Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Transformacja energetyczna szansą dla rozwoju Polski

Transformacja energetyczna szansą dla rozwoju Polski Źródło: Kris Duda - flickr.com

Wobec zmieniającego się otoczenia polityczno-gospodarczego trwanie przy status quo byłoby przegraną Polski. Musimy określić nasze cele nie tylko po to, żeby Polska wyszła obronną ręką z kryzysu, ale również nadgoniła zapóźnienia wobec trendów długofalowych. Punktem odniesienia transformacji energetycznej powinno być szukanie rozwiązań, które długofalowo nie są narażone na ryzyko regulacyjne. Dlatego to energetyka oparta na wietrze, słońcu i wodorze jest dla nas najbardziej perspektywiczna pod kątem znalezienia polskich nisz w energetyce. Kryzys także wpłynie na sytuację rynku pracy i postawi nas przed dylematem, jak pogodzić transformację w wymiarze technologiczno-ekonomicznym z problemami społecznymi. Z Aleksandrem Szporem, kierownikiem zespołu energii i klimatu Polskiego Instytutu Ekonomicznego, rozmawia Paweł Łapiński.

Czy kryzys gospodarczy wywołany pandemią COVID-19 to właściwy moment na transformację energetyczną? Z jednej strony słyszymy apele przedstawicieli rządu o zawieszenie systemu handlu emisjami ETS i odroczenie celów klimatycznych. Z drugiej strony Komisja Europejska zapowiada zdwojenie wysiłków, mających na celu osiągnięcie neutralności klimatycznej.

Transformacja energetyczna ma miejsce już od dawna. Rozmawiamy teraz jedynie o możliwościach jej przyspieszenia. Mamy do czynienia z dwoma kluczowymi czynnikami, które będą wpływać na tempo tego procesu. Pierwszy to przyspieszająca polityka klimatyczna Unii Europejskiej (m.in. związana z Europejskim Zielonym Ładem). Polska będzie musiała się do niej dostosować, ale ma też przestrzeń na realizację własnych interesów.

Drugim czynnikiem jest kryzys koronawirusowy. Pandemia jest dużym szokiem dla całej gospodarki i fundamentalnie zmienia reguły gry. Wiele krajów udowadnia jednak, że na kryzys można patrzeć również jako na szansę, m.in. w obszarze energetyki. Przykładem jest Portugalia, która w ramach pobudzania gospodarki planuje inwestycję w zielone technologie wodorowe. Wobec obnażenia słabości systemu gospodarczego i społecznego musimy zacząć myśleć o tym, jak przygotować się na przyszłość.

Oprócz krótkoterminowych działań w zakresie ochrony zdrowia, średnioterminowych działań zmniejszających skutki dla gospodarki, musimy podjąć kroki w dalszej perspektywie – zastanowić się, jak świat będzie wyglądał po koronawirusie, a także jak ustawić się w nurcie światowych megatrendów i długofalowej polityki Unii Europejskiej, która dąży do transformacji energetycznej. Wobec zmieniających się z obu powodów celów politycznych trwanie przy status quo byłoby przegraną Polski. Musimy określić nasze cele nie tylko po to, żeby Polska wyszła obronną ręką z kryzysu, ale również nadgoniła zapóźnienia wobec trendów długofalowych. Istotne przy tym jest wyjście poza logikę dostosowywania się do regulacji europejskich i dostrzeżenie, że niskoemisyjna transformacja jest napędzana przez zmiany globalne.

Jakie są te megatrendy w energetyce?

Głównym trendem jest obecnie obniżenie kosztów instalacji odnawialnych źródeł energii. W ciągu dekady do 2018 roku spadek tych kosztów w przypadku fotowoltaiki był co najmniej pięciokrotny. Widać, że te zmiany będą wypychać tę część energetyki, do której jesteśmy w Polsce przyzwyczajeni, czyli energetykę węglową. Szczególnie mocno uwypuklił to czas epidemii koronawirusa.

