Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Zrównoważona turystyka albo śmierć

Rozwój turystyki w Krakowie oparto na idei powszechnej komercjalizacji, prywatnym zawłaszczaniu dziedzictwa miasta oraz napędzaniu miejskiej konsumpcji. Miało to swoje dobre strony. Wysokie czynsze pozwoliły wyremontować wiele kamienic, a setki tanich barów i restauracji ściągnęły zagranicznych turystów. Jednak kilkanaście lat intensywnego rozwoju turystyki spustoszyło tkankę miejską. Myśląc o nowym otwarciu w turystyce, trzeba postawić nie tylko na walkę z jej negatywnymi skutkami, ale również na próbę wykreowania unikalności turystycznego wizerunku miasta.

 

Kraków od lat dostosowywał się do turystów i rozrastającej się branży obsługującej ruch turystyczny. W 2019 r. miasto odwiedziło ponad 14 milionów osób, co wpłynęło na zmiany w jego przestrzeni. Dzielnica Stare Miasto stała się domeną wyłącznie przyjeżdżających, a mieszkania pod krótkoterminowy najem rozprzestrzeniają się dalej na Podgórze i Grzegórzki. Niestety, za ilością turystów nie idzie jakość, a Kraków staje się, cytując Jana Rokitę, „miastem taniej wódy, tanich narkotyków i tanich kurew”.

Sektora turystycznego nie można traktować jak świętej krowy, na której utrzymaniu jest całe miasto. Podstawy gospodarki Krakowa nie stanowi turystyka, która tworzy tylko około 8% PKB miasta. Do kalkulacji włączyć należy także negatywne aspekty ruchu turystycznego, które sprawiają, że wiele działalności jest wypychanych z centrum. Małe firmy, organizacje kulturalne i społeczne nie są w stanie konkurować o przestrzeń z globalnymi sieciówkami. Do tego trzeba dodać mieszkańców, których jakość życia spada ze względu na dostosowanie oferowanych usług wyłącznie do turystów, nie do lokalsów.

W zeszłym roku mieliśmy do czynienia z najgłośniejszą wyprowadzką ostatnich lat. Kino ARS po latach walki przegrało i zostało zmuszone do opuszczenia swojej lokalizacji. Nie pomogły protesty mieszkańców, którzy filmowo wychowali się w jednym z najlepszych kin studyjnych na świecie. Dzisiaj kamienica jest w trakcie remontu, a na miejscu kina powstaje jeden z sieciowych hoteli.

ARS nie jest wyjątkiem. Przez lata mieszkańcy i Kraków tracili miejsca, które sprawiały, że miasto miało swoją tożsamość, a lokalsi przestrzenie, w których mogli czuć się jak u siebie. Kawiarnia „Kama” na Szewskiej, księgarnia „Hetmańska”, „Stara Prowincja” na Brackiej – to tylko niektóre przykłady miejsc, które zostały zastąpione przez te typowo turystyczne. Nie powinno więc dzisiaj dziwić, że bez zagranicznych turystów Rynek Główny stoi pusty.

Czy miasto bez mieszkańców może być atrakcyjne?

Rozwój miasta opisać można jako okrężny proces tworzenia i konsumowania wartości miejskich. Każda przestrzeń posiada unikalne zasoby, które różnicują ją od innych i wpływają na to, czy jest atrakcyjna dla pojawiających się turystów, mieszkańców i kapitału. Wartościami miejskimi mogą być np. dziedzictwo historyczne, układ architektoniczny, kuchnia, nieokreślony duch miejsca (genius loci), przedsiębiorczość mieszkańców, więzi społeczne itp. Każda aktywność podejmowana przez aktorów (mieszkańców, firmy, władze samorządowe i krajowe) korzysta z wartości miejskich. W zależności od tego, na co nakierowany jest proces, może je tylko konsumować, budując relację pasożytniczą na tkance miejskiej, lub generować jeszcze więcej wartości, wpływając pozytywnie na rozwój ośrodka.

Współcześnie możemy zaobserwować w wielu miastach kryzys, który spowodowany jest realizacją neoliberalnych idei. Polega na powszechnej komercjalizacji i prywatnym zawłaszczaniu wszystkich zasobów oraz napędzaniu miejskiej konsumpcji. Robią to  głównie globalne firmy, które eksploatują lokalne zasoby, nie interesując się ich podtrzymywaniem i pomnażaniem. Przykładem mogą być wszędzie takie same sieciowe kawiarnie czy sklepy z pamiątkami, które nie różnią się od innych na całym świecie. Po wyniszczeniu lokalnej konkurencji, drenowaniu zasobów i spadku atrakcyjności te usługi po prostu przeprowadzają się w inne miejsca.

