Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Polka z bronią w ręku. Jak walka o niepodległość dała kobietom równouprawnienie

przeczytanie zajmie 10 min
Polka z bronią w ręku. Jak walka o niepodległość dała kobietom równouprawnienie Źródło: Jan Rosen - www.pinakoteka.zascianek.pl

Kobieta-żołnierz w historii Polski to nie tylko Emilia Plater. Oprócz niej w powstaniu listopadowym służyło ok. dwudziestu szlachcianek, które z bronią w ręku i w męskim przebraniu zaangażowały się w sprawę narodową. W ten sam sposób w powstaniu styczniowym brało udział już kilkadziesiąt kobiet z różnych stanów. Nie był to jednak przejaw walki z dyskryminacją w dostępie do zawodu żołnierza. Kobiety wyrażały w ten sposób (na wzór mężczyzn) swoje uczucia patriotyczne i chęć bezpośredniego udziału w odzyskiwaniu przez Polskę niepodległości. Wcieleniem patriotyzmu w czasie wojny – zgodnie z jego romantyczną wizją – był żołnierz. Tak uważały również polskie emancypantki. Za szczytowe osiągnięcie mariażu polskiego patriotyzmu i emancypacji można uznać zatem legionistkę.

Walka o równouprawnienie kobiet w historii Polski bardzo często wiązała się z patriotyzmem, zwłaszcza w jego romantycznym wydaniu. Złożyły się na to dwa czynniki. Pierwszym było doświadczenie względnie dobrej sytuacji prawnej Polek należących do wyższych warstw społecznych w XVIII wieku. Sytuacja ta uległa jednak pogorszeniu ze względu na rozbiory Rzeczypospolitej. Przyzwyczajone do występowania w imieniu męża, a po jego śmierci uprawnione do zarządzania majątkiem ucierpiały, kiedy narzucono im obce prawodawstwo. Również Kodeks Napoleona, obowiązujący w Królestwie Polskim pod zaborem rosyjskim, ograniczał znacznie możliwości samostanowienia kobiet w stosunku do sytuacji prawnej sprzed rozbiorów.

Drugim czynnikiem były represyjna polityka zaborców i masowe prześladowania osób zaangażowanych w kolejne protesty i zrywy niepodległościowe, dokonywane zwłaszcza przez władze rosyjskie. W wyniku znacznego braku mężczyzn, którzy byli więzieni, wywożeni bądź tracili życie w egzekucjach lub na polach bitew, kobiety przejęły część obowiązków postrzeganych jako typowo męskie.

Już wcześniej wobec braku polskich instytucji państwowych wychowanie patriotyczne w dużej mierze spadło na rodziców. Z tego powodu rola kobiet w rodzinie i społeczeństwie nabrała dodatkowego znaczenia. Z czasem zaangażowanie patriotyczne Polek znacznie wykraczało poza zadania wychowawcze, bo coraz częściej pełniły one funkcje konspiratorek, sanitariuszek, a nawet walczyły z bronią w ręku.

Historia udziału polskich kobiet w walkach narodowowyzwoleńczych to zarazem historia ich emancypacji. Można wyznaczyć kilka przełomowych momentów, od których zależały kolejne formy ich zaangażowania w walkę. Za pierwszy i istotny ze względu na skalę zjawiska uchodzi powstanie styczniowe. Za drugi – rewolucja 1905 r. Do tych dwóch dat odwoływały się później działaczki, mające udział w odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