Oczywiście nie jest to tylko zmiana technologiczna. Jednocześnie mamy do czynienia ze zmianami klimatycznymi i coraz większą świadomości ich negatywnych konsekwencji wśród rządów poszczególnych państw, w międzynarodowych instytucjach finansowych czy w prywatnych funduszach inwestycyjnych. W związku z tym regulacje są zmieniane tak, aby uchwycić dotychczas nieuwzględniane koszty zewnętrzne i promować szybszy rozwój źródeł bezemisyjnych. Równolegle, organizacje te odwracają się od węgla, a niekiedy również od innych paliw kopalnych. Nawet w Chinach, gdzie w dalszym ciągu buduje się kopalnie węgla i elektrownie węglowe, najbliższy plan 5-o letni będzie zawierał ambitne cele klimatyczne i podtrzyma dalszy wzrost udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym. Kluczem dla polskiej transformacji energetycznej – poza ograniczeniem emisyjności – powinno być odnalezienie się w zielonych technologiach i udział naszych firm w trwającej rewolucji. Pomimo naszej nie najlepszej pozycji w rozwoju nowych technologii, mamy wciąż do zagospodarowania pewne nisze.

Innym ważnym megatrendem jest urbanizacja, w tym powstawanie megamiast. Stymuluje ona integrację pomiędzy różnymi rodzajami energetyki oraz między energetyką a innymi sektorami. Prowadzi to między innymi do rozwoju inteligentnych sieci elektroenergetycznych (smart grids) sterowanych za pomocą technologii IT. W miastach, na małej przestrzeni koncentrują się producenci i odbiorcy energii. Dzięki możliwości monitorowaniu zużycia i cen energii użytkownicy mogą również uczestniczyć w regulowaniu tego systemu i  zmniejszać różnice w dobowym i rocznym zapotrzebowaniu na energię. Jest to dobre miejsce dla rozwoju tego, co nazywamy optymalizacją zużycia energii oraz zarządzania popytem (demand side response). Jest to jeden z obszarów, w którym upatruje się szans na oszczędności i innowacje.

Drugim takim obszarem jest magazynowanie energii, które w obliczu rosnącej niestabilności systemów będzie miało kluczowe znaczenie nie tylko na poziomie energetyki wielkoskalowej, ale również tej małej energetyki rozproszonej. Mamy już wsparcie dla energetyki solarnej, pomp ciepła i termomodernizacji oraz samochodów elektrycznych, mogących pełnić funkcję magazynów energii. Toczą się rozmowy o włączeniu do systemów wsparcia również stacjonarnych magazynów energii.

Jaka jest sytuacja Polski? Czy wpisujemy się w energetyczne trendy?

Polski miks energetyczny wyraźnie różni się od tej struktury w innych krajach UE. Jednak zmiany zachodzące w Europie powoli są widoczne również i u nas, chociażby przez pojawienie się dynamicznie rozwijającej się energetyki rozproszonej i prosumenckiej. Wyzwaniem będzie zapewnienie optymalnego kosztowo procesu, w którym z jednej strony uwolnimy prywatne środki inwestycyjne, stymulując rozwój małych i średnich krajowych firm, a z drugiej strony zapewnimy, że duże spółki z branży paliwowo-energetycznej znajdą swoje nowe nisze, być może poprzez odważniejszą ekspansję zagraniczną.

Fundamentalnym wyzwaniem w dostosowaniu się do trendów jest wyjście poza europejskie podwórko i zrozumienie, że polityka UE jest tylko ambitniejszą wersją tego co dzieje się na różną skalę wszędzie na świecie.

Jakie zadania związane z transformacją energetyczną powinniśmy wyznaczyć jako priorytety?

Wydaje mi się, że krótkoterminowo takim wyzwaniem może być rynek pracy. Wiele uwagi poświęcaliśmy dotąd mechanizmowi sprawiedliwej transformacji jako mechanizmowi, który miał być swego rodzaju poduszką dla trudnych decyzji. Ale w warstwie rynkopracowej koncentrowaliśmy się na mechanizmach, które będą uatrakcyjniać ekonomicznie pracę w innych sektorach i skłonią górników do odchodzenia z kopalń. Nie przejmowaliśmy się tym czy znajdą jakąkolwiek pracę bo bezrobocie, przynajmniej na Śląsku, wynosiło zaledwie ok 5%. Jednak jeśli sektor budowlany i motoryzacyjny ucierpią poważnie w wyniku zamykania fabryk w odpowiedzi na spadek popytu np. na auta, to potencjalnych miejsc pracy dla byłych górników będzie mniej.

