Między Stalinem a Breivikiem. O pożądanych kierunkach rozwoju polityki więziennictwa
W skrócie
W zakładach karnych i aresztach śledczych przebywało w zeszłym roku ponad 65 tysięcy skazanych oraz 8 tysięcy tymczasowo aresztowanych. Roczny koszt ich utrzymania wynosi ponad trzy miliardy złotych. Mimo tych funduszy więzienie często okazuje się być inkubatorem wykluczenia społecznego. Czy praca skazanych może obniżyć ekonomiczne i społeczne koszty sprawiedliwości?
Środek ostateczny?
Mimo dynamicznie zmieniającej się sytuacji społecznej, temat przestępstw i polityki karnej zdaje się cieszyć niesłabnącą popularnością wieczornych serwisów informacyjnych. Drastyczne opisy zbrodni drażnią w telewidzach nerw sprawiedliwości. On zaś daje o sobie znać w postaci wezwań do zaostrzenia surowości kar. Obiektem największego zainteresowania jest tu oczywiście kara pozbawienia wolności. Z uwagi na to, że izoluje ona przestępców od ofiar (również tych potencjalnych). Jak i też dlatego, że teoretycznie przysługuje jej najwyższy stopień represyjności spośród wszystkich narzędzi karania. Z jednej strony więc sprzyja poczuciu bezpieczeństwa wśród praworządnych obywateli, z drugiej zaś bierze odwet na najgroźniejszych przestępcach.
Te zalety najwidoczniej silnie przemawiają zarówno do ustawodawcy jak do i organów stosujących prawo. Dowodem tego jest wskaźnik prizonizacji. Mówi on o liczbie więźniów przypadających na sto tysięcy mieszkańców. W międzynarodowych badaniach na temat polityki karnej jest on stosowany do porównywania surowości różnych systemów. I tu można powiedzieć, że Zachód zazdrości nam sukcesu, bowiem pod tym kątem plasujemy się w czołówce Europy. W Polsce współczynnik ten wynosi 194 osadzonych na 100 000 mieszkańców i plasuje nas na siódmym miejscu spośród 57 badanych krajów. Jedynym członkiem Unii Europejskiej, który nas wyprzedza, jest Litwa. Dla porównania w Niemczech wynosi on zaledwie 77 na 100 000. Dane te podważają popularną opinię o rzekomej łagodności polskiego prawa dla przestępców. Czy należy interpretować je jako oznakę sukcesu?
Tu zdania są mocno podzielone. Kwestionowanie pozytywnej roli więzienia w utrzymywaniu porządku społecznego jest dość częstą postawą w środowisku naukowym. Z drugiej strony jednak póki co brak jest alternatyw dla orzekania jej, przynajmniej względem najgroźniejszych przestępców.
Naszej uwadze nie może też umknąć fakt, że mimo apokaliptycznej narracji medialnej, liczba przestępstw w Polsce od 16 lat konsekwentnie spada – z 1.4 mln w roku 2004 do blisko 800 tys. obecnie.
Rośnie równocześnie ich wykrywalność. Nie przesądzając o generalnej zasadności stosowania kary pozbawienia wolności, warto mieć na uwadze jej mniej eksponowany aspekt – koszt. Jego uświadomienie może wzbudzić w nas wątpliwość, czy warto wciąż tak często sięgać po najgroźniejszą broń w arsenale sprawiedliwości.
Ekonomia odwet
Izolacja kilkudziesięciu tysięcy ludzi jest, jak możemy obecnie zauważyć, dość wymagającym przedsięwzięciem. Charakterystyka systemu penitencjarnego zmusza społeczeństwo do przeznaczania wysokich nakładów na jego infrastrukturę. Budowa i modernizacja murów, ogrodzeń, budynków usługowych czy hal sportowych znajdujących się na terenie zakładów karnych to inwestycje opiewające na miliony złotych.
