Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

O jeden twerk za daleko. Nie tylko seksualizacja dzieci jest tu problemem. Recenzja filmu „Gwiazdeczki”

przeczytanie zajmie 5 min
O jeden twerk za daleko. Nie tylko seksualizacja dzieci jest tu problemem. Recenzja filmu „Gwiazdeczki” źródło: https://www.youtube.com/watch?v=M0O7lLe4SmA

Gwiazdeczki, które od niedawna można oglądać na Netflixie, przekraczają granice dobrego smaku. Film francuskiej reżyserki, Maïmouna Doucouré, jest zły nie tylko z powodu twerkujących dzieci w obcisłych, lateksowych legginsach. Jest taki również dlatego, że spłyca i upraszcza tematykę poszukiwania swojej tożsamości, wykorzystuje przy tym klisze patriarchatu, kryzysu ojcostwa i rodziny w ogóle.

Przekraczanie granic tabu jest dobrym pomysłem na wywołanie skandalu i zarobienie pieniędzy. To jak pokaz w gabinecie osobliwości – wejdziesz tam, bo po prostu chcesz zobaczyć coś niespotykanego. Ze współczesną kulturą masową jest podobnie, różnica polega jednak na efekcie skali. Portale streamingowe codziennie pochłaniają czas setkom milionów ludzi na świecie. Dzięki nim przekraczanie norm i obyczajów szybko staje się rytuałem. Skoro Gwiazdeczki tak dobrze się sprzedały, idźmy w to dalej. Tak kształtowane są dziś nowe normy.

Gwiazdeczki powstały według tego mechanizmu, miały wywołać dyskusję i skandal. Emocje podgrzała kampania reklamowa i niezwykle kontrowersyjny plakat promujący film. Sama historia opowiedziana na ekranie jest jednak bardzo klasyczna, sili się nawet na dydaktyzm. Spróbujmy ją pokrótce zrekonstruować, a później skupić się na wadach Cuties.

Religia, taniec i dojrzewanie

Główną bohaterką jest 11-letnia Amy. To córka senegalskiego emigranta, która próbuje odnaleźć się w nowoczesnym świecie zachodnim, akcja dzieje się we Francji. Ciemny kolor skóry, kędzierzawe włosy, spokojne usposobienie. Amy wydaje się idealną córką i starszą siostrą. Duma mamy i nieobecnego taty.

To muzułmańska rodzina. Tutaj prym wiedzie seniorka rodziny. To ona wskazuje, co według islamu może i powinna kobieta i żona muzułmanina. Pokora, umiar, nieprzynoszenie wstydu rodzinie. Znamy ten schemat. Każde wyjście poza jasno nakreślone linie jest piętnowane i karane. Nie ma miejsca na Zachodnie bycie sobą.

Nasza bohaterka nawet nie tyle zawiedziona, co znudzona takim modelem życia próbuje wyjść poza narzucone schematy i opuścić, mówiąc coachingowym językiem, strefę komfortu. W szkole z zafascynowaniem obserwuje grupę dziewczyn, które swoim wyzywającym i wulgarnym zachowaniem zwracają uwagę otoczenia, a przy okazji chcą wygrać konkurs taneczny.

Mocny makijaż, cięty język, obcisłe spodnie, bluzki z odkrytymi plecami, brzuchem lub z głębokim dekoltem. Gdy oglądałem ten film, jak żywe stanęły mi przed oczami sceny z naszych polskich Galerianek. Tyle że francuskie bohaterki mają 11 lat, a zachowują się w ten sposób zupełnie nieświadomie, bezmyślnie powtarzając zachodnie wzorce.

Z każdą kolejną minutą widzimy, jak wcześniej zakuta w kajdany patriarchatu i tradycji Amy chce doszlusować do poziomu swoich koleżanek. Pojawia się przemoc, wulgarny sposób bycia, próby przekupstwa dorosłych kawałkiem nagiego ciała. Cała niewinność bohaterki ginie. W jej miejscu pojawia się obca osoba, który potrafi uderzyć, zwyzywać i zatwerkować. Historia kończy się ludzkim, a właściwie dziecięcym dramatem. Przerażona swoją przemianą bohaterka ląduje w bezpiecznych ramionach matki, szukając pocieszenia i zrozumienia.