O tym, że sama branża górnicza jest znowu w tarapatach, nie trzeba nikogo przekonywać. Choć zwałowiska są nadal pełne, to sytuacja finansowa niektórych kopalń jest bardzo trudna, a energetyka nie chce już dalej dopłacać, szczególnie tam, gdzie aktywa wydają się trwale nierentowne. Pandemia może więc nas zmusić do powrotu do starych dylematów, które mieliśmy kilkanaście lat temu, czyli jak pogodzić transformację w wymiarze technologiczno-ekonomicznym z problemami społecznymi. Krótkofalowo jest to najpilniejszy problem do rozwiązania. W dalszej kolejności musimy się zająć naszym starym problemem, czyli kluczem decyzyjnym. Grozi nam rozproszenie celów na drodze do transformacji.

Co ma Pan na myśli, mówiąc o problemie klucza decyzyjnego? Jakie są przykłady rozproszenia celów, które nam grożą?

Za przykład może nam posłużyć dylemat transformacji energetycznej, przed którym stoi cała Unia Europejska: elektryfikować czy gazyfikować gospodarkę. Wiadomo powszechnie, że jednym z kluczowych kroków na drodze do zmniejszenia emisji będzie elektryfikacja, szczególnie w tych krajach, gdzie miks energetyczny jest najbardziej zielony. Ale branża gazownicza również upatruje tu szansy dla siebie. W Polsce zagrożenie jest takie, że przez ostatnie lata aktywnie walczyliśmy o dywersyfikację dostaw gazu i kiedy już niemal osiągnęliśmy ten cel, będąc o krok od stania się hubem gazowym, polityka regulacyjna Unii może się zmienić. Po tych zmianach będziemy nakłaniani do szybkiego odejścia od gazu w stronę źródeł energii o zerowej emisji gazów cieplarnianych.

Jednym z rozwiązań mogą być inwestycje najpierw w badania a następnie infrastrukturę przesyłową i dystrybucyjną, która pozwoli na łączenie gazu z wodorem. Oczywiście równie istotne znaczenie dla rozwoju gospodarki wodorowej ma także wytwarzanie i aplikacja wodoru w różnych dziedzinach. Stajemy tu w każdym razie przed dylematem, jak wyznaczyć nasze priorytety i jak wykonać to, co po angielsku nazywane jest leap-frog, czyli przeskoczenie pośrednich etapów w rozwoju. Dodam, że dotąd brakuje nam badań, które wyraźnie by pokazywały, że w energetyce nam się to udało w którymkolwiek obszarze.

Aby wykonać taki skok, musimy zdecydować, które technologie stosowane na świecie wybrać jako potencjalnie najskuteczniejsze w polskich warunkach, pamiętając jednocześnie, aby nie zmarnować środków na „łapanie zbyt wielu srok za ogon”. Problem ten jest widoczny choćby w planach budowy energetyki jądrowej w Polsce. Od dziesięciu lat nie możemy się zdecydować, czy ją rzeczywiście chcemy zbudować, ponosimy jednak koszty np. kształcenia kadr, które w razie rezygnacji z energetyki jądrowej mogą zdecydować się na szukanie pracy zagranicą. Ważne jest zatem, żeby spriorytetyzować kierunki rozwoju i wydatki tak, aby stać się krajem, który może skorzystać na realizacji celu neutralności klimatycznej.

Czy może Pan przybliżyć naszym czytelnikom cel neutralności klimatycznej i na ile realistyczne jest osiągnięcie go przez Polskę do roku 2050?

Osiągnięcie neutralności klimatycznej to w uproszczeniu obniżenie emisji wyprodukowanego dwutlenku węgla do poziomu, który jest w całości pochłaniany przez lasy na terenie danego państwa. Czy jest to możliwe dla Polski? Oczywiście, ale należy zadać sobie pytanie w oparciu o jakie założenia i jakimi metodami będziemy do niej dążyć. Dotychczas wzbraniamy się przed deklarowaniem tego celu. Jest to częściowo zrozumiałe ze względu na szczególną sytuację wyjściową naszego kraju.

