Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Miejska wyspa ciepła. Co zrobić, żeby miasta nas nie ugotowały?

Europejskie miasta są wygodne. Kilka z nich figuruje na listach o najwyższym poziomie jakości życia. Jednak postępujące zmiany klimatu mogą sprawić, że wiele z naszych miast stanie się nieznośnych, dla wielu mieszkańców nawet niebezpiecznych. Miejskie wyspy ciepła tworzą się tam, gdzie zamiast utrzymać zielone tereny, wylaliśmy asfalt lub wyłożyliśmy kostkę. Takie działania sprawiają, że temperatura w mieście potrafi wzrosnąć nawet o kilkanaście stopni.

W 2015 roku w Paryżu 195 krajów podpisało porozumienie, którego kluczowym postanowieniem było „utrzymanie wzrostu globalnych średnich temperatur na poziomie znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza ponad poziom przedprzemysłowy i kontynuowanie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5 stopnia”. Idea bardzo szczytna i konieczna. Problem w tym, że nie wystarczy. Równie istotne co tworzenie nowych definicji rzeczywistości jest natychmiastowa zmiana działań.

badaniach przeprowadzonych przez Uniwersytet w Newcastle po raz pierwszy przeanalizowano zmiany w 571 europejskich miastach, bazując na dostępnych modelach klimatycznych. Naukowcy wykazali, że nawet najbardziej optymistyczny ze scenariuszy przewiduje zwiększoną liczbę dni zarówno z falami upałów, jak i ogólny, znaczny wzrost średniej temperatury w miastach: od 2 stopni zgodnie z najbardziej optymistycznym scenariuszem, aż po 14 stopni w najgorszej wersji. Miasto to organizm, który zbudowany jest jak system naczyń połączonych – nawet niewielka zmiana średniej temperatury może mieć katastrofalne skutki.

Betonowe miasta szybciej się gotują

W 2019 roku w ponad 250 miastach w Polsce wprowadzono ograniczenia w korzystaniu z wody. Zmiany klimatu to wyższa temperatura, a ta oznacza zwiększone parowanie. Przy tak rzadkich opadach długotrwałych jak obecnie miasta zamieniają się w pustynie. Niedobór zieleni oraz nadużywanie betonu, asfaltu i bruku sprawiają, że temperatury w mieście stają się nieznośnie wysokie. Takie tereny nie mają szansy ani retencjonować wody, ani się schładzać, bo nagrzane przez słońce powierzchnie nocą oddają ciepło. W efekcie mamy do czynienia ze skwarem, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie organizmu.

Nie pomaga wszechobecny asfalt na wielopasmowych drogach, betonowe rynki i ryneczki lub 10-piętrowe „parki” maksymalizujące powierzchnię dostępnej działki. Przez takie zagospodarowanie terenu tworzy się tzw. miejska wyspa ciepła (MWC), czyli nadmierne nagrzewanie się obszarów zurbanizowanych.

Dlaczego mimo tych samych warunków atmosferycznych w mieście bywa cieplej niż w okolicznych wsiach? Betonowe i asfaltowe powierzchnie, które w dzień intensywnie się nagrzewają, a w nocy oddają ciepło, nie tylko zwiększają temperaturę. Zjawisko to wpływa również na przekształcenie właściwości środowiska i ekosystemu miast. Zmianie ulegają właściwości termiczne (np. zwiększenie pojemności cieplnej), a także aerodynamiczne (np. spadek średniej prędkości wiatru) i wilgotnościowe (np. spadek wilgotności względnej). Najbardziej miarodajnym wskaźnikiem intensywności MWC jest różnica temperatury pomiędzy miastem a obszarami podmiejskimi. W dużych miastach amerykańskich i europejskich może ona dochodzić (w czasie maksymalnego natężenia, a więc w godzinach nocnych) nawet do ok. 10-15 stopni Celsjusza.

W ciągu doby większą intensywność MWC obserwuje się w nocy. To wtedy następuje silne wypromieniowanie ciepła z nagrzanych powierzchni. Jako przykład można podać odkrycie naukowców w Tokio (to miasto, które zasłużyło sobie na tytuł posiadacza swojej własnej MWC), którzy zauważyli, że w dni wolne od pracy natężenie maleje. Miejska wyspa ciepła występuje, gdy naturalne powierzchnie, takie jak roślinność czy woda, są zastępowane betonem i asfaltem, a zaostrza je ciepło emitowane z samochodów i klimatyzatorów.

