Kłopoty dyktatora. Trudna sytuacja Łukaszenki w przededniu wyborów
W skrócie
9 sierpnia odbędą się wybory na Białorusi. Aleksander Łukaszenka najprawdopodobniej zostanie wybrany na kolejną kadencję. Jednak w kraju narasta sprzeciw wobec trwających trzecią dekadę rządów, a represje reżimu wobec opozycji przynoszą efekt odwrotny do zamierzonego. Podsycaniem niepokojów na Białorusi żywo zainteresowana jest Rosja. Dla Polski to bardzo niepokojąca sytuacja: ewentualna konfrontacja reżimu z obywatelami może jeszcze bardziej odizolować Mińsk od państw Zachodu, a tym samym zbliżyć z Moskwą.
Kobieta na czele Białorusi?
Kilka tygodni temu, podczas wizyty w mińskiej fabryce traktorów, Aleksander Łukaszenka zapewnił, że prezydentem Białorusi nie może być kobieta. Stwierdził, że konstytucja jest do tego niedopasowana, a społeczeństwo zbyt niedojrzałe. Porównując swój kraj do Litwy – gdzie prezydentem była jeszcze rok temu Dalia Grybauskaitė – podkreślił, że na Białorusi to niemożliwe, ponieważ przywódca za wszystko odpowiada, zatem władzę musi sprawować mężczyzna.
Ta patriarchalna wizja może jednak wkrótce zostać zweryfikowana. Najpoważniejszym rywalem obecnego prezydenta w zaplanowanych na 9 sierpnia wyborach będzie kobieta, Swiatłana Cichanouska. Matka dwójki dzieci, kobieta zajmująca się domem, do niedawna nie zainteresowana polityką. Jej polityczną karierę stworzył… Aleksander Łukaszenka.
Białoruski prezydent rządzi swoim krajem od 26 lat, a w ostatnich wyborach otrzymał ponad 80% głosów. 9 sierpnia będzie się ubiegał o kolejną, szóstą już kadencję i oczywiście liczy na zwycięstwo. Jednak tym razem białoruski dyktator ma poważne powody do obaw. Sprzeciw Białorusinów wobec reżimu staje się coraz bardziej widoczny.
Na ulicach pojawiają się najliczniejsze od lat demonstracje. Ludzie wymachują na nich kapciami, którymi chcą „rozgnieść karalucha” (jak pogardliwie określają prezydenta). Śmieją się też głośno z Saszy-trzy-procent. Ponieważ na Białorusi brakuje wiarygodnych sondaży poparcia, wielu podejrzewa, że poparcie dla Łukaszenki sięgnęło rekordowo niskiego poziomu – prześmiewcy twierdzą, że właśnie owych trzech procent. Dlatego wielu wierzy, że nadszedł czas na zmianę i angażuje się w poparcie kandydatów opozycyjnych, mimo obaw przed represjami. Dowodem na to mogą być długie kolejki ludzi, którzy chcieli się podpisać pod listami wyborczymi, czy kilka tysięcy osób, które przyszły na wiec wcześniej nieznanej Cichanouskiej.
Opozycja za kratkami
Ten społeczny ferment prawdopodobnie wystraszył białoruskiego przywódcę. Zareagował w sposób dla siebie typowy – unieszkodliwiając swoich rywali w nadchodzących wyborach. Jako pierwszy odczuł to mąż Swiatłany, Siarhiej, białoruski youtuber, który zdobył popularność dzięki kanałowi, Kraj do życia (subskrybowanemu przez ponad 250 tys. ludzi, co na liczącej niespełna 9,5 mln obywateli Białorusi jest niezłym wynikiem).
Wiosną tego roku postanowił, że wykorzysta swoją popularność, by rzucić wyzwanie Łukaszence w wyborach prezydenckich. Zaczął jeździć po kraju i spotykać się ze swoimi sympatykami. Jednak w maju Siarhiej Cichanouski został aresztowany, co uniemożliwiło mu zarejestrowanie komitetu wyborczego. Wtedy do gry wkroczyła jego żona, niespodziewanie (również dla samego Sarhieja), rozpoczynając swoją własną kampanię prezydencką.