Porównując Polskę do najambitniejszych krajów, jeśli chodzi o realizację celu neutralności klimatycznej należy zauważyć, że przewaga tych krajów opiera się nie tylko na ich przewadze gospodarczej lub technologicznej, ale także na innym punkcie startowym, jeśli chodzi o sam miks elektroenergetyczny. Jednym z czynników, który decyduje o tym, jest górzystość terenu i związany z tym potencjał energetyki wodnej – bardzo taniej i zeroemisyjnej technologii. W niektórych krajach osiąga ona nawet do 30-40 procent. Jeśli dodamy do tego jeszcze energetykę jądrową, której cykl życia to kilkadziesiąt lat, to bieżące wyzwania transformacji energetycznej w niektórych krajach dotyczą mniej niż połowy elektroenergetyki.

W Polsce jak wiadomo energetyki jądrowej nie ma a udział energetyki wodnej to obecnie 1,5 %. Energetyka jądrowa w państwach Europy Wschodniej istnieje wyłącznie jako dziedzictwo przynależności do bloku wschodniego, bo kraje te po upadku komunizmu nie były w stanie samodzielnie budować tych elektrowni ze względów zarówno finansowych, jak i technologicznych. Z kolei, ze względu na ukształtowanie terenu w Polsce nie ma możliwości znaczącego zwiększenia skali hydroenergetyki.

Pamiętając o tych obiektywnych barierach, należy jednak zwrócić uwagę, że Polska korzystała i nadal korzysta z dużej puli funduszy europejskich, przyznawanych nam m.in. na pokrycie kosztów niskoemisyjnej transformacji. Obowiązują też nas niższe cele w ramach polityki klimatycznej (np. 15% zamiast 20% w OZE do 2020 r. czy niższe cele w sektorach non-ETS). Chociaż w nowej perspektywie nadal będziemy uprzywilejowani, to z biegiem czasu będzie nam coraz trudniej liczyć na zrozumienie ze strony europejskich partnerów i akceptację naszego sceptycyzmu wobec zeroemisyjności. Wydaje się też, że opóźniając gospodarczy „skok na głęboką wodę”, będziemy tracić szanse dla rozwoju nowoczesnych technologii, a to przecież jest główny cel Europejskiego Zielonego Ładu i na to będzie poświęcona duża część środków europejskich.

Jak dużym wyzwaniem będzie zatem dla polskiej energetyki dostosowanie sieci przesyłowej do nowych realiów?

W czerwcu Urząd Regulacji Energetyki ogłosił, że firmy przesyłowe i dystrybucyjne sieci elektroenergetycznych zapowiadają plan inwestycyjny na najbliższe 5 lat o wartości przeszło  50 mld złotych. Ta kwota jasno wskazuje na skalę tego wyzwania. Pozostaje kluczowe pytanie, na ile zostaną w nim uwzględnione inwestycje w sieci rozproszone, które będą stanowić istotny element transformacji energetycznej.

Nie jest tajemnicą, że duże spółki energetyczne naturalnie trzymają się dużych instalacji i nie są jeszcze w pełni gotowe na wykorzystanie korzyści modelu ESCO (Energy Service Company), to jest dostawy całej palety usług energetycznych od ciepła do prądu i przez serwis, a nie tylko budowania infrastruktury przesyłowej i wytwórczej. Na razie jesteśmy pod silnym wrażeniem przejęć pod szyldem Orlenu zmierzających do utworzenia firmy wieloenergetycznej, czyli firmy obecnej w wielu segmentach branży energetyczno-paliwowej. Chociaż wypływać z tego mogą różne korzyści, to brakuje dotąd długofalowej wizji transformacji, jaką dzięki fuzji firma ta będzie mogła realizować.

