Ekologia Tokarczuk. Gnoza, Jung i zwierzęcy holokaust
W skrócie
„Chłop żywemu nie przepuści” – śpiewał Kazimierz Grześkowiak w już nieco zapomnianej balladzie o stosunku chłopów do świata przyrody. To, co 40 lat temu śmieszyło wszystkich, dziś staje się pretekstem do pisania „metafizycznych horrorów” i ekologicznych manifestów. Literatura Olgi Tokarczuk pokazuje drogę, jaką przeszła nasza mentalność w ostatnim czasie. Jakie filozoficzne źródła ma ekologiczna postawa względem świata reprezentowana przez osoby o światopoglądzie analogicznym do polskiej noblistki?
„Każdemu daj śmierć jego własną Panie.
Daj umieranie, co wynika z życia,
Gdzie miał swoją miłość, cel i biedowanie
Myśmy łupina tylko i listowie
A wielka śmierć, którą ma każdy w sobie,
To jest ów owoc, o który zabiega wszelki byt”
Ten fragment wiersza Rainera Marii Rilkego oddaje najważniejszy sens powieści Prowadź swój pług przez kości umarłych Olgi Tokarczuk. To właśnie spłaszczenie hierarchii stworzenia, fascynacja cyklem życia i analogiami między zwierzętami, roślinami a ludźmi stanowi esencję tejże wielokrotnie już dyskutowanej powieści.
Książka ma już przecież 9 lat, a jej treść znana jest przede wszystkim z Pokotu – głośnego filmu wyreżyserowanego przez Agnieszkę Holland. Niestety reżyserka zrobiła książce wielką krzywdę. Film, którego premiera miała miejsce w tle ekscesów pierwszej połowy pierwszej kadencji Prawa i Sprawiedliwości (polityka ministra Szyszki, czarne protesty, manifestacje Komitetu Obrony Demokracji), zmiażdżył wszystkie bardziej ambitne myśli zawarte w pierwowzorze. Dlatego jeśli widzieliście tylko infantylny Pokot, to czytając ten tekst, nie sugerujcie się opiniami na jego temat. Szkoda Waszego czasu.
Powody, dla których sięgnąłem po tę właśnie lekturę, są dwa. Po pierwsze, celem tego krótkiego eseju jest zaprezentowanie Czytelnikowi, z jakich koncepcji filozoficznych świeżo upieczona noblistka konstruuje świat swoich powieści. Prowadź swój pług… nadaje się do tego znakomicie. Poza tym spojrzenie od tej strony na popularną pisarkę jest samo w sobie ciekawym zadaniem. Zlokalizowanie tzw. wielkich narracji w prozie zdradza przeważnie miękkie podbrzusze pisarza; pokazuje największe podniety i inspiracje. I to nie wcale wątki fabularne dają nam wiedzę o tym, z kim mamy do czynienia „po drugiej stronie”, ale właśnie te ukryte, niejako zakamuflowane treści, które z taką lubością odczytują krytycy literaccy. Fabuła często jest koniunkturalna. Artyści przewidują, co się może sprzedać, i po prostu opowiadają o tym, jak najlepiej potrafią. Co innego metafizyka – tę niełatwo jest zasymulować.
Po drugie, Prowadź swój pług… wnikliwie pokazuje (i prekursorsko, wszak to książka z 2009 r.!), jakie mogą być podstawy myślenia w kategoriach ekologicznych dla orientacji, nazwijmy to, liberalno-lewicowej w Polsce. To równie istotne. Przecież dzisiaj wszyscy są w jakiś sposób „eko”, ale w zupełnie inny sposób „eko” jest Mateusz Morawiecki, Adrian Zandberg czy Sylwia Spurek.
Jeśli ktoś ani nie czytał książki, ani nie oglądał filmu, to koniecznych będzie kilka zdań o fabule, żebyśmy wiedzieli, o czym mowa. Rzecz dzieje się w górskiej wsi leżącej gdzieś w Kotlinie Kłodzkiej. Główną bohaterką jest Janina Duszejko – emerytowana inżynier, która dorabia jako nauczycielka angielskiego. Jest powszechnie uważana za wariatkę. Trudni się astrologią, mieszka samotnie, rozmawia ze zwierzętami, nienawidzi myśliwych. Czarnymi charakterami okazują się właśnie ci, którzy „dla przyjemności mordują naszych mniejszych braci”. Otyli, nieszanujący kobiet, krwiożerczy, dławiący się sarnimi kośćmi. I to właśnie oni zaczynają ginąć. Na końcu okazuje się, że za zabójstwami stała właśnie niepozorna pani Duszejko, wyprowadzając wszystkich w pole. Zabijali zwierzęta, więc ona zabiła ich.