Dziś na jej wiece przychodzą tłumy – 10 tysięcy ludzi w Mińsku, 7 tysięcy w Witebsku, a nawet w Głębokiem, którego populacja nie przekracza 20 tysięcy mieszkańców, pojawiło się około tysiąca osób.
Jak zupełnie nieznana, niepracująca zawodowo kobieta, bez szczególnej charyzmy, zdołała w ciągu kilku tygodni zbudować taką popularność i to w warunkach autorytarnie rządzonego kraju? Odpowiedź jest stosunkowo prosta: to na niej dziś skupiają się nadzieje Białorusinów na zmianę w kraju. Łukaszenka wyeliminował z wyścigu nie tylko jej męża, ale i dwóch innych poważnych kontrkandydatów.
W więzieniu znalazł się Wiktar Babaryka, który długo wydawał się najpoważniejszym rywalem Łukaszenki. Jego komitet zebrał bezprecedensowe 430 tysięcy podpisów na listach poparcia, czyli co prawda mniej od samego Łukaszenki (który mógł do zbierania podpisów wykorzystać machinę państwową), ale zdecydowanie więcej niż wymagane 100 tysięcy.
Na niewiele się to zdało. Babaryka został aresztowany i oskarżony o wyprowadzanie pieniędzy za granicę, ukrywanie dochodów i nielegalne finansowanie kampanii. Grozi mu nawet siedem lat więzienia, a Centralna Komisja Wyborcza odmówiła jego rejestracji jako kandydata. Skala zastosowanych środków może odzwierciedlać obawy reżimu wobec Babaryki, który jako wieloletni dyrektor Biełgazprombanku (należącego do struktur rosyjskiego Gazpromu), mógł mieć nie tylko środki do prowadzenia skutecznej kampanii, ale też niezbędne powiązania z Kremlem. Zwłaszcza ta ostatnia możliwość mogła wyjątkowo zaniepokoić Łukaszenkę.
Cień Putina
Napięcia pomiędzy przywódcą Białorusi a władzami w Moskwie trwają co najmniej od grudnia zeszłego roku, kiedy podczas szczytu obydwu państw nie udało się podpisać planów dalszej ich integracji w ramach państwa związkowego. Od tego czasu Rosja wykorzystuje różne narzędzia, między innymi handel ropą (przez wiele lat rosyjska ropa sprzedawana po zaniżonych cenach wzmacniała niewydolną gospodarkę białoruską), by zwiększyć presję na Mińsk. Nie jest wykluczone, że w tej rozgrywce postanowiono wykorzystać również wybory prezydenckie. Brak jest dowodów na to, by Kreml w szczególny sposób popierał Babarykę, ale niewątpliwie jego silna kandydatura była mu na rękę. Biznesowe powiązania byłego dyrektora banku, który podlegał Gazpromowi, nie pozostawiają złudzeń, co do jego przychylności w stosunku do Rosji. Wraz z aresztowaniem Babaryki Łukaszence udało się zażegnać zagrożenie.
Z całą pewnością jednak nie jest to koniec możliwości angażowania się reżimu Putina w białoruskie wybory. Nawet jeśli Kreml nie stawia dziś na konkretnego kandydata, najprawdopodobniej pozostanie aktywny w swoich już tradycyjnych obszarach – dezinformacji i podsycaniu destabilizacji społeczeństwa.
Przykładem może być informacja o rzekomym wylewie Łukaszenki, który miał nastąpić po rozmowie z premierem Rosji, Michaiłem Miszustinem. Informacja rozprzestrzeniła się dzięki rosyjskim mediom i przez wiele godzin ożywiała spekulacje o stanie Łukaszenki, dopóki nie pojawił się na kilku publicznych spotkaniach. Ta sytuacja pokazała łatwość, z jaką rosyjska machina dezinformacyjna może wpłynąć na białoruskie wydarzenia.
