Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Turcja – kłopotliwy sojusznik Zachodu

przeczytanie zajmie 9 min
Turcja – kłopotliwy sojusznik Zachodu Źródło: Pedro Szekely - flickr.com

Cierpliwość w Europie i Stanach Zjednoczonych dla konfrontacyjnej polityki tureckiej w ostatnich latach wydaje się kończyć. Kolejne pola konfliktu powodują wzrastające napięcia. Bruksela zarzuca prezydentowi Recepowi Erdoğanowi odsuwanie Turcji od zachodnich wzorców. Na pewno nie pomagają w deeskalacji napięć ostatnie wypowiedzi Recepa Tayyipa Erdoğana o możliwych problemach psychiatrycznych prezydenta Francji. Czy turecka polityka zagraniczna od samego przejęcia władzy przez AKP (2002 r.) była nastawiona na konfrontację? Jakie są pola konfliktów i ich przyczyny?

Turcja wobec świata przed 2011 r.

Turecka polityka zagraniczna przez wiele lat była kształtowana przez doktrynę sformułowaną przez profesora uniwersytetu w Stambule, Ahmeta Davutoğlu (późniejszego ministra spraw zagraniczny i premiera). Doktryna ta stała się punktem odniesienia dla dzisiejszych poczynań decydentów tureckich. Jej głównym celem było zaspokojenie strategicznych ambicji Turcji.

Początkowym warunkiem koniecznym dla wprowadzenia jego doktryny w życie było uregulowanie spraw wewnętrznych: konfliktu z Kurdami, a także sporów między świecką i religijną częścią społeczeństwa. Założenia tureckiej polityki wewnętrznej początkowo wcale nie prowadziły do konfliktu z UE, która w rozmowach akcesyjnych domagała się m.in. pokojowego rozstrzygnięcia właśnie tych dwóch kwestii.

Z kolei w polityce zewnętrznej Davutoğlu głosił bardzo nośne hasło: „zero problemów z sąsiadami”, co oznaczało zdecydowaną zmianę w stosunku do wcześniejszej polityki prowadzącej do konfliktów z Armenią, Bułgarią, Grecją, Syrią, Irakiem i Iranem, a także z całym światem arabskim, który tradycyjnie postrzegał Turcję jako dziedzica opresyjnego Imperium Osmańskiego.

Podstawą relacji z sąsiadami nie miała być dominacja militarna, ale współpraca gospodarcza, kulturalna i rozwój relacji między instytucjami demokratycznymi, przy czym Turcja miałaby dostarczać swego rodzaju demokratycznego know-how dla innych krajów Bliskiego Wschodu.

Nowe podejście do polityki zagranicznej miało także zmieniać dotychczasowe jej cele. Wejście do UE przestawało już być głównym dążeniem, a świat Zachodu nie musiał być jedynym partnerem. Miało równocześnie dojść do otwarcia na Rosję (tradycyjnego konkurenta w basenie Morza Czarnego), Brazylię i Chiny, a przede wszystkim na kraje Bliskiego Wschodu.

Zerwanie z koncepcją Davutoğlu

Arabska wiosna przyniosła znaczące zmiany w sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie. Upadły władze Tunezji, Libii, Egiptu, nieco później Jemenu. Z perspektywy Turcji najważniejszą była jednak sytuacja sąsiada – w Syrii. Początkowo Turcja starała się przyglądać rozwojowi wydarzeń i unikać zajęcia stanowiska. Jednak dość szybko przeważyły argumenty za poparciem rebeliantów – przeciwko Assadowi opowiedziały się Stany Zjednoczone, dyktator wydawał się skazany na porażkę. Ponadto AKP jest ideologicznie zbliżona do Bractwa Muzułmańskiego, które było główną siłą opozycyjną wobec rządów Assada.

Choć militarne wsparcie rebeliantów stało w sprzeczności z koncepcją Davutoğlu, to jednak pokusa okazała się zbyt silna i dyplomacja turecka zdecydowała się na wyraźne wystąpienie przeciwko władzom Syrii. Turcja postawiła na rozwiązanie zbrojne.

