Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Pogodzić logikę i religię. O o. Józefie Bocheńskim OP

przeczytanie zajmie 10 min

Ułan. Zakonnik. Logik. Pilot. Kapelan polowy. Sowietolog. Biografią o. Józefa Bocheńskiego OP można by obdzielić kilka życiorysów. Przede wszystkim był to wyrazisty i nieszablonowy myśliciel, który w czasach wzrostu nastrojów pacyfistycznych i antyreligijnych potrafił krytykować pacyfizm i bronić racjonalności wiary chrześcijańskiej.

5 września 1982 r. kilkuosobowa grupa uzbrojonych mężczyzn wtargnęła na teren ambasady PRL w Bernie i sterroryzowała znajdujących się w placówce dyplomatów i pracowników administracyjnych. Terroryści, mówiący po polsku i podający się za członków „Powstańczej Armii Krajowej”, w zamian za uwolnienie zakładników zażądali zniesienia stanu wojennego w Polsce, kilku milionów dolarów okupu oraz podstawienia samolotu, którym mogliby bezpiecznie uciec za granicę. Szwajcarski radca federalny, Kurt Fogler, wezwał natychmiast do Berna swojego dawnego profesora na uniwersytecie we Fryburgu, dominikanina Józefa Bocheńskiego (imiona zakonne: Innocenty Maria).

W imieniu szwajcarskich władz, wspierany przez policyjnego psychologa, o. Bocheński podjął negocjacje z terrorystami, które zostały uwieńczone częściowym sukcesem – napastnicy zwolnili z ambasady dwie zakładniczki. Ostatecznie reszta więźniów została odbita w wyniku szturmu szwajcarskich sił specjalnych, a terroryści – pojmani bez jednego wystrzału – trafili na ławę oskarżonych. Tak zakończyło się jedno z wielu dramatycznych wydarzeń, w które obfitowało życie Józefa Bocheńskiego, dominikanina, logika i sowietologa.

Mundur i habit

Józef Bocheński urodził się w 1902 r. w Czuszowie na Kielecczyźnie. Był starszym bratem   publicystów Aleksandra i Adolfa, a także Olgi z Bocheńskich Zawadzkiej, odznaczonej w 1992 r. medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Maturę zdał we Lwowie w 1920 r. i zaciągnął się do 8 Pułku Ułanów im. Księcia Józefa Poniatowskiego. Po krótkim przeszkoleniu wyruszył na front wojny polsko-bolszewickiej. Pułk pod dowództwem rotmistrza Kornela Krzeczunowicza wziął udział w bitwie pod Komarowem, w której wojska polskie pokonały 1. Armię Konną Siemiona Budionnego.

Jak pisał wiele lat później, z wojny zapamiętał przede wszystkim „wysiłek, ogromny, niemal, zdawało mi się, nadludzki wysiłek nie kończących się marszów, poniewierki na biwakach i kwaterach, pracy koło konia”. Doświadczenie walki zbrojnej odcisnęło piętno na osobowości Bocheńskiego. Pod koniec lat 30., już jako dominikanin, opublikował De virtute militari, autorskie opracowanie etyki wojskowej, w której stanowczo krytykował skrajny pacyfizm, oceniając go jako postawę zrzeczenia się cudzych praw. Nie zmienił zdania w tej sprawie nawet przygotowując kolejne wydanie książki w latach 90. Bocheński w jakiejś mierze pozostał żołnierzem do końca życia.

Po zakończeniu wojny z bolszewikami przyszły zakonnik podjął studia prawnicze. Nie ukończył ich, ponieważ przeniósł się na ekonomię do Poznania. Jednak w 1926 r. doszedł do wniosku, że niewiele wyniósł ze studiów i zmarnował czas spędzony na uczelni. Wobec tego, a także z uwagi na niekorzystne wydarzenia polityczne (Bocheński był przeciwnikiem zamachu majowego, a w późniejszych latach uważał, że jego skutkiem było m.in. „zbarbaryzowanie stylu polityki”) oraz rozstanie z narzeczoną podjął przełomową decyzję o zostaniu duchownym. Była to decyzja zaskakująca. Człowiek, który miał zostać rektorem Katolickiego Uniwersytetu we Fryburgu, był w owym czasie ateistą, jednak po doświadczeniach uniwersyteckich poszukiwał oparcia w silnej instytucji, która zapewniłaby mu ramy do ciężkiej, systematycznej pracy. Uznał, że doskonałą szansę daje mu Kościół katolicki.

