Zenek Martyniuk i bracia Golec nie wystarczą. Druga fala patriotyzmu gospodarczego musi być ambitniejsza
W skrócie
Czas pandemii i perspektywa gospodarczych turbulencji wynikających z restrykcji reaktywowały zainteresowanie patriotyzmem gospodarczym. Niestety, choć już niemal od dekady problematyka przebija się do głównego nurtu debaty społeczno-gospodarczej, to jednak wciąż poziom zrozumienia złożoności problemu tak wśród elit polityczno-gospodarczych, jak i konsumentów pozostawia sporo do życzenia. Jeżeli w czasie wychodzenia z postpandemicznego kryzysu gospodarczego chcemy popłynąć na fali świadomej konsumpcji wspierającej reaktywację polskiej gospodarki, to w najbliższych latach musimy przestać popełniać błędy, które skłaniają Polaków do zakupowych wyborów niezgodnych z ich intencjami.
Niniejszy tekst publikujemy w ramach współpracy Klubu Jagiellońskiego z Fundacją Projekt PL. Więcej na jej temat możecie przeczytać na stronie internetowej Fundacji .
Biało-czerwony rok pandemii
Teoretycznie zainteresowanie patriotyzmem gospodarczym rośnie coraz bardziej. W roku 2020 kampanie odwołujące się do postawy świadomej konsumpcji stały się właściwie normą. W dużej mierze były odpowiedzią na pandemię koronawirusa, która wielu uzmysłowiła, jak ważne jest wspieranie przedsiębiorców w obliczu problemów związanych z kryzysem gospodarczym. Już teraz możemy wskazać szereg inicjatyw, które w różny sposób realizują ideę patriotyzmu gospodarczego.
Po pierwsze, zwróćmy uwagę na ogólnopolską rządową kampanię #KupujŚwiadomie, promującą rządowe oznaczenie „Produkt polski”, którą prowadzi Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi we współpracy z Krajowym Ośrodkiem Wsparcia Rolnictwa. Za jej pośrednictwem wiedza o oznaczeniach ma szansę trafić pod strzechy. Na jej spoty poza mediami trafimy chociażby w pociągach, a w promowanie akcji zaangażowano sportowców, celebrytów i artystów – braci Golec, Zenka Martyniuka czy Krzysztofa Cugowskiego.
Po drugie, odnotować warto cały szereg działań bardziej rozproszonych, które realizują inne podmioty publiczne. To na przykład spore inicjatywy państwowych spółek (np. kampania Polskiej Grupy Energetycznej „Polska – kupuję to!”, akcja #WspieramyPolskę PKN Orlen) i działania realizowane w ramach Krajowej Sieci Obszarów Wiejskich (np. promocja radiowa Krótkiego Łańcucha Dostaw Żywności).
Po trzecie, nawet w przestrzeni zakupowej dostrzeżemy efekty kolejnej zmiany prawnej. Chodzi o obowiązujący od kilku miesięcy nakaz oznaczania flagą kraju pochodzenia mięsa sprzedawanego na wagę.
Po czwarte, mamy związane z tematem polityczne zapowiedzi i deklaracje. Do kategorii „ciekawostki” zapisać możemy tożsamościowy rebranding Polskiego Stronnictwa Ludowego, które po wyrzuceniu Kukiz’15 zaczęło mówić o projekcie Koalicji Polskiej jako inicjatywie, której jednym z filarów jest patriotyzm gospodarczej. W związku z tym na logo klubu parlamentarnego wybrano… biało-czerwony kod kreskowy.
Za to do rangi poważniejszych zapowiedzi należy zapisać wyborczą obietnicę prezydenta Andrzeja Dudy, który zadeklarował, że w czasie swojej drugiej kadencji zamierza doprowadzić do zamieszczenia na paragonach sklepowych informacji o polskości produktu.
Po piąte, za trendem tak intensywnie promowanym przez polityków i instytucje państwowe podąża biznes, również ten zagraniczny. Podobnie jak w czasie pierwszej, przedpolitycznej fali zainteresowania patriotyzmem zakupowym także i teraz wykorzystuje on biało-czerwone oznaczenia i patriotyczną narrację do promowania produktów największych globalnych korporacji, z Coca-Colą i gumą Orbit na czele.
Mówimy coraz więcej, wiemy coraz mniej
Mnogość akcji nie powinna jednak uspokajać naszej czujności. Już samo przywołanie działań zagranicznych firm próbujących ogrzewać się w biało-czerwonym blasku mody na polskość powinno nas skłonić do refleksji nad tym, na ile podejmowane przedsięwzięcia są skuteczne i czy mają szansę przełożyć się na świadome wybory Polaków.
