Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Offshoring. Kapitalizm wędrujących fabryk, call centers i podatkowych rajów

Offshoring. Kapitalizm wędrujących fabryk, call centers i podatkowych rajów Źródło: Mustang Joe - flickr.com

Jest takie zjawisko, które stanowi fundament i podstawowy mechanizm współczesnego kapitalizmu, pozostając modus operandi w tak różnych sferach jak płacenie podatków, lokalizacja geograficzna fabryk i centrów usługowych, utylizacja odpadów i transport surowców energetycznych. Tym zjawiskiem jest offshoring – ciemna strona globalizacji.

Offshoring, książkę autorstwa brytyjskiego socjologa Johna Urry’ego, można spokojnie postawić na półce obok takich pozycji jak No Logo Naomi Klein czy Kapitał w XXI wieku Thomasa Piketty’ego. Wszystkie trzy stanowią swego rodzaju niezbędnik intelektualny dla czytelnika, któremu bliskie jest wrażenie, że ze współczesnym kapitalizmem jest coś nie tak – choć w żadnym wypadku lista ta nie zamyka się tylko na wspomnianych tytułach.

Każda z tych pozycji dokumentuje trwający od czterech dekad proces przenikania ideologii neoliberalizmu do różnych wymiarów naszego codziennego funkcjonowania, deregulując, urynkawiając i podporządkowując logice maksymalizacji zysku kolejne obszary życia społecznego. Dla Urry’ego neoliberalizm pozostaje kompatybilny z tytułowym zjawiskiem offshoringu. Więcej nawet – offshoring można traktować po prostu jako praktyczną realizację teoretycznych założeń neoliberalizmu.

O czym dokładnie mówimy? To anglosaski termin znany z nauk ekonomicznych. Oznacza przenoszenie działalności gospodarczej poza granice, dosłownie „z dala od brzegu”. Urry dowodzi, że współcześnie termin ten jest znacznie szerszy, podobnie jak same praktyki za nim stojące. Te bowiem obejmują już nie tylko klasyczne dla offshoringu umieszczanie produkcyjnych zakładów przemysłowych w krajach o niższych kosztach pracy. Na tej samej zasadzie przenoszone są dziś także m.in. rozrywka, śmieci, energia czy zobowiązania podatkowe.

Być może nie dla wszystkich jest jasne, dlaczego offshoring jest czymś negatywnym. Owszem, w podręcznikach do zarządzania można znaleźć zupełnie neutralny opis tej praktyki. Mamy zatem lean management – odchudzanie struktury firmy w celu zwiększenia uzyskiwanej marży. Z tej perspektywy outsourcing oznacza eliminację z przedsiębiorstwa takiej działalności, która nie stanowi rdzenia jej modelu biznesowego.

Jak jednak zauważa Urry, mechanizm maksymalizacji zysków przez firmy Pierwszego Świata stanowi dziś „ciemną stroną globalizacji”. Przenoszenie za granicę, dokonywane czasem pod przykrywką zwiększania efektywności, oznacza bowiem także m.in. unikanie podatków oraz obchodzenie prawa i podstawowych zasad etycznych. Negatywne konsekwencje wydają się oczywiste: zyskuje wąska grupa (najbogatsi i największe firmy), a tracą wszyscy pozostali.

Offshoring produkcji – wielka wędrówka fabryk

Produkcja jest podstawową domeną logiki offshoringu. Urry upatruje początków tego trendu w latach 70., kiedy wielkie amerykańskie korporacje przemysłowe zaczęły się fragmentaryzować, a ich właścicielami – a w konsekwencji zarządcami ostatniej instancji – stały się instytucje finansowe. Te zaś niejako z natury bardziej zainteresowane są krótkoterminowym zyskiem i pozycją spółki na giełdzie – często nabywały akcje przedsiębiorstwa w tym właśnie celu, by je później korzystnie sprzedać, niekoniecznie zaś bacząc na długoterminowy rozwój samej firmy. A jak osiągnąć zysk szybciej niż wynikałoby to z pozycji firmy na rynku i jej konkurencyjnych przewag? Na przykład zmniejszając koszty pracy – takie przedsiębiorstwo niemal z marszu będzie się lepiej prezentować przez pryzmat finansowych wskaźników. To, czego słupki nie pokażą, to przebieg samego procesu redukcji kosztów pracy – który polega na przeniesieniu produkcji w miejsce o niższych kosztach – i jego skutków.