W Poznaniu wstąpił do Zakonu św. Dominika, przyjmując imiona Innocenty Maria. Choć myślał wówczas o posłudze misjonarskiej, jego przełożeni zdecydowali, że powinien dalej się kształcić. Tak rozpoczęła się kariera naukowa o. Bocheńskiego. Najpierw wyruszył do szwajcarskiego Fryburga, gdzie w 1931 r. uzyskał  doktorat z filozofii. W 1934 r. obronił w Rzymie tezę doktorską z teologii, a w cztery lata później – habilitował się z filozofii chrześcijańskiej w Krakowie.

Równolegle z działalnością naukową autor De virtute militari był bacznym obserwatorem zmieniającej się rzeczywistości. W wydanym w 1932 r. pod pseudonimem Józef Ursyn eseju O problemach katolicyzmu w Polsce wskazywał, że wyznanie rzymskokatolickie, do którego przyznawała się większość Polaków, w tym część inteligencji, ma w przeważającej mierze charakter statyczny, stanowi zbiór tkwiących siłą bezwładności w świadomości społeczeństwa nakazów i zakazów moralnych, uzupełnionych często o elementy magiczne.

Bocheński oceniał, że większość spośród katolików w II RP niewiele wie o ideale życia rzeczywiście wyłaniającym się z kart Ewangelii. Wreszcie był zdania, że światopogląd i system wartości, nawet tej części inteligencji, która zewnętrznie jest katolicka, nierzadko znacząco odbiega od stanowiska Kościoła, np. w kwestiach etyki seksualnej czy dogmatów wiary. W tych zjawiskach widział groźbę przyszłej dechrystianizacji Polski, którą mógł jednak zahamować rozwój katolicyzmu „dynamicznego”, opartego na ideale miłości bliźniego i poświęcenia, mającego rzeczywisty wpływ na codzienne życie swoich wyznawców. Za jedno z poważniejszych zagrożeń dla takiego katolicyzmu Bocheński uważał możliwą okupację sowiecką w razie przegranej wojny. To niebezpieczeństwo miało już wkrótce nadejść.

Z Warszawy pod Monte Cassino

Wybuch wojny zastał o. Bocheńskiego w Warszawie. Ponieważ nie udało mu się dostać zgody przełożonych na wstąpienie do wojska w charakterze kapelana, po kilku dniach opuścił stolicę wraz z grupą uchodźców. Podczas wędrówki na wschód Bocheński przyłączył się do oddziału żołnierzy, zaproponowawszy pełnienie posługi duchowej. Pojmany przez Niemców, został umieszczony w prowizorycznym prowincjonalnym areszcie, z którego jeszcze tego samego dnia uciekł, wyskakując przez okno. Następnie przez Kielce dotarł do Krakowa. Tam Bocheński omal nie został aresztowany 6 listopada w trakcie zbrodniczej Sonderaktion Krakau. Wedle jego wspomnień uratowało go spotkanie z własną siostrą Olgą, z którą wdał się w dłuższą rozmowę. Dzięki temu spóźnił się na odczyt, na który wykładowców Uniwersytetu Jagiellońskiego zaprosiły niemieckie władze okupacyjne. Okazało się, że profesorowie zostali aresztowani.

Po tych wydarzeniach o. Bocheński przedostał się do Włoch. Wspólnie z innymi polskimi uczonymi przebywającymi w Rzymie i przy wsparciu ambasadora gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego zaczął działać na rzecz uwolnienia ofiar Sonderaktion, więzionych w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Większość z nich została uwolniona do lutego 1940 r. Niestety, niektórzy więźniowie zmarli – wśród nich był również rektor UJ, historyk prawa, prof. Stanisław Estreicher.