Znaczącą pozycją w wydatkach polskiego więziennictwa jest również utrzymanie kapitału ludzkiego to znaczy wynagrodzenia funkcjonariuszy Służby Więziennej oraz wypłaty świadczeń emerytalnych dla byłych strażników. Należy dodać, że płace w tym sektorze nie należą do najwyższych. Niestety pod wieloma względami nie odpowiadają one stopniu odpowiedzialności, jaka ciąży na pracownikach. Odpowiedzialności nie tylko za to, że skazani nie opuszczą więzienia na własną rękę. Ale również za to, że w czasie pobytu w nim nie wyrządzą krzywdy innym osadzonym lub samym sobie. Z uwagi na kontakt z niekiedy wysoce kłopotliwymi i zdemoralizowanymi penitencjariuszami zadanie to jest niezwykle wyczerpujące.
Nie mniejszym problemem pozostaje niekiedy zdumiewająca bezradność służb względem osadzonych. Zastosowanie środków przymusu bezpośredniego niesie za sobą konsekwencje w postaci skarg kierowanych do przełożonych. Ci zaś niejednokrotnie nie są zainteresowani przyczyną użycia siły. Obawiają się bardziej pogorszenia pozycji swojego zakładu w statystykach lub co gorsza medialnego rozgłosu i interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich. To między innymi te kwestie były podnoszone przez przedstawicieli związków zawodów funkcjonariuszy i pracowników więzień podczas strajków Służby Więziennej w październiku 2018 roku. Kwestia zapewnienia funkcjonariuszom SW odpowiednich wynagrodzeń i opieki psychologicznej jest sama w sobie problemem domagającym się uwagi opinii publicznej.
Wydatkiem wzbudzającym największe zainteresowanie jest utrzymanie więźniów. Jak wynika ze statystyk Służby Więziennej, dzień pobytu w zakładzie karnym jednego osadzonego to koszt rzędu 120 zł. Utrzymanie ich wszystkich w zeszłym roku kosztowało społeczeństwo 3 271 048 116 zł.
Zapewnienie więźniom podstawowych warunków socjalnych, opieki zdrowotnej czy dostępu do edukacji i kultury to kosztowne inwestycje. Zwłaszcza, gdy realizuje się je w ramach zamkniętego więziennego mikrokosmosu. Niestety cena izolacji nie zamyka się w sumach bezpośrednio dotyczących funkcjonowania więzień. Kara pozbawienia wolności niesie ze sobą wiele kosztów ukrytych. Ich naświetlenie wymaga ujęcia tej instytucji w szerszym kontekście.
Człowiek odbywający karę izolacyjną zostaje wyrwany ze swoich codziennych relacji społecznych. Niejednokrotnie są to relacje, w których pełnił niezwykle istotne funkcje. Za przykład mogą posłużyć sprawcy przestępstw, którzy jednocześnie są ojcami, niekiedy wielodzietnych rodzin. Niezależnie od moralnej oceny ich czynów nie można pozostać ślepym na fakt, że są żywicielami swoich dzieci. Status ekonomiczny ich bliskich w dużej mierze uzależniony jest od dochodów sprawców. W chwili, gdy zostają oni odizolowani od społeczeństwa, pojawia się konieczność otoczenia ich najbliższych opieką socjalną. Państwo słusznie karze tych, którzy występują przeciwko porządkowi prawnemu. Nie może jednak stosować odpowiedzialności zbiorowej. A taką byłoby doprowadzenie do sytuacji, gdy kara oprócz przestępcy zostaje też de facto wymierzona tym, za których był on dotychczas odpowiedzialny.
Kara tworzy jednak pewną wyrwę w łańcuchu zaspokojenia potrzeb społecznych. System prawny zmuszony jest ją łatać za pomocą programów socjalnych. Kiedy sprawca na co dzień obraca się w środowisku przestępczym trudno nie uznać jego izolacji za zaletę. Niemniej nie można przeoczyć tego, że jednocześnie uniemożliwiamy mu utrzymanie jego najbliższych. Wymierzając sprawiedliwość, godzimy się ze zrzuceniem tego ciężaru na, i tak poddawane ciężkiej próbie, barki administracji państwowej.
