Kto jest winny 18-letniej odsiadki niewinnego Tomka Komendy? Reżyser filmu milczy
W skrócie
Reżyser 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy, Jan Holoubek, mówi, że chęć do nakręcenia tego filmu wzięła się z wkurzenia – niezgody na niesprawiedliwość, z jaką spotkał się jego bohater. Dlatego stworzył dzieło emocjonalne, starające się empatycznie współdzielić uczucia Komendy. Być może właśnie z tego względu nie ma w nim głębszej refleksji nad źródłami tej tragedii. O patologiach polskiego wymiaru sprawiedliwości i bezkarności policji nie dowiemy się z tego filmu niemal niczego. Rekompensuje to jednak zaznaczona gdzieś na marginesie obserwacja na temat systemowych patologii, sprawiających, że niektóre warstwy społeczne nie mają szans na sprawiedliwość.
Gdyby Jan Holoubek kręcił ten film 10-15 lat temu wiadomo byłoby, kto jest winny tego, że Tomek Komenda niesłusznie przesiedział 18 lat w więzieniu, zaliczając wyrok za zbrodnię, której nie popełnił. Obwinione zostałyby prawdopodobnie patologiczne jednostki – z pewnością mające bezpośrednie powiązanie ze służbami poprzedniego systemu. Tak było chociażby w filmie Ryszarda Bugajskiego – Układ zamknięty.
W ten sposób koalicja prokuratory i urzędnika państwowego pociągnęła na dno świetnie prosperującą firmę i wsadziła za kratki jej szefów. Działający w spisku byli dla twórców emanacją czystego zła, czyli członkami peerelowskiej nomenklatury. I to właśnie ich niechlubna przeszłość i wciąż istniejące powiązania sprawiły, że byli skorumpowani i do cna pozbawieni moralności. U Holoubka – co jest niemal nowością w polskim kinie – winni nie zostali naznaczeni skompromitowaną peerelowską przeszłością. Na co więc zrzucić winę za ich niecne postępki?
I tu pojawia się problem, bo najwidoczniej polskie kino nie wypracowało alternatywnego scenariusza. Holoubek wprowadza retrospekcje, w których zarysowuje sprawę uchwycenia i osadzenia Komendy, oskarżonego o dokonanie „zbrodni miłoszyckiej” – gwałtu i zabójstwa nastoletniej dziewczyny. Pojawiają się w nich policjanci, którzy w brutalny sposób przesłuchują zahukanego chłopaka. Wraz z biegiem akcji dowiadujemy się o nieprawidłowościach w procesie i o tworzeniu nieprawdziwych dowodów. Raz pada zdanie o tym, że organom ścigania śpieszyło się, by zakończyć sprawę, która według „góry” ciągnęła się zbyt długo. Tyle wiemy o winnych – reszta jest relacją z doświadczania niesprawiedliwości.
Można zrozumieć artystyczne zamierzenia autora, któremu zależało przede wszystkim na wydobyciu ludzkiej perspektywy ofiary i budowaniu na niej emocjonalnej warstwy filmu. Mimo to brak dociekania źródeł tragedii jest zauważalny i bolesny. Istniała przecież szansa, by oskarżyć nie przypadkowe jednostki – brutalnych policjantów, którym zależało na jak najszybszym zamknięciu sprawy – lecz cały system, zbudowany na patologicznych zależnościach, prowadzących do takich sytuacji, jak ta.
Można było przecież jednym pociągnięciem nakreślić powiązania policji, prokuratury i sądownictwa, tworząc w ten sposób sieć wzajemnych interesów, które rozmijają się z interesem obywateli. Szkoda, że Holoubek nie wykorzystał tej szansy. Ostatecznie bowiem całą winę zrzucił na szeregowych funkcjonariuszy, którzy przecież mieli swoich przełożonych, a ci swoich, aż do wierchuszki oczekującej na efekty i nieliczącej się z prawem i sprawiedliwością.