Wojenne drogi zawiodły Bocheńskiego następnie do Francji, gdzie wreszcie został wcielony do wojska polskiego w charakterze kapelana. Po klęsce Francji i wielu przygodach dotarł do Wielkiej Brytanii. Stacjonował w Szkocji, gdzie trapiła go nuda. Aby uniknąć bezczynności, napisał podręcznik do logiki, który ze względu na miejsce powstania nazywał później Logiką szkocką. Przez cały czas wojny Bocheński starał się, żeby praca wypełniała mu większość wolnego czasu. Jak sam stwierdził: „wojna jest zajęciem na ogół leniwym, w przerwach między bitwami panowie oficerowie grają zwykle w karty, ja [zaś] czytałem”.

Intensywniejszych przeżyć dostarczyła mu dopiero kampania włoska. Jako oficer II Korpusu Polskiego sprawował posługę kapelana pod Monte Cassino. Widział bitwę w całej jej grozie. Na drogach znajdujących się pod ostrzałem niemieckim alianci umieszczali tabliczki z napisem: „Nie bądź głupi, nie daj się zabić”. To wezwanie uznał później Bocheński w swoim Podręczniku mądrości za jedno z podstawowych przykazań mądrości tego świata.

Kampania włoska wiązała się dla o. Bocheńskiego z tragedią osobistą: pod Ankoną podczas rozbrajania miny zginął jego brat, Adolf. Uznawał ją także za tragedię polityczną, gdyż w ostatecznym rozrachunku mimo zwycięstwa nad Niemcami dla Polaków wojna zakończyła się przegraną. Po demobilizacji Bocheński otrzymał katedrę historii filozofii we Fryburgu. Stabilizacja pozwoliła dominikaninowi na podjęcie systematycznej pracy naukowej w dziedzinie logiki. Równocześnie Bocheński rozwijał swoje zainteresowanie sowietologią. Dzięki wiedzy zgromadzonej w wyniku tych badań odegrał niepoślednią rolę w procesie przed Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym w Karlsruhe.

Sowietolog w Karlsruhe

To właśnie na miasto w Badenii-Wirtembergii były zwrócone w latach 1955-1956 oczy wszystkich Niemców zainteresowanych polityką. W Karlsruhe toczył się proces – wszczęty na wniosek rządu Konrada Adenauera – w przedmiocie stwierdzenia niekonstytucyjności Komunistycznej Partii Niemiec (KPD). Ustawa zasadnicza z 1949 r. w artykule 21 wprowadziła bowiem szczególne ograniczenie swobody działalności partii politycznych. Za niekonstytucyjne uznawano te ugrupowania, których cele lub działalność zagrażają wolnościowemu i demokratycznemu porządkowi lub istnieniu Republiki. Uprawnionym do orzekania o niekonstytucyjności stał się Federalny Trybunał Konstytucyjny (Bundesverfassungsgericht) w Karlsruhe. To właśnie do niego prawnicy Adenauera zwrócili się o delegalizację partii komunistycznej.

Jednak linia obrony KPD była dobrze przemyślana i niełatwa do podważenia. Komuniści utrzymywali m.in., że art. 21 ustawy zasadniczej i samo pojęcie „wolnościowego demokratycznego porządku” (freiheitliche demokratische Ordnung) są zbyt niedookreślone, by mogły być stosowane bezpośrednio oraz stanowić wzorzec kontroli w postępowaniu. Ponadto wskazywali, że FTK nie jest uprawniony do oceny marksizmu-leninizmu pod względem zgodności z konstytucją, ponieważ jest to nauka i jako taka jest chroniona przez konstytucyjną wolność badań naukowych. Pełnomocnicy rządu Adenauera w trakcie procesu zdali sobie sprawę, że wynik całej sprawy ostatecznie będzie zależał od rozstrzygnięcia fundamentalnego zagadnienia: jaki jest stosunek marksizmu-leninizmu do wartości przyjętych w ustawie zasadniczej. Dlatego zwrócili się do o. Bocheńskiego z prośbą o wsparcie w charakterze eksperta.

