Bułgaria łamie praworządność. Unia wreszcie powiedziała „Dość!”?
W skrócie
Kiedy w lipcu tego roku w Bułgarii wybuchły protesty, w których ludzie zażądali dymisji premiera, Bojka Borisowa, i prokuratora generalnego, Iwana Geszewa, wydawało się, że dni tych polityków są już policzone. Obaj stali się symbolami oligarchicznej kleptokracji, która od wielu lat wyniszcza Bułgarię, czyniąc z niej unijną oazę nieprzejrzystych interesów. Jednak po ponad dwóch miesiącach protestów Borisow i jego zaplecze polityczno-biznesowe wciąż mają się dobrze. Za wyjątkową odpornością bułgarskiego premiera stoi nie tylko siła krajowych powiązań, ale też głośne milczenie UE. Dla Brukseli przez długi czas liczyła się lojalność Borisowa wobec projektu europejskiego i poparcie dla kluczowych polityk UE. Chociaż premier Bułgarii tolerował korupcję i samowolę oligarchów bogacących się m.in. na funduszach UE, to w opinii unijnych urzędników nie zachowywał się jak groźny, prawicowy populista z Węgier czy Polski.
Polityczny desant
Tegoroczne problemy Bojka Borisowa zaczęły się w lipcu, kiedy to Christo Iwanow, były minister sprawiedliwości i jeden z liderów opozycyjnego ugrupowania Demokratyczna Bułgaria (DB), wylądował na plaży tuż obok posiadłości polityka i biznesmena – Achmeda Dogana. Pomimo że formalnie wszystkie plaże w Bułgarii należą do państwa, został otoczony i wypchnięty z prywatnej własności przez ochroniarzy oligarchy, którzy, jak się potem okazało, byli członkami Narodowej Służby Ochrony (NSO), bułgarskiego odpowiednika Służby Ochrony Państwa.
Ujawnienie powiązań między rządem a Doganem rozjątrzyło Bułgarów poirytowanych ślamazarną walką władz z korupcją i rosnącą liczbą doniesień o ustawianych przetargach, defraudacji środków publicznych i unijnych. W 2019 roku, przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, szerokim echem odbiły się np. doniesienia o wykorzystywaniu do budowy prywatnych willi środków UE pozyskanych na rozwój obszarów wiejskich (mimo dymisji ministra rolnictwa wszystko wskazuje na to, że proceder wciąż trwa). Wcześniej dziennikarze śledczy donosili też o zawyżaniu przez bułgarskie firmy budowlane faktur na prace przy projektach współfinansowanych ze środków UE.
W rezultacie doszło do wybuchu społecznego niezadowolenia w postaci manifestacji, których uczestnicy żądali m.in.: dymisji rządu i prokuratora generalnego, rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych i walki z rozpasanymi oligarchami. Epicentrum trwających już ponad dwa miesiące protestów stała się stołeczna Sofia, ale niepokoje społeczne rozlały się też na bułgarską prowincję – w szczytowym momencie w różnych formach protestu brało udział ponad 20 tys. ludzi.
Protesty organizują też za granicami kraju (np. w Brukseli czy w Niemczech) bułgarscy emigranci zarobkowi. Niezadowolenie społeczeństwa zyskało szerokie wsparcie polityczne. Protesty poparli prezydent Radew i opozycyjni postkomuniści z Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP), prozachodnia i proamerykańska Demokratyczna Bułgaria oraz antyestablishmetowcy z partii Jest takie państwo, założonej przez muzyka i showmana, Slawiego Trifonowa. Do manifestacji dołączyły także małe ugrupowania o charakterze nacjonalistycznym i prorosyjskim.
