Odejście od węgla to nie opcja, a konieczność
W skrócie
Odejście od węgla jest koniecznością. Zmuszają nas do tego zmiany klimatu, racje ekonomiczne i prawo unijne. W polskim sektorze energetycznym od kilkunastu lat podejmuje się kroki ku transformacji, z którą wiąże się zmniejszenie udziału energetyki konwencjonalnej opartej na węglu. Początkiem całkowitej transformacji jest jednak zmiana myślenia. Czy jesteśmy gotowi na nowe rozwiązania w energetyce?
Albo węgiel, albo klimat
Dwutlenek węgla to prawie 80% gazów cieplarnianych emitowanych przez człowieka. Powstaje on głównie w wyniku spalania paliw kopalnych węgla, ropy i gazu. Jak pisała Ilona Jędrasik w artykule Albo klimat, albo węgiel, spalanie węgla odpowiada za ok. 25% światowej emisji CO2. W Polsce ta wartość rośnie do jednej trzeciej. A jak wygląda miks energetyczny w innych krajach? Elektrownie węglowe funkcjonują w 78 państwach, z czego 14 z nich planuje całkowite odejście od węgla, jednak 16 krajów, które obecnie nie posiadają elektrowni węglowych, zamierza je wybudować. Można zauważyć, że wysiłki innych na rzecz dekarbonizacji są niweczone przez tych, którzy jednak decydują się wytwarzać energię z węgla.
Tymczasem o wpływie węgla na ekosystem przypominał Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (Intergovernmental Panel on Climate Change, IPCC) – ciało doradcze ONZ, które analizuje badania naukowe dotyczące klimatu i konsekwencji jego zmiany. Wynika z nich, że rezygnacja z węgla jest niezbędna, jeśli chcemy zatrzymać zmianę środowiska i ograniczyć wzrost temperatur do 1,5 stopnia Celsjusza. Jedną z konsekwencji zmiany klimatu, odczuwalną również w Polsce, są ekstremalne zjawiska pogodowe: wichury, burze, susze, gwałtowne opady i zmiana temperatury. Niektóre konsekwencje to zagrożenie bezpieczeństwa żywności, wzrost poziomu morza, zalanie infrastruktury przybrzeżnej, migracje klimatyczne na niespotykaną dotąd skalę, relokacja lub wyginięcie wielu gatunków zwierząt. Nawet niewielka zmiana średniej temperatury powietrza jest w stanie doprowadzić do podgrzania oceanów i zmiany ciśnienia między prądami powietrza. Powoduje to efekty sprzężenia zwrotnego, przyspieszające dalsze procesy globalnego ocieplenia. Biorąc zatem pod uwagę znaczenie węgla w dynamice globalnego ocieplenia, niezrozumiałe wydają się plany dotyczące rozwoju energetyki opartej na tym paliwie. Tymczasem w Chinach planowana jest rozbudowa mocy węglowych o 226 GW, czyli więcej niż moc wszystkich elektrowni węglowych w UE. Kolejne kraje, które chcą podążać tą drogą, to: Indie (91,5 GW), Turcja (34,4 GW), Wietnam (34 GW), Indonezja (29,4 GW), Bangladesz (22,9 GW), Japonia (13,1 GW), Republika Południowej Afryki (12,7 GW), Filipiny (12 GW) i Egipt (8,6 GW). Na pierwszym miejscu listy państw europejskich z planami budowy elektrowni węglowych jest Polska. Nasza energetyka jest drugą pod względem emisyjności w Unii Europejskiej. Przykładowo roczna emisja dwutlenku węgla z elektrowni Bełchatów wynosi około 37 mln ton, co jest równe ilości dwutlenku węgla, jaką emituje 2/3 całkowitego transportu w kraju. Pod względem emisyjności jest to największy zakład przemysłowy w Unii Europejskiej, pierwsza na świecie elektrownia opalana węglem brunatnym, a pod względem mocy – czwarta elektrownia węglowa na świecie.
