Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Pomocna dłoń państwa przy przeprowadzce

Pomocna dłoń państwa przy przeprowadzce Zdjęcie: Nicolas Huk

Jest jeden element przeprowadzki, w którym państwo mogłoby nam po prostu pomóc: to zmiana naszego adresu zamieszkania w rejestrach wszelkich instytucji i firm. Teraz, jeśli chcemy się przeprowadzić, musimy osobiście zmienić swoje dane w kilkunastu lub kilkudziesięciu miejscach. Tymczasem w przyszłości dzięki wprowadzeniu kilku usprawnień to państwo mogłoby pomóc nam przejść całą procedurę za pomocą jednego logowania. Byłby to krok ku stworzeniu prawdziwe cyfrowego państwa przyszłości, które jest użyteczne dla obywatela.

Przeprowadzka to dosyć oryginalny rodzaj piekła na ziemi. Pakowanie całego życiowego dobytku po to, żeby w ciągu jednego dnia przerzucić go w nowe miejsce, jest samo w sobie wystarczająco męczące. Gorzej, gdy na koniec upychania rzeczy w kartonach orientujemy się, że nasz telefon znalazł się w środku jednego z pudeł (to się naprawdę zdarza, zaręczam).

Przeprowadzka wiąże się z uzmysłowieniem sobie, jak wiele nieużywanych rzeczy od dawna posiadamy. Wiąże się też z poinformowaniem wszelkich instytucji o zmianie adresu. Po pierwsze, wprowadzenie się do nowego mieszkania pociąga za sobą rewizję wszystkich umów o media. W zależności od sytuacji, umowy na dostawę prądu, gazu, wody czy Internetu musimy przepisać na nowy adres lub zerwać. Po drugie, jeśli mieszkanie kupujemy dochodzi także kwestia rejestracji w urzędzie miasta w celu opłacenia podatku od nieruchomości. Po trzecie, zachodzi konieczność zmiany adresu w naszym banku, ubezpieczalniach, operatorze komórkowym, czy funduszach inwestycyjnych. Po czwarte, trzeba jeszcze poinformować pracodawcę i Urząd Skarbowy, a na dokładkę – przekierowanie ewentualnych wszelakich prenumerat. Po piąte, nieubłaganie nadejdzie w końcu dzień, w którym zderzymy się z kwestia rejestracji w nowej przychodni, o szukaniu przedszkola czy szkoły jedynie na koniec hasłowo wspomnę. Dużo tego, prawda?

A gdyby państwo zrobiło to za nas?

Zadajmy sobie proste pytanie. Dlaczego właściwie musimy spędzać długie godziny na informowaniu każdej firmy, organizacji i instytucji osobno o zmianie adresu? Żyjemy przecież w czasach, gdy wszystkich znajomych możemy równocześnie poinformować jednym kliknięciem o wydarzeniach bardzo dla nas istotnych, jak wyjście za mąż bądź ożenek, albo też wręcz przeciwnie, o tych istotnych o wiele mniej ważnych, jak na przykład to, co jedliśmy na dzisiejsze śniadanie. Dlaczego zatem przeprowadzka miałaby wymykać się możliwościom, które daje Internet i nowoczesna komunikacja? Moim zdanie, nie ma ku temu żadnej racji.

Skoro technologia umożliwia kompletną zmianę, w tym wypadku informowanie o zmianie miejsca zamieszkania wszystkich za jednym zamachem, nie ma powodu, żeby z niej nie skorzystać. Co więcej, będę przekonywał, że to powinna być rola państwa, której odgrywanie leży w interesie zarówno naszym, jak i jego samego.

Wiele klawiszy na klawiaturach naciśnięto, aby tworzyć teksty o potrzebie nowego kontraktu społecznego w erze technologii. To wielowymiarowy problem. Rola państwa i jego relacja z obywatelem oczywiście wymaga przemyślenia na wielu frontach. Przykładami są choćby kwestie prywatności naszych danych i bezpieczeństwa państwa, czy też pytanie o sens całkowitej cyfryzacji pieniądza. Niezależnie od kontrowersyjnych tematów, w wielu obszarach technologia otwiera drzwi do nowych możliwości. Tak właśnie jest w sektorze usług publicznych.