Uderzenie w system
Akcja Iwanowa była zamierzoną prowokacją, a jej celem zdemaskowanie powiązań rządzącej Bułgarią partii Bojka Borisowa, Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB), z kręgami oligarchicznymi żerującymi na własności państwowej i dzięki korupcji otrzymującymi krajowe kontrakty, dotacje i atrakcyjne nieruchomości. Nie tylko nadmorski pałac Dogana został wybudowany z pogwałceniem prawa, ale także pomimo braku statusu czynnego polityka właściciel otrzymał państwową ochronę. Sam Dogan nie jest też postacią anonimową. Ten wieloletni agent bułgarskiej komunistycznej bezpieki od 1990 do 2013 roku był liderem (obecnie honorowym przewodniczącym) Ruchu na rzecz Praw i Wolności (DPS), partii formalnie reprezentującej interesy tureckiej mniejszości narodowej. Mimo oficjalnego wycofania się z czynnej polityki zachował swoje wpływy w ugrupowaniu i rządzi nim z tylnego fotela.
DPS szybko zajęło pozycję partii obrotowej wchodzącej w koalicję zarówno z prawicą, jak i bułgarskimi postkomunistami. DPS, choć formalnie jest opozycją (GERB tworzy koalicję z nacjonalistycznymi Zjednoczonymi Patriotami), to od 2017 roku nieoficjalnie wspiera rząd Borisowa w zamian za kolejne koncesje gospodarcze i polityczne. W konsekwencji partia stała się symbolem korupcji, nepotyzmu i oligarchizacji Bułgarii.
Dogan i wiceprzewodniczący DPS, Delian Peewski, personifikują bułgarską oligarchię (w swoim charakterze najbardziej podobną np. do tej z Ukrainy), której udział w polityce ma wspierać projekty biznesowe partyjnych liderów. Dogan swoją pozycję zbudował na firmach budowlanych i sektorze energetyki (np. jest właścicielem elektrociepłowni w Warnie). Z kolei Peewski jest magnatem prasowym i m.in. właścicielem (poprzez spółki offshore) koncernu tytoniowego, Bułgartabak. DPS nie jest zresztą jedynym tego typu projektem politycznym w Bułgarii. W parlamencie zasiadają też posłowie partii Wola, której szefem jest Weselin Mareszki, biznesmen, potentat w branży farmaceutycznej i aptekarskiej oraz właściciel sieci stacji benzynowych.
Borisow rozdaje karty
Premier Bułgarii, co prawda, nie jest już aktywnym biznesmenem, ale odgrywa jedną z głównych ról w krajowym systemie politycznym. W rękach ludzi GERB spoczywa władza nad ministerstwami i urzędami nadzorującymi rozdział środków budżetowych, unijnych dotacji i wydawanie decyzji pozwalających na inwestycje bułgarskich oligarchów czy innych ustosunkowanych biznesmenów. Rząd decyduje też o kształcie polityki w zakresie wymiaru sprawiedliwości, który jest od lat niewydolny i toleruje korupcję urzędników od samorządów po szczyty władzy.
Borisow, w przeszłości generał policji, nie tylko pielęgnuje wizerunek silnego człowieka bułgarskiej polityki, ale też pokazuje, że potrafi spacyfikować opornych polityków tak w swojej partii, jak i wśród partnerów koalicyjnych. Również od jego woli politycznej zależy, czy upolityczniona prokuratura podejmie skuteczne działania w wypadku ujawnienia korupcji, czy też ograniczy się jedynie do pozorowania aktywności.
Od wielu lat bułgarscy dziennikarze śledczy opisujący kolejne afery związane z budową infrastruktury i wykorzystywaniem środków UE wskazują, że proceder ten nie odbywa się bez milczącej zgody premiera i jego bliskich współpracowników. Dlatego też protestujący od lipca Bułgarzy żądają przede wszystkim jego dymisji, a także odsunięcia GERB od władzy.