Profil pionowy miejskiej wyspy ciepła

Wzrost temperatury w mieście to także pogłębianie się problemu związanego z opadami konwekcyjnymi. Powietrze nagrzewające się do poziomu kilku stopni więcej niż okolica daje efekt w postaci wyładowań atmosferycznych. Typowymi dla nich są oberwania chmury i deszcze nawalne.

Kiedy woda gwałtownie spada na tereny szczelnie zabetonowane, nie ma możliwości wsiąknięcia w glebę. Wiele „rewitalizacji” polegało na pokryciu przestrzeni kostką Bauma i usunięcie zieleni. Sytuacji nie poprawia także budowa obiektów wielkopowierzchniowych, jak np. galerii handlowych, które z ogromnych terenów tworzą przestrzenie nieprzepuszczalne. W efekcie kanalizacja nie jest w stanie przyjąć tak dużej ilości wody. Następują zatem lokalne podtopienia, a rzeki płynące ulicą przestają już dziwić.

Wzrost temperatury powietrza w mieście prowadzi nie tylko do zmian w lokalnym klimacie. Kolejnym aspektem jest także wzrost stężenia benzo(a)piranu, substancji rakotwórczej, która wydziela się w wyniku wykorzystania asfaltu, betonu i innych nieprzepuszczalnych materiałów do pokrywania dużych powierzchni. W połączeniu ze smogiem typu Los Angeles, czyli letnią odmianą tego groźnego zjawiska, tworzy się zabójcza mieszanka.

Jaki to ma wpływ na nas?

Oczywiście, miejskie wyspy ciepła nie kreują globalnego klimatu. To zjawiska, które mają charakter lokalny, ale jeśli weźmiemy pod uwagę tempo urbanizacji – gwałtownie rośnie liczba ludzi mieszkających w miastach i na przedmieściach – i dołożymy do tego obecne zmiany klimatu, to otrzymamy mieszankę wybuchową. Komfort życia w mieście zacznie się obniżać.

Upały stanowią ogromne zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi, zwłaszcza dla dzieci i osób starszych. Wiąże się to z przegrzaniem organizmu, który nie jest w stanie znieść tak wysokich temperatur. W 2003 roku fala upałów zabiła w Europie 70 tys. osób. Średni wzrost umieralności ogólnej w czasie upałów w Polsce znacznie wzrasta, szczególnie wśród ludzi powyżej 65. roku życia. A przecież społeczeństwo się starzeje.

W samym Krakowie osoby powyżej 65. roku życia stanową ponad 20% społeczeństwa. Oznacza to, że co piąty mieszkaniec jest narażony na duże problemy ze zdrowiem z powodu występowania MWC. Tym samym dochodzi do dużo większego obłożenia ochrony zdrowia. Oczywiście, można by założyć, że „mnie ten problem nie dotyczy, jestem przecież młody, silny i zdrowy”.

Zestawmy jednak koszty tego efektu, jak chociażby to, że w naszym mieszkaniu czy pracy nie możemy wytrzymać bez klimatyzacji, którą musimy zainstalować, a potem płacić za jej użytkowanie. Wyższe temperatury powodują niszczenie gospodarki na wiele sposobów – więcej energii zużywa się do chłodzenia, powietrze jest bardziej zanieczyszczone, jakość wody spada, a czasami wręcz zaczyna jej brakować. Większy pobór energii do chłodzenia to także większe na nią zapotrzebowanie, a więc i szansa na blackout. Koszty ekonomiczne MWC rosną wykładniczo wraz ze wzrostem dotkliwości fal upałów. Do tego dochodzi też nasze samopoczucie – jesteśmy mniej wydajni, a nocą, gdy temperatura nie spada, nasz organizm gorzej się regeneruje.

Czy da się to zatrzymać?