Jest wiele sposóbów patrzenia na funkcję karania. Optyką o najbogatszej tradycji (cieszącą się przy tym wciąż dużym uznaniem) jest retrybutywizm. W myśl paradygmatu retrybutywistycznego kara ma służyć wyrównaniu rachunków między przestępcą a społeczeństwem. Naruszając obowiązujące go normy prawne, wyrządza szkodę w dobru ofiary. Tym samym zaciąga względem niej, a także całego społeczeństwa specyficzny dług. Nie jest przypadkiem, że ten sam termin „wina” stosowany jest w dyskusji na temat stosunków stricte handlowych, jak i w terminologii prawa karnego. Kiedy dyskutujemy o zobowiązaniach w obrocie gospodarczym często również mówimy o tym, że „ktoś jest coś komuś winny”. Człowiek winien przestępstwa staje się wyjątkowym dłużnikiem wspólnoty. Specyfika tego rodzaju obrotu wynika z obowiązującej w nim waluty. Nie są nią pieniądze, ale cierpienie.
Przestępca sprowadza swoim czynem cierpienie na ofiarę, a w dalszej kolejności również na wszystkich obywateli. Jego czyn zaburza uregulowany prawem tryb funkcjonowania ludzi i wystawia na próbę obowiązywanie norm prawnych. Celem zbilansowania rachunku krzywd wymiar sprawiedliwości nakłada na dłużnika karę, która ma stanowić dla niego dolegliwość. Świadomość, że winny cierpi, ma w zamierzeniu zaspokoić w wierzycielach potrzebę zemsty za zbrodnię. Wina sprawcy zostaje zrównoważona przez zadaną mu dolegliwość. Skoro tak, to wraz z końcem odbywania kary jego stosunki ze społeczeństwem powinny ulec zadośćuczynieniu. A on sam zostać ponownie przyjęty w poczet równych sobie obywateli.
Problemem kary pozbawienia wolności jest jednak to, że jej skutki rozciągają się na okres długo po opuszczeniu więziennych murów. Wieloletnia izolacja skazanego od normalnych stosunków społecznych skutkuje jego długotrwałym upośledzeniem. Brak dostępu do edukacji i wymagań rynku pracy sprawiają, że paradoksalnie to wyjście na wolność okazuje się większym wyzwaniem niż odbycie kary. Penitencjariusze z kilkunastoletnim stażem przyznają, że obawiają się „wrzucenia” w nową sytuację społeczną. Wymagania, jakie stawia przed nimi życie w zgodzie z prawem, są kompletnie odmienne od tych, jakie kształtują więzienne modus vivendi. Wśród przykładowych problemów wymienić można brak mieszkania, środków na utrzymanie się tuż po opuszczeniu zakładu karnego czy kwalifikacji (również tych interpersonalnych) potrzebnych do znalezienia pracy.
Efektem tego jest często zasilenie szeregów bezdomnych lub powrót do przestępstwa. Z raportów Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że około 40% osób które zakończyły odbywanie kary bądź zostały wcześniej warunkowo zwolnione ponownie popełnia przestępstwo w ciągu następnych 5 lat. Można oczywiście poprzestać na potępieniu ich upartości i ukarać jeszcze surowiej. Nie uciekniemy jednak przed refleksją, dlaczego ludzie wracają na drogę przestępczości.
Czynią to, bo po wieloletniej izolacji wychodzą do świata, któremu okazują się być zupełnie zbędni. Zaciągnięty przez nich kredyt cierpienia okazuje się wysoko oprocentowany. Kara chociażby 6 lat izolacji może przez to przerodzić się w karę dożywotniej banicji na marginesie społeczeństwa. Powoływane są do życia instrumenty, które mają zapobiegać negatywnym efektom polityki karnej. Jednym z nich jest Fundusz Pomocy Postpenitencjarnej udzielający byłym więźniom m.in. wsparcia finansowego i psychologicznego. Jego funkcjonowanie pochłania kolejne dziesiątki milionów złotych. Pomijając niewielką skuteczność tych form pomocy (wynikającą głównie z niskiej świadomości ich potencjalnych beneficjentów), nie można oprzeć się wrażeniu, że państwo po raz kolejny zmuszone jest odrabiać straty, które poniosło niejako na własne życzenie.
