Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Katolicka korekta kapitalizmu

Katolicka korekta kapitalizmu Autor ilustracji: Rafał Gawlikowski

Nostalgia to zwodnicze uczucie, szczególnie kiedy zaczyna rządzić debatą publiczną. Tak dzieje się obecnie wraz z rosnącą tęsknotą za „starym dobrym państwem dobrobytu”. Zamiast podejmować próby nierealnego powrotu do przeszłości warto zacząć… uprawiać trójskok. Pierwszy skok to powojenne welfare state, drugie odbicie to jego neoliberalna korekta, a właściwe wybicie z progu oznacza sięgnięcie po katolicką naukę społeczną w celu modyfikacji obecnego modelu kapitalizmu.

Skok pierwszy: powojenne państwo dobrobytu

Dziś prawie nikt już o tym nie pamięta, ale zaraz po II wojnie światowej w Europie Zachodniej (szczególnie we Francji i Włoszech) poparcie dla partii komunistycznych sięgało nawet poziomu 20%. Demokratyczne elity Zachodu – pomne jeszcze doświadczeń Wielkiego Kryzysu z 1929 r. – musiały wejść w swoistą „licytację” polityczną z komunistami, także z tymi z Moskwy. Nie bez znaczenia był również klimat umysłowy tamtego okresu –intelektualny prym wiódł John Maynard Keynes i jego sposób patrzenia na organizację życia politycznego, społecznego i gospodarczego. Wszystkie te czynniki razem stworzyły warunki do narodzin powojennego welfare state, pogłębiającego udział państwa w życiu gospodarczym społeczeństw Zachodu, co miało już miejsce przed atakiem Niemiec na Polskę.

Lektura monografii Trzy porządki kapitalistycznego państwa dobrobytu autorstwa Gøsty Esping-Andersena pozwala wyciągnąć jeden podstawowy wniosek – w Europie Zachodniej nie istniał jeden uniwersalny model welfare state. Duński badacz wskazał, że za powstanie i ostateczny kształt państwa dobrobytu w danym kraju odpowiadała kombinacja czterech czynników: tempo wzrostu gospodarczego, struktura demograficzna, unikalna konfiguracja sił politycznych (partii liberalnych, socjaldemokratycznych, chadeckich i konserwatywnych) i ruchów robotniczych (w tym związków zawodowych) oraz ewolucyjne przekształcenie istniejących wcześniej w danym kraju instytucji społeczno-gospodarczych (tzw. zależność ścieżki – path dependence). W konsekwencji Esping-Andersen wyróżnił trzy wzorcowe modele zachodniego welfare state: liberalny (Australia, Kanada, USA, Wielka Brytania), konserwatywny (Austria, Belgia, Francja, Niemcy, Włochy) oraz socjaldemokratyczny (Dania, Norwegia, Szwecja).

Zdaniem badacza kluczowym procesem dla powojennego rozwoju kapitalistycznych państw dobrobytu była ich stopniowa uniformizacja – przy wszystkich wewnętrznych różnicach kraje Zachodu coraz silniej upodabniały się do modelu socjaldemokratycznego. Stąd możliwe jest stworzenie swoistego katalogu cech wspólnych dla kapitalistycznego projektu państwa dobrobytu.

  1. Idea pełnego zatrudnienia, zakładająca odpowiedzialność państwa za utrzymywanie niskiej stopy bezrobocia (w latach 60. poza USA wskaźnik ten oscylował wokół 1,5-2%).
  2. Powiązanie stałego i stopniowego wzrostu płac z rosnącą równolegle wydajnością pracy.
  3. Stworzenie rozbudowanej siatki świadczeń pozapłacowych, gwarantowanych zarówno przez przedsiębiorstwa (np. emerytury zakładowe), jak i państwo (zasiłki dla bezrobotnych, zasiłki chorobowe, emerytury).
  4. Powstanie szerokiej sieci instytucji i usług publicznych w zakresie edukacji, służby zdrowia czy mieszkalnictwa.
  5. Kluczowa rola związków zawodowych – funkcjonujących często na poziomie całych gałęzi gospodarki– odpowiedzialnych za dialog społeczny z państwem i pracodawcami.
  6. Dążenie do niwelowania nierówności społecznych za pośrednictwem progresywnego opodatkowania.

Swoje największe sukcesy zachodnie państwa dobrobytu święciły w latach 50. i 60. W tamtym czasie cały Zachód odnotowywał dynamiczny wzrost gospodarczy pomimo rosnących obciążeń podatkowych. Dobra passa skończyła się w dekadzie lat 70., kiedy w welfare state uderzyły kryzys gospodarczy oraz stagflacja. Powszechnie przyjmuje się, że głównymi winowajcami były dwa kryzysy naftowe z lat 1974 i 1979, które spowodowały drastyczny wzrost cen ropy na świecie, a w konsekwencji także i innych towarów. Przyczyn było jednak więcej.