Najbardziej symptomatyczne są przykłady rządowego oznaczenia „Produkt polski” lub zasady oznaczania mięsa na wagę. W obu przypadkach w prawie i towarzyszących mu akcjach promocyjnych uwzględnia się tylko i wyłącznie kwestię miejsca wytworzenia produktu.
Przypomnijmy: stworzone w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi oznaczenie „Produkt polski” przysługuje tym produktom, które wytworzono w kraju i zawierają półprodukty powstałe co najmniej w 75% w kraju. Nie ma żadnego znaczenia, kto je produkuje, kto sprzedaje i kto na nich zarabia. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, by z oznaczenia korzystał zagraniczny koncern. Podobnie jest z mięsem – polską flagą mogą szczycić się zatem polskobrzmiący producenci mięsa, którzy należą do mających silną pozycję globalnych koncernów spożywczych z Danii lub Chin.
Powyższe paradoksy dotykają sedna problemu. Wiele z podejmowanych inicjatyw abstrahuje od tego, co Polacy uważają za polski produkt i jakie działania rzeczywiście przynoszą długofalową korzyść polskiej gospodarce.
W pierwszej kwestii mamy deficyt aktualnej wiedzy, ale pewne poszlaki, by uznać, że takie oznaczenia mogą rozmijać się z intencjami kupujących. W 2015 roku, a więc jeszcze przed zmianą prawa, badania dotyczącego tego, co jest polskim produktem, przeprowadził IPSOS. Okazało się, że produkt wyprodukowany w kraju przez zagraniczny koncern za polski uznałoby… zaledwie 8% badanych. Dla 66% oczywiste było, że dla użycia takiej nazwy niezbędna jest zarówno krajowa produkcja, jak i państwowy kapitał.
Tymczasem należy założyć, że widząc biało-czerwony znaczek intensywnie promowany przez państwo, większość konsumentów uzna, że „Produkt polski” oznacza to, co oni sami uważają za taki produkt, a nie to, co wpisano do nieznanej przeciętnemu Kowalskiemu ustawy. W efekcie oznaczenie ma potencjał w większym stopniu dezinformować, niż dostarczać wiedzy. Nie jest zresztą przypadkiem, że nawet zaangażowani w kampanię promocyjną znaku celebryci w swoich firmach byli przekonani, że promują wspieranie polskich przedsiębiorców.
W obszarze drugim, gdzie chodzi tak o oznaczenie „Produkt polski”, jak i znakowanie mięsa, mamy de facto uderzający przykład silosowego państwa i egoistycznego realizowania interesu tylko jednej grupy zawodowej, a nie dobra całej gospodarki.
Promowanie jako polskich produktów wytworzonych z krajowych półproduktów rolnych jest z pewnością w krótkoterminowym interesie wielu polskich poddostawców. Jednak takie redukujące podejście sprawia, że na polskości lansować się mogą również zagraniczni przedsiębiorcy, którzy akurat w łańcuchu wartości zyskują więcej niż najsłabsi w tej hierarchii dostawcy.
Zamiast długofalowo działać na rzecz awansu polskich firm w strukturze rynku ku jej częściom o najwyższych marżach, które przynoszą największe zyski, ustawowo umacniamy się na pozycji peryferyjnych tubylców odpowiadających za najtrudniejszy, najmniej opłacalny i umiarkowanie innowacyjny etap powstawania produktu końcowego.
Cztery pomysły na mądrzejszy patriotyzm
Wobec patriotycznego wzmożenia czasu pandemii powinniśmy przemyśleć działania, które długofalowo wspierałyby faktyczną, a nie tylko pozorną świadomość konsumentów. Muszą być to przedsięwzięcia, które pozwolą nam w pierwszej kolejności doceniać te produkty, w których polscy przedsiębiorcy odpowiadają nie tylko za półprodukty, ale również za badania, rozwój, innowacje czy nawet budowę marki. Poniżej prezentujemy kilka kierunkowych rekomendacji, które w najbliższych miesiącach zamierzamy rozwinąć w ramach prac Klubu Jagiellońskiego.
