Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Aktywny Kościół odpowiedzią na ulicznych hejterów. Zmieńmy front tej wojny [KATOLICKIE IMAGINARIUM]

Aktywny Kościół odpowiedzią na ulicznych hejterów. Zmieńmy front tej wojny [KATOLICKIE IMAGINARIUM] Caravaggio, Powołanie św. Mateusza [za:] Wikipedia

Europa wydziedziczona z symbolicznej obecności Kościoła, nawet jako instytucji już niedominującej, straci swoją unikatowość w wolności i upodobni się do państw z przemysłową cenzurą kulturową. Kryzys nie dotyka zatem jedynie Kościoła, lecz całej sfery idei, w której pozwolono, by miejsce myślicieli zajęli działacze rekompensujący deficyty intelektualne siłą krzyku. Paradoksalnie cenniejszym sojusznikiem laickiego świata wartości może być Kościół myślący niż działacz uliczny. Pytanie, czy do takiego kreatywnego napięcia ideowego mamy szansę jeszcze powrócić.

Katolicy w państwach o słabszej dynamice sekularyzacji i żywszej niż na Zachodzie Europy praktyce wiary stają przed poważnym pytaniem: W jaki sposób opowiedzieć się wobec tej części zmian cywilizacyjnych, które stoją w sprzeczności z ich imaginarium? Wybór między zaangażowaniem zewnętrznym (często sprowadzony do udziału w wojnie kulturowej) a kultywowaniem życia czysto religijnego jest jednak sztuczny, nieprawdziwie oddziela sfery, które się ze sobą wiążą. Praktykowana wiara nie jest jedynie skupieniem na wewnętrznym rozwoju religijnego bliskiego kręgu, topologicznie określonym w tematyce bliskiej egzystencji wierzącego. Przeciwnie, wiara twórczo przeżywana wytwarza energię i napędy oddziaływujące na pozostałe części życia, niekiedy od praktyki religijnej tematycznie odległe. Trudno, aby płynąca z niej kreatywna energia miała nie mieć przełożenia na kulturę.

Dlatego kultura inspirowana wątkami religijnymi nie jest apologetyczną osłoną wiary, lecz, tu można posłużyć się metaforą pszczelarską, plastrem składowania cennego miodu. Tylko w ulu wiary i kultury mogą powstać mateczniki dla pszczelich matek podtrzymujących i wychowujących kolejne pokolenia. Metafora ula kreuje perspektywę wielopokoleniową, przekraczającą doraźność. Benedykt XVI powiada, że nie jest przypadkiem, że objawienie dokonuje się w okolicznościach rozwoju kultury języka i filozofii greckiej, która choć pogańska, naznaczy kulturowo rozwój chrześcijaństwa. Czy zatem bez zakorzenienia chrześcijaństwa w społeczeństwie, będzie ono mogło przetrwać?

Współczesne propozycje wycofania się ludzi Kościoła ze sporów cywilizacyjnych przyjmują postać swoistego neofideizmu, który być może chce szlachetnie obronić wiarę przed brudami kulturowych sporów, ale faktycznie wprowadza ją w stan społecznej dezaktywacji. W najlepszym wypadku przypisuje jej wówczas rolę estetycznego dodatku w obliczu neoliberalnego konsensusu. Tymczasem kulturowa obecność wiary, czy to w publicznych znakach i symbolach, czy to w lokalnych tradycjach jest habitusem, który chronimy nie dla niego samego, ale także dla możliwości naszego własnego rozwoju.

Fundamentalnym problemem Kościoła na Zachodzie, szczególnie we Francji, jest coraz bardziej powszechne przyjęcie ukrytej doktryny milczącego niereagowania na przemoc, która bardzo szybko zmienia się w przyzwolenie na kolejne ataki i profanacje idące rocznie już w setki i nawet medialnie nie odnotowywane. Po tej tragedii nie nastąpiło przebudzenie francuskich katolików, nie pojawiły się działania mające na celu obronę własnego dziedzictwa. Ta doktryna nieśmiało pojawia się i u nas. Powstaje jednak poważna wątpliwość, czy to tylko akt wyrozumiałego oczekiwania na tych, którzy nas obecnie nienawidzą. Czy raczej, i to bardziej prawdopodobny trop, jest to wynik słabej tożsamości, a wręcz nawet ukrytego oczekiwania na przyśpieszoną siłą zmianę, która poprzez destrukcję naszej kultury miałaby przynieść coś nowego?