Światowe koncerny paliwowo-energetyczne, szczególnie te o mniejszych rezerwach ropy, przewidując długofalowe trendy starają się już od dłuższego czasu poszerzać swoje portfolio w zielonej energetyce, a ograniczać uzależnienie od paliw kopalnych. Osobiście brakuje mi też dyskusji o tym, czy nowy Orlen będzie mieć nowe pomysły na działalność zagraniczną w dłuższym horyzoncie – przejęcia zagranicznych firm specjalizujących się w zielonych technologiach mogą być szczególnie opłacalne właśnie w okresie kryzysu ekonomicznego z jakim się obecnie zmagamy.

Wspomniał Pan państwa o dużym udziale energii jądrowej w miksie energetycznym. Chciałbym się odwołać do raportu, którego Pan był współautorem, dotyczącego przyszłości polskiej energetyki. Czy wydaje się Panu, że możliwe jest osiągnięcie neutralności klimatycznej bez budowy elektrowni jądrowej?

Znam ćwiczenia modelowe, które wskazywały, że bez energii jądrowej możliwe jest osiągnięcie ambitnej redukcji, rzędu ok. 70 procent wobec obecnych emisji. Rolę energetyki jądrowej przejmuje wtedy częściowo energetyka wiatrowa na morzu, które ma względnie stabilną produkcję energii. Ale istnieje w tym scenariuszu problem z niedoborem mocy, który musi być zastąpiony dodatkowymi inwestycjami w efektywność energetyczną lub importem energii. Nie jest to też scenariusz pozwalający na osiągnięcie pełnej neutralności klimatycznej.

Istnieje też scenariusz zapewniający neutralność klimatyczną Polski bez energetyki jądrowej. Szacuje się w nim, że w energetyce obniżka emisji byłaby rzędu 90 proc. względem obecnych emisji. Jest oparty głównie o energetykę wiatrową, zawiera jednak ryzykowne założenie o wykorzystaniu w źródłach gazowych na masową skalę CCUS, czyli technologii wychwytywania, wykorzystania i składowania dwutlenku węgla. Mankamentem tego scenariusza jest jednak ograniczona wiarygodność, ponieważ bazuje on na „zamkniętym” narzędziu analitycznym, które nie pozwala na weryfikację założeń i wykorzystanych danych. Zwracaliśmy na to uwagę w naszej publikacji z Michałem Hetmańskim i Pawłem Czyżakiem, że bardzo potrzebujemy otwartych modeli, które pozwolą nam z jednej strony podnieść merytorycznie jakość polityki energetycznej, z drugiej strony ucywilizować proces konsultacji tych polityk. Przy okazji takie modele będą też stanowiły mocny argument w negocjacjach z UE.

Energetyka jądrowa była jednak dotąd planowana jako element stabilizujący produkcję energii. Było tak już w scenariuszu polityki klimatycznej za poprzedniej Komisji, której celem było 80% redukcji CO2. Przy planach neutralności klimatycznej, a więc znacznie wyższych ambicjach ten element wydaje się jeszcze ważniejszy. Z jednej strony rozwój energetyki jądrowej nadal jest niepewny, w tej chwili mamy przecież już dekadę opóźnienia w realizacji PEJ. Z drugiej jednak, nie jesteśmy jeszcze gotowi żeby odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, jeżeli do 2033 r. (lub w ogóle) elektrownie jądrowe nie powstaną.

Czego powinno nas nauczyć dziesięcioletnie opóźnienie w budowie elektrowni atomowej?

Kiedy zaczynała się w Polsce dyskusja o powrocie do koncepcji budowy takiej elektrowni – w okolicach 2008 r. – krajobraz energetyki jądrowej wyglądał zupełnie inaczej. Budowano dwie elektrownie jądrowe w Europie, po jednej w Finlandii i we Francji. Były to nowe bloki dodawane do już istniejących instalacji, budowane przez francusko-niemieckie konsorcjum. Perspektywy wyglądały wtedy dobrze, a obie instalacje miały zostać ukończone w ciągu kilku najbliższych lat. Pomysł wydawał się wówczas atrakcyjny.

W 2011 r. mieliśmy do czynienia z katastrofą w Fukushimie i doprowadziło to do zamrożenia tego typu projektów globalnie, w tym także w Europie. Pokłosiem Fukushimy było wyłączanie energetyki jądrowej w Niemczech, a oba bloki, we Francji i w Finlandii, nie zostały do tej pory zrealizowane. Co prawda, wybudowano nowe bloki w Chinach, ale należy pamiętać, że tam nie występowały dwa fundamentalne problemy związane z budową energetyki jądrowej – wrażliwość na obawy społeczne i spory polityczne.