Przeciwko epidemii bezczynności
Konsekwencje długotrwałej izolacji więźniów były przedmiotem badań psychologów i kryminologów. Przykładem może być praca Kara pozbawienia wolności a readaptacja społeczna skazanych pod redakcją prof. Alicji Szerląg czy badania prof. Teodora Szymanowskiego. Kwestia readaptacji więźniów była również badana przez Najwyższą Izbę Kontroli. Ustawodawca nie pozostaje głuchy na wymienione wyżej problemy. Dowodem na to są przepisy Kodeksu Karnego Wykonawczego. Jest to ustawa fundamentalna dla sposobu wykonywania kar przewidzianych w Kodeksie Karnym. Artykuł 67 paragraf 1 KKW stanowi o celu wykonywania kary pozbawienia wolności. W szczególności jest nim wzbudzenie w skazanym poczucia odpowiedzialności oraz potrzeby przestrzegania porządku prawnego. Owa odpowiedzialność dotyczy jednak nie tylko czynu, przez który znalazł się w więzieniu. Jest to w nie mniejszym stopniu odpowiedzialność za jego własne życie oraz życie jego najbliższych. Proces kary nie zamyka się więc w samej dolegliwości – jego najbardziej tradycyjnym elemencie. Musi ona pełnić także funkcję wychowawczą. Paragraf 3 wspomnianego wyżej przepisu wskazuje nam główny środek pedagogiczny w rękach państwa – pracę.
Można wskazać na dwa główne filary zatrudnienia osadzonych. Po pierwsze są to nieodpłatne prace wykonywane na rzecz zakładu karnego. Mówimy tu o chociażby pracach porządkowych, utrzymywaniu placówki w czystości, pracy w więziennej kuchni i ogólnej pomocy w codziennym funkcjonowaniu placówki. Ich miesięczny wymiar nie przekracza 90 godzin. Choć oczywiście rozwiązanie to jest ze wszech miar potrzebne, to z relacji funkcjonariuszy i pracowników więziennych wynika, że często ma ono charakter fikcyjny. Tego rodzaju zadania nie wymagają zaangażowania wszystkich penitencjariuszy. Jednak z uwagi na konieczność utrzymania dobrego wizerunku zakładu w statystykach niekiedy nagina się rzeczywistość. Choć realnie w jego obsługę zaangażowanych jest kilkunastu skazanych, to dla celów wizerunkowych w dokumentacji ta liczba zostaje znacząco zawyżona.
Częścią pracy nieodpłatnej są także obowiązki świadczone na rzecz samorządów lokalnych czy organizacji charytatywnych. W ich ramach osadzeni wykonują proste zadania jak sprzątanie ulic czy malowanie ławek. Ich szczególne znaczenie opiera się jednak na możliwej rehabilitacji przestępców w oczach współobywateli. Świadomość, że to właśnie oni dbają o tak prozaiczne kwestie jak czystość w miejscach publicznych i ich podstawowa konserwacja, może złagodzić nieco nasze impulsy odwetowe. Należy oczywiście unikać popadania w przesadny romantyzm. Niemniej jeśli chcemy, by ludzie ci stali się na powrót pełnoprawnymi członkami obywatelskiej wspólnoty, są to rozwiązania budzące pewne nadzieje.
Drugim, znacznie bardziej interesującym rozwiązaniem jest zatrudnienie skazanych przez przedsiębiorstwa współpracujące z systemem penitencjarnym. W tym też zakresie doszło w ciągu ostatnich kilku lat to dużych zmian. W roku 2001 stopa zatrudnienia wśród osadzonych wynosiła zaledwie 24.5%. Oscylowała ona w ciągu następnych 15 lat w granicach 25%- 30%. Wzbudzało to uzasadnioną frustracje opinii publicznej. Zwłaszcza tej jej części, która mogła pamiętać standardy panujące w Polski Ludowej. Stosowane wówczas rozwiązania wpisywały się w szerszy front walki o pełne zatrudnienie i w więzieniach kształtowało się ono na poziomie blisko 80%. Dość powiedzieć jednak, że jest to cokolwiek niebezpieczny sentyment.