Nie oznacza to jednak, że celem rosyjskich działań jest obalenie Łukaszenki. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Moskwa dąży do znaczącego osłabienia pozycji negocjacyjnej Łukaszenki. Podsycając społeczne wrzenie, dąży do sytuacji, w której Łukaszenka zdecyduje się wysłać przeciwko demonstrantom wojsko i policję w celu ich pacyfikacji. Sam Łukaszenka wydaje się, że rozważa taką możliwość. Podczas ostatniej wizyty w jednostce białoruskiego Specnazu stwierdził, że rozumie konieczność utrzymywania w gotowości oddziałów sił zbrojnych. Te słowa to oczywiście próba zastraszenia przeciwników, ale gdyby rzeczywiście doszło do ulicznych starć, Moskwa osiągnęłaby swój cel: reżim Łukaszenki spotkałby się z potępieniem, potencjalnymi sankcjami i ponowną izolacją ze strony Zachodu. Nie miałby więc wyboru, musiałby zwrócić się w objęcia Rosji i podjąć o wiele bardziej pokorny dialog.
Koniec Łukaszenki?
Nadchodzące wybory to prawdziwy test władzy Łukaszenki. Trwające od wielu lat problemy gospodarcze, na które nałożyła się pandemia COVID-19 (zlekceważona przez prezydenta, który zalecał wódkę i hokej jako środki zapobiegawcze), a także zmęczenie ćwierćwieczem władzy prezydenta doprowadziło do wybuchu społecznej frustracji, objawiającej się nie tylko ulicznymi protestami, ale także masowym poparciem kontrkandydatów.
Nawet mimo ich oczywistych wad. Babaryka nie był przywódcą ludowego buntu, tylko powiązanym z Rosją bankierem, który przechwalał się drogimi samochodami i zagranicznymi wakacjami. „Spasionym burżujem”, jak (nie wprost) określił go Łukaszenka. A mimo to pozyskał sporą popularność. Swiatłana Cichanouska nie posiada niemal żadnych kwalifikacji do kierowania państwem, a mimo to spotkania z nią gromadzą setki osób.
Jej kandydatura doskonale pokazuje, że dziś poparcie Białorusinów skupi się wokół dowolnego kandydata gwarantującego niezależność od obecnego reżimu. Na nic są więc aresztowania męża Cichanouskiej czy Babaryki i eliminowanie kontrkandydatów za pomocą manipulacji, tak jak w przypadku innego poważnego kandydata, Waleryja Capkały, któremu po prostu unieważniono część przedstawionych podpisów i na tej podstawie odmówiono rejestracji. Istnieje poważne ryzyko, że tym razem oficjalne wyniki wyborów z osiemdziesięcioprocentowym poparciem dla Łukaszenki zostaną zakwestionowane przez znaczną część społeczeństwa, a prezydent stanie przed realnym dylematem, czy w tej sytuacji użyć wojska.
Symbolem nowych kłopotów reżimu mogą być wiece, na których Swiatłanie Cichanouskiej towarzyszą dwie inne kobiety: żona Capkały, Weranika i koordynatorka sztabu Babaryki, Maryja Kalesnikawa. Na nic zdały się aresztowania i represje, Łukaszenka wbrew własnym intencjom stworzył sobie rywalkę i dał jej społeczne poparcie.
Jednak nadzieje na obalenie dyktatora mogą okazać się być przedwczesne. Łatwość z jaką wyeliminowano Babarykę, pozbyto się Capkały (wyjechał z kraju w obawie przed aresztowaniem) i zastraszono Cichanouską (wysłała dzieci za granicę, by nie narażać ich bezpieczeństwa), pokazuje, że gra na pewno nie będzie równa, a Łukaszenka wciąż dysponuje sporą przewagą.
Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!
Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.
Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.