To schyłkowe podejście pojawiło się w późnym Rzymie, kiedy oczekiwano końca imperium bez wewnętrznego oporu przed barbarzyńcami. Nie wydaje się jednak, że postawa zblazowania, zmęczenia, niechęci do własnego dziedzictwa jest w Kościele dominująca. W wielu lokalnych Kościołach, a możemy mówić o różnych kulturach katolickich, to ciągle znaczący driver społeczny, z pewnym ryzykiem można powiedzieć, że jest on również obecny i w Polsce. Tysiące młodych na Lednicy, tysiące słuchaczy ludowych kaznodziei, miliony wiernych chcących w różny sposób czerpać z religijności mimo wszystko istnieją. To nie schyłek, ale tylko kryzys.

Niewątpliwie jednak nie wiemy (na razie), jak z tego kryzysu się wyrwać. Wstanie z kanapy to jeszcze za mało, by iść do przodu. Poważnym problemem jest wpłynięcie Łodzi Piotrowej na mieliznę daleką od głębin światów kreatywnych. Nie szukamy w Kościele dobrej sztuki, od niego uciekają intelektualiści. Kościół przestaje towarzyszyć poszukującym odpowiedzi na pozakonfesyjne pytania fundamentalne. Z zamętem duchowym współwystępuje globalne obniżenie lotów powodujące, że na wielu polach cywilizacyjnego sporu Kościół jest niemalże niesłyszalny. Jeśli jednak katolicy chcą być dostrzeżeni, to muszą nie tylko dysponować dziedzictwem, ale także bez nerwowego dostosowywania się do wszelkich nowin ideowych zostawiać własne ślady w teraźniejszości. Czasami musi to przybrać formę konfrontacji w aktualnych sporach społecznych, by mieć pozycję do formułowania oferty ideowej.

Zarzut co do radykalizacji ludzi Kościoła i utraty jego dialogiczności jest tylko po części prawdziwy. Punktujący radykalizm Kościoła bardzo rzadko konstatują oczywistą zmianę postaci samego liberalizmu w ostatnich dekadach. Debata o liberalizm wolnego wyboru z Miltonem Friedmannem na czele, która doszła do polski w latach 90., pokazywała świat w metaforze supermarketu z ideami. Czy ktoś zauważył, że liberalizm wolności wyboru zmienił się, nazwijmy to roboczo, w liberalizm prewencyjny, który pozwala się na zrzucanie półek z ideami, których nie uważa się za słuszne? Konsensus filozofów polityki zostaje zamieniony na konsensus politycznego strachu wymuszanego ulicą i wsłuchanych w niego klakierów próbujących hiperafirmatywnością nowinek zaistnieć w sferze polityki czy idei.

Nie sposób nie zauważyć zatem, że czasy się zmieniły. Skoro resetuje się zachodni liberalizm, to temu procesowi także muszą zostać poddane działania współuczestników dyskursów publicznych, w tym Kościoła. Przyjmujących afirmatywną postawę wobec radykalizacji grup emancypacyjnych nie powinno zatem dziwić, że ich przeciwnicy ideowi, nie mając wyjścia, również przyjmują taktykę, która może przybierać bardziej konfrontacyjną formę.