Coraz wyższe koszty funkcjonowania państwa dobrobytu wpływały negatywnie na wzrost gospodarczy oraz na produktywność pracy. Ponadto osłabiały konkurencyjność w sytuacji, kiedy coraz większa grupa państw, szczególnie azjatyckich, zaczęła ją podnosić. Dużym problemem była również nieskuteczność w osiąganiu zamierzonych celów polityki społecznej.

Wróciły tradycyjne zarzuty wysuwane przez klasycznych liberałów, iż przesadna opiekuńczość zwalnia ludzi z odpowiedzialności za własny los i hamuje ludzką kreatywność. Często wskazywano także, iż w państwie opiekuńczym obywatele wchodzą z państwem w relację klientelistyczną, co jest wypaczeniem idei obywatelstwa opartej na założeniu, że to państwo jest przedmiotem troski jego obywateli jako dobro wspólne, a nie na odwrót. Do tego należy dodać lawinowo rosnące koszty obsługi administracyjnej coraz silniej rozrośniętego aparatu państwowego.

Skok drugi: neoliberalna korekta welfare state

Kryzys państwa opiekuńczego spowodował, że na popularności zaczęły zyskiwać idee powrotu do założeń ekonomii klasycznej, które postulowały ograniczenie interwencjonizmu państwowego. Powrót do klasycznie wolnorynkowych mechanizmów był silnie promowany m.in. przez znanych ekonomistów – Friedricha von Hayeka, Ludwiga von Misesa oraz Miltona Friedmana. Pod wpływem nowego prądu intelektualnego, a także ostatecznego zwycięstwa w geopolitycznej rywalizacji wolnorynkowych Stanów Zjednoczonych nad centralnie sterowanym Związkiem Radzieckim stopniowo rozszerzano w kolejnych państwach świata zakres stosowania mechanizmów rynkowych, które miały przywrócić dynamikę gospodarczą zatraconą w latach 70. Urynkowienie było widoczne nie tylko w gospodarce, ale także administracji publicznej, gdzie nurt Nowego Zarządzania Publicznego postulował zastosowanie w administracji mechanizmów znanych z przedsiębiorstw prywatnych.

Warto jednak podkreślić, że wbrew powszechnym opiniom redukcja dotychczasowych funkcji i zadań welfare state nie była wcale głęboka. Badania Barbary Vis wykazały, że europejskie państwo dobrobytu w ostatnich dekadach wcale nie straciło wigoru. Wydatki socjalne w relacji do PKB rosły od czasów powojennych aż do początku lat 90., by następnie delikatnie spaść, ale od tamtej pory utrzymują się na stabilnym poziomie. Istotą zmian wprowadzanych od lat 80. było, owszem, szersze wykorzystanie rozwiązań rynkowych, ale do realizacji celów, które zdefiniowane zostały jeszcze w okresie dominacji modelu welfare state.

Prywatyzowano państwowe firmy, ale nie oznaczało to wycofania się państwa z odpowiedzialności za rozwiązywanie problemów publicznych, a jedynie zmianę jego roli w realizacji tego celu. Państwo coraz rzadziej występowało jako właściciel, a coraz częściej jako zamawiający określone usługi publiczne u prywatnych przedsiębiorstw i jednocześnie płacący za nie oraz definiujący ich standardy. Czasy Margaret Thatcher czy Ronalda Reagana, postrzegane jako „turbo” liberalne, były w rzeczywistości okresem nie tyle demontażu funkcji opiekuńczych państwa, co jedynie jego deregulacyjnej korekty, liberalizacji rynku pracy oraz zmniejszenia znaczenia związków zawodowych. W przypadku Europy kontynentalnej zmiana była jeszcze płytsza.

To, czym były kryzysy naftowe dla państwa opiekuńczego, tym kryzys gospodarczy z roku 2008 r. był dla neoliberalizmu. I podobnie jak w latach 70., kryzys końca pierwszej dekady XXI w. był jedynie przejawem głębszego procesu, który postępował na długo przed 2008 r. Znoszenie barier w handlu międzynarodowym oraz promowanie otwartości na inwestycje zagraniczne tworzyło dogodne warunki rozwoju dla korporacji transnarodowych, które przenosiły miejsca pracy z Zachodu do państw, które dopiero zaczynały się „wpinać” do światowego krwioobiegu gospodarczego. Nowe miejsca pracy, przede wszystkim w Europie Środkowo-Wschodniej czy Azji, tworzone były często kosztem miejsc pracy w państwach zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych. Dopóki światowa gospodarka znajdowała się w dobrej kondycji i rynek pracy na Zachodzie pozostawał stabilny – sytuacja nie powodowała masowych protestów. Przełomem był jednak kryzys roku 2008/09, kiedy to dały o sobie znać słabości systemu gospodarczego, które wcześniej zamiatano ukradkiem pod dywan.

