Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Sarmatyzm i mitologia słowiańska na Netflixie? O szansach na remake polskiego dziedzictwa

Sarmatyzm i mitologia słowiańska na Netflixie? O szansach na remake polskiego dziedzictwa https://en.wikipedia.org/wiki/Rusalka#/media/File:Iwan_Nikolajewitsch_Kramskoj_002.jpg

Najlepiej zarabiające filmy na świecie to opowieści fantasy lub science fiction. Widowiskowe efekty specjalne, fikcyjne światy i postacie przyciągają uwagę widowni na całym świecie. Jednak wbrew pozorom w Polsce największą widownię zgromadziły ekranizacje najwybitniejszych dzieł polskiej literatury. Problem w tym, że nakręcono je w minionym wieku.

Więcej tego samego

 Globalne wytwórnie filmowe nie porzucają historii, które dobrze się sprzedały. Postacie i światy przynoszące zysk wracają na ekran regularnie. Jednym ze słów, które towarzyszy na co dzień kinematografii, jest remake, czyli nowy początek. Znany nam już doskonale materiał zostaje stworzony na nowo, przez zupełnie inne osoby, które modyfikują historię. Kolejne słowo to reboot, czyli zupełnie nowa odsłona tej samej historii, odcinająca się od poprzednich wersji filmu. Batman gościł na ekranach kilkanaście razy, podobnie Superman czy Spider-Man. Część tytułów i postaci wraca na ekrany mniej więcej co 10 lat. Po tym czasie przygodę z kinem zaczyna zupełnie nowa grupa odbiorców, której mogło nawet nie być na świecie, gdy poprzednią wersję filmu wyświetlano na ekranach. Najważniejsze marki i treści są nieustannie odświeżane i uwspółcześniane. Starają się oddziaływać na rzeczywistość, poruszać bieżące problemy. Są obecne na co dzień w postaci cytatów, memów czy gifów, by kolejne pokolenia mogły się z nimi identyfikować.

Polski kod kulturowy wciąż tkwi w XX wieku. Sztuczny niedźwiedź, na którego polują bohaterowie Pana Tadeusza, konkuruje ze statkami kosmicznymi, robotami i podróżami w czasie. Nie możemy wymagać od młodzieży, by zamiast tego, co popularne, modne i ważne, wybierała archaiczne dzieła nakręcone w czasach, gdy możliwości ograniczały wyobraźnię. Dziś technologia pozwala na znacznie więcej. Wszystkie ważne dla nas historie można i należy nakręcić jeszcze raz i stworzyć w ten sposób okazję dla młodych twórców i artystów, by opowiedzieli je na swój sposób. Tylko tak możemy rywalizować z największymi hitami światowego kina o uwagę młodego widza. Te działania wcale nie są skazane na porażkę.

Cztery filmy z największymi przychodami na świecie to: Avengers: Endgame, Avatar, TitanicStar Wars: The Force Awakens. Natomiast w historii polskiego kina największą widownię zgromadziły kolejno: Ogniem i mieczem, Pan Tadeusz, KlerQuo vadis. Lider globalnego zestawienia zajmuje w Polsce dopiero 16. miejsce. Superbohaterowie w barwnych trykotach tylko z pozoru zdominowali polskie serca. Wolimy Kmicica, Jacka Soplicę i Marka Winicjusza! W Polsce panuje przekonanie, że raz zekranizowanej historii nie należy już ponownie przedstawiać. Jednak Geralt z Rivii dobitnie pokazał, że jest zupełnie inaczej. Po pierwszej ekranizacji na wiele lat porzuciliśmy nie tylko świat stworzony przez Andrzeja Sapkowskiego, ale też całą fantastykę. Globalni gracze idą zupełnie inną drogą. Największy dostawca rozrywki, jakim jest Disney, zajmuje się głównie remakami.

Nowe wcielenie otrzymali Król Lew, AladynMulan, a w kolejce czekają już Mała Syrenka, Bambi 101 Dalmatyńczyków. Studio Myszki Miki wskrzesi również lub rozbuduje marki przejęte od wykupionych konkurentów. Zobaczymy niebawem nową Planetę Małp, Piratów z KaraibówAvatara. Nowe wydanie otrzymają również Noc w Muzeum i uwielbiany w Polsce Kevin sam w domu, a to tylko część repertuaru jednego z największych studiów filmowych. Co stoi na przeszkodzie, by ważne dla nas historie również dostały drugie życie?