Podczas seansu rodzą się kolejne pytania: jak to możliwe, że tak łatwo podkłada się nieprawdziwe dowody? Jak to się dzieje, że mają one jakąkolwiek wartość podczas kolejnych rozpraw? Dlaczego tak znaczące wyroki zapadają bez dokładnej weryfikacji okoliczności popełnienia morderstwa? Czy było w tym wyrachowanie, czy tylko nieudolność? I nie chodzi o to, by film dołączył do PiS-owskiej krucjaty przeciwko polskiemu sądownictwu, bo przecież nie tylko o sądy tu chodzi, a podczas 18 lat odsiadki Komendy rządziło Polską kilka frakcji – od SLD, przez PO, po PiS.
Ostatecznie nie dowiemy się z filmu, czy możemy czuć się bezpiecznie. Nie wiemy bowiem, czy sprawa Tomka Komendy to tylko jednorazowy błąd systemu, czy może tragedia chłopaka obnażyła mechanizmy, które wciąż mogą zbierać niesprawiedliwe żniwo. Za to 25 lat niewinności… z cała pewnością pokazało jedno – jeśli nie stać cię na dobrego adwokata, od początku stoisz na straconej pozycji. Holoubek dwoma niepozornymi scenami zarysował różnicę między modernizującą się Polską i stagnacją najbiedniejszych, w których życiu nic się nie zmienia, a przynajmniej nie na lepsze.
Jeden z najbardziej poruszających momentów filmu to ten, w którym dwójka prokuratorów, którzy postanowili pomóc chłopakowi wyjść z więzienia, zabiera go na przejażdżkę po mieście. Pierwszy raz od lat Komenda ogląda rodzinny Wrocław – z niedowierzaniem i fascynacją patrzy na znajome miejsca, których nie rozpoznaje. Tą sceną twórcom jednocześnie udało się wskazać na dynamiczne zmiany, jak zaszły przez ostatnie 20 lat w Polsce i podkreślić dramat bohatera, który to wszystko przegapił – tak jak najlepsze lata swojego życia.
Kwesta modernizacji i jej nierównomiernego rozwoju została dodatkowo podkreślona w scenie powrotu Komendy do rodzinnego domu. Gdy przechodzi przez próg, niemal przenosi się w czasie do początku wieku, czyli czasu, gdy został osadzony. U jego rodziny, w jego domu, nic się nie zmieniło – choć Polska zdążyła w tym czasie wejść do Unii i doświadczyć rozwojowego skoku.
Szkoda, że twórcy nie rozwinęli tego wątku. Wtedy jeszcze mocniej wybrzmiałby społeczny i krytyczny wydźwięk filmu. Ale najwidoczniej nie zależało im na tym. Woleli iść w stronę symulowania doświadczenia Komendy i przekazywania go widzom. Stąd tak wiele miejsca poświęcono więziennej codzienności bohatera. Twórcy nie szczędzą nam obrazów agresji, brutalności, przemocy, której doświadczył Komenda w więzieniu, w którym pedofile (a ofiara była niepełnoletnia) mogą liczyć na „specjalne” traktowania ze strony współwięźniów.
By jeszcze lepiej uzmysłowić tragedię Komendy, twórcy postawili na realizm – emocji i miejsca. W ten sposób uchwycili więzienną specyfikę – z tamtejszą kulturą, słownictwem, brutalnymi obyczajami – i zaszczucie bohatera. Nie udałoby się osiągnąć takiego stopnia realizmu, szczególnie uczuć bohatera, gdyby nie odtwórca głównej roli – Piotr Trojan, dla którego była to pierwsza tak znacząca rola. Dzięki ekspresyjnej, ale nie karykaturalnej grze Trojana, ze szczególnym wyczuleniem na mimikę, udało się uchwycić całą tragedię bohatera, która w dużym stopniu miała charakter cielesny – począwszy od uwięzienia ciała, poprzez jego katowanie, aż po wyswobodzenie.
Twórcy nie chcieli podążyć ścieżką krytyki społecznej, ani politycznej. Nie wskazują winnych, nie analizują patologii systemu. Być może była to dobra decyzja – musieliby bowiem wejść w spór i stanąć po jednej ze stron, w ten sposób redukując wymowę filmu. W zamian stworzyli dzieło dotykające sumień i serc, wywołujące uczucie empatii, ale również – ostatecznie – niezgody na to, co się wydarzyło. Do krytyki wymiaru sprawiedliwości twórcy doprowadzili widzów być może okrężną drogą, ale skuteczniejszą – poprzez współodczuwanie i emocjonalne zaangażowanie.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.