Siedem grzechów głównych neoliberalizmu

Tak jak z krytyką spotkało się państwo dobrobytu, tak i rozwiązania neoliberalne wymagają takiego podejścia.

Po pierwsze, ważnym problemem stały się korporacje transnarodowe, które często monopolizują określone segmenty gospodarki. Ich siła gospodarcza przekłada się na zdolności lobbingowe, które z kolei pozwalają powiększać własny potencjał gospodarczy, tworząc swoiste perpetuum mobile.

Po drugie, odczuwalnym problemem stały się nierówności dochodowe. O ile rację mieli liberałowie podkreślający, iż wolny rynek jest najbardziej skutecznym sposobem wytwarzania bogactwa, to rację mieli także jego krytycy zwracający uwagę, że nie jest on jednak mechanizmem najlepszym pod względem redystrybucji tegoż bogactwa.

Po trzecie, istotnym mankamentem neoliberalnej korekty welfare state była absolutyzacja prawa własności, która wyeliminowała społeczną hipotekę nakładaną na własność i ograniczała wykorzystanie własności w zgodzie z dobrem wspólnym i poczuciem społecznej odpowiedzialności.

Po czwarte, efektywnościowa orientacja neoliberalnego systemu gospodarczego poza korzyściami przynosiła również istotne, a początkowo nieprzewidziane koszty. Spowodowała m.in. ekonomizację sposobu myślenia i działania w obszarach, które wcześniej nie były podatne na logikę rynkową.

Po piąte, neoliberalizm zbyt wąsko rozumiał czynniki wpływające na rozwój, sprowadzając je głównie do ilości pracy, technologii i kapitału. Tymczasem mikroekonomia coraz wyraźniej wskazuje, ze kluczowe są zasoby niematerialne, czyli „miękkie”, ponieważ to one są decydujące dla innowacyjności i adaptacyjności firm. Mimo to inwestycje w zasoby ludzkie czy kulturowe, szczególnie w odniesieniu do otoczenia, a nie wnętrza firmy, były często ignorowane w głównym nurcie myślenia neoliberalnego.

Po szóste, neoliberalizm cechował się swoistym ograniczeniem horyzontu myślenia. Rosnące znaczenie spółek giełdowych, których managerowie są rozliczani co kwartał przed akcjonariuszami oczekującymi szybkiego zysku, wytworzył presję na skrócenie horyzontu inwestycyjnego.

Po siódme, neoliberalizm bazuje na maksymalizowaniu konsumpcji. Współczesny marketing nie jest nastawiony na najlepszą odpowiedź na realne potrzeby, ale przede wszystkim na ich sztuczne kreowanie. Problemem nie jest jedynie pobudzanie w ludziach materialnych aspiracji kosztem innych priorytetów. Konsumpcjonizm upowszechnia także model konsumpcji na kredyt, co skutkuje rosnącym zadłużeniem gospodarstw domowych.

Nie ma powrotu do starego świata

W tym miejscu trzeba postawić tezę zasadniczą dla dalszej części tekstu: obecny renesans dyskusji o państwie opiekuńczym jest resentymentem w pełni zrozumiałym, psychologicznie uzasadnionym, ale nieuprawnionym. Błędy i słabości neoliberalnego porządku nie przekreślają przecież błędów i słabości modelu welfare state. Powrót do idei państwa opiekuńczego nie będzie lekarstwem na współczesne nam wyzwania. Dziś, bogatsi o doświadczenia państwa opiekuńczego i jego neoliberalnej korekty, powinniśmy szukać rozwiązań, które pozwoliłyby zminimalizować słabości oraz zmaksymalizować mocne strony jednego i drugiego paradygmatu.

Swoistą „płaszczyzną”, na której mogłoby dojść do tej potrzebnej syntezy mogłaby być katolicka nauka społeczna. Istotą tej syntezy powinno stać się mocniejsze zakorzenienie systemu gospodarczego w szerszym kontekście etycznym i antropologicznym. Jest to istotne tym bardziej, że większość wskazanych słabości neoliberalizmu nie wynika wcale ze strukturalnych błędów samego kapitalizmu, lecz z wadliwych elementów jego kulturowego zaplecza.