Dość szybko okazało się, że jedyną liczącą się siłą zbrojną walczącą z Assadem w Syrii są organizacje islamistyczne – im bardziej skrajne, tym skuteczniejsze. Mimo to Turcja podtrzymywała swoje wsparcie militarne, akceptując fakt, że trafia ono do organizacji skrajnie islamistycznych. Od września 2015 r. jasne było, że obalenie Assada jest nierealne, ponieważ w jego obronę bezpośrednio (nie tylko poprzez dostawy broni) zaangażowała się Rosja. Wówczas Turcja, zmuszona do zrezygnowania z głównego celu (obalenia Assada i podporządkowania Syrii), skoncentrowała się na celu pomocniczym, czyli osłabieniu Kurdów syryjskich i wyszarpaniu dla siebie przygranicznych fragmentów Syrii.

Konsekwencją polityki tureckiej w Syrii była kompletna utrata zaufania ze strony państw arabskich. Oto bowiem Turcja zaczęła się jawić nie jako demokratyczny kraj nastawiony na współpracę gospodarczą, ale militarny agresor dążący do odbudowania imperium.

Kolejnym skutkiem tej decyzji był koniec postrzegania Turcji jako świeckiego i demokratycznego państwa. Mimo że AKP jest partią islamistyczną, to oficjalnie odwoływała się także do tradycji świeckiego, kemalistycznego kraju. Jednak popieranie otwarcie islamistycznych ugrupowań na Bliskim Wschodzie prowadziło do oskarżeń ze strony Zachodu o zmierzanie w stronę religijnego fundamentalizmu.

Zamiast przyjęcia funkcji rozjemcy, mentora i wzorca do naśladowania Turcja aktywnie zaangażowała się również w wewnętrzny konflikt w Egipcie, poparła Bractwo Muzułmańskie i prezydenta Muhammada Mursiego, występujących przeciwko generałowi Abdelowi Fattahowi el-Sisiemu. Po zwycięstwie tego ostatniego relacje turecko-egipskie uległy zamrożeniu.

Podobna sytuacja jest w Libii, gdzie Turcja wspomaga islamistyczny Rząd Jedności Narodowej Fajiza as-Sarradża przeciwko Libijskiej Armii Narodowej gen. Khalify Haftara. Sojusznikiem Turcji, podobnie jak w Egipcie, jest wyłącznie Katar (i do pewnego stopnia również Al-Dżazira, choć to medium potrafi Turcję skrytykować), zaś przeciwnikiem Rosja, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt i Francja. W wypadku Libii, podobnie jak w Syrii, wszelkie zasady opracowane przez Davutoğlu zostały złamane. Turcja wysyła tam nie tylko broń i swoich syryjskich najemników, ale od tego roku także własnych żołnierzy, dlatego bezpośrednio uczestniczy w konflikcie zbrojnym.

Kolejnym problemem są relacje z Izraelem. Turcja, chcąc odbudować swój wizerunek najważniejszego państwa w świecie islamu, zdecydowała się przyjąć na siebie rolę obrońcy Palestyńczyków. Oczywiście doprowadziło to do pogorszenia stosunków z Izraelem i w konsekwencji także z USA. Mimo późniejszych prób łagodzenia napięcia relacje znacząco się nie poprawiły, a kolejne pogorszenie przyszło po ogłoszeniu przez USA przeniesienia ambasady do Jerozolimy. Turcja przygotowała wówczas szczyt Organizacji Współpracy Islamskiej w Ankarze, który głośno krytykował to posunięcie.

Z Iranem Turcja z kolei starała się podtrzymywać poprawne stosunki mimo popierania przeciwnej strony w konflikcie syryjskim. Łącznikiem był problem kurdyjski i rosnący wolumen obrotów handlowych, szczególnie gdy Iran podpisał porozumienie z Zachodem (tzw. JCPOA) w 2015 r. Jednak już w 2018 r. nowa administracja amerykańska wycofała się z porozumienia, nakładając na Iran i wszystkie handlujące z nim podmioty sankcje. Podobnie jak wiele krajów europejskich Turcja wielokrotnie wyrażała swój sprzeciw, ale poszła o krok dalej, starając się omijać sankcje. W USA właśnie trwa proces przeciw tureckiemu państwowemu bankowi Halkbank, oskarżonemu o pranie pieniędzy uzyskanych z handlu z Iranem. Turcję i Iran zbliża także wrogość wobec Arabii Saudyjskiej i ZEA przy jednoczesnym współdziałaniu z Katarem.

