„Kierunek: Kryzys”, czyli Dukaj na Netflixie
W skrócie
Serial Kierunek: Noc to obecnie najczęściej oglądana produkcja na polskim Netflixie. Wyprodukowali go Belgowie, lecz obsada jest międzynarodowa. Autorem literackiego pierwowzoru jest natomiast Jacek Dukaj, nasz czołowy pisarz science-fiction. Tytuł ten należy uznać za ciekawy również z innego powodu. Choć powstawał jeszcze przed epidemią, to znakomicie ilustruje nasze obecne obawy. Zresztą na strachu przed śmiertelnym zagrożeniem na masową skalę serial nie poprzestaje. Wskazuje bowiem na cały zestaw trosk, którymi obecnie żyje świat.
Kierunek: apokalipsa
Kino postapokaliptyczne czy katastroficzne jest równie stare, co historia kinematografii. Kierunek: Noc z pewnością w tym aspekcie niczego nowego nie przynosi. Niemniej, jego apokaliptyczny klimat świetnie koresponduje z tym, co obecnie dzieje się na świecie. W serialu nie zabija co prawda wirus, lecz słońce, które doświadczyło przebiegunowienia. Ono przyczyniło się do zwiększonej jonizacji gwiazdy, która przez to okazuje się śmiertelna dla wszystkich żywych cząsteczek – nie tylko więc dla ludzi, ale również naturalnej żywności, a nawet atomów węgla w paliwie. By przetrwać, trzeba nieustannie uciekać, niczym wampiry, przed słonecznymi promieniami. Jedynym wyjściem jest ciągły lot na zachód.
Nic więc dziwnego, że akcja rozpoczyna się na lotnisku. Zrozpaczony wojskowy desperacko próbuje zdobyć bilet na najbliższy samolot w dowolnym, zachodnim kierunku. Gdy mu się to nie udaje, chwyta za broń, terroryzuje obsługę lotniska, stewardessy i pilota samolotu, który miał lecieć do Moskwy. Z niewielką grupą pasażerów na pokładzie obiera kierunek: noc.
W ten sposób rozpoczyna się serial, który korzystając z konwencji kina katastroficznego i postapokaliptycznego komentuje cały szereg współczesnych kryzysów. Sięgając po fikcję science-fiction, zadziwiająco kurczowo trzyma się realizmu, eksplorując nasze dzisiejsze lęki. Nadchodząca katastrofa naturalna ma wiele wspólnego z zapowiadanym na niedaleką przyszłość końcem świata, wywołanym ociepleniem klimatu. Do tego dochodzi kryzys Europy i demokratyzmu, zwiastujący zmierzch zachodniego świata, jaki znamy. Ale z dzisiejszej perspektywy najważniejszy wydaje się kryzys związany z wybuchem światowej pandemii.
Kierunek: pandemia
Serial w pewnym stopniu oswobadza z lęku przed koronawirusem. Słoneczne zagrożenie jest wręcz zaprzeczeniem mechaniki pandemii. Obecnie żyjemy w świecie bez precedensu – ze szczelnie pozamykanymi granicami, ograniczonymi do minimum lotami i międzynarodowymi tranzytami. Bronią przeciwko zagrożeniu jest ograniczenie mobilności. W wypadku serialowego zagrożenia jest odwrotnie. Bohaterowie, by przetrwać, muszą być w ciągłym ruchu – nie mogą pozwolić złapać się słońcu, które przecież wywiera nieustanną presję. To zresztą funduje dramaturgię serialu, w którym nie ma nawet chwili na wytchnienie, bo bohaterowie muszą mierzyć się z kolejnymi niespodziewanymi konsekwencjami niecodziennej sytuacji, w której się znaleźli, a jednocześnie odczuwają presję niechybnie nadciągającego wschodu.
Nieodwołalnie krocząca apokalipsa nie realizuje się tylko trupami tych, którzy nie zdążyli uciec w noc. Koniec świata to również pozbawienie potraw wartości odżywczych, „zepsucie” paliwa przez rozpad cząstek węgla, ale również narastające konflikty wewnątrz grupy uciekinierów. Nawet jeśli uda się bohaterom przetrwać, to najpewniej wkrótce nie będą mieli co jeść, czym jeździć i gdzie żyć we względnym spokoju. Sytuacja serialowych postaci przypomina tę, w której znaleźliśmy się obecnie. Powszechne jest przekonanie, że koronawirus doprowadził do unicestwienia świat, który znaliśmy do tej pory, choć na pierwszy rzut oka wszystko wygląda po staremu. Nie zalało nas potężne tsunami, nie wybuchły wulkany, ani nie pochłonęły świat trzęsienia ziemi.
