Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Netflix, piractwo i lęk przed zarażeniem. Czy wrócimy do kin?

Zezwolenie na otwarcie kin jest dobrym pretekstem do przyjrzenia się sytuacji rynku wideo w Polsce. W czasach pandemii znacząco wzrosło zainteresowanie ofertą platform streamingowych. Największym beneficjentem kulturalnego lockdownu zostało „imperium Netflixa”, które znacząco powiększyło swoją przewagę nad konkurencją. Paradoksalnie coraz większa ilość platform streamingowych wywołuje renesans internetowych kradzieży. Czy nasycenie legalnym streamem lub piractwem, a także lęk przed zarażeniem, spowodują, że mniej chętnie wrócimy do kinowych sal?

Pod koniec kwietnia Netflix pochwalił się swoimi wynikami za pierwszy kwartał 2020 roku. Platforma zaliczyła wzrost liczby subskrybentów o prawie 16 mln (do blisko 183 mln użytkowników na całym świecie), a także odnotowała rekordowe przychody. Internetowa wypożyczalnia filmów i seriali wykorzystała szansę, jaka pojawiła się w związku z pandemią koronawirusa i kulturalnym lockdownem. Ludzie zamknięci w domach zaczęli poszukiwać nowych sposobów na uczestnictwo w kulturze. Wykupienie subskrypcji na platformie streamingowej czy też wypożyczenie filmu (poprzez serwisy nVOD) było przed długi czas jedną z nielicznych dostępnych możliwości normalnego spędzania wolnego czasu. Rynek rośnie, pojawia się na nim coraz więcej graczy, problem jednak w tym, że możliwości domowego portfela są ograniczone.

Streaming oknem na świat

Omawiane zjawisko nie ominęło Polski. Serwis Wirtualne Media, który monitoruje sytuację na rynku mediów, regularnie informował o nowych rekordach popularności serwisów streamingwych. Według najnowszych danych z kwietnia bieżącego roku Netflix podwoił rok do roku swoje wyniki w Polsce, a z serwisu korzysta już blisko 5,7 mln „realnych użytkowników”. Znaczące wzrosty odnotowały również inne platformy jak player.pl, TVP VOD czy CDA Premium. Zwiększone zainteresowanie tą ostatnią usługą przełożyło się na znaczące wzrosty cen akcji CDA na warszawskiej giełdzie. Jeszcze na początku marca tego roku jedna akcja firmy kosztowała 14-15 złotych. Dziś akcje CDA warte są już 25-26 złotych.

Wydaje się, że koronawirus przyspieszył tylko proces, który wydawał się nieunikniony, czyli przenoszenie zainteresowania widzów z tradycyjnych mediów i rozrywek (jak np. wyjście do kina) na ofertę platform streamingowych. Nie dziwią więc kolejne analizy, które zapowiadają jeszcze bardziej dynamiczny rozwój tej branży. Bez wątpienia nadchodzą złote czasy dla streamingu, nie brakuje więc chętnych do wzięcia udziału w podziale przyszłych zysków. I w tym wypadku należy przyznać rację Jackowi Dukajowi, który wbrew wielu komentatorom stwierdził, że epidemia koronawirusa nie zatrzymuje historii, a wręcz radykalnie ją przyspiesza.

Netflix z gotową infrastrukturą, pełną biblioteką treści oraz z przygotowanymi kolejnymi produkcjami serialowymi i filmowymi przyciągał w sposób naturalny światową publikę. Zagrożeniem dla tego rynkowego hegemona mogłyby być platformy przygotowane przez największe koncerny medialne i elektroniczne, a więc przez Disneya, Warner Bros. (AT&T), Universal (Comcast) i Apple.

Każda z inicjatyw podjętych przez te przedsiębiorstwa ma jednak swoje znaczące ograniczenia. Warner od lat prowadzi w wielu państwach platformy HBO GO i HBO Now oraz serwis DC Universe, i właśnie poprzez te kanały oferuje swoje treści. Od kilkunastu miesięcy trwają pracę nad platformą HBO Max, która miałaby zunifikować wszystkie wysiłki tego przedsiębiorstwa w obszarze streamingu treści. Prawdopodobnie proces przekształcania dotychczasowych usług na HBO Max, a także atak na nowe rynki, potrwa wiele miesięcy. Jeszcze bardziej opóźniony jest Universal i Comcast ze swoimi Peacock’iem – start tej platformy zapowiedziany jest na 15 lipca tego roku.