Równość wobec prawa, ale tylko karnego

Okres powstania styczniowego przyniósł niespotykany wcześniej udział kobiet w przygotowaniach do zrywu. Była to pochodna angażowania się całych rodzin w organizację i wspieranie działań wojennych. Czy odróżniał się pod tym względem od innych narodów? Oddajmy głos cudzoziemcom. Szwajcarzy, chcąc podpatrzyć taktykę partyzancką powstańców, wysłali do Królestwa obserwatora wojennego, Franza von Erlach. W swojej szczegółowej analizie stwierdził on, że „kobiety odgrywają w obecnym powstaniu tak niesłychanie ważną rolę, że za granicą nie można o tym wyrobić sobie pojęcia, jeżeli się tego naocznie nie widziało. Kobiety są prawdziwą duszą powstania”. Z kolei rosyjski publicysta – Nikołaj Berg – w zapiskach sporządzonych na zlecenie namiestnika carskiego tak pisał o udziale kobiet: „Niewiele jest krajów na świecie, w których by żywioł ów występował tak wybitnie i tyle miał znaczenia dla swego narodu jak w Polsce. […] Kobieta polska jest wiecznym, nieubłaganym i nieuleczalnym spiskowcem […]. O, nie żartujcie z nią! Ona jest prawdziwie niebezpieczna”.

Więc nie żartowano. Już w marcu 1863 r. wyszedł ukaz carski o stworzeniu jednakowych sądów wojskowych „dla przestępców obojga płci”. Uzyskano zatem równouprawnienie w najgorszym możliwym zakresie. Odtąd kobiety mogły być skazywane na równie wysokie wyroki, jak mężczyźni, z pominięciem kary śmierci. Po stłumieniu powstania styczniowego władze carskie traktowały je na równi z mężczyznami: otrzymywały więc wyroki restrykcyjnego więzienia i wywożono je na Syberię.

Zdarzały się przykłady zsyłki pomimo zaawansowanej ciąży skazanej, jak w przypadku wdowy po powieszonym Zygmuncie Sierakowskim, Apolonii. Na samych ziemiach zabranych uwięziono 1659 kobiet. Wedle rejestru sporządzonego w kancelarii generała-gubernatora w Wilnie jako powody wskazywano: bezpośredni udział w walce, sprzyjanie i pomoc walczącym, a nawet „zły nadzór nad dziećmi patriotycznie nastawionymi”!

Rok 1863 – według wielu, jak chociażby Aleksandry Piłsudskiej, był graniczny, jeśli chodzi o postrzeganie roli kobiet w walce niepodległościowej. Rozpoczęła się wówczas decydująca zmiana, przełamanie stereotypu i ludzkich przyzwyczajeń. Same kobiety odnalazły się w nowych funkcjach, przejmowaniu męskich obowiązków na polu chwały i w konspiracji.

Pełzająca rebelia

Rok 1905 na ziemiach polskich to kolejny przykład łączenia haseł zmian społecznych z działaniami na rzecz obrony polskości. Bunt wobec panujących porządków połączył robotników walczących o ośmiogodzinny dzień pracy i ubezpieczenie pracownicze z uczniami i nauczycielami walczącymi o polski język wykładowy. Znaczny był udział kobiet, np. szwaczek i nauczycielek. Dla wielu działaczek i przyszłych emancypantek okazał się prawdziwym chrztem bojowym. Kobiety zaznały poczucia polskiej wspólnoty ponad podziałami i przemocy ze strony kozaków.

Polska Partia Socjalistyczna (PPS), która pod wodzą Józefa Piłsudskiego stała za organizacją części protestów, należała do najbardziej bojowo nastawionych sił politycznych pragnących niepodległości Polski. W odpowiedzi na przemoc odpowiedzieli przemocą, swoimi zamachami siali lęk wśród Rosjan. W drodze napadów pozyskiwali fundusze na broń i szkolenia przyszłych powstańców. Powołana w tych celach Organizacja Bojowa PPS (OB PPS) skupiała również kilkaset kobiet: fałszowały dokumenty, prowadziły działalność wywiadowczą, jako tzw. dromaderki przenosiły broń i materiały wybuchowe, a niektóre same posługiwały się bronią (chociażby w zamachu na gubernatora Skałona).