Następnym sporem, w którym widać, że polityka zagraniczna Turcji odbiega od zasad wypracowanych przez Davutoğlu, jest sąsiedzki konflikt Armenia-Azerbejdżan. Turcja zawsze była bliższa pokrewnemu etnicznie i kulturowo Azerbejdżanowi, z którym dodatkowo łączą ją więzy handlowe, m.in. import gazu. Jednak w ostatnich starciach w Górskim Karabachu Turcja zajęła zupełnie jednostronne stanowisko. Nie tylko wspierała Azerbejdżan dyplomatycznie i poprzez sprzedaż broni, ale także o wysyłała syryjskich najemników oraz – jak sugerują ormiańskie media – wspierała Azerów poprzez stacjonowanie tureckich F-16 w Azerbejdżanie. Takie stanowisko Ankary tylko pogłębia konflikt z Armenią i popycha ją głębiej w rosyjską strefę wpływów.

Napięcia na linii UE-Turcja

Najpoważniejszym problem Turcji z sąsiadem jest ten z Grecją. Główną oś sporu stanowi kwestia Cypru, która wróciła na pierwsze strony gazet ze względu na narastający konflikt dotyczący wyznaczenia wyłącznych stref ekonomicznych (EEZ) na Morzu Śródziemnym. W jego tle znajdują się odkrycia potencjalnie znaczących złóż gazu w regionie. Konflikt staje się niebezpieczny. Obie strony wysyłają w rejon badań swoje floty wojenne. Greków wspomagają głównie Francuzi (państwa prowadzą wspólne manewry; francuską obecność zaznacza firma Total), a także w mniejszym stopniu Włosi (w badania i wydobycie zaangażowana jest firma Eni), Amerykanie (Noble Energy i ExxonMobil) i Izrael (Derek Drilling). Poparcie dla stanowiska Turcji jest na forum międzynarodowym znacząco mniejsze.

Narastający konflikt z Atenami to nie jedyne napięcie przybierające na sile na linii UE-Turcja. Ochłodzenie było szczególnie wyraźne podczas kryzysu migracyjnego z 2015 r., który stał się dla Ankary narzędziem nacisku na Unię.

Napięcie będzie starała się łagodzić kanclerz Merkel, chociażby ze względu na trzy miliony obywateli niemieckich tureckiego pochodzenia i pamięć o kolejnych milionach migrantów, których Turcja może w każdej chwili „wypuścić” do Europy (czyli głównie do Niemiec). Jednak wydaje się, że wobec koalicji Grecji, Cypru, Włoch i Francji, działających ze wsparciem zewnętrznym w postaci USA i Izraela, a także części państw arabskich (Egipt, Arabia Saudyjska, ZEA), UE może ostatecznie sięgnąć po sankcje gospodarcze.

Każda negatywna informacja, nawet o ograniczonych sankcjach, może prowadzić do poważnych konsekwencji dla gospodarki Turcji, szczególnie w sektorze usług finansowych, tym bardziej, że lira właśnie przekroczyła psychologiczną granicę 8:1 w stosunku do dolara. Trudno przewidzieć, czy władze Turcji podejmą ryzyko sporu gospodarczego z UE, ponieważ Ankara jest bez porównania słabszym partnerem ekonomicznym.

Wydaje się, że Recep Tayyip Erodğan będzie zmuszony do polubownego rozwiązania, które zostanie mu ułatwione przez Niemcy. Być może takim wyjściem jest intensyfikacja poszukiwań i eksploatacji złóż gazu na Morzu Czarnym, których odnalezienie ogłosił prezydent Turcji w sierpniu.

Do twardego kursu wobec Ankary szczególnie mocno nawołuje prezydent Francji, Emmanuel Macron. Francja jest wyczulona na interwencje tureckie w Syrii i jej wpływy w Libanie, ponieważ tradycyjnie była to strefa wpływów francuskich. Dodatkowo Paryż wspierał Kurdów w Rożawie (najbardziej świecki i lewicowy element w całej Syrii) w ich walce z ISIS i bardzo krytycznie wypowiadał się o tureckiej polityce antykurdyjskiej. Ponadto pretensje tureckie wokół wyznaczenia EEZ na Morzu Śródziemnym wprost zagrażają interesom francuskiego giganta, a więc firmie Total.