Gnoza i archetypy jungowskie
Prowadź swój pług… to książka oparta na kontrastach: stara hipiska Duszejko vs klerykalna i peryferyjna społeczność; umiłowanie zwierząt i przyrody vs gwałcące matkę naturę wsiowe głupki; silna kobieca osobowość vs szowinistyczni i niedojrzali mężczyźni. Ten dualizm od razu przykuwa uwagę czytelnika i utrzymują ją do ostatnich stron. Jest wszechobecny. Mamy drogę światła (to elitarny klub dziwaków na czele z Duszejko) oraz drogę mroku (to cała reszta na czele z lokalnym bogaczem i księdzem). Mamy świadomą sferę Słońca, w której niewiele się dzieje (nudna codzienność na sielskiej prowincji) oraz nieuświadomioną społecznie sferę Mroku (to właśnie w ciemnościach pobliskiego lasu mają miejsce morderstwa).
Główna bohaterka również, jak okazuje się na końcu, posiada podwójną naturę. W dzień jej ego nakazuje życzliwość i szacunek. Duszejko jest legalistką – pisze skargi do miejscowej policji na lokalnego kłusownika, odnosi się z szacunkiem i pokorą nawet do tych, którzy wprost nią gardzą. Gdy jednak zapada zmrok, morduje z zimną krwią swoich przeciwników, uwalniając popędy i realizując ciemny aspekt swojej natury. W ten sposób osiąga harmonię, może żyć w spokoju. Co więcej, starzejąca się nauczycielka angielskiego posiada wiedzę tajemną. Dzięki astrologii wnika w głębokie struktury rzeczywistości. Pojmuje całe uniwersum, patrząc na wszystko z dystansu uzyskanego dzięki iluminacji umożliwiającej czerpanie z kosmicznej mądrości gwiazd i planet.
Cały świat przedstawiony przez Tokarczuk, łącznie z portretami psychologicznymi głównych bohaterów, uwikłany jest w logikę charakterystyczną dla gnostycyzmu oraz rozważania do złudzenia przypominające koncepcje Carla Gustawa Junga.
Katolicki Bóg jest według Duszejki złośliwym Demiurgiem, który opętał swoje bezmyślne stado wiernych jedną, przeklętą formułą: „Czyńcie sobie Ziemię poddaną”. Ludzie nakaz ten pojęli jako przyzwolenie na bezkarny mord. Szyderczy bóg zaszczepił w swych wyznawcach barbarzyński zwyczaj przelewania krwi zwierzęcej i pochłaniania ich zwłok w kanibalistycznym akcie. Tylko Duszejko, czerpiąca z wiedzy tajemnej, zdołała przejrzeć Demiurga i uznać, że prawdziwie dobrą zasadą jest powszechna równość i miłość względem wszystkich istot żyjących.
Wyrażony przez Duszejko imperatyw czucia jest tylko wierzchołkiem światopoglądu, który został oddany w powieści Tokarczuk. Poniżej znajduje się jego uzasadnienie, które w swojej konstrukcji należy do elementarza gnostycyzmu, czyli zbioru doktryn religijno-filozoficznych powstałych w I i II w. n.e. Dla gnostyków kluczowe znaczenie miał dualizm dobrego ducha i złej materii, którym odpowiada dobry Bóg Nowego Testamentu i zły Bóg Starego Testamentu. Świat w tej wizji jest pełen niesprawiedliwości, której źródło poszukiwano, za platonizmem, w uwikłaniu w materię.
Niezwykle charakterystyczne dla ruchów gnostyckich była struktura ich stowarzyszeń, którym zawsze towarzyszył podział na uczniów, którzy jedynie częściowo dostąpili poznania, oraz wąską grupę wybranych, których kondycja intelektualno-moralna pozwalała na pozyskanie pełni gnosis – wiedzy. Chociaż Tokarczuk nie odtwarza gnostycyzmu w całości według jego klasycznych wzorców, to ten starożytny nurt myślowy odzwierciedla się przede wszystkim w dualistycznej wizji jej powieściowego świata oraz elitarności poznania tej właściwej ścieżki. Właśnie według tego schematu dostępna dla nielicznych sfera światła, w której dokonuje się apoteoza wszystkiego, co żyje i może czuć, zostaje przeciwstawiona mrocznej, moralnej zgniliźnie, w centrum której niczym złośliwy Demiurg stoi katolicki Bóg. Na tym jednak nie koniec. Wzorem gnostyków Tokarczuk w swojej powieści rozrywa jedność trzech elementów, z których według św. Pawła (1 Tes 5, 23) składa się człowiek. Są nimi ciało, dusza oraz duch.