Wydobycie węgla to też problem
Nie tylko spalanie węgla przynosi katastrofalne skutki dla środowiska. Nie inaczej jest z samym wydobyciem tego surowca, który stanowi kolejne zagrożenie ekologiczne. Wiceminister aktywów państwowych – Adam Gawęda – deklaruje, że jego resort jest za udzieleniem koncesji na budowę odkrywki Złoczew, która będzie stanowić źródło węgla dla elektrowni Bełchatów przez kolejne 30 lat. Co jednak wzmocni elektrownię, nie pomoże środowisku. Realizacja tej inwestycji wiąże się bowiem z ogromnymi kosztami społecznymi, finansowymi i środowiskowymi. W wyniku jej realizacji wody gruntowe obniżą się na obszarze nawet 800 km2 wokół kopalni. Zniszczone zostaną 33 wsie, dojdzie do degradacji gleby i zmniejszenia dostępności wody przez kilkadziesiąt lat. Co więcej, pozwolenie na odkrywkę wiąże się ze stratą 2 mld euro (dla PGE) z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Środki te kierowane są do regionów uzależnionych od węgla, które planują od niego odejść.
Wydobycie węgla nie tylko jest destrukcyjne dla środowiska naturalnego. Jest też czynnikiem dodatkowo wzmacniającym emisję gazów cieplarnianych, co sprzyja, jak wspomniałam wcześniej, podnoszeniu się średniej temperatury globalnej. Możemy o tym przeczytać w raporcie Jaki węgiel dla Elektrowni Bełchatów?, wydanym przez ClientEarth. Zdaniem jego autorów „wydobycie węgla brunatnego ze złoża Bełchatów jest źródłem emisji gazów cieplarnianych. Emisje metanu dodają do efektu cieplarnianego 900 tys. ton dwutlenku węgla”. Mimo to wciąż spotykamy sceptyków odejścia od węgla.
Czarnego złota jest mało i jest drogie
Polityka energetyczna w Polsce stoi na rozdrożu. Z jednej strony zmiany klimatu, zobowiązania do redukcji CO2 i zwiększenia inwestycji w OZE, z drugiej rachunek ekonomiczny, który skłania do kalkulacji kosztów i korzyści dla gospodarki. Czy rzeczywiście te dwie drogi tak się od siebie różnią? Węgiel jest zasobem nieodnawialnym, jego złoża się wyczerpują, a wydobycie jest coraz kosztowniejsze. Do tego wzrasta cena za emisję CO2, koszty społeczne obejmują przyszłe pokolenia i są dramatyczne dla ekosystemu. Upadek energetyki opartej na węglu jest nieuchronny i każda ścieżka prędzej czy później doprowadzi do alternatywnych źródeł energii.
Co więcej, sama świadomość katastrofy ekologicznej, która jest skutkiem działalności człowieka, skłania do poszukiwania nowych rozwiązań w energetyce. Jeśli ten argument – możliwość zagrożenia dla całego ekosystemu i przetrwania wielu gatunków, w tym również gatunku ludzkiego – jest niewystarczający, możemy powołać się na racje ekonomiczne.
Część starych bloków węglowych w ciągu najbliższych lat zostanie zastąpiona przez nowe jednostki, m.in tak stanie się w Jaworznie. Nowe elektrownie będą spalać mniej surowca, co zmniejszy popyt na węgiel. Dojdzie do konieczności zamknięcia kolejnych kopalń, bo eksport polskiego węgla nie jest opłacalny. Podobnie rzecz ma się z wydobyciem, które staje się coraz trudniejsze i mniej dochodowe. Niektórzy politycy zapewniają, że przy obecnym wydobyciu zasoby węgla wystarczą na 50 lat. Jednak takie kalkulacje są oparte na klasyfikacji złóż, opracowanej jeszcze w czasach PRL-u. Kraje o wyższym poziomie technologicznym, jak np. Australia, USA, Rosja, RPA, oraz instytucje finansowe udzielające kredyty spółkom górniczym posługują się klasyfikacją JORC (the Joint Ore Reserves Committee). Metodologia ta uwzględnia koszty wydobytego węgla, porównuje je do prognozy ceny, a następnie na tej podstawie decyduje, czy dane złoże jest opłacalne.
Według krakowskiego Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią PAN (IGSMiE) złoża Polskiej Grupy Górniczej to nie deklarowane 1,7 mld ton, a zaledwie 645 mln ton, w tym zasoby udowodnione to jedynie 316 mln ton. Szczegółowe badania nie były w Polsce robione, więc wciąż jest to pewnego rodzaju przybliżenie. Potrzebujemy bardziej dokładnej inwentaryzacji.