Oczywistą konsekwencją jest bezrobocie i postępująca zapaść regionów, w których najwięksi pracodawcy znikają – dobrym przykładem jest tzw. Pas Rdzy w USA, z Detroit na czele, ale również poprzemysłowe obszary we Francji i Wielkiej Brytanii. To perspektywa bogatego kraju, z którego ucieka produkcja. Niższe koszty pracy to znak rozpoznawczy krajów rozwijających się.

Enklawy przemysłowe czy strefy ekonomiczne, w których umieszczane są fabryki podwykonawców zachodnich marek (podwykonawców, aby przypadkiem nie ponosić również osobistej odpowiedzialności ), bywają często miejscami, gdzie notorycznie łamane są nie tylko standardy praw pracowniczych (jak praca dzieci, głodowa pensja, nienormowany czas pracy, przemoc, przymus fizyczny i psychiczny), lecz także po prostu prawa człowieka. Takie miejsca znajdują się głównie w Azji Południowo-Wschodniej – to stamtąd najczęściej pochodzą nasze buty, ubrania czy elektronika. Co więcej, praktyki te nierzadko bywają wspierane przez lokalne władze, które nieraz same korzystają finansowo na wyzysku swoich obywateli, ale z drugiej strony – czy mają alternatywę?

Pogoń za niższymi kosztami pracy może uzależniać w sposób neokolonialny kraje biedniejsze od rozwiniętych. Ewentualna próba polepszenia pozycji pracowników przez władze takiego państwa oznaczałaby utratę jedynej dostępnej mu przewagi konkurencyjnej. Dlatego główny ciężar odpowiedzialności spoczywa na samych transnarodowych korporacjach, które przez rozbudowany łańcuch podwykonawców tworzą taki, a nie inny system organizacji produkcji, generujący dla nich gigantyczne zyski pomimo niskich cen finalnych produktów.

Offshoring – usługi

Dzisiejszy offshoring nie dotyczy już tylko fabryk i tradycyjnego przemysłu, co miało miejsce w drugiej połowie XX w. Rozwinięte państwa zaczęły bowiem opierać swoje postindustrialne gospodarki o sektor usług, a uznawanym za najlepszy modelem rozwoju stała się koncepcja gospodarki opartej o wiedzę. To właśnie wiedza stała się kluczowym zasobem, „surowcem” do wytwarzania innowacji, patentów i technologii – nie dziwi więc, że to w bogatych państwach znajdziemy huby technologiczne takie jak Dolina Krzemowa.

Co może być zatem poddane offshoringowi w nowoczesnych gospodarkach? Jak najwięcej usług spoza rdzenia całej usługowej działalności danego przedsiębiorstwa. O ile więc działy zajmujące się badaniami i rozwojem, projektowaniem i analizami strategicznymi – a więc samym sednem firmy, tym, co zapewnia jej kluczowe przewagi konkurencyjne – najczęściej są zlokalizowane w Ameryce Północnej lub Europie Zachodniej, o tyle inne usługi mogą być offshoringowane.

W przypadku przenoszenia usług liczy się jednak nie tylko koszt pracy i surowców oraz możliwość wpływania na prawo krajowe. Call centers obsługujące anglojęzycznych klientów umieszcza się często w takich państwach, w których powszechna jest bardzo dobra znajomość tego języka, np. w Indiach czy na Filipinach. Tak jest w każdej dziedzinie: lokalizacji szuka się tam, gdzie warunki, czyli pewne predyspozycje, znajdują się w optymalnej konfiguracji z kosztami pracy. Dlatego mapa offshoringu usług wygląda nieco inaczej niż w przypadku produktów.

Na takiej mapie znajduje się też Polska (a także większość europejskich państw dawnego bloku wschodniego). Mieliśmy swój udział w offshoringu produkcji, m.in. samochodowej czy meblarskiej, stąd nazywano nasz region „montownią Europy”. Polskę i inne postkomunistyczne państwa na tle naprawdę biednych regionów Afryki czy Azji wyróżnia kilka czynników.