Tę stworzoną z nieprzystających do siebie elementów nową wizję człowieka można zobaczyć na przykładzie głównej bohaterki. Jej młoda dusza (upodobanie do romantycznej poezji, horoskopów i marihuany) uwięziona jest w starczym i pochorowanym ciele (Duszejko zmaga się przez całą powieść z Dolegliwościami). Pneuma (duch) jest najważniejszą, a jednocześnie uśpioną częścią człowieka. Gnostycy upatrywali celu życia w obudzeniu pneumy. Dzięki niej człowiek posiadał siłę do zanegowania okrutnego świata. Właśnie to czyni Duszejko, która wrzucana w świat moralnie zgniłej prowincji, morduje krwiożerczych myśliwych. Wcześniej pracowała jako inżynier, budując mosty w Afryce. Po przejściu na emeryturę, jako posiadaczka prawdziwej gnosis, zostaje w niewyjaśnionych okolicznościach rzucona w świat, w tym przypadku diabelskiej Kotliny Kłodzkiej. Tak oto młodość ducha Duszejko została ożywiona poznaną prawdą i walczy, mimo starości ciała, z mrokiem i moralnym upadkiem.
Prowadź swój pług… zawiera również mnóstwo motywów charakterystycznych dla teorii jungowskich. Sama gnoza odczytana współcześnie już upodabnia Tokarczuk do najsłynniejszego po Freudzie psychoanalityka (Szwajcar korzystał z gnostyków pełnymi garściami). Ale nie tylko. Cała lokalna społeczność wypiera prawdę o sobie. Powiada Jung, że „celem nieświadomości zbiorowej jest przystosowanie psychiki całej ludzkości do ogólnych prawidłowości wewnętrznych”.
Tymczasem jedyną osobą, która podąża za owymi prawidłami, jest główna bohaterka. Wyszydzana przez zbiorowość, krzywdzona przez nią (to myśliwi zabijają jej ukochane psy) jako jedyna widzi prawdę, bo zauważa niesprawiedliwość i obłudę, z jaką „pobożni katolicy” traktują Bogu ducha winne dziki i lisy. Wspomniane wewnętrzne prawidła to archetypy – obiektywne pierwowzory; to konieczne psychologiczne schematy typowych zachowań. Duszejko jest sfrustrowana: „Mordercy, mordercy!” – krzyczy podczas uroczystej mszy w kulminacyjnej scenie fabuły.
Główna bohaterka symbolizuje jednocześnie archetyp Mędrca oraz Starej Matki. Mędrzec, będący w jungowskim systemie uosobieniem godnego życia duchowego, manifestuje się u Duszejki poprzez jej życiową mądrość. Główna bohaterka trzeźwo ocenia obłudę katolicyzmu, wyrażając ideę harmonijnego współistnienia wszystkich bytów. Archetyp Starej Matki, oznaczający u Junga naturę w jej namacalnym aspekcie, manifestuje się poprzez główną bohaterkę w jej integralności z przyrodą i nabożnej czci, jaką oddaje nie tylko psom i sarnom, ale również owadom i roślinom.
Z tych dwóch inspiracji to jednak ta klasycznie gnostycka wydaję się bliższa Tokarczuk. O ile gnostycy nie wyrażali nadziei na ostateczną naprawę świata, tak Jung sądził, że celem rozwoju człowieka jest pokojowa synteza świadomości z nieświadomością. Destrukcyjny finał powieści, w którym nieomal święta osoba okazuje się największym złoczyńcą (lub ofiarodawcą sprawiedliwości?), zdradza klasycznie gnostycki pesymizm noblistki. Co ciekawe, jak pokazują badacze twórczości Tokarczuk, jak i sama autorka, tego rodzaju pesymistyczny gnostycyzm charakterystyczny jest dla całej jej prozy.
Ekologia Tokarczuk: Rousseau i Marks
Intrygującym zabiegiem jest to, że o ile krytyka klerykalizmu jest typowa dla liberalnych intelektualistów, to jednak upatrywanie źródła prawdy w czymś tak dziś ośmieszonym jak astrologia, może zaskakiwać. A jednak tkwi w tym głębsza myśl. Bo czym jest dziś astrologia, jeśli nie szyderstwem z cywilizacji rozkochanej w nauce i postępie technologicznym? Wybór horoskopu zamiast teorii względności Einsteina to jasny sygnał: współcześnie ograniczyliśmy racjonalność do sztywnych ram metody naukowej, która choć daje nam rozwój, to ogranicza zarazem nasze umysły.