W pewnym sensie jest to jednocześnie wezwanie do rehabilitacji tego nurtu refleksji nad ekonomią, który wiązał ją z naukami społecznymi. Jest to tradycja sięgająca czasów Arystotelesa, ale mająca znacznie późniejszych kontynuatorów w osobach Adama Smitha (przypominam, autora pracy Teoria uczuć moralnych), Johna Stuarta Milla, Henry’ego Sidgwicka, Francisa Edgewortha, Knuta Wicksella, Alfreda Marshalla, Arthura C. Pigou i wielu innych. Choć nie każdy z nich wpisuje się w etykę katolicką, to wszyscy dokonując refleksji ekonomicznej zakorzeniali ją w refleksji etycznej jako takiej.

Celem jest „wyciągnięcie” ekonomii z tabelek Excela, jej „odmatematyzowanie” i ponowne umieszczenie w nurcie nauk społecznych, łącząc ją integralnie z płaszczyzną kulturową, moralną i antropologiczną.

Punktowe eksperymenty zamiast obalania kapitalizmu

Kluczem do skutecznego wprowadzania zmian jest właściwa metoda: nie rewolucyjne „wywracanie stolika do góry nogami”, ale ewolucyjne reformy poprzez eksperymentalne, punktowe zmiany. Metoda prób i błędów, testowania, z którego jak zajdzie potrzeba można się wycofać, a jeśli okaże się strzałem w dziesiątkę – starać się szerzej upowszechniać. Takie podejście do zmian znajdziemy także w nurcie ekonomii behawioralnej, która podpowiada nam, że trzeba empirycznie weryfikować jak działają konkretne rozwiązania, a nie przyjmować za pewnik teoretyczne założenia tylko ze względu na ich logiczną spójność.

Zmianę polegającą na „uszlachetnieniu” kapitalizmu, a nie jego zakwestionowaniu należy zatem rozpocząć oddolnie poprzez zmianę praktyk firm i następnie ją upowszechniać. Chodzi o wywołanie ruchu, który prowadzi do społecznej zmiany rozumianej jako wygenerowanie nowych norm i reguł organizacji pracy, sposobów produkcji, podziału zysków. Ewolucyjne podejście powinno więc polegać na identyfikowaniu innowacyjnych, inspirujących „dobrych praktyk” poszczególnych przedsiębiorstw i instytucji, a następnie tworzenie nie tylko warunków dla ich dalszego rozwoju i rozpowszechniania, ale w niektórych sytuacjach wręcz ich wymuszania za pomocą systemu bodźców prawno-ekonomicznych.

Przykładami zmian realizowanych w tej logice jest np. tworzenie benefit corporations w Stanach Zjednoczonych czy community interest companies w Wielkiej Brytanii. Przedsiębiorstwa klasyfikowane prawnie już przez 35 stanów w USA jako benefit corporations mają rozszerzoną odpowiedzialność swoich udziałowców.

Dyrektorzy rozliczani są w raportach nie tylko z zysku, ale także z wpływu podejmowanych decyzji na otoczenie środowiskowe – zarówno lokalne, jak i globalne; rozszerzone standardy składają się z powszechnie zdefiniowanych zasad dotyczących celu firmy, transparentności, odpowiedzialności czy zmian struktury właścicielskiej wymagających raportowania, a często także zewnętrznego certyfikowania. Co ciekawe, prawne zobowiązania przedsiębiorstw ze statusem benefit corporation różnią się między stanami, co daje świetne pole do porównań i eksperymentów. W 2015 r. a więc zaledwie pięć lat po wprowadzeniu statusu benefit corporations w pierwszym stanie USA (Maryland), podobny system został wprowadzony we Włoszech (Società Benefit).

Katolicka nauka społeczna polemizuje z państwem dobrobytu

Katolicka nauka społeczna (KNS) zakłada ścisłe powiązanie refleksji ekonomicznej z etyczną. Nie znaczy to jednak, że jej postulaty można utożsamić z hasłami potępienia mechanizmów wolnorynkowych jako takich. Choć bez wątpienia KNS odrzuca egoizm na rzecz wspólnotowości oraz podkreśla rolę państwa w zapewnieniu podstawowych dóbr czy walki z ubóstwem, z wielu względów nie oznacza to prostego poparcia modelu welfare state.

Po pierwsze, koncepcja państwa dobrobytu, czyli państwa koncentrującego się na maksymalizacji ilości dóbr i ich egalitarnej redystrybucji w społeczeństwie jest z punktu widzenia KNS wadliwa. Z perspektywy katolickiej nauki społecznej nie chodzi bowiem o państwo dobrobytu materialnego, lecz państwo „prorozwojowe”, czyli tworzące najlepsze możliwe warunki do integralnego rozwoju człowieka.