Proces produkcji przemysłowej od tamtego czasu uległ znacznej automatyzacji, ograniczając przydatność czynnika ludzkiego. Po drugie, ówczesne warunki pracy osadzonych czerpały pełnymi garściami z tradycji niewolnictwa. Wynagrodzenia kształtowały się na upokarzająco niskim poziomie (miesięcznie pozwalały one na zakup pięciu paczek papierosów), zaś sama praca przypominała raczej katorgę niż proces wychowawczy. Warunki bytowe panujące wówczas w jednostkach penitencjarnych były przyczyną narastającej agresji ich mieszkańców. Zdaniem prof. Szymanowskiego było to jednym z powodów buntów w polskich więzieniach, jakie miały miejsce pod koniec lat 80. W szczytowym momencie, w 1989 roku, ogarnęły one 99 zakładów karnych. W ich efekcie zginęło 7 osób a kilkaset zostało rannych. Więzienia w Goleniowie, Nowogardzie i Czarnem, gdzie wystąpienia były najostrzejsze, zmieniły się na w pole bitwy. Warto przypomnieć sobie tamte obrazy, nim zatęsknimy za usankcjonowanym wyzyskiem.
Wraz ze zmianą ustroju konieczne stało się zachęcenie prywatnych firm do współpracy z więzieniami. Jednym z powodów, dla których zatrudnienie penitencjariuszy okazało się w nowym ustroju stosunkowo trudne, jest konieczność wypłaty im przynajmniej minimalnego wynagrodzenia. Poprzednio obowiązujące regulacje umożliwiały wypłatę pracownikom połowy tej stawki. Było to argumentowane tym, że praca więźnia jest również formą kary, a zatem nie obowiązują w jej przypadku przywileje gwarantowane osobom zatrudnionym na „zwykłej” umowie.
Trybunał Konstytucyjny orzekł jednak o niekonstytucyjności tego przepisu. Jego zdaniem szczególny status więźnia i koszty związane z umożliwieniem mu pracy nie uzasadniały stosowania względem niego obniżonych standardów wynagrodzenia. Rezultatem tego, cokolwiek szlachetnego, postanowienia było niewielkie zainteresowanie zatrudnieniem skazanych przez potencjalnych kontrahentów. Ci, którzy mieli szczęście otrzymać skierowanie do pracy, mogli cieszyć się wyższą wypłatą. Przeważająca większość więźniów jednak straciła możliwość zdobycia jakiegokolwiek zarobku. Można uznać to za przykład lekkomyślności odwrotnej w stosunku do tęsknot zamordystycznych.
W 2016 roku ministerstwo sprawiedliwości wprowadziło program „Praca dla Więźniów” którego celem była aktywizacja omawianego obszaru. Umożliwił on budowę przywięziennych hal produkcyjnych, a następnie przekazanie ich zewnętrznym podmiotom w dzierżawę. Podstawowym warunkiem podpisania umowy jest oczywiście zapewnienie miejsc pracy dla skazanych. Na reakcję rynku nie trzeba było długo czekać. Już w roku rozpoczęcia programu zatrudnienie wzrosło do 40%, zaś w roku 2019 osiągnięto poziom 55%. Ten wynik znacząco zbliżył nas do średniej europejskiej wynoszącej około 60%.