Wbrew dzisiejszym stereotypom

Tak oczywiste dla feministycznego dyskursu postrzeganie historii emancypacji Polek przez pryzmat walki płci jest anachronicznym uproszczeniem, na dodatek abstrahującym od polskiej specyfiki. Na tym nie koniec. Stereotypowy, potoczny obraz zachodnioeuropejskiej sufrażystki w dużej mierze nie przystaje do wizerunku polskiej emancypantki. Co więcej, jeśli postęp w równouprawnieniu kobiet identyfikuje się wyłącznie z lewicowymi poglądami i działaniem pod hasłem postępu społecznego, to jest to utożsamienie błędne. Polki i ich sprawa nie mieszczą się w stereotypowej, dwubiegunowej wizji sceny politycznej i światopoglądów.

Ruch polskich emancypantek zabiegający o równouprawnienie kobiet składał się z grup bardzo różnorodnych pod względem światopoglądu – obejmował nie tylko ówczesne feministki czy socjalistki, ale także aktywistki i społecznice o przekonaniach narodowych, działaczki ziemiańskie, chrześcijańskie demokratki. W przeciwieństwie do większości narodów u nas praktyka wyprzedziła teorię.

Polki urodzone w drugiej połowie XIX wieku do patriotyzmu przekazanego w wychowaniu dodawały idee emancypacyjne. Ponieważ legalna działalność nie przynosiła efektów, na początku XX wieku  coraz powszechniej wiązano sprawy kobiet z koniecznością zbrojnego czynu niepodległościowego. Szlak przetarła już OB PPS ze swoim dromaderkami. Polki stwierdziły zgodnie, że państwa zaborcze są podstawowym przeciwnikiem na drodze do wolności, która zyskała w ich oczach podwójny sens: powrotu samostanowienia dla Polaków oraz uwolnienia potencjału kobiecej części społeczeństwa.

Współcześnie walka o równouprawnienie kobiet przynosi dość oczywiste skojarzenia, jeśli chodzi o podział sił politycznych. Ci, którzy ją popierają, zapewne reprezentują nurty lewicowe, a ci, którzy się jej opierają, muszą należeć do grona konserwatystów i szeroko pojętej prawicy. Jednak taki podział ma jeden mankament. Jest fałszywy. Dobrym przykładem są początki tajnych organizacji militarnych, które przygotowały podstawę późniejszych Legionów w postaci Związku Strzeleckiego (ZS) i Polskich Drużyn Strzeleckich (PDS, tzw. drużyniacy), oficjalnie działających w zaborze austriackim. Ten pierwszy stanowił ekspozyturę Związku Walki Czynnej (ZWC), związanego z lewicą – PPS-Frakcją Rewolucyjną. Polscy socjaliści od początku byli rzecznikami idei równouprawnienia. Wydawałoby się, że to u nich kobiety zostaną najszybciej dopuszczone do prac organizacyjnych, a następnie do ćwiczeń z bronią. W końcu były już zasłużone ogromnym, kluczowym wręcz, udziałem w Organizacji Bojowej. Nie musiały niczego udowadniać towarzyszom PPS.

Jednak to nie w tej organizacji otrzymały szansę w pierwszej kolejności, a w Polskim Związku Wojskowym, który utworzył oddziały drużyniaków. Założyciele organizacji wywodzili się z kręgu o przekonaniach narodowych. Drużyniacy nie łączyli patriotycznych haseł z rewolucyjnym programem społecznym. W ich pojęciu powodowałby on podziały w narodzie potrzebującym jedności wszystkich warstw społecznych w dążeniu do niepodległości. Najwyraźniej jednak nie obawiali się reakcji społeczeństwa na udział kobiet w szkoleniach wojskowych, który przez kierownictwo PPS był długo odrzucany z powodu ryzyka ośmieszenia ich projektu. Żeby ta opinia uległa zmianie, musiały upłynąć ponad 4 lata, w czasie których powstały w zaborze austriackim legalne struktury organizacji strzeleckich. Nade wszystko jednak musiała zaistnieć groźba odpływu kobiet sympatyzujących z PPS do drużyniaków lub tworzonych z własnej inicjatywy mniejszych organizacji. Na czele oddziałów kobiecych socjaliści postawili jednak mężczyzn, znów w przeciwieństwie do żeńskiego oddziału lwowskiego PZW, którym dowodziła Janina Zakrzewska, czy warszawskiego Koła Żeńskiego PDS, kierowanym przez Marię Kwiatkowską. Ważne są czyny, nie słowa…