Tomasz Bagiński mówi, jak jest

„Tam powstają hollywoodzkie filmy od 15 lat. W Polsce nie ma takich przestrzeni halowych i wytrenowanych ekip. Są zdolni ludzie, ale nie działają w takiej skali. Takich produkcji się w Polsce nie robi. W porównaniu z rozmachem i tempem pracy dla Netfliksa polskie wytwórnie to manufakturki. A na Węgrzech w jednej hali powstawał Wiedźmin, a obok Denis Villeneuve kręcił ekranizację Diuny” – w ten sposób Tomasz Bagiński tłumaczył, dlaczego pomimo szczerych chęci tylko kilka scen Wiedźmina było kręconych w Polsce. Węgry podjęły stosowne działania już 10 lat temu. W Budapeszcie otwarto wówczas kompleks studiów filmowych o powierzchni 40 tys. m2, który pochłonął 17 mld forintów (607 mln euro). Podobne korzyści przez lata czerpała Chorwacja, gdzie kręcono zdjęcia do Gry o Tron i wielu innych produkcji.

Polska przez lata była białą plamą na mapie światowej kinematografii. W końcu, po licznych apelach środowisk filmowych i raportach jednoznacznie potwierdzających słuszność takiego rozwiązania, w 2018 roku polski rząd przyjął przepisy wspierające powstanie produkcji filmowych w naszym kraju. Analogiczne rozwiązania funkcjonowały niemal wszędzie, a Polska świadomie rezygnowała z rozwoju i promocji pomimo licznych scenerii budzących zainteresowanie zagranicznych twórców. Sąsiednie kraje podjęły takie działania dawno temu, a inwestycje w infrastrukturę szybko się zwróciły.

„Po wprowadzeniu zachęt i ulg podatkowych w Czechach liczba produkcji filmowych wzrosła z 40 do 46, na Węgrzech z 23 do 33, a w Belgii z 22 aż do 44. Oczywiście takie zachęty to konkretny wydatek dla krajowych budżetów. Ale jak wyliczało kilka lat temu European Audiovisual Observatory, zwrot do budżetu w Czechach z każdej zainwestowanej korony wyniósł pomiędzy 1,5 a 1,65 korony” – czytamy na portalu Gazety Wyborczej. W tym samym artykule Irena Strzałkowska ze Studia Filmowego „Tor” przyznaje, że studio kilkukrotnie straciło kontrakty, ponieważ Polska nie była w stanie konkurować z innymi lokacjami w Europie.

Polski Instytut Sztuki Filmowej podsumował już pierwszy rok działania zachęt. Do 18 lutego 2020 roku instytucja przyznała wsparcie dla 30 projektów na łączną kwotę 57 063 014 zł. Aby skorzystać ze wsparcia, należy zdobyć określoną liczbę punktów, które przyznawane są m.in. za lokalizację akcji utworu audiowizualnego na terytorium Polski, wykorzystanie polskiego lub europejskiego dorobku kulturowego, lokalizację lub realizację na terytorium Polski, udział w produkcji polskich twórców i innych podmiotów, a także udział polskiej infrastruktury filmowej. Co zrobić, aby to rozwiązanie nie stało się mechanizmem do optymalizacji zysków wielkich, zagranicznych korporacji i faktycznie służyło polskim studiom, przyczyniając się do ich rozwoju?

Nie wstydźmy się pogaństwa

„Zakrawa na paradoks, że współczesny Polak dysponuje prawdopodobnie znaczniejszym zasobem wiadomości na temat mitologii greckiej, rzymskiej, być może nawet egipskiej czy mezopotamskiej, niż mitologii słowiańskiej, najbliższej mu kulturowo” – czytamy we wstępie do książki Mitologia słowiańska autorstwa Jakuba Borowskiego i Mateusz Brony. Trudno się z tym nie zgodzić. Ostatni film o słowiańskich wierzeniach to Stara baśń. Kiedy słońce było bogiem miał premierę 18 lat temu. Tymczasem postacie z innych mitologii regularnie pojawiają się w najpopularniejszych grach, filmach i serialach. Thor, Zeus czy Anubis to elementy globalnej popkultury, przynoszące znaczące zyski. Nasz region to w świecie kultury masowej wciąż nieodkryty ląd z olbrzymim potencjałem.