Disney już w listopadzie ubiegłego roku wystartował ze swoją platformą Disney+, opartą przede wszystkim o potężne popkulturowe marki jak Marvel, Star Wars i Pixar, uzupełnioną oczywiście o ich oryginalne produkcje (zarówno animacje jak i filmy live-action). Pakiet uzupełniają treścią prosto od National Geographic. Oferta Disney+ wydaje się bardzo atrakcyjna, zarówno jeśli chodzi o dostępną na starcie bibliotekę, jak i zapowiedziane nowości. Wraz z premierą platformy udostępniano odcinki pierwszego sezonu The Mandalorian (serialu ze świata Star Wars), który okazał się wielkim hitem.

Niestety, początkowy dostęp do usługi był ograniczony ledwie do kilku państw. Większość światowej publiki nie mogła więc legalnie zapoznać się z treścią serialu. Jak nie trudno zgadnąć, duża część fanów, która w normalnych warunkach gotowa była zapłacić za dostęp do treści, musiała „założyć piracką czapkę”, aby współuczestniczyć w tym wydarzeniu. Polityka Disneya dobrze obrazuje ten problem. W ubiegłym roku The Walt Disney Company przejęło studio Fox, a wraz z nim sporą bibliotekę tytułów, które od wtedy mogły się pojawiać tylko i wyłącznie na platformie Disneya. Projekty realizowane przez konkurencyjne serwisy, takie jak seriale Marvela na Netflixie, zostały anulowane. Każdy trzyma swoje zabawki w swojej piaskownicy, nawet jeśli dostęp do placu zabaw nie jest równy dla wszystkich. W efekcie w naszym regionie piracki serwis BitTorrent zyskuje na popularności.

Korporacje biją się o nas

Koronawirus zachwiał kalendarzem produkcji. Stawiający tylko na treści własne Disney znacząco traci na rzecz Netflixa, na którym Polacy mogli zobaczyć chociażby „Hejtera” Jana Komasy lub „Kierunek Noc” na podstawie twórczości Jacka Dukaja. Okazuje się więc, że szczególnie w warunkach kryzysu możemy obserwować tzw. efekt św. Mateusza – bogaci stają się jeszcze bogatsi, biedniejsi natomiast jeszcze więcej tracą.

Zasada ta nie dotyczy jednak wszystkich, bo nie tylko Netflix dysponuje olbrzymim kapitałem. Disney+ powoli wchodzi na kolejne rynki – w marcu usługa została udostępniona w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Hiszpanii, Austrii, Szwajcarii i Irlandii. Zainteresowanie platformą w Europie jest znaczące, liczba subskrybentów w USA również systematyczne rośnie. Jednak miesiące posuchy mogą znacząco zrazić fanów do tej platformy. Owszem, Disney próbuje ratować swoją sytuację, wrzucając na platformę filmy, których premiera została odwołana z powodu pandemii (m.in. Artemis Fowl).

Amerykańskie media określiły ten wyścig mianem streamingowych wojen. Oprócz wymienionych graczy bierze w nich udział również szereg mniejszych podmiotów działających na lokalnych rynkach. I jak to na wojnie – nie wszyscy tę walkę przetrwają.

Treści popkultury są w tym momencie rozrzucone po wielu różnych platformach i serwisach. I tutaj pojawia się problem pieniędzy. Przy ograniczonych środkach w portfelu widzowie stają przed dylematem, którą usługę wybrać, a z której zrezygnować. Przeciętna amerykańska rodzina, która korzysta sVOD ma dostęp do dwóch-trzech platform streamingowych. Pojawienie się kolejnych usług sprawia, że tamtejszy rynek robi się coraz bardziej nasycony, a możliwości amerykańskiego widzów są ograniczone. Obiecującą perspektywę wzrostu wróży się Europie, zwłaszcza Europie Środkowo-wschodniej. Raport Digital TV Research, wskazuje ponad trzykrotny wzrost rynku w 22 krajach naszej części świata.