Po pierwsze – dotarła do nas rewolucja przemysłowa (choć opóźniona i nie tak intensywna jak na Zachodzie), a wprowadzona w życie przez komunistów forsowna industrializacja przełożyła się na zasobność w aktywa trwałe. Dlatego na miejscu nie brakuje rodzimych, choć niekoniecznie dużych firm, co sprawiło, że oparcie modelu rozwoju o przyciąganie offshoringu – jak w biedniejszych krajach – nie dokonało się.

Po drugie – istnieje solidne zaplecze instytucjonalne i intelektualne. Mowa tu szczególnie o edukacji: ta jest powszechnie dostępna w Europie, a w krajach takich jak Polska czy Czechy nie brak też ludzi o wyższym wykształceniu. Jakkolwiek nasze uczelnie nie plasują się wysoko w rankingach międzynarodowych, kształcą na poziomie wystarczającym do pracy w rozmaitych branżach usługowych (przy okazji nie tworząc dużej presji płacowej). W literaturze przedmiotu w stosunku do takich miejsc używa się określenia „zbiorniki talentów” (talent pools). Duży potencjał edukacyjny występuje także w lepiej rozwiniętych i stabilniejszych państwach Azji.

Na przykładzie Polski widać całe spektrum usług offshoringowanych. Mamy magazyny Amazona (i podobne), gdzie wykonuje się pracę zlokalizowaną tuż obok samej produkcji, czyli dystrybucję i logistykę. Dalej, na pierwszym szczeblu pracy niefizycznej, umieścić można proste usługi, takie jak wspomniane call centers. Poza tym mnogość biur światowych korporacji w dużych miastach wskazuje na offshoring bardziej zaawansowanych usług: finansowych, konsultingowych i pochodnych, IT, administracyjnych, handlowych itd.

Offshoring – energia i surowce

Kolejnym z obszarów podlegających offshoringowi jest rynek energetyczny. Tak pisze o tym John Urry: „Energia staje się coraz bardziej mobilna, coraz częściej pozyskuje się ją w sposób ekstremalny, a jej rynek ulega finansjalizacji – wszystkie te procesy bardzo trudno będzie odwrócić”.

Większość rozwiniętych społeczeństw w dużej mierze polega na dostawach energii (surowców energetycznych lub faktycznej energii), a nie na jej lokalnej produkcji, co tworzy doskonałe warunki do offshoringu opartego na paliwach kopalnych. Jego podstawowym wymiarem jest masowy transport dóbr kontenerami na statkach, co pozostawia wyraźny ślad węglowy. Poza offshoringiem produkcji towarów (w krajach Trzeciego Świata zazwyczaj mniej ekologicznej) transferuje się również produkcję energii i surowców. Nieustanny ruch tankowców i działanie rurociągów o długości tysięcy kilometrów ma fundamentalne znaczenie dla wszystkich państw rozwiniętych.

Jak szacuje Urry, Chiny posiadają rezerwy strategiczne energii na zaledwie 2 tygodnie. Krótka przerwa w ruchu tankowców na Morzu Południowochińskim (80% chińskich zasobów energetycznych tamtędy się przemieszcza) odłączyłaby prąd tej „fabryce świata” – nie inaczej jest zresztą w wielu innych państwach. Japonia, Francja, Korea Południowa importują niemal całą potrzebną im ropę naftową i gaz, a USA ok. 75% niezbędnych zasobów.

Jednocześnie współczesna sfinansjalizowana gospodarka w istotnej mierze korzysta z branży paliw kopalnych, spekulując na cenach surowców i traktując ten rynek jako kolejną okazję do błyskawicznej maksymalizacji zysków. To właśnie ten wymiar cywilizacji naftowej – tym mianem Urry określa epokę zapoczątkowaną wraz z nadejściem XX wieku – odpowiada prawdopodobnie za jej trwałość i niezmienność pomimo oczywistych szkód dla środowiska i klimatu.

Oba rynki – finansowy i surowcowy – uległy deregulacyjnym zmianom rozpoczętym mniej więcej 40 lat temu (dopiero od niedawna trend się odwraca). Pojawiają się i upowszechniają kolejne finansowe instrumenty pochodne, których wartość zależy od cen surowców, szczególnie ropy. Wśród nich występują takie, którymi gra się na przyszłą cenę ropy.