- Państwowe działania na rzecz patriotyzmu gospodarczego powinny mieć charakter horyzontalny i skoordynowany, aby zgodnie ze Strategią na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju służyły celom awansu Polski w globalnych łańcuchach dostaw, a nie realizowały partykularne, branżowe i krótkoterminowe cele. Rząd powinien opracować w tym zakresie międzyresortowy plan działań, który sprawi, że aktywności ministerstw, agencji rządowych, urzędów czy spółek Skarbu Państwa nie będą ze sobą konkurować, ale osiągną efekty synergii.
- Bezwzględnie potrzebujemy solidnej oceny skutków regulacji ex post znaku „Produkt polski”. Należy przeprowadzić pogłębione badania zarówno postaw konsumenckich (dotyczące tego, co Polacy tak naprawdę wiedzą o produkcie, gdy wybierają go z takim znakiem, a co tylko im się wydaje, że wiedzą), jak i faktycznego wykorzystania znaku. Jeśli potwierdzi się hipoteza, że znak odbierany jest jako nośnik innego komunikatu niż jego ustawowa definicja, wówczas należy sformułować projekt nowelizacji prawa w kierunku odpowiadającym faktycznej percepcji konsumentów. Wydaje się, że instytucją właściwą i kompetentną do przeprowadzenia takiej analizy wraz z przedstawieniem rekomendacji mógłby być Polski Instytut Ekonomiczny.W ewentualnych wnioskach należy wziąć pod uwagę oczywiście także prawo unijne, które może utrudniać doprecyzowanie definicji zgodnie z oczekiwaniami konsumentów. Niewykluczone, że w połączeniu z ewentualnym niespełnieniem oczekiwań konsumentów co do treści niesionej przez symbol stanie pod znakiem zapytania sens utrzymywania państwowego oznaczenia.
- Wobec aktualnego chaosu w obszarze patriotyzmu gospodarczego Kancelaria Prezydenta nie powinna spieszyć się z realizacją wyborczej zapowiedzi o informowaniu o produktach na paragonach. Aktualnie nie posiadamy państwowego źródła danych, które pozwalałoby w sposób zautomatyzowany pozyskiwać taką wiedzę o produktach. Oparcie się – i tak wymagające nieistniejącego dziś systemu certyfikacji – o znak „Produkt polski” raczej pogłębiłoby skalę problemu. Opisana w poprzednim punkcie analiza behawioralna prawno-ekonomicznych skutków wprowadzenia znaku powinna mieć na uwadze również tę zapowiedź, by w kolejnej regulacji nie powtórzyć wcześniejszych błędów.
Otwartym zagadnieniem pozostaje pytanie o stworzenie w celu realizacji obietnicy Andrzeja Dudy źródła zniuansowanych danych o produktach i producentach, chociażby tych, które dziś wykorzystuje aplikacja Pola. Z jednej strony informacje o kapitale, miejscu produkcji czy prowadzeniu badań i rozwoju byłyby dużo lepszą, bo niosącą też wartość edukacyjną, informacją na paragonach niż prowadzące do niepożądanych uproszczeń utopijne próby zerojedynkowego oznaczania „polskie/niepolskie”. Z drugiej jednak strony trudno wyobrazić sobie, że udałoby się taki system stworzyć w sposób prosty i bez nakładania nowych obowiązków informacyjnych na producentów. Wydaje się to mało roztropnym zwiększaniem biurokracji akurat w momencie, w którym walczące z kryzysem firmy oczekują raczej poluzowania prawnych obowiązków.
- Należy podjąć działania, by namysł nad promocją patriotyzmu gospodarczego był wprzęgnięty w długofalowe cele i ambicje polityki europejskiej oraz komponował się z działaniami rządu w tym zakresie.
Rzeczywistość postpandemiczna tworzy ku temu co najmniej trzy sprzyjające okoliczności. Pierwszą są rozmaite działania na rzecz zwiększenia samowystarczalności wspólnoty w różnych obszarach (np. bezpieczeństwa lekowego), gdzie Polska, która wciąż konkuruje niższymi kosztami pracy i ma jednocześnie istotne kompetencje w pewnych obszarach, może okazać się tym państwem, do którego należałoby przenieść łańcuchy dostaw dotąd rozpoczynające się na Dalekim Wschodzie.
Drugą opcją są podejmowane przez państwo polskie działania na rzecz solidarności podatkowej w Unii Europejskiej, a więc likwidacji unijnych rajów podatkowych w celu pozyskania środków, które mogłyby zasilić również realizację strategicznych celów całej wspólnoty. To obszar, w którym podmiotowość polskiej gospodarki możemy budować nie w sprzeczności z zasadą wolności przepływu kapitału, ale w duchu potrzeby zrozumiałego w innych państwach Unii zwiększenia sprawiedliwości podatkowej.