Rodzima mitologia ma też kilka problemów. Po pierwsze, cierpi na brak rzetelnych źródeł, które pozwalałyby odtworzyć w pełni wiarygodnie dawne zwyczaje i wierzenia. Do dziś nie wiadomo, czy istniał w ogóle panteon pogańskich bogów. Dawni Słowianie nie pozostawili po sobie pisemnych źródeł. Po drugie, pamięć o czasach przedchrześcijańskich zdominował absurdalny pod względem historycznym mit o Wielkiej Lechii, co może wywoływać negatywne nastawienie do ludowych wierzeń.

Fantastyka gromadzi największą widownię, każde studio filmowe i każda platforma streamingowa zabiega o to, by mieć w swoim portfolio tytuły z tego gatunku. Inspiracją dla dzieł fantasy są często właśnie mity i legendy różnorodnych kultur, które należy traktować jak drogocenne zasoby. Jeśli nie wykorzystamy ich my, zrobią to za nas zagraniczne koncerny, które poszukują świeżych inspiracji do kolejnych globalnych hitów. „Jesteśmy przekonani, że Kajkę i Kokosza polubią też widzowie na świecie” – tak Łukasz Kłuskiewicz, odpowiedzialny w Netfliksie za pozyskiwanie treści w Europie Środkowej komentuje przejęcie przez globalną platformę historii o słowiańskich wojownikach.

W Polsce nie brakuje wybitnych dzieł, które mogłyby posłużyć za pierwowzór dla filmu czy serialu. Problem leży gdzie indziej. Jacek Dukaj wprost przyznaje, że w Polsce ze względu na liczne bariery nie da się w należyty sposób zekranizować jego dzieł. Jedną z przeszkód jest mentalność, na którą zwraca uwagę Tomasz Bagiński. W wywiadzie dla czasopisma „Ekrany” mówi: „Fantastyka […] kiedyś była uznawana za niechciane dziecko. To gatunek, którego nie traktowało się poważnie w środowiskach nazywanych przez nas elitami. […] Widać to szczególnie mocno w porównaniu z rynkiem gier, gdzie tego zastałego systemu przekonań nie było. To był rynek nieregulowany, niepilnowany przez starych mistrzów”.

Takie podejście zadziwia. Na przełomie lat 80. i 90. program polskiej telewizji obfitował w produkcje z gatunku fantasy i science fiction. Tytuły, takie jak W krainie Władcy Smoków, Gwiezdny Pirat, Magiczne drzewo, Tajemnica Sagali, Siedem życzeń czy Wow, były współtworzone przez polskie podmioty. Często przez TVP lub na jej zlecenie. Produkcje zyskiwały duże uznanie, a niektóre z nich powstawały w kooperacji z podmiotami z Australii, Niemiec, Finlandii lub Chin. Jednak najgłośniejszym polskim dziełem tego gatunku był Wiedźmin z 2002 roku, który zupełnie niesłusznie zyskał złą sławę. Ta produkcja okazała się hitem eksportowym TVP. Transmitowana była w wielu krajach Europy i Azji, np. w Japonii, Indonezji, Malezji, Chinach, Korei czy Tajlandii. Geralt grany przez Michała Żebrowskiego wzbudzał też zainteresowanie w Ameryce Południowej.

Nie pozostaje nic, tylko kręcić. Zauważalny dziś, głównie w serialach, trend to wzbogacanie fabuły o wątki fantastyczne. Najsławniejszy przykład to serial kryminalny Lucyfer, ale mamy też duńską Równonoc, norweski Ragnarok czy Outsidera. Światełkiem w tunelu jest polski serial Znaki, nawiązujący lekko do ludowych podań. Żerca, Wołchw czy Gyrda to postacie nadające się na mały i duży ekran. Skoro wikingowie i germańscy barbarzyńcy mają swoje seriale, to dlaczego dawni Słowianie mieliby ich nie mieć?