W kraju, takim jak Polska, ogromne przedsięwzięcie budowy elektrowni atomowej ujawnia wszelkie słabości systemu zarządzania państwem. Ten element ma charakter polityczny. W systemach pluralistycznych, jeżeli administracja nie jest wyjątkowo sprawna, obawy społeczne wezmą górę. Za przykład może posłużyć wycofanie się Litwy z budowy elektrowni atomowej po przeprowadzonym referendum. Istnieje duża wrażliwość dla tego typu projektów na tarcia zarówno wewnątrz rządu, jak i między rządem a opozycją. Bardzo duża obawa przed energetyką jądrową w społeczeństwie wpływa na działania nawet najsprawniejszej administracji.

Ponadto Polska nie jest w sytuacji kraju, który rozwija energetykę jądrową jako efekt uboczny rozwoju technologii jądrowej w dziedzinie militarnej. Poziom ekspertyzy w tym obszarze mamy zatem stosunkowo niski. Dodatkowo dochodzi problem finansowania tak ogromnej inwestycji. Wiadomym jest, że obecnie niemal żadna inwestycja w energetykę jądrową nie może być finansowana wyłącznie z pieniędzy prywatnych. Za każdym razem konieczne jest jakieś wsparcie lub zabezpieczenie ze strony państwa. Normą są występujące opóźnienia w projektach jądrowych, co jeszcze bardziej zwiększa konieczne nakłady finansowe. Alternatywą może być opcja małych reaktorów modułowych SMR, w której mimo mniejszej produkcji energii przez jeden blok, koszt kapitałowy jest znacząco niższy. Jednak te technologie są dopiero w fazie badań i wymagają dalszych środków na rozwój.

Inwestorzy liczą na jak najszybsze i najwyższe zyski ze sprzedaży energii z elektrowni. Koszty i ryzyka związane z prowadzeniem projektu są zbyt duże, żeby prywatni inwestorzy mogli sobie pozwolić na ich samodzielne sfinansowanie. Wniosek jest taki, że z jednej strony rola rządu jest niezbędna, a z drugiej strony jego zaangażowanie jest też kulą u nogi.

Komisja Europejska zleciła niedawno Wspólnemu Centrum Badawczemu (JRC) przygotowanie dokumentu, który ma ocenić argumenty, pojawiające się od lat w debacie publicznej – czy korzyści z energii o emisyjności bliskiej zeru przeważają nad ryzykiem związanym z zagospodarowaniem odpadów z energetyki jądrowej? Ta dyskusja ma zostać sfinalizowana dopiero na przełomie tego i następnego roku. Być może to wyjaśni sytuację, czy i w jakiej formie Unia Europejska będzie wspierać potencjalną budowę naszej elektrowni i ostatecznie przetnie wątpliwości o jej powstaniu.

Jaką nauczkę powinniśmy wynieść z zarzuconego projektu budowy bloku węglowego Ostrołęka C, który przed zmianą przeznaczenia zdążył pochłonąć miliard złotych?

Nie chcę „kopać leżącego”, ale kilka lekcji powinniśmy z tego przedsięwzięcia wyciągnąć. Decyzja o budowie Ostrołęki C podejmowana była w określonych okolicznościach, przy dosyć specyficznym założeniu, że Polska jest w stanie działać pod prąd regulacji unijnych i w zawieszeniu wobec realiów rynku.

Stan epidemii pokazał, że jest to inwestycja nie do sfinansowania. Oczywiście żałuję pieniędzy publicznych, które zostały na to wydane, ale myślę, że dla wielu osób w energetyce taka lekcja była i jest istotna. Mam nadzieję, że ta sytuacja będzie inspiracją przy podejmowaniu dalszych decyzji – w końcu mądrzy ludzie uczą się na błędach. Ostrołęka jest symbolicznym dowodem, że transformacja energetyczna nie jest krótkotrwałą fanaberią Unii Europejskiej, ale istotnym, wieloletnim trendem. Odwlekanie transformacji w czasie jest mylne i powinniśmy z determinacją brać w niej udział, aby za kilka, kilkanaście lat nasze firmy mogły na niej zarabiać.