Państwo wyciąga pomocną dłoń

Zacznijmy od wspólnego ustalenia faktów. Zgodnie z obecnym stanem prawnym musimy poinformować samo państwo o zmianie miejsca zamieszkania. Państwo ma też wszelkie uprawnienia, żeby zweryfikować, czy nikt się pod nas nie podszywa. Urzędnik przeprowadza ten proces analogowo, poprzez państwowego urzędnika w okienku, bądź cyfrowo, dzięki uwierzytelnieniu poprzez e-dowód czy hasło SMS do ePUAPu (lub portalu Mój Gov). Państwo posiada zatem narzędzia, za pomocą których może udzielać aktualnej informacji o naszym adresie zamieszkania.

Problem w tym, że zamiast dzielić się tą wiedzą, administracja zachowuje się jak pies ogrodnika. Wiadomość o zmianie nie jest przekazywana nawet innym państwowym instytucjom i urzędom. Nie otrzymuje jej ani Urząd Skarbowy, ani nawet NFZ. A przecież każda dotykająca nas macka administracji powinna się o zmianie adresu dowiedzieć już po jednej wizycie w okienku lub wprowadzeniu zmiany online. Idąc jednak o krok dalej, państwo powinno też (za naszą zgodą) przekazać tę informację w formie powiadomienia do Poczty czy banków. Administracja może stać się repozytorium informacji o naszym adresie i przekazywać je najważniejszym dla nas instytucjom.

Jakby to mogło wyglądać? Wyobraźmy sobie samych siebie stojących przed godną Tetrisa stertą kartonów w nowym mieszkaniu. Zastanawiamy się właśnie, w którym z nich upchnęliśmy garnki i patelnie, gdy z banku przychodzi do nas wiadomość informująca nas o tym, że w państwowym rejestrze zmienił się nasz adres zamieszkania. Ten SMS pyta nas, czy chcemy potwierdzić tę zmianę również dla konta bankowego. Po paru dniach z kolei to NFZ wysyła nam maila z prośbą o zalogowanie się na Indywidualne Konto Pacjenta i rejestrację w jednej z trzech przychodni, które znajdują się niedaleko naszego nowego adresu zamieszkania. W podobny sposób moglibyśmy potwierdzić aktualizację adresów w innych instytucjach czy firmach.

Nawet mniej istotne prenumeraty czasopism lub przez pomyłkę wysłany na stary adres zakup z Allegro znalazłby swoją drogę do naszych drzwi. Poczta Polska (lub inni dostawcy) po dostarczeniu listu pod stary adres i otrzymaniu zwrotu od nowych lokatorów znalazłaby nasz nowy adres zamieszkania w państwowym rejestrze i automatycznie przekierowała list do nowego mieszkania. Pozwólmy wyobraźni popłynąć dalej, w rewiry całkowitej futurologii: całkowicie scyfryzowana poczta przyszłości odczytywałaby adresatów listu z kopert przy sortowaniu. Rozpoznając nasze imię i nazwisko oraz nieaktualne już dane zapisane na kopercie już w sortowni przekierowywałaby pocztę do nowego miejsca zamieszkania.

Przy okazji zauważmy, że zmiana adresu to jedynie jeden z przykładów sytuacji, w której państwo nie wymienia się naszymi danymi. W podobny sposób moglibyśmy pomóc kobietom zmieniającym nazwisko (np. przy okazji zamążpójścia), które mogłyby załatwić tę sprawę za jednym logowaniem zamiast wyruszać na wycieczkę po urzędach w celu wyrobienia nowego dowodu osobistego, rejestracyjnego i prawa jazdy. W tym przypadku po poinformowaniu jednego urzędu, system (lub urzędnik w okienku) może nas zapytać, czy chcemy też wyrobić pozostałe dokumenty z nowym nazwiskiem, które potem odbierałoby się wszystkie za jednym zamachem.

Mając na uwadze te wszystkie usprawnienia, nie można nie zauważyć, że Ministerstwo Cyfryzacji uczyniło pewien krok w kierunku ich urzeczywistnienia. Mam na myśli stworzony w końcu grudnia 2019 roku Rejestr Danych Kontaktowych, czyli bazę danych, w której możemy zapisać nasz numer telefonu i email. Choć nie pełni ona podanej powyżej roli, to stanowi istotny pierwszy krok. Dzięki niemu przynajmniej powiadomienia o czekających na nas dokumentach czy odpowiedziach na nasze wnioski mogą trafiać na nasze smartfony i do skrzynek emailowych.

To ważne dla państwa

Nie wiem, czy według obecnego prawa opisywane wyżej rozwiązanie jest możliwe. Zapewne nie jest. To jednak jest zupełnie nieważne, a zasłanianie się „niedasizmem” może mieć katastrofalne efekty dla państwa za parę lub paręnaście lat.