Co się dzieje, gdy takie mniej lub bardziej standardowe instrumenty finansowe wchodzą w skład bilansu aktywów firm energetycznych? Na opisywanym przez Urry’ego przykładzie spółki Enron widać, że destabilizuje to zarówno rynek, jak i samą sieć energetyczną. Traderzy Enronu dopuszczali się wyłączania elektrowni pod pretekstem konserwacji, aby doprowadzić do wzrostu cen energii w okresie szczytowego zapotrzebowania. Podobny cel mają celowe przerwy w dostawie surowców przez rurociągi, manipulacje prawne w pozwoleniach na budowę elektrowni lub rurociągu czy zgody na wydobycie surowców (szczególnie w krajach Trzeciego Świata), wstrzymywanie tankowców w celu wyładowania ich w momencie występowania optymalnej ceny (a nie faktycznego zapotrzebowania).

Instrumenty pochodne powodować mogą rozdzielenie faktycznej własności energii od zarządzania nią. Firmy energetyczne, widząc możliwość stosunkowo dużego zarobku na samych zmianach cen, przeznaczają więcej zasobów na inwestycje na rynkach finansowych, a mniej w aktywa gospodarki realnej. Wzmożona spekulacja podbija ceny surowców, ale zarazem destabilizuje rynek światowy, a korzyść odnoszą jedynie najwięksi, prywatne firmy paliwowe i energetyczne. Jak pisze Urry: „W maju 2013 r. Unia Europejska oskarżyła największe europejskie koncerny naftowe i energetyczne, że działają jak kartel dążący do zmowy cenowej i w ten sposób sztucznie podbijają ceny dla konsumentów”.

Do takich spekulacji często wykorzystuje się spółki-córki (czy też tzw. spółki-krzaki) zlokalizowane w rajach podatkowych. Pomocna również bywa niejasna własność „mórz i oceanów”, co implikuje trudność w kontroli tankowców pływających po otwartych wodach. Jak widać, offshoring to nie pojedynczy ruch czy decyzja, lecz raczej sieć zróżnicowanych – ukrytych i półoficjalnych – procesów, które oplatają w zasadzie całą współczesną gospodarkę światową.

Offshoring surowców oznacza także „eksport” negatywnych efektów środowiskowych poza bogate kraje Zachodu, do państw, gdzie te surowce są faktycznie pozyskiwane. Jak podaje Urry, najbogatsze 500 milionów ludzi odpowiada za 50% globalnej emisji gazów cieplarnianych, 3 miliardy najuboższych za ledwie 6%. Mechanizm jest prosty – bogata Północ zgłasza zapotrzebowanie, biedne Południe je zaspokaja za pośrednictwem transnarodowych korporacji, a przy okazji jako pierwsze mierzy się z konsekwencjami klimatycznymi forsownego wydobycia i nieekologicznej produkcji.

Offshoring – odpady

Kwestia odpadów stanowi również znakomitą ilustrację globalnego i sieciowego charakteru offshoringu. Świat bogatych państw konsumuje, choć nie produkuje; zużywa, ale nie utylizuje; nie gospodaruje odpadami, ale na tym zarabia.

Mimo wytężonych starań ekologów, aby „cykl życia” każdego produktu stanowił koło zamknięte, w wielu przypadkach wciąż tak nie jest – mnóstwo rzeczy i materiałów po prostu nie poddaje się recyklingowi. Jak wiele? Mówi się nawet o 2 miliardach ton odpadów. Masowa konsumpcja jest w końcu zasadniczą składową współczesnego kapitalizmu. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której styl życia zero waste staje się modelem powszechnie obowiązującym. Nie wspominając już o działających według odmiennej logiki przedsiębiorstwach, wydających nierzadko więcej na marketing niż produkcję czy badania i rozwój.

Można o takiej „nadmiarowej” reklamie myśleć w kategoriach negatywnego efektu zewnętrznego. Dym z fabrycznych kominów pozbawionych filtra zatruwa lokalne środowisko, stanowiąc problem (a później faktyczny koszt) dla lokalnej społeczności, nie tylko dla samego fabrykanta. Tak samo marketing zachęcający do nadmiernej konsumpcji (oczywiście trudno powiedzieć, gdzie jest granica nadmiaru – ale można zaryzykować stwierdzenie, że obecnie jest przekroczona) stwarza negatywny efekt zewnętrzny w postaci gór śmieci, którego koszty ponoszą wszyscy.