Trzy ekonomiczne powody odejścia od węgla
Proces odchodzenia od produkcji energii z paliw kopalnych wymuszają czynniki obiektywne. Po pierwsze, sama polityka klimatyczna UE, która zobowiązuje do zmniejszenia emisji CO2, skłania nas do radykalnej zmiany miksu energetycznego. To także kwestia ceny uprawnień do emisji tego związku chemicznego, które są podstawowym instrumentem unijnej polityki dekarbonizacyjnej. Przez rok ceny mogą zwiększyć się kilkukrotnie, sprawiając, że prąd z węgla będzie jeszcze droższy, a inne technologie – np. odnawialne źródła energii – staną się bardziej konkurencyjne. Profesor ekonomii i laureat nagrody Nobla, William Nordhaus, twierdził, że emisja 1 tony CO2 powinna kosztować 25 dolarów, a kwota podatku wzrastać każdego roku, aż do 160 dolarów za tonę w 2050 r. Z rachunków Nordhausa wynika, że taka cena zmobilizuje państwa do zmniejszania emisji, by utrzymać wzrost globalnej temperatury o 2,5 stopnia Celsjusza do końca tego wieku, choć wciąż jest to wzrost o pół stopnia wyższy, niż zakładano w porozumieniu paryskim.
Po drugie, normy emisji szkodliwych substancji przez elektrownie są zaostrzane. Stare polskie zakłady już nie radzą sobie z wypełnieniem tych norm, a kiepska jakość polskiego węgla im w tym nie pomaga.
Po trzecie, choć regionalne banki rozwoju, nadzorowane przez UE (np. Europejski Bank Inwestycyjny EBI), inwestowały do tej pory znaczne pieniądze w elektrownie oparte na paliwach kopalnych (w sumie 11,8 miliarda euro w latach 2013-2018, rocznie połowę całkowitego budżetu przeznaczonego na pożyczki), to obecnie ten trend dobiega końca. Instytucje odchodzą bowiem od finansowania przemysłu opartego na paliwach kopalnych, czego dowodem jest fakt, że wspomniany przeze mnie EBI zadeklarował wycofanie się do 2021 r. z wspierania podobnych projektów. Tym samym na budowę nowych elektrowni węglowych po prostu nie będzie pieniędzy, co może w rezultacie doprowadzić do wzrostu inwestycji w OZE w kolejnym dziesięcioleciu. Unia Europejska przekonuje do odejścia od węgla i przedstawia plan płatności o łącznej sumie sięgającej prawie 10 miliardów euro.
Brak wody problemem dla energetyki
Z jednej strony produkcja energii zależy od dostępności wody. Z drugiej strony energia jest niezbędna do szeregu procesów wodnych, w tym do dystrybucji wody, oczyszczania ścieków i odsalania. Biorąc pod uwagę fakt, że zmiany klimatu przyniosą nową częstotliwość, intensywność, sezonowość i ilość opadów, a także temperaturę wody, można stwierdzić, że relacja między sektorem energetycznym a zasobami wody jest kluczowym ogniwem planowania transformacji. Woda jest niezbędna na wszystkich etapach produkcji energii, począwszy od paliw kopalnych i biopaliw, a na wytwarzaniu energii skończywszy. Analiza IEA wykazała, że dziś sektor energetyczny pobiera około 340 miliardów metrów sześciennych wody (objętość wody usuniętej ze źródła) i zużywa około 50 mld m3 (objętość wody pobranej, która nie wraca do źródła). Zużyta woda to zagrożenie toksykologiczne dla ekosystemów uzależnionych od wody słodkiej (również dla ludzi). Powoduje to nieodwracalne zmiany. Bez wody nie ma też możliwości wydobycia gazu ziemnego, ropy naftowej, węgla, gazu i ropy z łupków czy piasków roponośnych i innych surowców.
Według prognoz dalsze zwiększanie produkcji energii opartej na paliwach kopalnych w niebezpieczny sposób zwiększy zużycie wody pitnej. Badania naukowe z Oksfordu i Newcastle wykazują, że dalsze uzależnianie wytwarzania energii elektrycznej od paliw kopalnych może doprowadzić do wzrostu konsumpcji wody pitnej o 70%. Badacze twierdzą, że transformacja energetyczna promująca odnawialne źródła energii pozwoli ograniczyć konsumpcję wody pitnej do 60% obecnego poziomu.