Taki systemowy drenaż obserwować możemy już w pełnej krasie w historycznym centrum Krakowa. Wiele lokali to powtarzające się sieciówki, zbyt drogie i nieprzyjazne dla lokalnych mieszkańców, które sprawiają, że krakowskie Stare Miasto staje się takim samym miejscem jak tysiące innych centrów, zostaje pozbawione swojej tożsamości. Starbucks, KFC lub sklep z chińskimi pamiątkami nie tworzą „krakowskości”, ale konsumują wytworzony przez innych aktorów genius loci miasta.

Zrównoważona turystyka wciąż jest możliwa

Ostatnie 20 lat rozwoju Krakowa to głównie maksymalizacja korzyści ekonomicznych bez wprowadzania mechanizmów równoważących negatywne skutki. Efekty są do zauważenia gołym okiem. Dostosowanie centrum miasta do turystów skutecznie wypchnęło z niego mieszkańców. Teraz najwyższa pora na rozpoczęcie działań wyrównawczych. Zrównoważona turystyka w założeniu ma trzy główne cele:

  1. reprodukowanie wartości miejskich – nie tylko konsumowanie, a także współtworzenie genius loci,
  2. minimalizowanie negatywnego wpływu ruchu turystycznego na tworzących strukturę miejską i mieszkańców,
  3. maksymalizację ekonomicznych korzyści z funkcjonowania sektora turystycznego.

Forma turystyki zakładająca reprodukowanie wartości lokalnych jest określana mianem emocjonalnej. Polega na utrzymywaniu i tworzeniu miejsc o charakterze lokalnym, które mają mniej lub bardziej bezpośrednio wywoływać emocje i oddziaływać na przyjezdnych na wielu płaszczyznach. Poprzez dostarczenie turyście bodźców – estetycznych, smakowych, muzycznych – ma pobudzać i intensyfikować doznania.

Odwołując się do idei postturystycznych, można stwierdzić, że turysta emocjonalny (przynajmniej w założeniu) interesuje się prawdziwą twarzą odwiedzanej przestrzeni, szuka więzi z danym miejscem i zamieszkującymi je ludźmi. Często zainteresowany jest zwykłym uczestniczeniem w życiu lokalnej społeczności. W odniesieniu do turystyki miejskiej bardzo często sprowadza się to po prostu do odwiedzania miejsc, w których bywają lokalsi, i podjęcia próby spędzania czasu na te same co mieszkańcy sposoby.

Co robią sąsiedzi?

Atutem turystyki emocjonalnej jest okrężna relacja zwrotna – oprócz konsumowania wartości miejskich, odtwarza je i dystrybuuje. Swoistym przykładem turystyki osadzonej w lokalnych realiach, czerpiącej z dostępnych zasobów i skupionej na budowie lokalnej marki może być turystyka Lwowa, która w pewnym stopniu może służyć jako inspiracja do zmiany paradygmatu turystycznego miasta. Lwów dysponujący dużo bardziej ograniczonymi możliwościami rozwoju turystyki niż Kraków, a jako miasto pozostający na zupełnie innym poziomie rozwoju, promował się inaczej. Postawił na emocje. Za oficjalnym miejskim hasłem reklamowym – „Lviv open to the World” – idzie m.in. „The place where you can feel the real life” i promocja lokalnej kuchni.

Turystyka emocjonalna może bazować na dziedzictwie historycznym i tożsamościowym miasta. We Lwowie zdecydowano się na tworzenie miejsc odnoszących się do wydarzeń z przeszłości. Przykładowo lwowska restauracja „Gazowa Lampa” nawiązuje do historii skonstruowania lampy naftowej i rozwoju przemysłu naftowego, które miały miejsce w XIX wieku we Lwowie za przyczyną Ignacego Łukasiewicza i Jana Zeha. Restauratorzy wykorzystali ten fakt, tworząc klimatyczne miejsce, którego wystrój, karta, sposób ubioru i zachowanie obsługi stanowią wariację na temat laboratorium. Drinki w probówkach, kolekcja lamp naftowych (według właścicieli jedna z największych w Europie) w połączeniu z imponującym widokiem z najwyższego piętra kondygnacji przyciągają przyjezdnych, którzy podczas standardowej konsumpcji dla turystów siłą rzeczy dowiadują się czegoś o historii tego miejsca i zaczynają kojarzyć Lwów z czymś więcej niż kolejną destynacją na weekend. Lokalną atrakcją jest również restauracja Poczta na Drukarskiej. Wśród ścian wypełnionych starymi pocztówkami i zdjęciami Lwowa serwowane są lwowskie makarony, co stanowi ukłon wobec pamięci o włoskim pochodzeniu ojców lwowskiej poczty.