Po przekroczeniu pewnego poziomu wzrostu gospodarczego tempo produkcji odpadów spada. Wynika to ze swoistego efektu skali – w pewnym momencie po prostu opłaca się inwestować w odzysk (zarówno w skali firmy, jak i całej gospodarki). Dlatego to biedniejsze kraje rozwijające się mają największe problemy z „górami” śmieci. Koszt gospodarowania odpadami może sięgnąć, według szacunków Urry’ego, nawet 375 miliardów dolarów rocznie.

W pewnych okolicznościach mniej rozwinięte państwa potrafią jednak na tym zyskać, dlatego niektóre z nich importują odpady. Nierzadko różne regiony są wyspecjalizowane w recyklingu konkretnych produktów, np. elektroniki (m.in. w Chinach) czy statków (np. Alang w Indiach). Jak można się domyślić, takie miejsca mają dewastujący wpływ na lokalne środowisko i zdrowie mieszkańców. Odpady chemiczne, plastik wchłaniający trwale zanieczyszczenia, odpady przemysłowe, produkty uboczne różnych branż – to wszystko skutkuje dużą toksycznością wysypisk.

Dla mieszkańca kraju rozwiniętego odpad „znika” w momencie umieszczenia go w worku na śmieci, najpóźniej zaś w momencie przyjazdu śmieciarki. W Trzecim Świecie przybycie tego samego śmiecia to początek pracy przeszukiwacza wysypisk – pracy, dodajmy, najczęściej ręcznej i bez poszanowania zasad BHP. Urry szacuje, że na świecie jest co najmniej 15 milionów ludzi wykonujących taki zawód. Okazuje się to całkiem opłacalne.

Państwa nieco bogatsze – jak Brazylia – zdołały zinstytucjonalizować tę branżę recyklingu, stąd wiemy dziś, że tamtejsi zbieracze potrafią odzyskiwać nawet 90% odpadów. Zarazem jednak, podobnie jak w przypadku innych wymiarów offshoringu, obserwujemy uzależnienie krajów biedniejszych od dostaw odpadów z bogatych państw. W konsekwencji sytuacja staje się niemal beznadziejna. Spadek konsumpcji w krajach zamożnych lub radykalne przejście do modelu zero waste, niewątpliwie korzystne dla środowiska, spowoduje nędzę uboższych, dla których odpady stanowią źródło dochodu i szansę na jakikolwiek zarobek. Jednocześnie ci sami nędzarze najmocniej cierpią na samej dewastacji środowiska naturalnego.

Offshoring – podatki

Świat offshoringu, zauważa Urry, to nieustannie zmieniający się ekosystem, w którym miesza się ze sobą specjalistyczna wiedza prawnicza, finansowa i podatkowa z różnorakiej maści mniej lub bardziej nielegalnymi praktykami. W takim świecie najlepiej prosperują ci, którzy są na tyle bogaci, by zdobyć władzę pozwalającą uniknąć podatków, które w innych okolicznościach – przynajmniej wedle popularnego porzekadła – są pewne jak śmierć.

Praktyka unikania podatków to dziś już nie tylko domena przedsiębiorców, gwiazd sportu, polityków i celebrytów (wystarczy przywołać słynne Panama Papers), ale rozwinięty i prosperujący biznes, sedno modelu rozwojowego wielu państw. Urry podaje, że ponad ¼ współczesnych krajów i mniejszych podmiotów (socjolog ma na myśli np. amerykański stan Delaware czy londyńskie City) zalicza się do grona rajów podatkowych.

Unikanie podatków pozostaje domeną wielkiego biznesu i najbogatszych ludzi. To dla nich tworzone są w rajach podatkowych poufne konta czy wręcz całe sieci usług finansowych, które sprawiają, że pieniądze nigdy nie są „podpisane” konkretnym nazwiskiem. Usługi te tworzą zasłonę „sekretnych jurysdykcji” (secrecy jurisdictions), które w ramach konkurencji z sobie podobnymi mogą bez problemu reklamować się jako najlepsze miejsca do unikania niepotrzebnych przecież nikomu podatków.