Olga Tokarczuk ma po prostu dość tej cywilizacji, która powstała na fundamentach dewastowanej przez wieki przyrody. Ascetyzm głównej bohaterki, przemożna chęć powrotu do natury i radykalna niezgoda na ingerencję człowieka w ekosystem zdradzają romantyczny rodowód tychże tęsknot. Odrzućmy cywilizację, wróćmy do prostoty życia z dala od wielkich, cuchnących miast.
Tokarczuk brzmi jak Rousseau. Brzmi też jak wszyscy romantycy z wzniosłością patrzący na otaczający nas świat, nieodporni na pokusę panteizmu; fetyszyzujący naturalność, bezpośredniość i intensywność doznawania czystej natury. Jednocześnie jest w Tokarczuk coś konserwatywnego. Tęskni przecież za integralnością, za pokojowym współżyciem, brzydząc się jednocześnie egotyzmem naszych czasów.
Z całej tej mieszanki autorka wyciąga jeden konkretny i radykalny postulat: absolutną równość bytów. Człowiek, koń i mrówka są tak samo ważni i wartościowi, mają takie same prawa istnieć i korzystać ze świata. Noblistka prowokacyjnie używa metafory Zagłady. Jak pisała przed kilku laty Eliza Szybowicz na łamach „Dwutygonika”: „Bohaterka Tokarczuk sięga po najcięższą metaforę holokaustu zwierząt i jest niezwykle sugestywna, kiedy opisuje, jak jedna istota zjada drugą, jak w lodówce i na wystawie sklepowej leżą poćwiartowane ciała, jak w kościele ksiądz karmi kolejnym (symbolicznym) mięsem ludzi, z których każdy ma już w żołądku ciało dzisiaj zjedzonej żywej istoty, tak że komunia zmienia się w rytuał kanibali”.
Janina Duszejko nie tylko pragnie uczynić zadość sprawiedliwości. Główna bohaterka pragnie zemsty zwierząt, tej uciskanej klasy pozbawionej należnych praw. Choć ostatecznie okazuje się morderczynią, to robi wszystko, aby cała społeczność uwierzyła, że to właśnie sarny i dziki mszczą się na swoich oprawcach (zostawia ślady racic, wabi zwierzęta na miejsce zbrodni).
Za nadaniem zwierzętom równości względem ludzi idzie również postulat zagwarantowania im praw. Duszejko, wyrazicielka interesu zwierząt zgrupowanych w ramach marksistowskiej klasy w sobie, pragnie być przywódczynią nowej rewolucji i wyzwolić zwierzęcy proletariat spod władzy wąsatych burżujów z flintą na ramieniu.
Cały ten rezerwuar nawiązań i intertekstualnych gierek stanowi dość przyjemną i łatwą do rozgryzienia układankę. Jednak na jakimś podstawowym poziomie Prowadź swój pług… to powieść wyjątkowo irytująca. Można wręcz powiedzieć, że infantylna i stereotypowa. Wykształcona liberalna nauczycielka angielskiego jako przywódczyni klasowej rewolucji wywołanej przez zbuntowane zwierzęta? Opisywanie z nieukrywanym obrzydzeniem prowincjonalnych katolików? Idealizowanie czeskiej mentalności pozbawionej polskiej martyrologii i długowiecznych traum? Wszystko to brzmi jak alfabet nerwic i stereotypów wielkomiejskiego inteligenta, który w przypływie jakiejś niepojętej dla rozsądnego człowieka hipertrofii moralności prawi kazania skierowane do osób podobnych do siebie – co zbyt mocny akcent kładą na „ą” i „ę” na końcu polskich wyrazów.
***
Jednak finalnie nie ma na co się obrażać. Jeśli rzeczywiście światopogląd reprezentowany przez Janinę Duszejko jest coraz mocniej obecny w polskiej debacie publicznej, to całą tę sytuację należy gruntowanie przemyśleć. Jeśli konserwatyści chcą stworzyć poważną intelektualną odpowiedź na dyskurs ekologiczny, który nadal jest zdominowany przez lewicę, to trzeba mieć świadomość, z jakich tradycji filozoficznych się tam korzysta i na jakich intelektualnych stereotypach oparte są te konstrukty. Ograniczenie do autorytetu Rogera Scrutona i papieża Franciszka prawicowcom nie może wystarczyć. Czas przemówić własnym głosem.
Esej pochodzi z numeru czasopisma idei „Pressje” pt. „Katolickie państwo dobrobytu”. Zachęcamy do bezpłatnego pobrania numeru w formacie PDF, EPUB lub MOBI.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.