Gra na czas
Gdy wybuchły tegoroczne protesty, Borisow początkowo przestraszył się i rozważał dymisję w zamian za dotrwanie rządu GERB do zaplanowanych na początek 2021 roku wyborów parlamentarnych. Zdystansował się nawet od DPS-u i pozwolił prokuraturze i policji na wszczęcie postępowań w sprawie nadmorskiego pałacu Dogana. Teraz jednak jest zdeterminowany, by dotrwać do końca kadencji, i gra na czas. W tym celu wykorzystał negocjacje dotyczące nowych wieloletnich ram finansowych i unijnego funduszu odbudowy.
Podczas nich premier Bułgarii upierał się, że wszelkie decyzje na temat swojej przyszłości na stanowisku szefa rządu podejmie dopiero po lipcowym szczycie przywódców UE. Argumentował, że nie może odejść wcześniej, bo tylko on jest gwarantem udanych dla Bułgarii negocjacji. Wydawało się, że uzyskane na szczycie rezultaty potwierdzają tę tezę – Sofia zyskała w nowym budżecie UE 29 mld euro, czyli o 1 mld więcej niż obecnie.
Borisow następnie dokonał rekonstrukcji rządu, a potem znów uzależniał odejście od zgody koalicjantów. Wreszcie w sierpniu przedstawił projekt nowej konstytucji i zapowiedział, że odejdzie ze stanowiska, jeśli zostanie zwołany specparlament (Wielkie Zgromadzenie Narodowe), który podejmie dalsze prace nad propozycją nowelizacji. Jednak nawet wstępne dyskusje nad projektem mogą trwać nawet pięć miesięcy, a to wystarczy, by dotrwać na stanowisku aż do wyborów.
Na korzyść premiera działają też słabości opozycji i samych protestów. Przede wszystkim brak im wyraźnego przywództwa – w jego roli występuje zazwyczaj tzw. trujące trio złożone z trzech aktywistów (prawnika, rzeźbiarza i dziennikarza), którzy nie mają swojego zaplecza politycznego.
Utrudnia to przekształcenie, co prawda, długotrwałych, ale wciąż bardzo spontanicznych protestów w bardziej zorganizowany i skoordynowany ruch społeczny. Partie i politycy, którzy popierają społeczny bunt, nie stanowią jednolitego frontu. Do tego Bułgarzy mają problem z postrzeganiem protestów – niemal tyle samo ankietowanych je popiera (59%), co wątpi w ich skuteczność (56%). W tej sytuacji znów najwięcej zależy od Borisowa i jego zdolności manewrowania między politykami, ugrupowaniami pozaparlamentarnymi i nastrojami zbuntowanej bułgarskiej ulicy.
Brukselska cisza
Do tej pory istniał jeszcze jeden czynnik, który pozwalał Borisowowi na trwanie na stanowisku pomimo dwóch miesięcy protestów – było to długotrwałe milczenie Brukseli. Jej interwencji wyczekiwali od lat dziennikarze śledczy przekazujący Europejskiemu Urzędowi ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) dowody na defraudację środków unijnych lub korupcję przy przetargach infrastrukturalnych. Tego samego od początku protestów oczekiwali ich uczestnicy, także ci aktywni poza Bułgarią. Tymczasem Bruksela dopiero pod koniec sierpnia zabrała głos w sprawie Bułgarii. Borisowa chroni członkostwo GERB w największej grupie politycznej w Parlamencie Europejskim, Europejskiej Partii Ludowej (EPP).
Bułgaria wciąż pozostaje najbardziej skorumpowanym państwem UE. W 2019 roku w rankingu Transparency International zajęła 74. miejsce wśród 198. badanych państw. Zgodnie z analizą Eurostatu z 2019 roku 80% badanych Bułgarów uważało, że korupcja występuje we wszystkich dziedzinach życia, a 51%z nich podkreślało, że największa jest w sferze zamówień publicznych.