Sam dominikanin tak wspomina swój udział w procesie: „Jeździłem więc niemal co tydzień do Karlsruhe (…) Dawano mi kolację. Talerz był obstawiony mikrofonami, między dwiema łyżkami strawy wykładałem moją mądrość, którą biegłe sekretarki za chwilę miały już przepisaną i powieloną do użytku panów podsekretarzy, adwokatów i innych dostojników. Potem spałem, a nazajutrz jechałem do Fryburga, aby nie opuścić wykładu”. Ostatecznie FTK nie przychylił się do argumentacji członków KPD.

Trybunał orzekł, że marksizm-leninizm, niezależenie od tego, jaki jest jego walor naukowy, stanowi podstawę dla celów komunistów, a te podlegają kontroli Trybunału. Sędziowie doszli również do wniosku, że obecny w naukach Marksa i jego epigonów determinizm, a także określanie losu człowieka poprzez jego przynależność klasową – co z kolei wyrażało się w dążeniu do rewolucji i dyktatury proletariatu jako celu KPD – jest nie do pogodzenia z liberalną demokracją, w której z godności człowieka wypływa m.in. jego prawo do swobodnego rozwoju swojej osobowości. W konsekwencji, w wyroku z 17 sierpnia 1956 r. FTK stwierdził niekonstytucyjność KPD i nakazał jej rozwiązanie.

Strona rządowa odniosła sukces. Jednak Bocheński po procesie w Karlsruhe doszedł do wniosku, że zarówno niemieccy urzędnicy, jak i zwykli obywatele RFN nie posiadają odpowiedniej wiedzy o ideologii, która panuje w bloku wschodnim. Zainicjował powołanie Ost-Kolleg w Kolonii, ośrodka, na którym filozofowie, prawnicy, historycy i ekonomiści mieli wykładać problematykę komunizmu, aby uodpornić społeczeństwo niemieckie na propagandę płynącą zza żelaznej kurtyny. O. Bocheński nie uważał jednak, że należy opierać się jej jedynie w imię chrześcijaństwa.

Dostrzegając pluralizm ideowy świata, w eseju Pięć myśli wychodził z założeń humanistycznych i demokratycznych. Wskazywał, że „sensem politycznego działania jest służba rozwojowi prawdziwego człowieka. Społeczeństwo jest dla jednostki, a nie na odwrót. A kiedy wymaga się od jednostki ofiar na rzecz społeczeństwa, to w imię innych jednostek, a nie kolektywu czy mitycznego człowieka przyszłości”. Bocheński zainicjował również powstanie Instytutu Europy Wschodniej Uniwersytetu Fryburskiego, placówki badającej myśl filozoficzną krajów bloku wschodniego.

Sens życia tkwi w zwyczajności

Na uczelni Bocheński zdobył sobie opinię wymagającego wykładowcy o silnym charakterze. W latach 1964-1966 piastował godność rektora Uniwersytetu Fryburskiego. Nie stronił wówczas od zachowań niekonwencjonalnych, stając często w obronie autonomii uniwersytetu. Praca w charakterze nauczyciela akademickiego zaowocowała niespodziewanymi znajomościami o. Bocheńskiego – mąż jednej ze słuchaczek sfinansował dla niego kurs latania. W ten sposób dominikanin, mając blisko 70 lat, spełnił swoje marzenie i wyrobił licencję pilota. Od tego czasu z upodobaniem oddawał się powietrznym podróżom.

Bocheński był także znakomitym eseistą. W Sensie życia rozważał ze świeckiej perspektywy fundamentalne problemy egzystencjalne, dochodząc do wniosku, że sens ludzkiemu życiu nadaje dążenie do uprzednio wyznaczonych celów oraz używanie życia, połączone w odpowiednich proporcjach. „Płytka i mała filozofia, powie  mi ktoś. Zapewne. Tylko, że ona mi wydaje się prawdziwa (…) [T]a mała filozofia, która jest bodaj mądrością zwykłych ludzi, może dać człowiekowi to trochę szczęścia, jakie jest w ogóle na tym świecie możliwe” – konkludował Bocheński.