Wielka wojna, wielka mobilizacja

Kiedy wybuchła I wojna światowa, to na kobiety działające w stowarzyszeniach strzeleckich spadł ciężar prac organizacyjnych, aprowizacji, agitacji. Szyły i reperowały mundury, tworzyły magazyny obuwia i medykamentów. Bez nich polskie oddziały nie miałyby żadnego zaplecza. Część ze strzelczyń ruszyła wraz z żołnierzami na front. Odpowiadały za propagandę i sformowanie patrolów sanitarnych, pełniły funkcje sanitariuszek, a czasami podoficerów prowiantowych, jak np. Ludmiła Modzelewska, która przeżyła krwawą bitwę pod Anielinem.

Inna część kobiet, wzorem Joanny Żubr w wojnach napoleońskich, Emilii Plater w powstaniu listopadowym, Henryki Pustowójtówny w styczniowym i innych bohaterek, ścięła włosy, przybrała męski ubiór i przyjęła męskie imiona, by móc walczyć z bronią w ręku. Siłą rzeczy nie był to udział masowy. Wobec zazwyczaj szybkiej demaskacji delikwentki konieczne było ciche przyzwolenie dowódców. Korzystały z niego m.in. Wanda Gertz jako Kazik Żuchowicz i Zofia Plewińska jako Leszek Pomianowski.

Niektóre kobiety decydowały się na służbę w wywiadzie, co było zadaniem śmiertelnie niebezpiecznym, zwłaszcza jeśli chodzi o front sowiecki. Już przy I Brygadzie działało 46 wywiadowczyń. To do nich skierowane były słowa Piłsudskiego: „[…] idziecie samotnie wśród obcych wam ludzi i narażacie się na cięższą niż żołnierska śmierć. I nigdy nie zaznacie radości, jaką daje wielkie masowe zwycięstwo”. Jedną z najwybitniejszych była Wanda Pełczyńska, która z Oddziałów Żeńskich PDS wyszła ze stopniem podoficera. Kilkakrotnie przekraczała linie frontów z raportami dla Piłsudskiego w latach 1914-1915, działała również w 1919 r. Za swoje zasługi i odwagę została odznaczona Virtuti Militari. Niestety, nie wszystkim jej koleżankom dopisało szczęście. Przynajmniej kilkanaście wywiadowczyń straciło życie z rąk bolszewików, a jeszcze więcej doświadczyło okrutnych tortur.

Liga Kobiet Pogotowia Wojennego (LKPW), utworzona w Warszawie organizacja konspiracyjna, nie ograniczała się tylko do działalności propagandowej i szkoleniowej. Współpracując blisko z Polską Organizacją Wojskową (POW), tworzyła zaplecze dla formowanych oddziałów. W okresie największego rozwoju liczyła ok. 16 tys. członkiń na terenie Królestwa i Galicji, również w tych miejscowościach, do których nie dotarły wpływy żadnej innej organizacji niepodległościowej!

Właśnie tymi drogami Polki włączały się w czyn niepodległościowy. Organizacje, walka bezpośrednia, konspiracja, wywiad, zaopatrzenie, działalność wychowawcza i propagandowa – kobiety kontynuowały swój żywy udział w walkach narodowowyzwoleńczych. Angażowały się wszystkie, gdzie tylko się dało, zarówno na Śląsku, jak i w Wielkopolsce. W samych powstaniach śląskich uczestniczyło ok. dwóch tysięcy kobiet! Można zaryzykować tezę, że bez udziału Polek niepodległość roku 1918 ani jej przypieczętowanie dwa lata później wygraną z bolszewikami wojną nie byłyby możliwe.