A jak ocenia Pan nasze postępy w rozwijaniu energetyki rozproszonej? Mamy rządowe programy, branża się rozwija.

Na pewno fotowoltaika, a w niektórych regionach również pompy ciepła, są obszarami, które obecnie w Polsce rozwijają się bardzo dynamicznie. Dobrze, że są programy Mój Prąd i Czyste Powietrze. Moim zdaniem Mój Prąd spełnia na chwilę obecną pokładane w nim nadzieje, chociaż oczywiście chcielibyśmy, żeby postępy następowały jeszcze szybciej.

Trudno obecnie powiedzieć, jak koronawirus wpłynie na te inwestycje. Po pierwszej fali epidemii oszczędności Polaków wzrosły, więc być może zostaną częściowo zainwestowane w energetykę solarną. Jednak wkrótce będziemy się musieli zastanawiać nad kolejnymi krokami. W którymś momencie ten rynek osiągnie pewną dojrzałość i być może dopłaty będą musiały rosnąć, np. dla magazynowania energii. Już teraz te środki można łączyć z programem Czyste Powietrze, więc rodzi to otwartość na hybrydowe rozwiązania jednoczesnej poprawy efektywności energetycznej i zaopatrzenia w prąd.

Trzeba jednak pamiętać, że w tej chwili z tych programów korzysta zamożniejsza część Polaków. Natomiast na dłuższą metę będziemy się mierzyć z problemem rosnącego ubóstwa energetycznego. Uwolnienie cen energii sprawi, że będą one rosnąć, szczególnie u nas i w południowej Europie. W którymś momencie Mój Prąd i Czyste Powietrze będą mogły stać się programami socjalnymi. Będziemy musieli obniżyć pewne pułapy inwestycji dla gospodarstw, które być może we współpracy z ośrodkami pomocy społecznej byłyby kwalifikowane na łagodniejszych zasadach. To bardzo ciekawy temat, dlatego już w przyszłym roku będziemy w naszym Instytucie [red. – Polskim Instytucie Ekonomicznym] prowadzić badanie przedsiębiorczości sektora OZE w województwie śląskim.

Jakie szanse może przynieść dla Polski gospodarka niskoemisyjna? Słyszy się, że może być impulsem dla rozwoju gospodarczego, jednak rzadko padają konkretne nisze, w których moglibyśmy się rozwijać. Czy strukturalnie mamy jakieś predyspozycje do tego, żeby wykorzystać pewne szanse lepiej niż inni?

Mamy – moim zdaniem – trzy obiecujące obszary związane z technologiami niskoemisyjnymi. Po pierwsze, mamy potencjał w energetyce słonecznej – zarówno w fotowoltaice, jak i kolektorach słonecznych. W przeciwieństwie do energii z wiatru są to technologie z dużym potencjałem dla małych, inkrementalnych innowacji, które są osiągalne w małych i średnich przedsiębiorstwach. A właśnie takie rozwiązania są szczególnie istotne w procesie sprawiedliwej transformacji. Wiemy z różnych badań, że w transformacji energetycznej duży potencjał tkwi w synergii różnych rozwiązań.

Drugi istotny obszar to energetyka wiatrowa na morzu. Wiadomo, że póki co nasze szanse na udział w produkcji turbin jest raczej mały, ale jest to obiecująca technologia, i  polskie firmy mają pewien potencjał w łańcuchach dostaw dla energetyki wiatrowej. Ten rynek jest globalny i polscy przedsiębiorcy już teraz w nim uczestniczą np. w produkcji kabli, wież czy fundamentów. Jest to sposób budowania przewag konkurencyjnych w sektorze OZE nawet jeśli (niestety), produkcja turbin jeszcze na długo pozostanie poza naszym zasięgiem.