Przychody z seriali i filmów OTT TV (telewizja przez internet) w tym regionie osiągną 3,58 mld dolarów do 2025 roku. W porównaniu do 1,41 mld dolarów w 2019 roku. 40 proc. tej sumy ma wygenerować Rosja, a Polska 27 proc. Nic więc dziwnego, że toczą się u nas dyskusja o podatku od streamingu. Ale i tutaj w perspektywie roku będziemy mieli podobną sytuację jak w USA. Polski widz również stanie przed dylematem wyboru.

Rozproszony polski rynek to zła strategia

Swoje platformy posiada Telewizja Publiczna oraz prywatni nadawcy Polsat i TVN, którzy ogłosili powstanie dodatkowej wspólnej platformy streamingowej z firmami oraz sportem. Obie stacje wyłożą 30 milionów złotych na jej rozruch. Mali gracze też próbują swoich sił. Ruszyła platforma MOJEeKINO.pl, na której dostępne są filmy wyświetlane w kinach studyjnych w całej Polsce. Planowany jest też festiwal filmowy online. Analizując wyniki badań Urzędu Komunikacji Elektronicznej, można stwierdzić, że obecne możliwości przeciętnego polskiego widza zainteresowanego nową usługą streamingową lokują się między 29 a 39 złotych miesięcznie. Być może obecny kryzys gospodarczy spowoduje znaczące uszczuplenie portfeli Polaków i ograniczenie wydatków na rozrywkę. Nie ulega więc wątpliwości, że na tej wojnie poleje się krew i część podmiotów po prostu nie utrzyma się na rynku na dłuższą metę.

Zwłaszcza jeśli walka z piractwem 2.0 przybierze realnych kształtów. Nie chodzi tutaj o nielegalną dystrybucję filmów i seriali, tylko o nieuprawnione współdzielenie kont. Przekazujcie znajomym hasła dostępu do platform streamingowych? Może ktoś w geście dobrej woli podrzucił wam swoje hasło? Wymieniacie się ze znajomymi dostępem do Netflixa, by dostać od nich HBO? To według Disneya piractwo 2.0. Włodarze innych platform różnie podchodzili do tego tematu, np. uznając to za dodatkową reklamę, jednak liczby na każdym robią wrażenie. Na skutek takich działań sam Netflix traci 135 mln dol miesięcznie. Problem jest na tyle poważny, że wytwórnie, skaczące sobie na co dzień do gardeł, chcą rozwiązać go wspólnie. Alliance for Creativity and Entertainment, organizacja powołana do walki z piractwem z inicjatywy gigantów rynku, ma zająć się tym problemem.

Co z kinem?

Intensywna rywalizacja na rynku platform streamingowych trwa od jakiegoś czasu, jednak dopiero teraz wchodzi w decydującą fazę. Kiedy najwięksi potentaci realizują swoje projekty i udostępnią swoją usługę, w skali globalnej rozpocznie się wyniszczająca walka o przetrwanie. Mechanizmy uruchomione podczas pandemii nie przestaną działać i po niej. Jak w nowej rzeczywistości odnajdą się tradycyjne kina? Nowe restrykcje związane z zachowaniem bezpieczeństwa a także troska o klientów nie pozwoliły na wznowienie działalności największym multipleksom w Polsce w poprzedni weekend. Czy dotychczasowi klienci nęceni czapką pirata, promocjami platform streamingowych i obarczeni ryzykiem zakażenia wrócą do kin?

Ostatni weekend dla kin był bardzo rozczarowujący. Niektórzy nazywają go wręcz najgorszym w historii. Złożyło się na to wiele czynników takich jak pogoda, lęk i brak odpowiedniego repertuaru. Problemu nie da się tak łatwo rozwiązać. Wytwórnie filmowe również nie pracowały, nie ma więc nowych treści. Studio Paramount planuje wszystkie swoje filmy dystrybuować równolegle online. W odwecie kina grożą bojkotem ich produkcji. Wojna trwa w najlepsze. Należy jednak pamiętać, że dostęp do streamingu był często dodatkiem do innej usługi. Prawdziwą wartość platform poznamy, gdy skończą się promocje i efekt świeżości. Czy wygra potrzeba wspólnotowego przeżywania emocji, czy zacisze domowego ogniska? Na to pytanie nie znamy jeszcze odpowiedzi. Niemniej, przyszłość przemysłu kinowego nie rysuje się w różowych barwach.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.