Do ekstremalnych zjawisk, takich jak ulewne deszcze, trąby powietrzne czy długotrwałe susze, zaczęliśmy się przyzwyczajać. Jednak adaptacja miast do zmian będzie zdecydowanie dłuższa. A przecież miliony mieszkańców nie opuszczą nagle metropolii nieprzystosowanych do nowych warunków. Nie zmienimy całkowicie miast, w których żyjemy. Możemy natomiast mądrzej planować ich rozwój i walczyć o mitygację klimatyczną, czyli ograniczanie zmian klimatu.

Część miast już to robi. Od 2017 roku w przygotowaniu na ocieplenie pomagać mają miejskie plany adaptacji do zmian klimatu (MPA). W programach tych znajdziemy szczegółowe instrukcje, jak dostosować się do zmieniającej się rzeczywistości. Bazujemy na poznaniu czynników kształtujących reżim termiczny miasta.

„W związku z postępującym ociepleniem klimatu średnia roczna temperatura powietrza wzrasta (Kraków– Balice 8,6°C; Kraków – Obserwatorium [przy Ogrodzie Botanicznym UJ] 9,1°C). W całym XX w. temperatura roczna wzrosła w Krakowie o 1,5⁰C (Piotrowicz 2007)” – czytamy w krakowskim MPA. Autorzy zauważają, że najcieplejsze są obszary obejmujące zwartą zabudowę w Śródmieściu i tereny przemysłowe w Nowej Hucie. Najchłodniejszymi obszarami są duże kompleksy zieleni.

Szacuje się, że w mieście ok. 90% wody deszczowej spływa po powierzchni, a tylko niecałe 10% dostaje się do gleby. Na takim terenie susza oddziałuje jeszcze silniej, woda szybciej paruje z nagrzanych betonowych powierzchni, zwiększających swą temperaturę bardzo szybko. Logiczne jest więc, że miasta powinny zrezygnować z betonu i asfaltu tam, gdzie nie jest to absolutnie konieczne, i zastępować je terenami zieleni miejskiej. Te istniejące należy zachować i dbać o ich jakość. Tylko one zapewniają odpowiednią retencję i są w stanie zmniejszać efekty suszy. Rośliny i tereny zielone nie powinny być zatem traktowane jako luksus. Problem w tym, że w myśl przepisów prawa (procedury przetargu) najbezpieczniejszym sposobem jest wybetonowanie przestrzeni. „Lex Szyszko” wyrządził w Polsce wiele złego i im szybciej wprowadzimy ustawę do tego odwrotną, gdzie wycinka będzie sprawdzana, maksymalnie utrudniona i zupełnie nieekonomiczna, tym lepiej. Jednocześnie bardzo istotne jest dbanie o jakość, zwiększanie świadomości i zachowywanie istniejących terenów zielonych.

Teoretycznie zieleń miejska podlega ochronie w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy oraz w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. To w tych dokumentach uwzględnia się obowiązek tworzenia i ochrony terenów zieleni miejskiej. Próżno tam jednak szukać wzmianek o jakości tej przestrzeni i o ochronie tego, co już się w niej znajduje.

Zbyt często tereny te są zielone jedynie na rysunkach opisujących je w dokumentach. W rzeczywistości zaś to parkingi lub nieużytki spełniające wymogi tzw. powierzchni biologicznie czynnej. Konieczne jest zatem wprowadzenie argumentu jakości, a także bioróżnorodności oraz zabezpieczania i ochrony takich terenów.

Należy przy tym wszystkim pamiętać, że chodzi o zieleń w każdej skali – zarówno ogromne, miejskie parki, ale także skwerki, ogrody kieszonkowe, parki deszczowe, a nawet trawniki. O ile te pierwsze są dość popularnym celem inwestycyjnym i wizytówką, jaką gmina chce się chwalić, tak reszta, zwłaszcza trawniki, wydają się nie mieć takiego znaczenia. Widok rozjeżdżonych trawników lub drzew usychających pod ciężarem kół parkujących na nich samochodów jest przecież powszechny. Straż miejska często całkowicie ignoruje wezwania do takich zgłoszeń. A jest to przecież dewastacja. Skutecznie przed tym problemem chronią słupki, ale nie są rozwiązaniem idealnym.