Susze i niedobory wody dotknęły już indyjskie elektrownie cieplne. Indie straciły 14 TWh energii cieplnej w 2016 r. z powodu niedoborów wody. Rosnące temperatury mogą oznaczać, że niektóre elektrownie nie są już w stanie spełniać przepisów dotyczących temperatury zrzutu wody. W związku z tym plany wytwarzania energii oparte na technologiach wymagających większej ilości wody będą musiały uwzględniać obecną i przyszłą jej dostępność przy wyborze lokalizacji i technologii chłodzenia oraz, w miarę możliwości, wykorzystywać alternatywne źródła wody.
Dekarbonizacja nie taka straszna
Zgodnie z porozumieniem paryskim udział węgla w produkcji energii elektrycznej powinien spaść poniżej 30% do 2030 r. i być bliski 0 w 2040 r. Według projektu „Polityki Energetycznej Polski 2040” w 2030 r. węgiel będzie źródłem 56% energii elektrycznej, a w 2040 r. – 28%. Udział OZE to odpowiednio 32% w 2030 r. i 40% w 2040 r. Początek zmian wiąże się z ogromnymi kosztami. Bardzo ważne jest wzmocnienie efektywności energetycznej poprzez działania, takie jak: termomodernizacja, podniesienie efektywności urządzeń, inwestycje w efektywne źródła energii oraz badania nad nowymi technologiami. Dokumenty strategiczne zakładają elektryfikację transportu i ciepłownictwa. Głosem w dyskusji mogą być różne prace na temat możliwych ścieżek dekarbonizacji, np. raport Instytutu Badan Strukturalnych (IBS) z 2018 r. W tym dokumencie przyjęto perspektywę roku 2050 przy porównywaniu możliwych scenariuszy energetyki węglowej. Według IBS całkowity wpływ dekarbonizacji na PKB w Polsce jest znikomy. W 2050 r. średnie tempo wzrostu PKB byłoby o 0,02 punktu procentowego niższe niż w przypadku braku dekarbonizacji. Całkowity wpływ dekarbonizacji na stopę bezrobocia oszacowano jako bliski 0. Ścieżka dekarbonizacji jest droższa o ok. 15%, ale daje efekty w postaci prawie dwukrotnie niższej emisji CO2 przez sektor energetyczny. Poza tym brak dekarbonizacji skutkuje mniejszym bezpieczeństwem energetycznym i słabszą pozycją Polski na arenie międzynarodowej. Węgiel będzie bowiem zastępowany przez nowe technologie nawet przy braku radykalnych zmian w energetyce. Dalsze oparcie energetyki na węglu opóźnia transformację. W wariancie dekarbonizacji zmiany są szybsze, a docelowy miks energetyczny bardziej zróżnicowany. Autorzy wskazują na fakt, że polityka publiczna dysponuje instrumentami, które ograniczają potencjalne ryzyko (bezpieczeństwo dostaw surowców, stabilność produkcji energii) oraz przeciwdziałają negatywnym skutkom dekarbonizacji, np. spadkowi miejsc pracy w górnictwie.
Mimo wszystko atom wchodzi w grę
Idea dekarbonizacji rozwijała się w Polsce już w czasach PRL-u. Wtedy odpowiedzią na plan zmniejszenia udziału węgla w miksie energetycznym było zbudowanie w Polsce elektrowni atomowej. Pierwszy ośrodek badań jądrowych uruchomiono w latach 50. w Świerku, a pierwszy reaktor w 1958 r. W latach 70. zdecydowano o wybudowaniu 2 elektrowni jądrowych, jednej w Żarnowcu (1760 MW), drugiej w Warcie (4000 MW). Obie miały dostarczać 20% energii elektrycznej dla Polski, co jest porównywalne z udziałem energii jądrowej w miksie energetycznym USA czy Wielkiej Brytanii. Jednocześnie w latach 70. trwała walka różnych grup interesu o fundusze rozdzielane centralnie. Ostatecznie do realizacji projektu przystąpiono w 1982 r., lecz spotkało się to z ogromnym sprzeciwem społecznym. Sceptycyzm panował również w samym rządzie. Ówczesny minister przemysłu – Tadeusz Syryjczyk – stwierdził, że: „EJŻ jest inwestycją zbędną dla polskiego systemu energetycznego w horyzoncie 10 do 20 lat, a potem wcale nie ma pewności, że energetyka jądrowa będzie potrzebna”.