Na postawę świeckiego Paryża wpływa również wyraźna islamizacja życia politycznego w Turcji. Niedawny zamach na nauczyciela historii w podparyskim gimnazjum – mający właśnie podłoże religijne – wstrząsnął francuskim społeczeństwem i po wypowiedzeniu wojny radykalnemu islamowi przez Macrona spowodował dalszą eskalację napięć na linii Paryż-Ankara. Ta ostatnia bowiem stara się ustawić w pozycji obrońcy islamu na świecie i nieprzypadkowo nie wysłała kondolencji do Paryża, ponieważ pośrednio bierze w obronę motywy kierujące zamachowcem. Oliwy do ognia dolała dwukrotna wypowiedź Erdoğana o konieczności zbadania Macrona pod kątem zaburzeń psychicznych. Wydaje się, że w tym sporze oprócz polityki dużą rolę odgrywa także prywatna animozja dwóch prezydentów uważających się za wybitnych przywódców.

Istotny jest także fakt, że Francja w polityce wewnętrznej UE, gdzie dominujące są kwestie ekonomiczne, oddaje przewodzenie silniejszemu partnerowi, czyli Niemcom. Natomiast Berlin ciągle jeszcze z wahaniem przyjmuje aktywną rolę w polityce zewnętrznej, szczególnie jeśli miałoby się to wiązać z (potencjalnym) użyciem wojsk. Obecny prezydent Republiki Francuskiej uważa, że to właśnie Paryż w naturalny sposób powinien przewodzić polityce zewnętrznej UE, a szczególnie na Bliskim Wschodzie i w Afryce. To Francja będzie głównym państwem dążącym do przyjęcia ostrej polityki UE wobec Turcji.

Rozłam wewnątrz NATO

Utratę zaufania Zachodu pogłębiły bardzo surowe represje po nieudanym puczu wojskowym w 2016 r. Aresztowani byli nie tylko wojskowi zamieszani w sprawę, ale także każdy, kto kwestionował przywództwo Erdoğana. Do więzienia trafili prawnicy, profesorowie, redaktorzy, działacze NGO-sów, a szczególnie osoby powiązane z Fetullahem Gülenem oskarżanym o inspirowanie puczu. Wolność słowa w Turcji jest obecnie fikcją. Jakakolwiek krytyka Erdoğana nawet wewnątrz obozu władzy jest niedopuszczalna. Doświadczył tego także dobrze postrzegany na Zachodzie premier Davutoğlu, który krótko przed puczem został uznany za zbyt samodzielnego i zdymisjonowany. Dodatkowym ciosem dla wizerunku Turcji była walka z Kurdami w Syrii, którzy mieli opinię jedynych skutecznie opierających się Państwu Islamskiemu. Kwestie praw człowieka, szczególnie sprawa kurdyjska, są podnoszone jako obciążające Turcję, jednak głównie dzieje się to w wypowiedziach medialnych. W rzeczywistości to Turcja stara się wymóc na państwach NATO zaakceptowanie jej punktu widzenia. Doprowadziła już do wycofania się sił USA z części kurdyjskiej Rożawy, co jej pozwoliło na zajęcie tych terenów. Konsekwencje sporu wewnątrz NATO ponosiła także Polska, ponieważ Turcja blokowała przez długi czas zaakceptowanie tzw. planów ewentualnościowych dla naszego państwa i krajów bałtyckich. Warunkiem było uznanie przez kraje NATO sił kurdyjskich w Syrii (YPG) za organizację terrorystyczną, co dałoby Turcji wolną rękę w ich zwalczaniu. Oczywiście kraje NATO nie chciały się na to zgodzić, ponieważ oznaczałoby to, że przez wiele lat współpracowały z terrorystami.

