra idzie do biskupa‹‹, ››2003: Prowincjał idzie do biskupa‹‹, ››2007: Senator idzie do biskupa‹‹. 2008 rok był przełomem, bo w sprawie ks. Dymera zapadł wyrok. Niestety przez 12 lat do czasu ukazania się reportaży Nosowskiego nikt o tym wyroku nie wiedział. Była to więc kolejna afera pedofilska, w której nie było publicznego potępienia sprawców” – relacjonuje Trudnowski.
„Wydaje się, że w historii ks. Dymera nie da się znaleźć nawet krztyny optymizmu. Sądzę jednak, że jest tutaj jakieś źródło nadziei. 1995 rok – to moment, w którym interwencję w tej sprawie wszczynają osoby świeckie w Kościele. Byli to wychowawcy w ośrodku prowadzonym przez ks. Dymera, którzy dowiadują się, że dochodziło tam do przestępstw. Choć z początku nie udaje im się niczego zdziałać, konsekwentnie walczą przez długie lata. Następnie w tej sprawie idą zakonnicy: dominikanin Józef Puciłowski, jezuita Zdzisław Wojciechowski. Mija kilka lat i pojawia się siostra Miriam, która po powrocie z USA, gdy tylko dowiaduje się o sytuacji w diecezji szczecińskiej, także próbuje działać. Później mamy kolejną interwencję dominikanów. Gdzie w tym optymizm? W zaangażowaniu ludzi, dzięki którym sprawa ks. Dymera została chociaż w jakimkolwiek stopniu wyjaśniona” – uważa Trudnowski.
„Druga część reportażu Nosowskiego to historia o. Tarsycjusza, franciszkanina i księdza, który był jedną z najbardziej zdeterminowanych osób, żeby wyjaśnić tę sprawę, ponieważ sam jest ofiarą ks. Dymera. To opowieść o człowieku, który walczy o sprawiedliwość i walczy o nią w Kościele. Determinację i zasługi o. Tarsycjusza dla wyjaśnienia sprawy ks. Dymera potwierdza także wywiad, którego ten franciszkanin udzielił Dawidowi Gospodarkowi z Katolickiej Agencji Informacyjnej. W wywiadzie o. Tarsycjusz mówił o sobie tak: ››Mnie Pan Bóg jakoś dał tę łaskę, że umiałem w sobie wszystko poukładać wewnętrznie, poprzez sakramenty i posługę kapłańską. Ale przecież inni to strasznie wciąż przezywają. Jestem przekonany, że to, iż jestem kapłanem, że nie straciłem wiary w tym wszystkim, to nie moja zasługa, tylko Pan Jezus mnie utrzymał‹‹” – komentował Trudnowski.