Skala tego zjawiska robi wrażenie i regularnie rośnie. Urry podaje, że w 2010 r. wytransferowano podatki rzędu 21 bilionów dolarów (sic!). To 21 razy więcej niż w 1991 r., a jeszcze na początku lat 70. sumy te liczono w setkach miliardów. Dla porównania, nominalne PKB Polski to ok. 600 miliardów dolarów, a według parytetu siły nabywczej ok. 1,35 biliona dolarów. Skala ta pozwala inaczej spojrzeć na zapaść finansową usług publicznych, takich jak służba zdrowia czy edukacja, co obserwujemy w rosnącej liczbie państw.

Nie ma większych wątpliwości, że offshoring w postaci unikania płacenia podatków wymaganych prawem, przyczynia się do pogłębiania nierówności, sięgających dziś niemal historycznych rozmiarów. Co więcej, praktyki ukrywania dochodów i majątku odbierają poniekąd nadzieję na poprawę. Zwiększymy progresję i stawki podatkowe? W jakim celu, skoro i tak nie zobaczymy z tego ani złotówki. Po chwili zastanowienia wydaje się to wręcz zatrważające. Oto bowiem tracimy jakiekolwiek złudzenia, że np. wszyscy Polacy czy Amerykanie są równi wobec prawa. Wystarczy być bogatym, a można nie przejmować się jakąś umową społeczną czy nakazami demokratycznie wybranej władzy.

Offshoring – rozrywka

Kolejną sferą funkcjonującą podług modelu offshoringu jest rozrywka. Oczywiście, do tego typu offshorowanych przyjemności w pierwszej kolejności i przede wszystkim mają dostęp przedstawiciele klasy wyższej. Urry pisze w tym kontekście o „pozagranicznych formach nieumiarkowania”. Mowa tu bowiem o enklawach rozrywek zbudowanych na gołej pustyni (jak Dubaj czy mniejsze, stricte rozrywkowe „oazy”, jak Arg-e-Jadid), grodzonych osiedlach czy ogromnych statkach wycieczkowych, które rozwinąć się mogą w oceaniczne osiedla. Z dala od zwykłych ludzi, poza zasięgiem wzroku świata, znikają wszelkie hamulce, czy to moralne, czy prawne: od hazardu, przez wszelkiej maści narkotyki, aż po usługi seksualne, w tym usługi świadczone przez ofiary handlu ludźmi.

Tolkien tłumaczy nam meandry współczesnego kapitalizmu

Offshoring to proceder wielowymiarowy, wieloaspektowy i pełen wewnętrznych meandrów. To zarazem jeden z kluczowych mechanizmów współczesnego globalnego kapitalizmu opartego o sieci transnarodowych korporacji i skomplikowane łańcuchy dostaw i wartości. Aby lepiej zrozumieć o co w nim chodzi, warto sięgnąć po analogie popkulturowe i metaforę gry, która gra się sama. W tym celu sięgnijmy po… Władcę Pierścieni.

Kto faktycznie włada Jedynym Pierścieniem? Sauron, którego istnienie zależy od istnienia samego pierścienia? Hobbit, który ma pierścień, ale nie ma na niego wpływu i nie może de facto go użyć? Nie, pierścień włada sam sobą. Z przebiegu fabuły łatwo wynika, że pierścień dysponuje czymś na kształt własnej woli i posiada zdolność wpływania na bieg zdarzeń. Co istotne, odnalezienie pierścienia przez Smeagola wprawia w ruch swoiste perpetuum mobile, rozpoczyna ciąg wydarzeń, którego nie sposób przerwać. Tymi wydarzeniami rządzi w istotnej mierze sam pierścień.

Offshoring byłby właśnie takim Jedynym Pierścieniem. Gra w offshoring gra się sama i żaden pojedynczy podmiot nie ma na nią całkowitego wpływu – nie może ani jej zatrzymać, ani, niejednokrotnie, nawet odmówić uczestnictwa w niej. Dla wielu państw, które przyciągają do siebie offshorowane działalności, jest to jedyna podstawa funkcjonowania, bez offshoringu byłyby bowiem skazane na gospodarczy niebyt. To są „Sauroni” – nie władają oni offshoringiem, oni mają tylko nadzieję, że ten do nich „przyjdzie” i stwarzając ku temu wszelkie możliwe warunki, pomagając pierścieniowi. Kraje bogate „mają pierścień”, czyli są kimś w rodzaju hobbitów. Oni faktycznie w pewnym sensie ukierunkowują procesy offshoringu zgodnie z różnymi celami, bo przecież takie praktyki są głównie ich udziałem. Ale nie mają żadnej mocy zatrzymania pierścienia, użycia go zgodnie z własną wolą. Maszyna offshoringu wprawiona raz w ruch nie daje się zatrzymać.