Trzecią i zbieżną z powyższymi możliwość stanowią przygotowania do Krajowego Planu Odbudowy, w ramach którego bezprecedensowe środki europejskie na systemowe reformy państwa i gospodarki mogą być przynajmniej w niektórych obszarach (chociażby skrócenia łańcuchów dostaw w celu globalnej redukcji emisji, zarówno w obszarze transportu, jak i „brudnej” produkcji w Azji) zbieżne z interesem polskich przedsiębiorców i oczekiwaniami naszych konsumentów.
***
Dlaczego tak ważne jest, byśmy, korygując dotychczasowe działania, w pierwszej kolejności brali pod uwagę, jak polski produkt rozumieją konsumenci? To właśnie zmiana postaw konsumenckich oparta o wiedzę i świadomość jest patriotyzmem gospodarczym, którego rzeczywiście potrzebujemy. Dopiero gdy postawy Polaków na zakupach zaczną opierać się na rzetelnej wiedzy i pozytywnej, popartej faktami ocenie jakości polskich firm, będziemy mogli cieszyć się z deklaratywnego przywiązania do polskich produktów. Inaczej wpadniemy w pułapkę.
Czytasz właśnie nowy rodzaj materiału na naszym portalu. W krótki sposób informujemy Cię o tym, co ważne z perspektywy naszych priorytetów. Wesprzyj nas darowizną lub przekaż nam 1% podatku.
Jest nią szowinistyczny etnocentryzm, który każe wybierać krajowe produkty wyłącznie dlatego, że są polskie. Tymczasem mądry patriotyzm konsumencki polega na tym, że dokonujemy każdorazowo oceny produktów pod kątem pochodzenia, ceny i jakości produktu, a także renomy producenta. Śmiem twierdzić, że faktycznym patriotyzmem, a nie przesądem, jest dopiero zakup w sytuacji, gdy ten bilans wychodzi pozytywnie dla rodzimych produktów.
Inaczej, zamiast mobilizować polskich producentów do poprawy tak jakości swoich wytworów, jak i warunków organizacji ich przedsiębiorstw (uczciwe płacenie podatków, warunki pracy, zaangażowanie społeczne, odpowiedzialność środowiskowa itd.), będziemy raczej pogłębiali pułapki średniego dochodu i przeciętnego produktu, które od dawna diagnozuje się jako kluczowe problemy naszej gospodarki. Patriotyzm gospodarczy musi motywować przedsiębiorców do bardziej innowacyjnych, prorozwojowych i prospołecznych postaw, a nie utrwalać rządzące wciąż w wielu sektorach niedoróbki i patologie.
Dobrze, że w Polsce przeżywamy drugą falę mody na polskość. Podejmowane dotąd inicjatywy świadczą o dobrej woli realizujących je instytucji, ale alarmują też o niedostatku ekspertyzy w temacie, nie tylko tej wewnątrz państwowych instytucji, ale w ogóle na rynku. Gorzej będzie, gdy spoczniemy na laurach i będziemy usatysfakcjonowani słusznymi intuicjami konsumentów i wysokozasięgowymi akcjami, które w praktyce mogą wprowadzać Polaków w błąd.
Postpandemiczna rzeczywistość aż prosi się o to, by wykorzystać zmiany w światowej i przede wszystkim europejskiej gospodarce do faktycznego awansu polskich firm w łańcuchach wartości. Do tego jednak potrzebujemy lepszej koordynacji państwowych działań, polityki opartej na wiedzy, a także sprytu i braku kompleksów, które mogą pozwolić wpiąć nasze ambicje w tym zakresie w europejskie działania na rzecz odbudowy i odporności Unii po traumie COVID-19.
Niniejszy tekst publikujemy w ramach współpracy Klubu Jagiellońskiego z Fundacją Projekt PL. Fundacja Projekt PL chce dostrzegać szerszy wymiar biznesu, jego społeczną odpowiedzialność oraz to, że praca jest ważniejsza od kapitału. W swoich staraniach dąży do ukazywania istotności zrównoważonego społeczno-gospodarczego rozwoju Polski, który musi być osiągnięty dzięki szukaniu synergii na poziomie pracodawca-pracownik, państwo-jednostka, poborca-podatnik. Więcej na jej temat możecie przeczytać na stronie internetowej Fundacji.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony oraz powyższej informacji.