Nasz koniec świata przyszedł po cichu, bez zapowiedzi i bez „atrakcji” rodem z kiepskiego kina katastroficznego. O tym, że nie jest normalnie, i być może przez długi czas nie będzie, przypominają nam tylko powszechnie noszone maseczki. Nasza zwyczajna apokalipsa nie dotyczy przecież tylko codziennego i bezpośredniego zagrożenia naszego zdrowia i drastycznie rosnących statystyk zarażonych i zmarłych. Wirus z Wuhan sprawił, że musieliśmy pożegnać się ze światem bez granic (liczymy, że na krótko), z wakacjami na Bahamach, rozpędzoną światową gospodarką, z coraz bardziej bogacącymi się społeczeństwami. Prawdziwe zagrożenia spowodowane pandemią pewnie dopiero przed nami, gdy gospodarka wkroczy w fazę recesji, kolejne firmy będą padać, a bezrobocie zacznie rosnąć. Nie wiadomo, jak głębokie będzie załamanie. Wiele wskazuje jednak na to, że nie jesteśmy na nie mentalnie przygotowani. A to oznacza lawinowe ubożenie, a więc i samobójstwa, niepokoje społeczne, protesty i kto wie, czy nie narastającą przemoc.
W serialu również jeszcze nie widać dalekosiężnych skutków katastrofy, ale powoli zarysowuje się oblicze świata postapokaliptycznego. Bohaterowie znajdują się w tej samej sytuacji, co my – wiedzą, że pogrążonym w nocnych ciemnościach samolotem wlatują do zupełnie innego świata i powoli rozpoznają prawa, którym będzie się on rządził.
Ale świat po katastrofie dopiero mają poznać. Przeniesienie ciężkości z czasu po apokalipsie na okres wyłaniania się nowego porządku jest główną różnicą, jaka dzieli książkę od serialu. Jeśli chcielibyśmy być złośliwi, to moglibyśmy zauważyć, że fabuła powieści i dzieła Netflixa praktycznie w ogóle się nie pokrywają. Na dobrą sprawę serial jest ekranizacją jednego zdania z książki, która w całości rozgrywa się w świecie po katastrofie. Jedynie wspomina się o grupce osób, która uciekała przed słońcem, udając się samolotowym rejsem w noc.
Kierunek: Europa
Trudno również zignorować fakt, że twórcami serialu nie są Polacy, lecz Belgowie. Czym innym jest bowiem podróżowanie na zachód z perspektywy naszego kraju, a czym innym z Belgii. Obranie zachodniego kierunku z Polski zakreśla horyzont ambicji, które od zawsze posiadały w naszym kraju wektor skierowany za granicę Odry. Natomiast wyruszanie na zachód z serca Europy można interpretować jako jasną deklarację polityczną – aktualną tu i teraz, w epoce agresywnej polityki Rosji, kryzysu demokracji liberalnej w Europie Środkowo-Wschodniej, ale również Brexitu, popularności Marie Le Pen, Matteo Salviniego czy niemieckiego AfD. Nie bez powodu twórcy serialu umieścili na pokładzie samolotu reprezentantów tak wielu krajów. Znalazło się tu miejsce dla Włocha, Turka, Polaka, Rosjan, Szkotów i, rzecz jasna, Belgów, w tym pochodzenia arabskiego. Samolot ruszający w stronę zachodu to symbol małej Europy pogrążającej się w kryzysie.
Wizja Europy jest tu, co prawda, utopijna, ale nie do końca naiwna. Utopią jest tu porozumienie ponadnarodowe, które musi nastąpić, by przetrwać i doczekać świata po kryzysie. Niewielka grupa bardzo różnych osób: i młodych, i starych, i wierzących, i ateistów, podporządkowanych i agresywnych – musi ze sobą ściśle współpracować, by zbudować wspólną przyszłość, czyli dokładnie tak samo jak kraje w Unii Europejskiej.
Twórcy nie twierdza jednak, że to porozumienie jest łatwe i nie obędzie się bez ofiar. Przeciwnie. Konflikty między pasażerami, bardzo często napędzane wzajemnymi stereotypami i uprzedzeniami, stanowią dramaturgiczne sedno serialu. To właśnie one sprawiają, że kolejne odcinki są wręcz przeładowane zwrotami akcji, od których może zakręcić się w głowie jak podczas solidnych turbulencji.