Ponieważ z miejską wyspą ciepła związane jest zanieczyszczenie powietrza i oddawanie przestrzeni samochodom, powinniśmy starać się ograniczać ruch tych pojazdów w mieście. Zamiast tego stawiać na niskoemisyjny transport publiczny, jak na przykład tramwaj z zielonym torowiskiem. Równocześnie musimy kontrolować rozwój zabudowy, decydować się na mądre plany miejscowe, a także decydentów i projektantów wiedzących, pod czym się podpisują. Dążąc do miasta zwartego, efektywnego, o intensywnej zabudowie, nie możemy zapominać o otwartych przestrzeniach, ciągłości terenów zieleni i pewnej ekstensywności zabudowy.

Retencja wody to jedno z kluczowych wyzwań. Mała retencja jest prostym sposobem na gromadzenie wody w miejskiej okolicy. Pozwala na zatrzymywanie lub spowolnienie odpływu wód i zadbanie o rozwój środowiska naturalnego. Budowa niewielkich zbiorników, oczek wodnych i stawów, zadrzewianie, renaturyzacja małych rzek i ochrona terenów podmokłych to działania lokalne, które w połączeniu z inwestycjami z zakresu dużej retencji są skutecznym narzędziem w przeciwdziałaniu skutkom suszy i powodzi. Ogrody deszczowe posadowione pod rynnami i zasilane wodą opadową, pasaże roślinne, zielone dachy, ażurowe chodniki, skrzynie chłonne i zbiorniki na deszczówkę to rozwiązania, które nie są nowością w Polsce.

Należy jednak pamiętać, że woda deszczowa z nawierzchni miejskich i z dachów jest zanieczyszczona (olejami, metalami ciężkimi, odpadami itp.), a jej przedostanie się do zbiorników wodnych może spowodować degradację gleby. Zrównoważone gospodarowanie wodą opadową powinno więc prowadzić do recyklingu wody i redukowania zapotrzebowania na nią z miejskich ujęć. Tego typu rozwiązania są nie tylko ekologiczne i oszczędne, ale także zapobiegające podtopieniom w wypadku nawalnego deszczu. Warto pamiętać, że nie są one zarezerwowane jedynie dla nowo powstających projektów.

Pomóc może także promocja i wsparcie we wprowadzaniu rozwiązań związanych z naturalną retencją. Sposobów jest wiele – od ogrodów deszczowych, przez łąki kwietne, aż po ograniczanie koszenia trawy. Nie mniej istotne jest wprowadzenie realnych przepisów dotyczących retencjonowania wody. W niektórych miastach już pojawiają się dopłaty za zbieranie deszczówki. Zasadne byłoby też wdrożenie zasady kija i marchewki – w tym wypadku opłaty od „wyrzucania” wody do kanalizacji zamiast jej odzyskiwania i wykorzystywania tzw. wody szarej. Przede wszystkim zaś konieczny jest spójny system przyrodniczy miasta, tworzący zdrowy ekosystem.

***

Aby zwiększać jakość życia, trzeba pamiętać, że woda jest ściśle związana z roślinnością, stanowi jej biologiczny zbiornik. Bez przekrojowego i systematycznego podejścia do tematu niewiele się zmieni. Miasto to system naczyń połączonych. Woda i rośliny razem tworzą tzw. błękitno-zieloną infrastrukturę. To ona wpływa na mikroklimat, warunki przyrodnicze i bioróżnorodność. Miejskie tereny zieleni działają jak system klimatyzacji. Wypełnienie nimi miast, wraz z całą ich różnorodnością i złożonością, poprawi warunki życia na terenach zurbanizowanych.

Z resztą nie bez powodu określa się te elementy jako „infrastrukturę” właśnie. Ma ona swoje konkretne i celowe działanie. Nie może być więc dodatkiem, ale integralnym elementem miasta. Chociaż miasta obejmują tylko około 1% powierzchni Ziemi, zużywają około 78% energii na świecie i są domem dla ponad połowy światowej populacji. Klimat w każdym mieście jest inny, można jednak zauważyć wiele prawidłowości w jego zmianach. Konieczne jest wielowymiarowe, długofalowe, pozakadencyjne spojrzenie na miasto, by zapewnić mieszkańcom jak najlepsze warunki życia.

Działanie sfinansowane ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.