Dopiero na początku lipca 2020 r. doszło do porozumienia, którego szczegóły nie zostały jednak ujawnione. Być może jego efektem jest wrześniowa decyzja o wysłaniu przez Polskę 80 żołnierzy i samolotu Bryza w ramach trwającej od 2015 r. misji NATO na granicach Turcji (początkowo misja ta miała związek z zaangażowaniem się Rosji w działania w Syrii). Turecka polityka antykurdyjska najprawdopodobniej nie będzie najpoważniejszym obciążeniem w relacjach NATO-Turcja ani UE-Turcja.

Kolejnym problemem z punktu widzenia szeroko rozumianego Zachodu są zacieśniające się relacje turecko-rosyjskie. Dzieje się to pomimo sprzecznych interesów zarówno w Syrii, jak i w Libii oraz Armenii, a także długiej historii wzajemnych konfliktów. Nawet zestrzelenie rosyjskiego samolotu w listopadzie 2015 r. skutkowało tylko chwilowym zamrożeniem stosunków. Ostatecznie wystarczyły przeprosiny Turcji, aby już rok później otrzymała ona rosyjskie polityczne wsparcie podczas próby przewrotu.

Turcja nawiązuje aktywne więzy energetyczne (to m.in. budowa Turkish Stream i South Stream, budowa elektrowni jądrowej w Akkuyu przez Rosatom) i militarne (m.in. zakup systemu S-400) z Rosją. Szczególnie ten ostatni punkt niepokoi USA. Doprowadził do wyrzucenia Turcji z programu zakupów myśliwca F-35. Napięcia z Waszyngtonem powodują coraz częstsze nieprzychylne postrzeganie Stanów Zjednoczonych przez tę część społeczeństwa tureckiego, która sprzyja AKP.

Ankara odrzuca jednak oskarżenia o zbyt bliskie relacje z Kremlem i podkreśla hipokryzję szczególnie ze strony państw europejskich. Broni się, wskazując m.in. na niemiecko-rosyjską współpracę w ramach budowy Nord Stream II i francuskie wsparcie dla rosyjskiego protegowanego gen. Haftara w Libii. Krytyka ta jest o tyle trafna, że część państw Zachodu sama chętnie odeszłaby od sankcji wobec Rosji i nie widzi problemu we współpracy ekonomicznej z Moskwą. Wynika to z przeświadczenia części zachodnioeuropejskich elit, a także społeczeństw, że Rosja nie jest już poważnym zagrożeniem geopolitycznym.

W rzeczywistości dla części państw Europy Zachodniej współpraca Turcji z Rosją nie jest istotnym problemem, więc w tym zakresie nie podejmą one żadnych konkretnych działań. Czym innym jest ewentualny sojusz polityczny Turcji z Rosją, jednak wydaje się on nieprawdopodobny wobec sprzeczności interesów w Syrii, Libii i Armenii/Azerbejdżanie oraz ciągłej przynależności Turcji do NATO. Inaczej jest w wypadku USA, dla których nawet dotychczasowy poziom współpracy turecko-rosyjskiej jest niepokojący. W razie pogłębienia współpracy Turcji z Rosją można spodziewać się amerykańskich sankcji zarówno na poziomie militarnym, jak i gospodarczym.

***

Powyższy przegląd konfliktów, w które uwikłana jest Turcja, pokazuje aż nazbyt mocno, że państwo to dramatycznie potrzebuje deeskalacji napięcia. Przed 2011 r. Turcja prowadziła umiarkowaną i nawet uwieńczoną częściowymi sukcesami politykę. Po Arabskiej Wiośnie Turcja stopniowo osuwa się w stan permanentnego konfliktu z niemal wszystkimi sąsiadami. Kilka spośród wymienionych jest ważnych także z punktu widzenia NATO i UE. Szczególnie konflikt z Atenami i wspierającym ich Paryżem  (najprawdopodobniej poprze go reszta członków Unii Europejskiej) może w najbliższej przyszłości eskalować.

Pozostałe konflikty, w które zaangażowana jest Turcja, pozostaną zamrożone (np. ten na Cyprze) albo będą toczyły się bez decydującego udziału Zachodu (spór z Armenią, Syrią, Libią). Turcja jednak przez swą konfrontacyjną politykę zostanie osamotniona na Bliskim Wschodzie (w sporze dotyczącym większości krajów arabskich, Izraela), może natomiast politycznie zbliżać się do Iranu.

Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!

Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.

Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.