Taka wizja antropologiczna zakłada, że szczęśliwe życie człowieka nie redukuje się do dobrobytu materialnego, ale duchowego i społecznego, polega ono na rozwijaniu relacji z Bogiem i innymi ludźmi. Upowszechnienie dobrobytu czy własności nie jest więc celem samym w sobie, lecz ma charakter służebny wobec istotniejszych celów.

Po drugie, Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie wspiera ideę pomocniczości, która podkreśla wspomagającą rolę państwa w rozwoju człowieka. Jednocześnie jednak zwraca uwagę na zagrożenia jakie zbyt daleko posunięta interwencja państwa może powodować dla ludzkiej wolności i inicjatywy. Państwo według KNS nie powinno z jednej strony zwalniać człowieka z odpowiedzialności za swój własny los, z drugiej zakłada jednak państwową interwencje w sytuacji, gdy człowiek faktycznie znajduje się w trudnej sytuacji.

W tym sensie katolicka nauka społeczna nie wspiera rozwiązań minimalizujących ludzki wysiłek, a maksymalizujących przyjemność. Postawa roszczeniowa („należy mi się”) nie jest podejściem mieszczącym się w tym modelu, bo sprzeniewierza się idei subsydiarności. Należy podkreślić, że traktowanie wszystkich ludzi jako niezdolnych do zapewnienia sobie i rodzinie niezbędnych środków do godnego (nie znaczy dostatniego!) życia to traktowanie ich jako niedojrzałych i niepodmiotowych. Ponadto każdy człowiek zasługuje na pomoc i wsparcie, ale nie zapominajmy o tym, że nie oznacza to automatycznie przypisywania tej roli państwu. Nie powinno ono w tym zadaniu zastępować całkowicie innych instytucji, takich jak rodzina, przyjaciele, społeczeństwo obywatelskie czy pracodawca.

Po trzecie, KNS uznaje nierówności międzyludzkie za naturalne. Równość na płaszczyźnie godności nie oznacza równości w aspekcie ekonomicznym. Owszem, katolicka nauka społeczna wzywa do zmniejszania rażących nierówności w tym względzie, ale postulat radykalnej egalitaryzacji społecznej nie wchodzi tutaj w grę. Grzechem nie jest bowiem bogactwo samo w sobie, ale przypisywanie dobrom materialnym przesadnego znaczenia, stawianie go ponad budowaniem relacji z Bogiem i bliźnimi. W tym sensie, grzech ten w równym stopniu zagraża zamożnym, jak i ubogim.

W tym modelu człowiek jest zobowiązany do poświęcenia na rzecz wspólnoty, co z pewnością odnosi się do dzielenia dobrami materialnymi, ale wskazuje się także, że każdy ma prawo do pomnażania swoich talentów [Katechizm Kościoła Katolickiego 1880], które nie są równo rozdzielone [KKK 1936]. Nauczanie Kościoła wyraźnie podkreśla, że każdy człowiek powinien realizować zadania, które jest zdolny wypełnić zgodnie z własnym powołaniem [KKK 1884]. Nie oznacza to więc zniesienia zróżnicowania zadań, funkcji, ról, a także hierarchii społecznych. Różnice te są związane z planem Boga, który chce, abyśmy się wzajemnie uzupełniali i potrzebowali nawzajem.

Po czwarte, KNS nie jest przeciwna mechanizmom rynkowym, ale ich absolutyzacji. Podejście katolickiej nauki społecznej do wolnego rynku jest jak do noża – sam w sobie nie jest zły jak chce tego lewica, ani dobry, jak twierdzą libertarianie czy bardziej nadgorliwi zwolennicy neoliberalizmu. Jego moralna ocena zależy od owoców, jakie przynosi. Wniosek? Tam, gdzie mechanizm wolnorynkowy przynosi dobre owoce, powinien być stosowany, tam gdzie nie – należy z niego zrezygnować. Szczególnie, że dziś sporo już wiemy o tym, gdzie rynek się sprawdza, a gdzie zawodzi.