Bułgarski, wciąż upolityczniony, wymiar sprawiedliwości pełni w tym niepoślednią rolę, co również znajduje wyraz w opiniach badanych. Od 2007 roku wraz z Rumunią Bułgaria jest objęta unijnym mechanizmem koordynacji i współpracy, mającym na celu poprawienie walki z korupcją i rozwiązanie problemów z praworządnością. Pomimo sygnalizowanych kłopotów z faktycznym wdrażaniem zaleceń w kolejnych raportach Bułgaria była do tej pory chwalona za „znaczące postępy”. Co więcej, w 2020 roku, po prawie dwóch latach dodatkowego nadzoru ze strony Europejskiego Banku Centralnego, Sofia została dopuszczona do uczestnictwa w poczekalni strefy euro – mechanizmie ERM 2.
Wydaje się, że unijni decydenci nie tylko przymykali więc oko na praktyki korupcyjne bułgarskich elit politycznych i żyjącego w symbiozie z nimi wymiaru sprawiedliwości, ale wręcz nagradzali takie zachowania.
Borisow był bowiem wygodny dla unijnego mainstreamu, bo nie robił kłopotów. Bułgaria popiera najważniejsze projekty przygotowywane przez UE i nie kwestionuje faktycznego przywództwa Niemiec i Francji w tej organizacji. W Bułgaria 2014 roku dołączyła do sankcji przeciwko Rosji, chociaż przez lata współpracowała z Moskwą w sektorze energetycznym. Zarówno premier Borisow, jak i prezydent Radew, choć krytykowali potem sankcje, to nie odważyli się zakwestionować ich przedłużenia. Ponadto w czasie kryzysu migracyjnego nie sprzeciwili się mechanizmowi relokacji migrantów. Sofia poparła też projekt Zielonego Ładu pomimo dużej wagi węgla dla bułgarskiego sektora energetycznego. Bułgaria przyłączyła się nawet do inicjatyw wzywających do wzmacniania praworządności, choć sama ma z tym kłopoty. Borisow, jeśli krytykuje UE, robi to na użytek wewnętrzny. W Brukseli potrafi zmienić zdanie o 180 stopni, dlatego dla unijnych oficjeli nie jest populistą działającym na szkodę UE i może liczyć na ochronę ze strony EPP.
Politycy tej partii (wśród nich najważniejszą grupę stanowią przedstawiciele niemieckiej CDU) niechętnie patrzą na możliwość zmiany u steru rządów w Sofii przede wszystkim dlatego, że jest to kraj graniczący z coraz bardziej asertywną Turcją.
Przez Bułgarię przebiega jedna z potencjalnych tras migracyjnych, na razie spokojna, ale może zostać uaktywniona w wypadku kolejnego kryzysu migracyjnego. W Bułgarii potrzebny jest więc polityk potrafiący w razie potrzeby podejmować kontrowersyjne decyzje i który zapanuje nad kadrami w terenie. W oczach zachodnich polityków kimś takim jest właśnie Borisow, dlatego nie spływa na niego tak silna krytyka, jak na Węgry czy Polskę.
Najnowsze doniesienia pokazują, że cierpliwość elit z Brukseli i Berlina wkrótce się skończy. Już wcześniej wskazywały na to pierwsze rysy na pancerzu Borisowa – sugestia komisarz Jourovej, że Sofia powinna skonsultować się z Komisją Wenecką, i zapowiedź debaty w europarlamencie na temat praworządności w Bułgarii. Wreszcie złym sygnałem dla bułgarskiego premiera było (wciąż jeszcze delikatne) dystansowanie się od niego kolegów z EPP. Wszystko to złożyło się na ostateczny wynik dyskusji w Parlamencie Europejskim. Borisow oraz EPP ponieśli klęskę w głosowaniu 8 października. Parlament uchwalił rezolucję potępiającą korupcję oraz zbaczanie z demokratycznego kursu, które stały się udziałem rządu pod przywództwem bułgarskiego premiera.
Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!
Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.
Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.