Zastanówmy się bowiem: co może zrobić jeden podmiot? Firma, która nie obniży kosztów poprzez offshoring, może stracić klientów wskutek wyższych cen własnych usług czy produktów, a poza tym może nie nadążyć za konkurencją w efektywności badanej giełdowymi wskaźnikami. Jej właściciele, często instytucje finansowe, nie mogą sobie na to pozwolić.

To dlatego, jak podaje Urry, w 2013 r. 98 ze 100 największych spółek notowanych na giełdzie londyńskiej posiada spółki zależne, stowarzyszone lub joint venture zlokalizowane w miejscach uznawanych za raje podatkowe (i to raczej nie pojedyncze podmioty, lecz nawet setki takich tworów). Co może zrobić malutka wyspa, która jest rajem podatkowym, ale jest słaba instytucjonalnie i politycznie – gdy straci przybywające podmioty, straci też jakiekolwiek znaczenie i większą część podstawy swojej gospodarki.

Offshoring jest więc grą, która gra się sama, swoistym perpetuum mobile, którego w zasadzie nie da się złagodzić jednostkowymi działaniami i nad którym nikt tak naprawdę nie ma kontroli. Ani mieć nie może – poza jedyną klasą, która na nim korzysta, ale z tej strony raczej nie ma chęci zaprzestania takich praktyk.

Podsumowanie

Offshoring należy oceniać jednoznacznie negatywnie – i do takiego wniosku skłania lektura Urry’ego – jako emanację ciemniejszej strony globalizacji. Mamy do czynienia z probleme o charakterze strukturalnym i sieciowym, który godzi w fundamenty gospodarki i samej demokracji, która przynajmniej deklaratywnie zakłada równość wszystkich wobec prawa i uczciwość konkurencji. Offshoring zapuszcza korzenie i nie ma widoków na jego powstrzymanie – jest zjawiskiem wielowymiarowym, odpowiadającym interesom wielu instytucji czy nawet całych państw, niejednokrotnie poważnie uwikłanych w niewidoczne sieci współzależności. To wzmacnia trwałość całej sieci.

Praktyki i efekty offshoringu bywają nieoczywiste i często celowo ukrywane. Utrudnia to budowanie świadomości społecznej tego problemu – nikt nie widzi uciekających za granicę miliardów w postaci unikniętych podatków czy transferów do zamorskich rajów podatkowych. Dopiero po czasie odczuwa się negatywne konsekwencje zjawiska: niedofinansowanie usług publicznych, brak obywatelskiej kontroli nad zasobami własnego państwa, rosnące nierówności społeczne, bezrobocie w poprzemysłowych regionach i wiele innych. Istotą offshoringu jest to, że jego nieliczni beneficjenci zyskują z czasem pozycję – zawdzięczaną zgromadzonemu majątkowi – która pozwala im funkcjonować poza prawem i jurysdykcją jakiegokolwiek państwa. Unikają oni zobowiązań, podatków, zasad i regulacji.

Offshoring to także ukrywanie: pieniędzy, towarów, fabryk. Bywa, że faktycznie przed wzrokiem innych (np. centra rozrywki z chronionym wstępem), a czasem przed wzrokiem „księgowego” i fiskusa – poprzez tworzenie setek spółek-córek, lokalnych „podwykonawców” (w celu uniknięcia bezpośredniej odpowiedzialności prawnej za tragiczne warunki pracy), wynajmowanie najemników czy rejestrację statków pod banderą egzotycznych państw. Tajność wielu wymiarów offshoringu, ich nieprzejrzystość dla obywateli rozwiniętych państw, uniemożliwia nie tylko próby kontroli, lecz nawet samo dostrzeżenie skali problemu.

Nie jest możliwa władza nad tym, co ukryte. W skali, o której pisze Urry, offshoring pozostaje sprzeczny z demokracją i funkcjonowaniem społeczeństwa obywatelskiego. Im dłużej to trwa i im większa tego skala, tym trudniej będzie to zatrzymać w przyszłości.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.