Wyjście naprzeciw problemom codzienności obywateli jest państwu potrzebne, jak w kuchni produkty Jana Niezbędnego, i to nawet jeśli politycy (uogólniając, bo są wyjątki) nie zdają sobie z tego sprawy.

Świat technologiczny to świat fundamentalnie redefiniujący relację obywatel-państwo. Z jednej strony stanowi on zagrożenie dla pozycji obywateli w tej relacji (np. poprzez całkowitą cyfryzację waluty czy dostęp służb do danych o naszym zachowaniu), ale z drugiej daje mieszkańcom kraju niezwykłe możliwości upodmiotowienia (na przykład poprzez optymalizację podatkową, ucieczkę z dochodami za granicę poprzez kryptowaluty czy e-rezydencję). Państwo musi zacząć wyraźniej dowodzić, że jest obywatelowi potrzebne, jeśli faktycznie chce „zarobić” podatki – a szerzej mówiąc, utrzymać społeczny kontrakt na swoje istnienie.

Klucz do decentralizacji

W artykule „Decentralizacja po republikańsku” Piotr Trudnowski szukał metody na rozsądne przeniesienie części kompetencji na poziom samorządowy. Radykalne uproszczenie w końcu ewidencji adresu obywatela, pozbycie się różnic między meldunkiem a „rezydencją podatkową”, rejestrem wyborców a adresem zamieszkania, daje szansę na decentralizacyjną podmiotowość. Uwspólniony rejestr pozwoliłby na sztywne powiązanie kwestii zamieszkania, miejsca płacenia podatków, korzystania z usług publicznych i głosowania.

Wspólny i aktualny rejestr daje szansę na realizację jeszcze innego pomysłu, który w Klubie zaszczepił Jarosław Flis: „słoikowego”, czyli podziału podatku dochodowego. Każdy z nas zna osoby, które wiedzione poczuciem lokalnego patriotyzmu nadal rozliczają się w urzędzie skarbowym w miejscowości, z której pochodzą, a nie w metropolii, w której aktualnie mieszkają. W ten sposób spłacają zasługi lokalnych usług publicznych, które przyczyniły się do ich rozwoju, a teraz być może nadal pomagają żyć ich rodzicom.

Aktualny rejestr historii zamieszkania oznaczałby danie obywatelowi wyboru przy składaniu swojego rocznego sprawozdania. Może część swojego podatku chce przeznaczyć na metropolię, w której mieszka, część wysłać do rodzinnej miejscowości, a parę procent do miejsca, w którym spędził piękne studenckie lata? Możliwość podziału podatku może być lekiem na patologię korzystania z usług w gminie innej niż ta, w której płacimy podatki, oraz narzędziem solidarnościowym i drogą do upodmiotowienia obywatela. Tego jednak nie osiągniemy bez spójnego i aktualnego – jakże prosto to brzmi – rejestru obecnego adresu zamieszkania.

Zamiast „jednego okienka” – „jedna gęba”

Pozwolę sobie spróbować sięgnąć wizją odrobinę dalej niż do realizacji jednej bazy danych. Wierzę, że w przyszłości każdy z nas będzie miał „przypisanego” jednego urzędnika państwowego, znanego nam z imienia i nazwiska, który będział działał niczym lekarz rodzinny lub nasz agent ubezpieczeniowy. Nasz państwowy concierge będzie prawdziwą personifikacją zasady „jednego okienka” – osobą, która będzie odpowiadać za całość naszej interakcji z państwem. Będzie potrafił zająć się naszym problemem niezależnie od tego, czy będziemy potrzebowali załatwić zaświadczenie z ZUSu, zmienić dane w Urzędzie Skarbowym czy skontaktować się z Urzędem Miasta w sprawie projektu planu zagospodarowania.

Do tego jednak droga daleka. Być może nawet trzeba sobie wprost powiedzieć, że to wizja wyjęta kompletnie ze snów. Niemniej możemy zacząć krok po kroku – na przykład od podania przez państwo pomocnej dłoni przy przeprowadzce. Szczególnie, że infrastruktura technologiczna, odpowiednie kanały komunikacji już są. Potrzeba tylko, albo aż, godzin rozmów z obywatelami w celu zrozumienia ich interakcji z gospodarką i administracją, szczypty wyobraźni, garści ponadsilosowego działania i ton konsultacji.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.