Koniec końców ogromna inwestycja została zamknięta, a straty związane z budową kalkuluje się na 2 miliardy dolarów. Jerzy Lipka w swojej książce Odkłamać Żarnowiec oszacował utracone korzyści na około 50 miliardów zł według cen aktualnych. Zdaniem Lipki porażka związana z likwidacją elektrowni Żarnowiec to niepowetowana strata możliwości produkcji czystej energii. Autora książki twierdzi, że straciliśmy okazję, żeby zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, minimalizując szkody dla środowiska. Zwolennicy atomu ubolewają nad straconymi możliwościami produkcji energii w elektrowni Żarnowiec. Przeszłości nie zmienimy. Historia uczy nas, jak ważna jest dalekowzroczność i nieuleganie presji grup interesu.
Dziś energia jądrowa stoi pod znakiem zapytania. Przyjmuje się, że na proces planowania budowy elektrowni jądrowej potrzeba od 7 do 13 lat, a to wszystko przy założeniu, że każdy etap przebiegnie bez opóźnień. Jest to poważne ograniczenie, biorąc pod uwagę perspektywę zmiany klimatu w ciągu najbliższych lat. Czy nie jest za późno? Możliwe awarie i problemy ze składowaniem odpadów radioaktywnych budzą obawy społeczne. Kontrowersje wokół energetyki jądrowej utrudniają podjęcie niezwłocznych działań. Farmy wiatrowe i fotowoltaiczne wymagają mniej czasu i inwestycji. Wymagają zdecydowanie mniejszej ilości wody. Z drugiej strony elektrownie jądrowe stanowią stabilne i tanie źródło energii elektrycznej. W elektrowniach jądrowych współczynnik wykorzystania mocy w nich zainstalowanej utrzymuje się na poziomie 90%, a dla elektrowni wiatrowych w najlepszych lokalizacjach zaledwie 25%.
Mimo tych wątpliwości być może nadszedł już czas na weryfikację planów dotyczących rozwoju energetyki jądrowej. Technologia rozwinęła się w ciągu ostatnich 40 lat, a my możemy czerpać wiedzę z doświadczeń innych państw, dbając o minimalizację zagrożeń związanych z elektrowniami jądrowymi. Niezależnie od tego, jakie są nasze odczucia wobec tych zakładów, jesteśmy nimi otoczeni (reaktory w Niemczech, Czechach, na Ukrainie, Słowacji).
Różne drogi ucieczki od węgla
W raporcie z 2020 r. – Global Renewables Outlook. Energy transformation 2050 – Międzynarodowa Agencja Energetyki Odnawialnej (International Renewable Energy Agency – IRENA) przedstawia perspektywy rozwoju. W opracowaniu porównano scenariusz zakładający utrzymanie obecnego modelu energetyki gospodarki ze scenariuszem głębokiej transformacji pozwalającej na utrzymanie globalnego ocieplenia poniżej 2 stopni Celsjusza, zgodnie z zapisami Porozumienia paryskiego. Według IRENA transformacja pozwoli na złagodzenie zmian klimatu i ochroni tym samym ekosystem przed katastrofą na niespotykanie dużą dotąd skalę. Co więcej, transformacja w kierunku OZE umożliwi stworzenie na całym świcie kilkudziesięciu milionów nowych miejsc pracy. Przykładowo w UE transformacja wiązałaby się z likwidacją 400 tys. miejsc pracy w energetyce konwencjonalnej oraz powstaniem 1,5 mln stanowisk związanych z energetyką. Nowe programy globalnej transformacji energetycznej opartej o odnawialne źródła energii mogą być lekarstwem na kryzys gospodarczy będący efektem pandemii. W skali globalnej koszty transformacji wyniosłyby do 2050 r. o 35 bilionów dolarów więcej niż kontynuowanie obecnych działań, ale należy patrzeć na te wydatki jak na inwestycję. W raporcie IRENA znajdujemy szacunki sugerujące, że każdy dolar poświęcony transformacji energetycznej może przynieść od 3 do 8 dolarów zwrotu, chociaż trzeba zaznaczyć, że koszty i korzyści OZE nie rozkładają się równomiernie między państwami. W wypadku Polski należy brać pod uwagę stosunkowo niską ekspozycję na słońce i małą liczbę dni wietrznych w porównaniu do innych krajów europejskich. Każdy ze scenariuszy będzie wymagał pracy i nakładów. Niemniej uzasadnionym działaniem byłoby już dziś zamknięcie nierentownych kopalni i zablokowanie możliwości budowania nowych odkrywek. Równolegle warto wspierać inwestycje energetyki wiatrowej, szczególnie morskiej. Wśród działań na rzecz zwiększania efektywności energetycznej na uwagę zasługuje zarządzanie popytem na energię elektryczną. Polega ona w skrócie na współpracy z konsumentami w zarządzaniu systemem elektroenergetycznym.
