Libura: Europejskie systemy zdrowia nie są przygotowane na walkę z pandemią
„Gdy do Europy przychodzi choroba zakaźna, to nikt nie jest mądry i żadne systemy w pełni nie dają rady. Bo one nie są nastawione na leczenie chorób zakaźnych, tylko na leczenie cywilizacyjnych chorób przewlekłych, które wynikają – w pewnym uproszczeniu – z dobrobytu, który pozwala długo żyć. Nowotwory, choroby serca układu krążenia, cukrzyca… Ochrona zdrowia była optymalizowana pod tym właśnie kątem” – stwierdziła Maria Libura, ekspertka Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, w rozmowie z Michałem Sutowskim na łamach Krytyki Politycznej.
„Naukowcy, którzy zęby zjedli na badaniu epidemii, mają ponoć takie powiedzenie: jeśli widziałeś jedną epidemię, to… widziałeś jedną epidemię. Z dotychczasowych doniesień wynika, że w przypadku SARS-CoV-2 szczególnym wyzwaniem okazuje się bezobjawowy przebieg zakażenia u części osób, który nie przeszkadza wirusowi w przenoszeniu się z człowieka na człowieka” – stwierdziła nasza ekspertka.
Zapytana o porównanie modelu walki z epidemią w Wielkiej Brytanii i na kontynencie Maria Libura stwierdziła: „[…]Słychać już głosy krytyczne, że unikając narodowej kwarantanny rząd próbuje uniknąć odpowiedzialności, na przykład za małe firmy, które i tak zaczynają tracić, gdyż sporo klientów zmienia zachowania pod wpływem informacji z innych krajów Europy i rezygnuje z wielu usług. To jest chyba główna różnica w podejściu Brytyjczyków i naszym: państwa kontynentalnej Europy, w tym Polska, postawiły w działaniach i komunikacji społecznej na zupełnie inne wartości”.
„Nawet jeśli lekarz i pielęgniarki podejmą trud pracy w czasie epidemii, to wielu z nich może zachorować. Problem nie dotyczy zresztą wyłącznie szpitali zakaźnych. A skalę zagrożenia pokazuje bogata Norwegia, która zakazała wyjazdu z kraju pracownikom własnej ochrony zdrowia do końca kwietnia, czy Hiszpania, która wzięła prywatne szpitale w zarząd komisaryczny do odwołania” – stwierdziła Libura.
„Obecny konsensus klinicystów jest taki, że większość z lekkimi objawami lub bez powinna trafić do domu i pozostawać w kontakcie ze służbami medycznymi. Szpitale trzeba zostawić dla tych, którzy wymagają intensywnej opieki medycznej. Inna sprawa, że statystyki mogą być bardzo mylące. […] Wystarczy, że państwa stosują tak odmienne strategie testowania, że liczby przypadków są słabo porównywalne między krajami”– argumentowała ekspertka Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
„Wykupienie zapasów jedzenia dla rodziny na dwa tygodnie jest całkiem racjonalne, jeżeli człowiek słyszy z mediów i oświadczeń rządu, że tyle co najmniej ma zostać w domu. Nie widzę powodu, żeby taką zapobiegliwość ośmieszać. Robienie z tego memów to chyba objaw jakichś kompleksów: musimy zawsze widzieć się w złym świetle, pokazywać, że coś jest z nami nie w porządku. A przecież w wielu krajach wprost zalecono: zróbcie zapasy na 2 tygodnie, bo tyle być może będziecie musieli siedzieć w domu” – argumentowała Libura.