Róbmy kulturotechy!

Jak w umiejętny sposób opowiadać o Polsce światu, wykorzystując nasz kulturowy potencjał? Jak wytwarzać przewagi konkurencyjne? Jak w pożyteczny sposób wykorzystywać nowe technologie? Odpowiedzią na te pytania może być kulturotech. To pojęcie zostało wprowadzone do debaty publicznej przez członków Fish Ladder, zespołu projektów specjalnych utytułowanego studia Platige Image.

Pozornie wydaje się to proste. Wystarczy wzbogacić standardowe produkty lub usługi o zestaw przeżyć i emocji bazujących na uniwersalnym dorobku kulturowym. Ikea, Apple czy Disney nie tworzą zwykłych towarów, obok których przechodzimy obojętnie. Wraz z iPadem czy wyposażeniem kuchni dostajemy historię. To nie tylko zakupy, ale także współprzeżywanie, immersja widoczna szczególnie w branży rozrywkowej. Elon Musk nie sprzedaje samochodów, tylko marzenia o technologii przyszłości. Eksperci wykazują, że nawet 90% wartości niektórych firm są opowieści, które za nimi stoją.

Kulturotechy to o wiele więcej. Synonimem tego słowa może być kreatywność, która wydaje się niezbędna w tak dynamicznie zmieniającym się świecie. W tym pojęciu mieszczą innowacje, które tak jak w przypadku branży kosmicznej z czasem zmieniają inne gałęzie gospodarki. Kulturotechy zostały okrzyknięte „eksportową nową nadzieją”. W głośnym eseju opublikowanym na łamach Pulsu Biznesu Marcin Kobylecki i Łukasz Alwast obszernie omawiają to zjawisko. Wtóruje im Tomasz Bagiński w rozmowie z Business Insider. Jednak najwięcej szumu wywołał raport Otwarte innowacje na pograniczu przemysłów kreatywnych, nauki i biznesu, przygotowany wspólnie przez Platige Image/Fish Ladder i PwC. Kulturotechy to nie mrzonka ani wytwór bujnej wyobraźni, to realna odpowiedź na szereg współczesnych wyzwań.

Najlepszym przykładem jest oczywiście osławiony Wiedźmin, który odniósł sukcesy na wszelkich płaszczyznach. Zdaniem Marcina Kobyleckiego i Łukasza Alwasta współczesny patriotyzm gospodarczy powinien łączyć lokalną kulturę z nowoczesnymi technologiami, a tym właśnie jest dzieło CD Projektu. Wiedźmin ściąga do Polski ludzi chcących pracować przy takich projektach. Geralt stał się lokomotywą, która ciągnie za sobą polskie firmy i pozwala im nabyć zupełnie nowe kompetencje, dzięki czemu będą mogły tworzyć jeszcze lepsze kulturotechy. Materiału na kolejne lokomotywy mamy przecież pod dostatkiem.

„Dlaczego nie zaproponować rządowi, że może warto namówić Ubisoft, aby kolejna część gry Assassin Creed działa się w świecie sarmackim?” – pyta Krzysztof Noworyta. Twórcy pojęcia kulturotechu są tego samego zdania. „Jeśli udało się na świecie wypromować Wikingów, to czemu nie można by wypromować Sarmacji?” – zachęcają. Nie należy przy tym skupiać się na jednej, polskiej megaprodukcji. Pojedynczy epizod nie wystarczy, nie rozwiąże wszystkich naszych problemów i nie pozwoli na przełamanie blokujących nas barier. Potrzebujemy dobrze zaplanowanej serii mniejszych projektów, w której każda produkcja pozwalałaby nabyć krajowym podmiotom nowe kompetencje. Dlatego należy nakręcić jeszcze raz wszytko, co dla nas Polaków ważne, a każdą z produkcji wzbogacać o komponent, który pozwoli przełamywać bariery i rozbuduje kompetencje całej branży, a z czasem całej gospodarki. Program remake’u polskiego dziedzictwa może stać się wylęgarnią kulturotechów, które będą nas sukcesywnie przesuwać w globalnych łańcuchach dostaw.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.