Można zarzucić twórcom, że nadmiernie eksploatują najbardziej wyświechtane przesądy na temat ukazanych narodowości, ale przecież bardzo często właśnie przez nie – chcąc nie chcąc – spoglądamy na innych. Poprzez najbardziej obiegowe i niesprawiedliwe opinie. Inną sprawą – i jednym z większych problemów serialu – jest obdarzanie bohaterów osobowościami zgodnymi z narodowymi przywarami. Włoch jest więc porywczy, Turek sentymentalny, Polak przedkłada honor ponad pragmatyzm, a Rosjanie są nieufni wobec Europy Zachodniej.
Ten kulturowy tygiel twórcy mieszają tylko w jednym celu, by pokazać, że jedyną możliwością przeżycia w świecie ogarniętym przez kryzys, jest współpraca ponad podziałami, czyli utrzymanie za wszelką cenę Unii Europejskiej (a nawet jej powiększenie – kluczowy jest tu wątek Turka). Nie bez przyczyny punktem startowym fabuły jest Bruksela. Unia nie jest być może organizacją idealną, lecz jedyną, która zapewni przetrwanie w niepewnym czasie. Nie wszyscy może skorzystają z tej współpracy w równym stopniu, być może niektórzy będą cierpieć bardziej niż inni, ale innej drogi – zdają się mówić twórcy – nie ma.
Kierunek: demokracja
Nie ma również alternatywny dla demokracji. Serial można interpretować jako traktat o władzy i sprawowaniu rządów. Zaczyna się od uprowadzenia samolotu i panowania argumentem siły. Jednak terror i przemoc okazują się nieefektywne bez wizji, umiejętności i współpracy. Dlatego szybko władza wędruje w ręce kapitana – człowieka opanowanego, racjonalnego, opiekuńczego i posiadającego zestaw umiejętności praktycznych, dzięki którym można realizować cel i zarządzać ludźmi. Jego sposób sprawowania władzy można nazwać monarchią albo łagodnym autorytaryzmem. Ten model jest skuteczny i działa na rzecz dobra ogółu, dopóki rządzący zachowuje trzeźwość umysłu, nie angażuje się w spiski i nie ma obsesji na temat posiadania władzy.
Ale nawet najlepsze decyzje mogą zostać podważone, gdy nie są rezultatem powszechnej dyskusji. Dlatego bardzo szybko wśród załogi wybucha mały bunt, który ma na celu uwzględnienie głosu ogółu. Tak powoli rodzi się demokracja, która oczywiście również jest kaleka, pełna niedoskonałości i nie zawsze efektywna czy działająca na korzyść małej społeczności. Jej przewagą jest jednak poczucie sprawczości i budowanie społeczeństwa obywatelskiego – odpowiedzialnego za wspólnotę, fundowanego na poczuciu bycia ważnym i respektowanym. Ta psychologiczna przewaga demokracji wydaje się kluczowa w porównaniu z innymi sposobami zarządzania.
W tym aspekcie serialu również trudno nie dostrzec komentarza do bieżącej sytuacji politycznej Europy. Tym razem na celowniku znajdują się wszyscy ci, którzy w dzisiejszym świecie jawnie, bądź skrycie demokrację podważają. Nie trudno wskazać palcem, kogo twórcy mogą mieć na myśli. Odwołanie do niedemokratycznej Turcji pojawia się w serialu wprost, ale równie piętnowani są wszyscy ci, którzy geograficznie znajdują w miejscu, z którego nadciąga zagrożenie, czyli na wschodzie. Permanentny brak poszanowania praworządności w Rosji stanowi zagrożenie dla Europy. To po części dotyczy również Polski i Węgier, choć tutaj bezpośrednich analogii w serialu trudno się doszukiwać. Niemniej morał jest dość oczywisty. Europa może przetrwać jedynie jako wspólnota rządząca się demokratycznymi standardami.
***
Belgijskiemu serialowi daleko do perfekcji. Razić mogą nieustanne i wymuszone zwroty akcji, które mają za zadanie nieustannie dostarczać widzom podtrzymującej zainteresowanie adrenaliny. Scenariusz pełen jest psychologicznych uproszczeń i nieprawdopodobieństw. Szeleszczą papierem dialogi, a niektórzy bohaterowie są zbyt jednowymiarowi. Ale – o dziwo – podczas seansu zupełnie to nie przeszkadza, bo wspomniane dawki adrenaliny działają, więc coraz mocniej zaciskami kciuki, by Słońce nie dopadło naszych bohaterów, których tajemnice odkrywamy z odcinka na odcinek. Ale jeszcze ciekawsze w serialu Kierunek: Noc jest jego jasno formułowany komentarz do współczesności – proroczy wobec apokaliptycznego kryzysu koronawirusa i zdecydowany wobec sytuacji w dzisiejszej Europie. Tylko szkoda, że tak niewiele zostało z książkowego pierwowzoru Dukaja.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.