Przykładami obszarów, w których mamy do czynienia z zawodnością mechanizmów rynkowych, wymagającą aktywizacji ze strony państwa, są m.in.: gwarantowanie swobody konkurencji (wymusza np. tworzenie urzędów deregulacyjnych i walki z oligopolami), dostarczanie dóbr publicznych (wymusza tworzenia instytucji, które będą je dostarczać w sytuacji, kiedy ich produkcja/realizacja nie są opłacalne dla podmiotów rynkowych), problemy z likwidacją tzw. efektów zewnętrznych własnej działalności (co wymusza np. wprowadzanie regulacji obniżających choćby koszty środowiskowe). Z drugiej jednak strony należy pamiętać, że tak jak rynek ma swoje ograniczenia (market failures), tak nie jest od nich wolny interwencjonizm (state failures), szczególnie w mniej sprawnych państwach. Dlatego wprowadzając konkretne ograniczenia mechanizmów rynkowych należy zawsze wyważyć czy lekarstwo nie okaże się gorsze od choroby.

Po piąte, KNS nakłada na posiadaczy własności społeczne zobowiązania, ale nie chce im tej własności odbierać. Wspiera uwspólnianie dóbr, ale nie jego upaństwowienie. Według katolickiej nauki społecznej każda własność daje określone prawa, ale rodzi też określone zobowiązania. Ta zasada jest szczególnie ważna w kontekście nowego trendu, jakim jest coraz trudniejsza uchwytność kluczowych dla naszego rozwoju gospodarczego zasobów i dóbr w podziale na strukturę własności: prywatne-społeczne-państwowe.

Takie dobra jak informacja czy kody dają się łatwo sklasyfikować. Mają one mieszany charakter, nie będąc ani czystymi dobrami prywatnymi, ani czystymi dobrami publicznymi, co wymusza inne podejście. Tym podejściem nie jest upaństwowienie, ale uwspólnotowienie dóbr, czyli takie ich wykorzystanie, aby służyły dobru wspólnemu. Lepszym rozwiązaniem niż upaństwowienie np. Facebooka jest wymuszenie udostępnienia algorytmów wpływających na wyświetlane treści i ewentualną ich modyfikację, aby minimalizować zagrożenia z tym związane, np. fakenewsy. W ten sposób, pozostając przy własności prywatnej, ukierunkowujemy jednocześnie działanie platformy na cele zgodne z dobrem wspólnym.

Po szóste, KNS nie traktuje pracy zawodowej jako zła koniecznego. Słusznie św. Tomasz wskazuje, że praca jest obowiązkiem wynikającym z prawa naturalnego, jest sposobem w jaki człowiek realizuje swoje człowieczeństwo i buduje relację z Bogiem.

Za błędny należy więc uznać prosty podział na złą pracę i dobry czas wolny. Człowiek nie staje się bardziej człowiekiem, jeśli zdoła obejrzeć więcej seriali na Netfliksie, lecz wówczas, gdy jego praca będzie go rozwijać i pozwalać mu na wykorzystanie jego zdolności i talentów. Wyraźnie mówi o tym art. 35 konstytucji Gaudium et spes, która podkreśla, że „człowiek bowiem pracując nie tylko przemienia rzeczy i społeczności, ale doskonali też samego siebie”.

Oznacza to, że postulatem nie powinno być minimalizowanie czasu pracy zgodnie z konsumpcyjnym założeniem, że miarą szczęścia człowieka jest ilość wolnego czasu od pracy zawodowej, lecz tworzenie we wszystkich miejscach pracy warunków do integralnego rozwoju każdego pracownika, co oznacza odpowiednią dawkę bezpieczeństwa, szacunku i możliwości uwolnienia jego potencjału. Przede wszystkim jednak podstawą jest tworzenie warunków do takiej pracy, która przyczynia się do doskonalenia świata, a więc unikania pracy, która jest niemoralna i nie przynosi dobrych owoców społeczeństwu.

Trzy kluczowe korekty kapitalizmu

Pierwszym wyzwaniem, jakie stoi przed procesem wpisania kapitalizmu w model KNS jest zredefiniowanie fundamentalnych pojęć, które stanowią podstawę obecnego systemu. W tej kwestii kluczową kategorią jest pojęcie dobra wspólnego. Jego powszechne rozumienie pozostaje dziś bowiem dalekie od znaczenia przypisywanego mu w ramach katolickiej nauki społecznej. Współcześnie dobro wspólne traktowane jest jako wspólny mianownik interesów każdego z członków danej wspólnoty politycznej, czyli stanowi synonim interesu publicznego.

W KKK jest ono definiowane jako „suma warunków życia społecznego, które pozwalają bądź to grupie, bądź poszczególnym jej członkom pełniej i szybciej osiągać ich własną doskonałość” [KKK 1906]. Związanie dobra wspólnego z integralnym rozwojem człowieka każe przemyśleć, czy aby na pewno obecny system gospodarczy tworzy najlepsze do tego warunki.