Z całą pewnością nie można oczekiwać pełnego zatrudnienia chociażby z uwagi na to, że część z potencjalnych odbiorców programu jest niezdolna do pracy. Niemniej dzięki tej inicjatywie udało się znacznie zredukować chociażby koszt świadczeń alimentacyjnych wypłacanych rodzinom osadzonych. O ile jeszcze w 2014 roku pokrywali oni jedynie 25% kosztów opieki socjalnej, to w roku 2019 suma ta zbliżyła się już do 50%. Aktywizacja zawodowa więźniów umożliwiła więc wzięcie odpowiedzialności za własne rodziny. To szczególnie ważne, gdyż to właśnie najbliższa rodzina oskarżonego jest grupą, której wsparcie stabilizuje jego życie psychiczne. Ich los jest też jedną z silniejszych motywacji do pracy nad sobą. Ta zaś jest potrzebna nie mniej niż środki materialne. Z relacji pracodawców wynika, że osadzeni są najczęściej bardzo sumiennymi pracownikami. Można podejrzewać że ich sytuacji wykazują wzmożone zaangażowanie w wykonywanie swoich obowiązków. Alternatywą jest bowiem powrót do apatii towarzyszącej zamknięciu w celi.
Niezwykle ważne jest, aby sposób wykonywania kary kształtował również kapitał kulturowy skazanych. Nie negując roli kapitału finansowego, trzeba zaznaczyć, że jednym z głównych problemów jest właśnie brak zrozumienia reguł gry wolnego społeczeństwa.
W relacjach z innymi ludźmi mają oni często podejście przemocowe. Groźba jest tu najskuteczniejszą techniką negocjacyjną. Uwidaczniają się tu porażki wychowawcze ich rodziców i najbliższego otoczenia. Można za to potępiać, ale do właśnie takich ról społecznych zostali uwarunkowani i takich zachowań od nich oczekiwano. Długotrwały pobyt w więzieniu może tylko wzmacniać te patologie. Resocjalizacja nie jest idealistyczną mrzonką. To realna operacja na ludzkiej psychice. Jej celem jest odwrócenie (na ile to możliwe) skutków zaniedbań na etapie pierwotnej socjalizacji.
Za przykład może tu posłużyć Norwegia, która dzięki skupieniu się na korekcyjnym oddziaływaniu kary obniżyła stopień powrotności do przestępstwa do 25%. Z drugiej strony, w Stanach Zjednoczonych, których system prawny odznacza się większą surowością, wskaźnik ten wynosi 76%. Przykłady tych państw mogą dawać nam pewne wskazówki co do spodziewanych efektów różnych modeli polityki karnej. Należy też oczywiście pozostawać ostrożnym i unikać bezrefleksyjnego kopiowania rozwiązań tylko dlatego, że sprawdziły się w innych krajach. To czy człowiek opuszczający zakład karny odnajdzie się w społecznie aprobowanych rolach, nie zależy tylko od procesu resocjalizacyjnego. To problem znacznie szerszy i dotykający ogólnej kondycji społeczeństwa: możliwości znalezienia zatrudnienia istnienia systemu wsparcia socjalnego, dostępu do mieszkania czy trwałości więzi społecznych.
Jeśli rzeczywistość poza więzienna sama boryka się z kryzysem to najlepsze programy wychowawcze mogą nie przynieść rezultatu. Niemniej, komponent resocjalizacyjny, mniej lub bardziej rozbudowany, jest koniecznym elementem społecznej reintegracji skazanych. Praca spełnia tu istotną rolę, wpaja im intuicje, które wydają się nam zupełnie podstawowe, ale dla nich stanowią moralną egzotykę. Tresuje ich do bycia wolnymi ludźmi, którzy wiedzą, że ich przyszłość zależy od tego, ile są w stanie dać społeczeństwu.
Sam program oczywiście nie jest wolny od krytyki. Najpoważniejszym jej wyrazem był raport Najwyższej Izby Kontroli z grudnia zeszłego roku. Jednym z głównych zarzutów kierowanych w stosunku do jego wykonawców były bardzo niskie stawki czynszu dzierżawionych przez przedsiębiorców hal. W ich wyniku państwo mogło stracić nawet 37 mln zł możliwych zysków pochodzących z dzierżawy. Zarzut ten należy uznać jednak za nietrafny. Zatrudnianie skazanych znacząco różni się od zawierania umów ze zwykłymi pracownikami. Podlegają oni innym rygorom i obowiązkom wynikającym z ich szczególnego statusu. Wskazać można chociażby na fakt, że skazany może nieoczekiwanie przerwać stosunek pracy, udając się na przepustkę. Umowy nie są też zawierane bezpośrednio z nimi, ale z zakładem, do którego przynależą.