Problem reakcji Kościoła na zmiany cywilizacyjne jest przedmiotem sporu. Diagnoza Ratzingera o Kościele XXI wieku, który będzie Kościołem bez wpływów, zwróconym do wewnątrz, Kościołem ubogim i prostym jest pisana pod wpływem odczytania efektów sekularyzacyjnych Kościoła na Zachodzie. Diagnoza ta bywa błędnie interpretowana jako pogodzenie się z duchem dziejów, z nieuchronnością procesów społecznych i unieczynnieniem społecznym ludzi wiary. Skądinąd poddanie się dryfowi po koleinach dziejowych jest postawą arcyantychrześcijańską. Ratzingerowska idea entwetlichung – odświatowienia – wskazuje na pewien paradoks w Kościele: aby katolicy mogli być zauważeni w społeczeństwie, muszą wyzbyć się funkcjonowania Kościoła działającego tak jak organizacje świeckie, przede wszystkim ufającego w bezpieczeństwo płynące z dobrobytu. Oznacza to skupienie się na sile ducha, której budowania Ratzinger broni.

Wizja małej łódeczki płynącej po świecie nie będzie poddaniem się zinstytucjonalizowanej słabości, lecz sygnałem nowej siły płynącej z autentyczności wyboru wiary do odnowy sfery publicznej. To nie droga milczącej zgody na wyłączenie się ze świata, lecz nowej obecności katolickiego ducha wartości w nowoczesnej konstrukcji świata. Nowej, bo nie potrzebującej świeckich apanaży. Świadczy o tym chociażby debata z Habermasem czy wiele wystąpień, podczas których Ratzinger wskazywał na twórczą moc chrześcijaństwa w budowaniu aksjologii publicznej, a więc głosu opinii katolickiej w sprawach publicznych, co dalekie jest od postawy milczącej obecności. Obwoływanie Benedykta XVI jako proroka katodefetyzmu jest co najmniej efektem niedoczytania. Zmniejszenie wpływów nie oznacza biernego przyglądania się zwycięstwom achrzescijańskich propozycji społecznych.

Obrona kulturowej pozycji Kościoła, tak dziedzictwa jak i współczesności, wypływa również z samego charakteru Europy, gdzie różnorodność idei – wynikająca skądinąd z szacunku do wolności – przeplata się i na pewnym poziomie inspiruje także tych, którzy nie wierzą. Warto zauważyć, że ideowe przykrywanie niechcianych kultur, np. przez wspomniane profanacje, bardziej przypomina nieeuropejskie praktyki kulturowe. Taką jest chociażby powtórne przekształcenie Hagii Sophii w meczet. Blasfemiczne wymazywanie znaczeń naszego dziedzictwa bliższe jest działaniom, jakie podjęto w Turcji, niż europejskim ideałom równości.

Europa wydziedziczona z symbolicznej obecności Kościoła, nawet jako instytucji już niedominującej, straci swoją unikatowość w wolności i upodobni się do państw z przemysłową cenzurą kulturową. Kryzys nie dotyka zatem jedynie Kościoła, lecz całej sfery idei, w której pozwolono, by miejsce myślicieli zajęli działacze rekompensujący deficyty intelektualne siłą krzyku. Paradoksalnie cenniejszym sojusznikiem laickiego świata wartości może być Kościół myślący niż działacz uliczny. Pytanie, czy do takiego kreatywnego napięcia ideowego mamy szansę jeszcze powrócić.

Aktywne działanie katolików nie może sprowadzić się jedynie do prewencji. Wymaga się aktywności, także intelektualnej, idącej do przodu, wytwarzającej nowe filary katolickiego imaginarium. Z jednej strony w Polsce funkcjonuje kilka środowisk idei chrześcijańskich, z drugiej jednak bardzo powoli wyłania się systematyczna praca nad programem myślenia, która zajęłaby miejsce dominującej publicystyki krótkiego trwania. Symbolem takiego działania były prowadzone przez kard. Martiniego dialogi w katedrze, ale z tą różnicą, że tematy były faktycznie ważne, a pytań nie zapisywano przed debatą… Wreszcie w sytuacji bierności polskich biskupów i intelektualnej śpiączki polskich szkół teologicznych to robota poza oficjalnym obiegiem kościelnym, głównie dla świeckich i to niekoniecznie teologów. Powinnością czasu nie jest tylko ochrona pomników, lecz wypalenie własnej cegły w międzypokoleniowej budowli katedry ducha.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.