Poniższe propozycje nie aspirują oczywiście do wyczerpującego katalogu rekomendacji. Ten wymagałby potężnej intelektualnej pracy, znacznie przekraczającej ramy niniejszego tekstu, który do takiej pracy ma jedynie zainspirować. Poniżej zarysuję trzy proponowane kierunki tego typu rozwiązań.

1) Relacje w miejsce transakcji

Katolicka antropologia wskazuje, że człowiek jest istotą relacyjną, a życie we wspólnocie z innymi nie jest dla niego czymś dodatkowym, ale wymogiem jego natury [KKK 1879]. Z tego powodu to nie wskaźnik Giniego jest dziś najważniejszym wyznacznikiem „ukaenesowienia” gospodarki, ale statystyki rozwodów, rosnąca liczba singli, jakość naszych relacji z przyjaciółmi i rodziną, poziom zaufania społecznego. Współczesny system gospodarczo-społeczny wymaga istotnej korekty bodźców, aby popychał do silniejszej kooperacji, a nie rywalizacji, bo to współpraca wytwarza wartość, jaką są głębokie relacje międzyludzkie.

Jedną z proponowanych modyfikacji jest upowszechnienie ekonomii współpracy, czyli trendu zakładającego współużytkowanie i współdzielenie niewykorzystanych w pełni zasobów. Co ważne, pozwala ona w ten sposób generować wartości nieekonomiczne nie kosztem, ale wraz z wartościami ekonomicznymi. Efektywność zagospodarowania zasobów idzie tutaj w parze z nawiązywaniem bezpośrednich relacji międzyludzkich.

Rachel Botsman w pracy The Sharing Economy Lacks A Shared Definition wyróżnił cztery podstawowe płaszczyzny ekonomii współdzielenia: (1) produkcja – wspólne wytwarzanie dóbr (wszelkiego rodzaju kooperatywy spożywcze); (2) konsumpcja – uwspólnianie konsumpcji zasobów, które da się podzielić (coworking, carpooling, carsharing, ride-sharing, tool-sharing, couchsurfing); (3) finanse – bezpośrednia bankowość między ludźmi (m.in. crowdfunding); (4) wiedza – powszechny dostęp do wiedzy (m.in. bookcrossing, skill-sharing, user-driven innovation i Wikipedia).

2) Długofalowy rozwój zamiast „szybkiego wzrostu”

Współczesny kapitalizm okazał się sprawny w szybkim skalowaniu wzrostu, ale zaczął mieć problemy z faktycznym rozwojem. Powszechna już dziś krytyka prostych ekonomicznych wskaźników jak np. PKB per capita i uwzględnianie w coraz większym stopniu wartości nieekonomicznych, jak zdrowie, satysfakcja z życia czy poczucie bezpieczeństwa są tego dowodem. Rozszerzenie definicji rozwoju poprzez dodanie przymiotnika „zrównoważony” również pokazuje, jaką drogę zdążyliśmy już przebyć, chociaż za słownikiem nie idzie koniecznie adekwatność rozwiązań. Zauważenie innych wymiarów rozwoju to jednak z pewnością właściwy punkt startu.

Kluczem musi być zmiana postrzegania samego przedsiębiorstwa. Nie jest to jedynie instytucja podejmująca działalność gospodarczą zgodną z interesem właściciela; tworzy ona złożone relacje ze swoim otoczeniem, za które częściowo powinna brać współodpowiedzialność. Zmiana powinna więc polegać na tym, że to nie zysk finansowy poszczególnych przedsiębiorstw, ale kreowanie znaczącej wartości dla interesariuszy powinno być ich kluczowym zadaniem.

Zdaje się, że najlepszą odpowiedzią na problem ekonomicznej krótkowzroczności jest silniejsze zapuszczenie korzeni w środowisku, w którym dana firma funkcjonuje. Sztandarowym przykładem może być współpraca przedsiębiorstwa z uczelniami z miasta, w którym firma zatrudnia pracowników. Współpraca ta jest często oparta o model wsparcia zasobów uczelni zasobami przedsiębiorstwa (finansowymi, kadrowymi, technologicznymi). Jest ona trójstronnie korzystna, ponieważ uczelnia podnosi poziom oferty, absolwenci zyskują umiejętności, które mogą wykorzystać w pracy, a przedsiębiorstwo wykwalifikowanych pracowników. Jest to więc klasyczny przykładem sytuacji win-win-win, w której każda ze stron jest współtwórcą wartości i jednocześnie beneficjentem zysków.