Konsumenci mogą przyczynić się do lepszego bilansowania systemu poprzez zmianę profilu zużycia. Przykładowo mogą ograniczyć konsumpcję w godzinach szczytowego zapotrzebowania, odciążając system, czy też zainwestować w urządzenia energooszczędne i ograniczyć marnowanie energii. Gospodarstwa domowe poprzez weryfikację nawyków mogą przyczynić się do zwiększenia efektywności. Nawet małe zmiany w skali kraju przynoszą ogromne korzyści dla systemu.
Przeciw sceptykom i za dekarbonizacją
Niektórzy sceptycy dekarbonizacji podważają sens zmniejszania emisji w kraju tak małym, jak Polska. Ich zdaniem nawet całkowite odejście od węgla będzie mieć znikomy wpływ na sumę emisji światowych, stąd złudne są nadzieje związane z wpływem Polski na zmianę klimatu. Potrzebna skoordynowanych działań. Szczególnie ważne jest zaangażowanie największych emitentów: Chin, Indii. Do tej pory przykład z Unii Europejskiej nie działał mobilizująco. Być może dochodziło nawet do takich sytuacji, kiedy inne państwa zwiększały emisje, zachęcone tym, że bilans zmian będzie zerowy.
Czy to usprawiedliwia opieszałość wprowadzania procesu dekarbonizacji? Niekoniecznie. Po pierwsze, jak starałam się wyżej pokazać, wysoka emisja CO2 przyczynia się do pogłębiania zmiany klimatu o katastrofalnych skutkach. Bezpośrednie i zarazem dobroczynne efekty odchodzenia od eksploatacji i spalania w celach energetycznych paliw kopalnych odczuje środowisko naturalne. Należy wskazać przede wszystkim lepszą jakość powietrza, a także odpowiedni poziom i czystość wód gruntowych. Po drugie, przykłady zastosowania skoordynowanych działań, które angażują kolejne państwa do redukcji wytwarzania CO2, świadczą niezbicie, że postęp w tym zakresie jest możliwy.
W roku 2019 produkcja dwutlenku węgla na świecie przestała rosnąć głównie dzięki spadkowi emisji w wyniku produkcji energii elektrycznej w gospodarkach rozwiniętych. Wzrost emisji i wiążące się z tym konsekwencje mobilizują do podjęcia wszelkich starań i odważnych decyzji. Współpraca i solidarność w przeciwdziałaniu skutkom zmiany klimatu to jedyna droga.
Wirus COVID-19 mobilizuje państwa całego świata do walki o powstrzymanie pandemii, skłania polityków do sięgania po radykalne środki, takie jak zablokowanie działalności gospodarczej i ograniczenie przemieszczania się. Jaka będzie polityka energetyczna po kryzysie związanym z pandemią? Może kraje zwrócą się w kierunku tanich paliw kopalnych, aby ożywić swoje gospodarki po kryzysie. Wtedy czeka nas wzrost emisji CO2, a następnie wzrost temperatury aż do osiągnięcia 5 stopni ocieplenia do końca wieku.
Jednak inny scenariusz jest możliwy. To wzrost inwestycji w zieloną energię i nowe technologie, przekładający się na spadek emisji. W konsekwencji nastąpiłoby ograniczenie globalnego ocieplenia do około 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomów z okresu przedindustrialnego. Walka z pandemią pokazuje, że współpraca i mobilizacja społeczna w osiągnięciu jednego celu są możliwe. Nie wiemy, jaka przyszłość nas czeka, ale możemy robić dziś to, co w naszej mocy, żeby zapobiec skutkom katastrofy klimatycznej. Czy rok 2020 będzie punktem zwrotnym w dążeniu do powstrzymania globalnego ocieplenia i ograniczeniu emisji CO2?
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.