Jaki cel przyświecał stworzeniu tego obrazu? Odpowiedzmy słowami reżyserki z wywiadu dla HuffPost: „Głównym przesłaniem filmu jest to, że te małe dziewczynki powinny mieć czas, aby być dziećmi, móc cieszyć się dzieciństwem i mieć możliwość wyboru, kim będą, gdy dorosną. Masz wybór – możesz poruszać się między kulturami, coś z nich wydobyć. W tym czasie rozwijasz się i odkrywasz własne ja pomimo tego, co dyktują social media”.

Cel szczytny, ale wykorzystane narzędzia i fabuła nijak się do tego mają, a przynajmniej miały się za mało. Przecież ta historia jest stara jak świat. Zamiast pokazać realne wyzwania stojące przed dziećmi i ich rodzicami w XXI wieku, dostaliśmy wizualną papkę z ledwie zarysowanymi problemami. Zwyczajnie za dużo było zbliżeń na intymne części ciał bohaterek i tego typu scen, żeby móc uwierzyć w pierwotny zamysł filmu. Po seansie zastanawiamy się raczej nad tym, jak można było dopuścić do takiego uprzedmiotowienia i seksualizacji dzieci, niż nad tym, jaką rolę w życiu 11-latek odgrywa rodzina, środowisko, szkoła czy religia.

Ojciec nie pojawia się w filmie ani razu. Jest w Senegalu, gdzie przygotowuje się do swojego drugiego ślubu. Nie ma czasu ani dla pierwszej żony, ani dla swoich dzieci. Jego jedyny kontakt z Amy to rozmowa telefoniczna zakończona roztrzaskaniem telefonu przez 11-latkę. Matka bohaterki nie ma czasu dla córki. Również przygotowuje drugi ślub swojego męża. Pada ze zmęczenia każdego dnia. A kiedy dowiaduje się o zachowaniu swojej córki, zamiast rozmowy woli wykorzystać „tradycyjne” metody wychowania, takie jak krzyk i pięść.

Media społecznościowe również nie pomagają. Platformy, które w zamierzeniu miały ułatwić tworzenie społeczności i komunikację w globalnym świecie, stały się zaprzeczeniem tych idei. Sława i popularność liczone są w lajkach, wysłanych serduszkach i komentarzach. Nie ma miejsca na treści, jest miejsce na formę. Tylko piękni i idealni są w cenie. Dobrze wiemy, że świat wirtualnych filtrów nijak ma się do rzeczywistości, co boleśnie odczuwa Amy.

W końcu ostatnia matryca – religia, która niczym żelazne kajdany nie pozwala być sobą, bo wszystkie role społeczne zostały już zarysowane i nie ma miejsca na wyjście poza schemat. Dodatkowo imigranci jak zwykle są na cenzurowanym, więc tym bardziej trzeba zachować czujność. A to wszystko również w sytuacji, kiedy muzułmanie wcale nie chcą się asymilować, a zachowanie tradycji i wierzeń przodków staje się ważniejsze niż wszystko inne. Amy wrzucona do kotła nowoczesności nie wie, kim jest.

Temat podjęty przez reżyserkę to kopalnia wartościowych treści. Relacja islamu i współczesnego Zachodu, problem z asymilacją imigrantów we Francji, zgubny wpływ nowych technologii i całej współczesnej cywilizacji, które zbyt szybko każą naszym dzieciom dorastać. A co otrzymujemy w filmie? Paczkę półnagich dzieci. Cele, jakie postawiła sobie reżyserka, nie zostały zrealizowane. I właśnie dlatego to po prostu słaby film.

***

Gwiazdeczkach zabrakło wszystkiego oprócz wulgarnych scen. Nie był to ani pastisz, ani próba hiperboli, która mogłaby się obronić, pokazując problemy i wyzwania stojące przed dziećmi i rodzicami. Zamiast sensownej, pedagogicznej propozycji dostaliśmy sztampowy obraz ociekający wulgarnymi scenami z udziałem dzieci (trzeba się zastanowić, czy same aktorki, jak również ich rodzice byli świadomi tego, co się będzie działo na planie filmowym). Tak nie powinno się przedstawiać dzieci w kinematografii.

Reżyserka chyba bardziej pragnęła rozgłosu, który zapewnił jej plakat promujący film, niż treści, jakie zostałyby z widzami na dłużej (i nie mam tu na myśli wiadomych scen). Zabrakło w tym wszystkim szerszych horyzontów i realnej próby zmierzenia się z tematem. Dostaliśmy dzieło, w którym winni są wszyscy i nikt.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.