Pełnoprawne obywatelki a granice wolnej Polski

Polki zawdzięczały status obywatelski przede wszystkim swoim wysiłkom i uporowi: został dosłownie wywalczony, także na polach bitew. Warunkiem powodzenia było jednak przekonanie męskiej części populacji, że w równym stopniu mogą funkcjonować jako świadome, odpowiedzialne obywatelki. Dlatego, opowiadając o równouprawnieniu kobiet, nie można pomijać mężczyzn, skoro od ich decyzji zależała ta historyczna zmiana.

Z pewnością lewicowemu rządowi Jędrzeja Moraczewskiego i przychylności Piłsudskiego zawdzięczamy natychmiastową realizację postulatu praw wyborczych niezależnych od płci w odrodzonym państwie polskim w 1918 r. oraz miejsce Polski wśród tych państw, które jako pierwsze zagwarantowały konstytucyjnie możliwość czynnego i biernego uczestnictwa kobiet w życiu politycznym, tym samym wyprzedzając m.in. Szwecję, Wielką Brytanię, Francję, Belgię i Szwajcarię.

Realizacją marzenia emancypantek o równym statusie w walce o niepodległość Polski było utworzenie Ochotniczej Legii Kobiet (OLK) – najpierw we Lwowie w 1918 r., następnie w Wilnie w 1919 r. Jej inicjatorką była Aleksandra Zagórska. Powołanie nowej formacji wynikało z dramatycznej sytuacji militarnej odrodzonej Rzeczypospolitej, której wojska zajęte były walkami to z Ukraińcami, to z Sowietami. Brakowało żołnierzy do obsadzenia stanowisk pozafrontowych. Lukę wypełniały więc ochotniczki zgłaszające się coraz śmielej do prac wojskowych. W służbie czekały na nie: żelazna dyscyplina, surowe warunki egzystencji, a także upokorzenia, ponieważ cywilom, w tym również innym kobietom, trudno było zaakceptować widok pań w mundurach. Podejmowały jednak wytrwale i z sukcesami rozmaite zajęcia pomocnicze, prace kancelaryjne, ale też służby wartownicze, eskortowały transporty sprzętu i zaopatrzenia. Wobec rozwoju bandytyzmu te dwa ostatnie zajęcia były szczególnie niebezpieczne i zdarzało się nawet, że strażniczki oddawały życie w obronie magazynów (jak np. Magdalena Szućko). Lwowska OLK w wyjątkowych wypadkach brała udział również w walkach frontowych ze względu na oblężenie miasta przez Ukraińców.

Aleksandra Zagórska, matka jednego z najmłodszych Orląt Lwowskich, Jurka Bitchana, była doświadczona w pracy konspiracyjnej i wojskowej. Jako członkini OB PPS produkowała ładunki wybuchowe i uczestniczyła w zamachu na rosyjski pociąg wojskowy w 1907 r. Działała w ZWC i ZS, a następnie służyła w Oddziale Wywiadowczym I Brygady i organizowała drużyny kobiece POW. Mając największe doświadczenie wojskowe z oficerów OLK, została mianowana jej naczelnym dowódcą w stopniu majora, obierając za swoją adiutantkę ppor. Stanisławę Paleolog. Komendantką Batalionu Wileńskiego OLK była natomiast znana nam już ppor. Wanda Gertz.

Legię rozbudowano na wiosnę 1920 r., aby mogła przejąć kolejne z zadań wojskowych, które odciągały mężczyzn od frontu: wartę przy obiektach wojskowych, utrzymanie porządku w strefie przyfrontowej, służbę w szpitalach i kuchniach, prace biurowe w sztabach i urzędach. Powołano pięć batalionów OLK. Podporządkowana Wojsku Polskiemu Legia stała się pierwszą kobiecą formacją wojskową. Przewinęło się przez nią ok. 3,5-4,5 tysiąca kobiet – większość zaledwie z wykształceniem elementarnym. Wszystkie jednak czuły się w pełni obywatelkami II RP.