Świetnym przykładem ilustrującym tezę, iż inwestycja w najbliższe otoczenie przedsiębiorstwa jest nie tylko wyrazem uznania odpowiedzialności, ale długofalowo się opłaca jest produkująca pieczywo koreańska firma Samlip. Znana ze szczególnie przyjaznej kultury wobec klientów i pracowników firma znalazła się w kryzysie w 1997 r. Wówczas sami pracownicy firmy zdecydowali się pracować kilka godzin dłużej, a klienci zwiększyli zamówienia, aby uratować firmę. Włączenie interesariuszy w przetrwanie przedsiębiorstwa nie byłoby możliwe, gdyby nie wieloletnia, szeroko zdefiniowana odpowiedzialność społeczna Samlip.

3) Odtwarzanie zamiast konsumowania zasobów

Trzecią kluczową zmianą powinno być przejęcie odpowiedzialności za zasoby, z których się korzysta. Bardzo wąskie traktowanie kategorii kosztów jakie przedsiębiorstwo bierze pod uwagę w bilansie zysków i strat powoduje erozję zasobów. Są one często wykorzystywane, lecz nieodtwarzane. Choć ekonomia od dawna zna tzw. efekty zewnętrzne, czyli np. zanieczyszczenia (podatek od emisji CO2, specjalne podatki od wydobycia surowców energetycznych), które są objęte specjalnymi opłatami, to wciąż jest to kategoria zbyt wąsko definiowana. Brak odpowiedzialności firm (i pośrednio oczywiście klientów) za produkcję opakowań, których nie można w łatwy sposób ponownie użyć jest jednym z przykładów.

Sposobem na praktyczną realizację powyższych założeń jest idea gospodarki obiegu zamkniętego, która polega na bardziej efektywnym wykorzystywaniu zasobów, przede wszystkim poprzez ograniczenie ich produkcji i umożliwienie produktowi „drugiego” życia. Nie należy jednak sprowadzać tej idei do recyklingu – istotą tej zmiany jest przejście od płacenia za posiadanie (pay-for-ownership) do płacenia za używanie (pay-for-use). W tym celu zasadne jest wdrożenie modeli biznesowych, które na etapie wymyślania uwzględniają takie cechy produktów jak długowieczność, łatwość naprawy, podatność na recykling.

Przykładowym działaniem państwa wspierającym tą ideę mogłoby być wprowadzenie podatku od śladu węglowego czy obciążenie producentów opakowań dodatkowymi kosztami związanymi z całym cyklem życia produktu wraz z utylizacją, adekwatnie do jego uciążliwości i kosztu. Dodatkowe koszty są naturalną konsekwencją rozszerzonej odpowiedzialności producenta.

Pozytywnym przykładem jest także trend konsumencki „zero-waste”, który promuje styl życia minimalizujący odpady poprzez respektowanie pięciu zasad (pięciu „erek”, 5R): (1) odmawiaj (refuse) np. ulotek, jednorazowych opakowań; (2) ograniczaj (reduce) potrzeby i przedmioty; (3) używaj ponownie (reuse) np. torby na zakupy; (4) segreguj i przetwarzaj (recycle) np. śmieci; 5) kompostuj (rid) odpadki organiczne.

Podsumowanie

Historia gospodarcza Zachodu zdaje się podlegać efektowi wahadła, które na zmianę wychyla się raz w stronę wolności, a drugi raz w kierunku bezpieczeństwa. Zmiana następuje najczęściej po jakimś spektakularnym wydarzeniu, które obnaża słabość aktualnego modelu gospodarczego. Wolnorynkowy model „kapitalizmu manchesterskiego” przerwany Wielkim Kryzysem z roku 1929; powojenny projekt welfare state zakończony kryzysami z lat 70.; neoliberalna korekta państwa dobrobytu podważona kryzysem finansowym z roku 2009.

Przedstawione w niniejszym szkicu propozycje katolickiej korekty kapitalizmu mają być w zamierzeniu kolejnym z odchyleń tego gospodarczego wahadła. Odchyleniem, które oczywiście nie rozwiąże wszystkich problemów i słabości kapitalistycznego porządku gospodarczego, ale pozwoli na istotną korektę jego mechanizmów instytucjonalnych i kulturowych. Z jednoczesną świadomością konsekwencji grzechu pierworodnego, który sprawia, że wiara w to, że instytucje, prawo czy polityka mogą zbudować „Królestwo Boże na Ziemi” jest ułudą. Szukajmy więc rozwiązań dobrych, a nie doskonałych – te są bowiem nie z tego świata.

Esej pochodzi z numeru czasopisma idei „Pressje” pt. „Katolickie państwo dobrobytu”. Zachęcamy do bezpłatnego pobrania numeru w formacie PDF, EPUB lub MOBI.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.