Po drugie, cechą charakterystyczną Lwowa jest, nie wiadomo, na ile świadome i zamierzone, ale odbywające się faktycznie, kreowanie narracji turystycznej miasta. W sposób dosyć luźny podchodzi ona do faktów historycznych, wpisuje się natomiast w ukraińską politykę historyczną.

Lwów uważa się za miasto kawy ze względu na tradycję z czasów wiedeńskich, a nawet wcześniej, wiążących się z postacią Franciszka Jerzego Kulczyckiego, polskiego szlachcica urodzonego w jednej z miejscowości dzisiejszego obwodu lwowskiego, dyplomaty, który przekradł się z oblężonego Wiednia do katolickich sprzymierzeńców i sprowadził pomoc dla miasta. Jak głosi legenda, w nagrodę za swój wyczyn miał otrzymać od Jana III Sobieskiego worki z dziwnymi nasionami, dzięki którym otworzył w Wiedniu jedną z pierwszych europejskich kawiarni. W 2004 r. dzięki staraniom lokalnych przedsiębiorców postawiono mu pomnik, na którym umieszczono zdanie, które w polskim tłumaczeniu brzmi: „Wielki Ukrainiec, wielki Galicjanin, bohater obrony Wiednia z 1683 r., który nauczył Europę pić kawę”. Sam Kulczycki równie mocno co Turka, w którego przebraniu miał się wydostać z Wiednia, przypomina Kozaka.

Pozostawmy historię z boku. We Lwowie funkcjonuje wiele kawiarni i faktycznie znajdziemy miejsca, w których wypić można kawę przyrządzaną i podawaną na wiele sposobów (np. tą uważaną przez wielu za najlepszą w mieście w Ormiance; jak sama nazwa kawiarni wskazuje, parzoną w piasku na modłę ormiańską). W kopalni kawy, w jej podziemiach, w górniczym rynsztunku można uczestniczyć w procesie wydobycia kawy. Lwowscy przedsiębiorcy z chęcią sięgają po miejskie tradycje, reprodukują je i posyłają dalej swoje wizje miasta.

Za emocjonalnym podejściem idzie jakość. We lwowskich knajpach jest smacznie i lokalnie, znacznie bardziej niż w Krakowie. Związki przedsiębiorców dbają o to, by konsekwentnie realizować te założenia. Obserwując Lwów, ma się wrażenie, że wiele działań podejmowanych jest przez samych przedsiębiorców, którzy wypuszczają na rynek stosunkowo dużą ilość produktów lokalnych (piw i mocniejszych alkoholi, słodyczy, zabawek, publikacji) i strzegą równocześnie (wespół z politykami) dostępu do centrum przed zagranicznym kapitałem. Adnotacja „Made in Lviv” ma znaczenie i atakuje turystę niemal na każdym kroku.

Oczywiście, turystyczny Lwów daleki jest od ideału. Miasto, podobnie jak Kraków, zaczyna coraz mocniej odczuwać skutki turystyfikacji, a sama turystyka emocjonalna w lwowskim wydaniu ma wielu krytyków zarzucających jej przede wszystkim komercjalizację, bardzo luźne podejście do faktów historycznych i dewastację zabytków polegającą na dostosowywaniu starych budynków do pomysłów twórczych przedsiębiorców. A co najważniejsze, w typowych emocjonalnych knajpach lokalsi bywają, ale głównie w roli kelnerów i sprzedawców.

Przykład kawy i budowanej wokół niej narracji pokazuje znaczenie skojarzeń dla budowania ducha danego miejsca, a co za tym idzie – jego wizerunku na zewnątrz. Grupa spragnionych alkoholu i wrażeń uczestników wieczoru kawalerskiego raczej nie skusi się na wybór miejsca, które jednoznacznie zaprasza smakoszy kawy i miejskiego, kawiarnianego spleenu. Co innego turyści – spragnieni autentyczności, chłonący historię i klimat miejsca. Zabrzmi to banalnie, ale to właśnie wizerunek przekłada się wprost na wybory osób przyjeżdżających do miasta.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.

Więcej o turystyfikacji Krakowa posłuchasz w podcaście „krakoskie gadanie” tworzonym przez zespół miejski KJ-Kraków.