Trzeci obiecujący obszar to wodór. Szansa dla Polski polega na tym, że już teraz jesteśmy znaczącym producentem wodoru w Europie. Jest to dotychczas głównie tzw. „wodór szary”, który powstaje z gazu ziemnego, głównie w przemyśle chemicznym, ale i rafineryjnym. Istnieje więc możliwość skalowania produkcji dla nowych odbiorców, przynajmniej dopóki ceny uprawnień do emisji z tych procesów nie wpychają szarego wodoru poniżej progu opłacalności. Oprócz produkcji w tej technologii mamy też potencjał w istniejącej infrastrukturze gazowej, która do pewnego stopnia może stanowić wsparcie w przesyle i dystrybucji wodoru. Idąc dalej, możemy wykorzystywać energetykę wiatrową na morzu do produkcji wodoru choć tu pewnie dużym wyzwaniem będzie szybko rosnący popyt na energię i jednocześnie brak wystarczających mocy wytwórczych w systemie zmuszający nas do importu.

Trzy wspomniane obszary są moim zdaniem kluczowe dla ustawienia się w nurcie nisko lub zeroemisyjnej transformacji. Ich wspólną korzyścią jest to, że technologie na których się opierają są rozwijane przez wszystkie zaawansowane technologicznie kraje UE (i nie tylko) i nie ma tu ryzyka regulacyjnego.

Co w takim razie z mechanizmami sprawiedliwej transformacji? Załóżmy, że za kilka lat wyłączamy Elektrownię Bełchatów. Czy mamy instrumenty służące temu, żeby jej pracownicy nie wylądowali na bruku, a miasto nie doznało zapaści gospodarczej?

Wydaje mi się, że Bełchatów ma wszelkie podstawy ku temu, żeby pójść w ślady Konina. Konin, w tej chwili jako obszar wydobycia węgla brunatnego i spalania go w elektrowniach, wybiera ścieżkę wodorową (z wykorzystaniem biomasy) i wiatrowo-słoneczną na terenach pokopalnianych. Ten miks różnych, wypróbowanych rozwiązań, które są dostosowane do miejscowej specyfiki, jest dobrze oceniany przez Platformę Wsparcia Regionów Górniczych. Bełchatów jest w podobnej pozycji, ale nad innymi regionami ma przewagę w postaci przyłączy energetycznych. Nawet w przypadku likwidacji bloków węglowych zostanie tam istniejąca infrastruktura. Dobudowanie nowych źródeł do już istniejących i planowanych farm OZE wymaga sporych nakładów, ale stanowi istotny potencjał.

To od gmin, miast i regionów będzie zależeć, co nadejdzie po węglu. Możemy wykorzystać wspomniane programy NFOŚiGW i unijne dotacje na termomodernizację budynków, żeby stworzyć miejsca pracy dla osób, które się przebranżowią. Dla Kleszczowa, który obecnie należy do najbogatszych gmin w Polsce nadszedł teraz moment na refleksję, jak wykorzystać swoje zasoby, żeby dostosować się do przyszłej gospodarki.

Z doświadczeń innych regionów górniczych wiemy, że władze lokalne nie zawsze od razu znajdują rozwiązania, ale jest to możliwe. W niektórych regionach, tak jak w Łużycach we wschodnich Niemczech, odejście od węgla doprowadziło do depopulacji i dezurbanizacji. Jest to osobisty dramat tamtejszych mieszkańców. Z drugiej strony, istnieją też szanse – inwestycje infrastrukturalne i rekreacyjne mogą zwiększyć wartość nieruchomości, co można uznać za formę rekompensaty za straty spowodowane wyprowadzką sektora górniczego. Nie ma co się łudzić, że oddalone od dużych miast Konin czy Bełchatów będą miały łatwo. Będą się borykać z problemem szukania nowych motorów rozwoju gospodarczego. Być może niektóre z tych regionów będą się demograficznie kurczyć. Niekoniecznie jednak musi to prowadzić do pogorszenia sytuacji społecznej, szczególnie w przypadku miejscowości, które tak jak Bełchatów mają środki do zainwestowania.

Wywiad przeprowadzono w pierwszej połowie lipca 2020, tj. przed szczytem budżetowym Rady Europejskiej i zgodą Komisji Europejskiej na fuzję Orlenu z Lotosem.

Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!

Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.

Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.