Największa mobilizacja do OLK nastąpiła wobec zagrożenia stolicy przez bolszewików w lipcu 1920 r. Wstępowały do niej kobiety w różnym wieku, z różnych warstw społecznych, nawet po kilka z jednej rodziny, jak np. Joanna i Halina Nieniewskie – matka i córka, działające wcześniej w LKPW i związane z POW. Utworzony z ochotniczek do walki frontowej Batalion Liniowy został włączony do planu obrony stolicy przed głównym uderzeniem bolszewików. Kobietom powierzono dowództwo kompanii piechoty (por. Wandzie Gertz i ppor. Ludwice Rudowskiej), a całością dowodził kpt. Czesław Rudzki. Choć nie doszło do objęcia frontem powierzonego im odcinka, to „Olki” zaznały starć z wrogiem: wysłane do przeczesywania lasów w poszukiwaniu rosyjskich maruderów odparły atak i wzięły jeńców przy minimalnych strata własnych (jedna ranna). Legionistki otrzymały specjalne podziękowania od dowodzącego grupą operacyjną gen. Antoniego Zawadzkiego oraz od ministra spraw wojskowych – gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Szacunek społeczeństwa bywa chwiejny – po nastaniu pokoju klimat wokół OLK pogorszył się. W trudnej sytuacji ekonomicznej kraju plany mjr Zagórskiej, by zreorganizować Legię i utworzyć Centralną Szkołę Wojskową OLK, nie znalazły poparcia ani władz, ani opinii publicznej. O likwidacji Legii zadecydował projekt Ustawy o powszechnej służbie wojskowej, w której służbę kobiet przewidywano wyłącznie w czasie wojny.

W zarysie historycznym wydanym w 1921 r. we Lwowie legionistki wyrażały nadzieję na powstanie obowiązkowej służby pomocniczej kobiet, dzięki której „siła militarna Państwa Polskiego wzrośnie w dwójnasób”. Argumentowały, że „[…] Polska, by zachować byt niepodległy, natężyć musi wszystkie siły”. Zwracały także uwagę, że przysposobienie wojskowe „będzie jakby uzupełnieniem wychowania kobiety i przyczynić się musi w znacznym stopniu do zmiany jej psychiki” (pozytywnej, dodajmy). Nie doszło do odpowiedniego zapisu w ustawie poborowej. Legionistki same zorganizowały szkolenia dla chętnych pod nazwą Przysposobienie Wojskowe Kobiet. Jej działaczki i wychowanki zapisały się później piękną na kartach historii podczas II wojny światowej.

Zamknąć w słowie wielkość ducha

Bohaterki wracały do cywilnego stroju, a o ich zasługach zapominano. Upamiętnienia udziału europejskich kobiet walkach 1914-1921 podjęły się one same, działające w międzynarodowej organizacji kombatanckiej FIDAC. Jej nakładem ukazała się w języku francuskim w 1934 r. książka – Femina patriae defensor. La Femme au service de la patrie (Kobieta – obrońca ojczyzny. Kobiety w służbie ojczyzny). W ogromnym skrócie przedstawia ona formy ich walki, uzupełniając rys historyczny o dane liczbowe i statystyki. Halina Nieniewska, która obok Marii Zdziarskiej-Zaleskiej i Wandy Pełczyńskiej była współautorką rozdziału poświęconego Polkom, miała świadomość, jak niedoskonała jest to forma upamiętnienia. Mówiła do Pełczyńskiej:

„Gdy myślę o kobietach polskich, poległych w walce o niepodległość w latach 1914-20… o bohaterskiej Dziuni Tejszerskiej, zamordowanej przez czekistów w Mińsku… o tragicznej śmierci Marii Kraśnickiej, która przed rozstrzelaniem przez bolszewików w Żytomierzu musiała patrzeć na śmierć swoich trzech córek… o Teresie Grodzińskiej, bohaterskiej sanitariuszce 4 p.p. leg., która aż do śmierci broniła się siekierą przed bolszewickimi żołnierzami… gdy myślę i mówię o tych kobietach, wydaje mi się, że dotykam rzeczy świętej. Jakże słaba i nieudolna jest mowa ludzka, gdy chce w słowie zamknąć takie męstwo i taką wielkość ducha”. Jednak mimo niedoskonałości słowa dzięki tej publikacji ofiara złożona przez Polki trafiła do annałów międzynarodowych.