Dlatego zakład w dużym stopniu decyduje, czy dana osoba nadal będzie zatrudniona, czy też ten przywilej zostanie jej odebrany. Zdarza się też niestety, że zatrudnienie poza więzieniem jest wykorzystywane jako okazja do ucieczki, choć to niezwykle rzadkie przypadki. Niemniej te rygory są z punktu widzenia pracodawcy niekiedy dość problematyczne. Celem ministerstwa była rekompensata owych utrudnień dzięki obniżonym kosztom korzystania z budynków. Należy pogodzić się z tym, że nie jest to przedsięwzięcie nastawione stricte na zysk.
Przenosząc rynkowe oczekiwania na specyfikę działań państwowych, ponownie narazilibyśmy się na to, że współpraca z więzieniami byłaby uznana za całkowicie nieopłacalną.
Przekroczyć zemstę
Wprowadzone dotychczas rozwiązania nie są idealne. Służą ono raczej częściowemu (i to w niewielkim stopniu) odciążeniu kieszeni podatników i walce z negatywnymi skutkami bezczynności skazanych. Choć obsadzone przez nich miejsca pracy generują wartość około 49 mln. zł (dane za 2017 rok), to nie można liczyć, że całkowicie pokryją finansowe zapotrzebowania systemu. Ich skuteczność, jeśli chodzi o rozwój zawodowy, również jest ograniczona. Powstałe dzięki programowi miejsca pracy polegają głównie na prostych zadaniach fizycznych. Trudno też oczekiwać czegoś innego, biorąc pod uwagę stan wykształcenia dużej części ich beneficjentów. Niemniej jest to zwrot w zdecydowanie dobrym kierunku – właśnie z uwagi na jego walor resocjalizacyjny.
Praca ma nie tyle przynosić zyski Skarbowi Państwa, ale raczej uniemożliwiać rozwój patologii właściwych instytucjom penitencjarnym.
Poważna reforma polityki karnej wymagałaby zmiany spojrzenia na rolę całego systemu. Funkcja kary nie może zamknąć się w zinstytucjonalizowanej zemście. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie o źródła zachowań dewiacyjnych. Co doprowadza ludzi do potwornych wystąpień przeciwko porządkowi moralnemu. Zrozumienie mechanizmów rządzących ludzkim postępowaniem może pomoc nam złagodzić naszą własną rządzę odwetu.
Względem sprawców zaś umożliwiłoby wszczęcie skutecznych programów wychowawczych. Zgodnie z badaniami Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości większość Polaków domaga się zaostrzenia kar za wszystkie lub najgroźniejsze przestępstwa. Instytut zebrał wyniki badań prowadzonych przez CBOS, Kantar oraz IPOS. Przykładowo według ankiety przeprowadzonej przez Centrum Badania Opinii Społecznej za podwyższeniem kar za przestępstwa najgroźniejsze opowiedziało się 58% ankietowanych, zaś 28% chciało ich podwyższenia dla wszystkich przestępstw. W badaniach pozostałych dwóch organizacji wyniki były podobne, z tą różnicą, że rósł odsetek zwolenników surowszego karania za wszystkie typy czynów zabronionych.
Nie odmawiam tym postawom etycznej legitymizacji. W kontekście wstrząsających opisów zbrodni są one w pełni zrozumiałe. Domagając się podwyższenia kar, pamiętajmy jednak, że kiedyś muszą one dobiec końca. Przedłużanie izolacji w nieskończoność nie jest żadnym sposobem rozwiązania tego problemu. Zadbajmy raczej o intensywność doświadczenia kary. Wymagać to będzie nie tylko zadbania o utrzymanie wysokiej stopy zatrudnienia wśród więźniów. Musimy także zapewnić systemowi penitencjarnemu odpowiednią liczbę specjalistów dbających o to, by skazani już do niego nie wrócili. To jednak wymaga inwestycji.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.