Z kolei esej O samowychowaniu – pisany tym razem z inspiracji etyką chrześcijańską – przyniósł interesującą propozycję ćwiczeń duchowych. Wzmiankowany wcześniej Podręcznik to z kolei błyskotliwa, prowokacyjna próba zwięzłego przedstawienia praktycznego wymiaru świeckiej mądrości.

Pogodzić logikę i religię

Rozważania nad problematyką religii, a w szczególności katolicyzmu, zajmują ważne miejsce w spuściźnie intelektualnej Józefa Marii Bocheńskiego. W centrum jego poglądów na sprawy duchowe znajdowało się przekonanie, że wiara stanowi akt rozumu. Za szkodliwe uznawał łączenie wiary z uczuciami i emocjami, które wprawdzie mogą odgrywać znaczącą rolę w praktykach religijnych, ale w żadnej mierze nie stanowią o istocie wiary. Precyzując to stanowisko, o. Bocheński posługiwał się instrumentarium par excellence logicznym – dzielił bowiem wszystkie twierdzenia o świecie na trzy kategorie. Pierwszą z nich stanowiły zdania, których prawdziwość (lub fałszywość) można stwierdzić z miejsca, drugą – takie, których prawdziwość nie jest oczywista i wymaga zweryfikowania za pomocą dowodu.

Trzecia kategoria to zdania, których wartości logicznej nie sposób stwierdzić. To właśnie te ostatnie twierdzenia miały stanowić prawdy wiary, akceptowane przez człowieka np. ze względu na wiarygodność świadectw czy zgodność z własnymi ideałami. Kluczową rolę przypisywał zatem Bocheński działaniu woli i rozumu, a nie uczuć czy wyobraźni.

Z racjonalistycznym podejściem do wiary korespondowało też stanowisko, jakie o. Bocheński zajmował wobec niektórych zjawisk mających miejsce na gruncie katolicyzmu. Mocno krytykował kult relikwii, który określał jako element „religii techniki”, w której dużą rolę odgrywały elementy magiczne. Podobnie klasyfikował również takie praktyki jak np. modlitwa o osobiste powodzenie, wskazując, że celem religijności w takiej postaci nie są osiągnięcie zbawienia czy miłość bliźniego, ale sprawy tego świata.

Z podobnych racji wynikało również nawoływanie dominikanina do podnoszenia poziomu intelektualnego księży oraz dbania o jakość przekazu płynącego do wiernych. Choć darzył prymasa Wyszyńskiego dużym szacunkiem, zarzucał mu infantylizowanie w listach pasterskich. Zarazem jednak stawiał wymagania także i świeckim: za jedno z podstawowych zadań chrześcijanina uważał postępowanie wedle etyki cnót, tj. rozwijanie męstwa, sprawiedliwości, roztropności i umiaru. Jego zdaniem, zakazy moralne wynikające z przykazań i katolickiej doktryny pozwalają kształtować tę ostatnią cnotę.

Józef Bocheński zmarł 8 lutego 1995 r. we Fryburgu. Chyba trudno o większego nonkonformistę: wstąpił do zakonu, choć był wówczas niewierzący; w czasach, gdy wszyscy stawali się pacyfistami, on głosił pochwałę cnoty żołnierskiej; mimo powszechnego pozytywizmu naukowego twierdził, że wiara religijna jest rozumna. Niewiele było w historii postaci, który potrafiły uczyć, że nie można poddawać się bezrefleksyjnie trendom i modom intelektualnym, nie proponując zarazem jakiejś formy eskapizmu lub bycia „przeciw” za wszelką cenę. Kluczowe są tak naprawdę dwie rzeczy – rozum i argument. Resztę należy im podporządkować. Właśnie dlatego warto czytać Bocheńskiego.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.