Utworzenia wydawnictwa polskiego, które utrwaliłoby pamięć o wojskowej służbie kobiet, podjął się komitet weteranek pod przewodem Aleksandry Piłsudskiej. Pod jej redakcją powstało obszerne dwutomowe opracowanie zbioru wspomnień składających się na losy kobiecych organizacji i oddziałów w czasie wojen 1914-1921. Ukazało się w latach 1927-1929 pod tytułem Wierna służba. Dzieło było skupione na nurcie politycznym, jaki utworzył się wokół Piłsudskiego, i wpisywało się w umacnianie legendy Legionów, traktowanej jako legitymacja do sprawowania władzy, którą marszałek przejął w drodze zamachu majowego. Wybór wspomnień z tej książki przypomina obecnie Muzeum Historii Polski w wydawnictwie Kobiety niepodległości. Wspomnienia z lat 1910-1918 w serii wznowień pamiętników i relacji z okresu II RP.

W czasie pokoju

Działaczki niepodległościowe, a zarazem emancypantki, brały ochoczo udział w odbudowie państwa polskiego. Garnęły się zwłaszcza do pracy społecznej i edukacyjnej, jak np. nauczycielki, które stanowiły później wzór patriotyzmu i konspiratorskiej odwagi dla uczennic w trakcie okupacji niemieckiej. Niektóre z nich trafiły do polityki, już od pierwszych wyborów zasiadając w ławach sejmowych i na dodatek stanowiąc dla kolegów niedościgniony wzór współpracy ponad podziałami partyjnymi. Nie był to nigdy znaczący procentowo udział, a szczególnie w dobie sanacji, kiedy znacznie ograniczono uczciwość demokratycznej konkurencji wśród kandydatów.

Współtwórczyni OLK, Stanisława Paleolog, jako pierwsza w II RP została oficerem śledczym, kierowała w Policji Państwowej kobiecą brygadą sanitarno-obyczajową, a następnie pełniła funkcję Referata dla Spraw Oficerów i Szeregowych Kobiet w Komendzie Głównej Policji. Szczególnie zaangażowane w sprawy wojskowe Polki znalazły się w ośrodkach szkoleniowych z obrony cywilnej. Miały rację, że żądały jak najszerszego przygotowania wojskowego kobiet.

Historia znów zażądała od nich świadectwa na froncie we wrześniu 1939 r., a następnie w konspiracji, która nie mogła się obejść bez łączniczek, emisariuszek i agentek. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu wojskowemu kobiety stanowiły zasób kadrowy dla stanowisk kierowniczych, w tym oficerskich w ramach ZWZ-AK i w wielu innych podziemnych organizacji. Włączyły się we współtworzenie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i Armii Andersa w ZSRR, skupiając się m.in. w Pomocniczej Służbie Kobiet. Znów były żołnierzami Wojska Polskiego. Dzieliły tragiczne losy także z kolegami w Ludowym Wojsku Polskim. Choć tym razem nie mogły przynieść wolności Polsce, to bez ich obecności na froncie – łączniczek, wywiadowczyń i sanitariuszek – funkcjonowanie polskiej armii podczas wojen 1914-1921 i 1939-1945 nie byłoby w ogóle możliwe.

Służba wojskowa kobiet w oddziałach liniowych i dzisiaj bywa trudna do zaakceptowania przez mężczyzn, czego główną przyczyną w mojej ocenie jest poczuwanie się do roli opiekuńczej względem kobiet. Myśl o wysyłaniu ich na front stoi w sprzeczności z tym przekonaniem. Skoro jednak w każdym społecznym procesie decyzyjnym biorą udział obie płci, a równość obywateli zakłada równość wobec obywatelskich obowiązków, to zaangażowanie kobiet-żołnierzy w walce także współcześnie jest nieuchronne.

Dziękuję Marii Więckowskiej i Łukaszowi Sobechowiczowi za cenne informacje wykorzystane w tekście.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.