Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartosz Paszcza  16 marca 2020

Skąd brać ciekawe treści, jeśli chcemy olać Facebooka i Twittera?

Bartosz Paszcza  16 marca 2020
przeczytanie zajmie 5 min
Skąd brać ciekawe treści, jeśli chcemy olać Facebooka i Twittera? Źródło: micantimplora - flickr.com

Facebook tnie zasięgi fanpage’om, Twitter wprowadził swój algorytm selekcji tweetów. Coraz trudniej odnaleźć w Internecie wartościowe treści. Dlatego warto sięgnąć do starych pomysłów w nowym wydaniu. Dzięki czytnikom RSS można odzyskać kontrolę, gromadząc treści ze wszystkich interesujących źródeł w jednym miejscu.

Media społecznościowe od lat służyły nam nie tylko do rozmowy ze znajomymi, ale też do śledzenia ciekawych artykułów, komentarzy czy filmów. Niezależnie od tego, czy obserwowaliśmy ekspertów i liderów opinii, czy też niszowe zespoły muzyczne i dyżurujących internetowych komediantów, media społecznościowe sprawiły, że nie musieliśmy pamiętać adresów ich stron czy blogów. W jednym miejscu mogliśmy zobaczyć przefiltrowane dla nas zdjęcia znajomych z wakacji, ale też interesujące nas treści z dowolnych internetowych źródeł (o ile prowadziły fanpage).

Zostaliśmy z mediami społecznościowymi jak Himilsbach z angielskim

Niestety te czasy z dwóch powodów błyskawicznie odchodzą do lamusa. Z jednej strony decyduje o tym chęć monetyzacji mediów społecznościowych. Obcinając zasięgi fanpage’om, właściciele platform bez wątpienia nakłaniają prowadzących profile do płacenia za reklamy, dzięki którym uzyskują większą widoczność swoich postów. Co więcej, nie chcąc, abyśmy wychodzili poza daną platformę, szczególnie rzadko wyświetlają się posty z linkami zewnętrznymi, np. do filmów na YouTube lub artykułów w mediach.

Nasze skupienie na konkretnej platformie internetowej jest przekierowywane na reklamy, a więc na pieniądze. To fundamentalny proces ekonomii uwagi. Platformy wybierają treści, które wzbudzają pozytywne emocje i zatrzymują nas jak najdłużej. Właśnie w ten sposób powstają bańki informacyjne. To odpowiedź na to, kim jesteśmy ze wszystkimi naszymi słabostkami dotyczącymi prostszej rozrywki. Algorytmy nie próbują nam pomóc stać się osobami, którymi pragniemy być. Nie pozawalają przekuwać naszych ambitnych postanowień w rzeczywistość. Zamiast czytać sążniste eseje, przeglądamy memy.

Z drugiej strony o trendzie tym decyduje samo nastawienie użytkowników, którzy coraz częściej wykorzystują media społecznościowe wyłącznie w celu prowadzenia prywatnej korespondencji z wybraną grupą znajomych. Kiedy parę miesięcy temu Mark Zuckerberg przedstawiał nową wizję Facebooka jako platformy opartej o prywatność, poza chęcią poprawienia wizerunku swojej firmy opowiedział także o zmianie, jaka zaszła w zachowaniu użytkowników. Zamiast publikować otwarte posty, chcemy komunikować się w prywatnych wiadomościach lub pokazywać nasze zdjęcia w snapach i historiach, które można wyświetlić jedynie przez moment, po czym znikają po kilkunastu, kilkudziesięciu godzinach.

Pośrodku pozostają ci, którzy chcieliby docierać również do ciekawych i bardziej ambitnych treści. Poświęciliśmy sporo czasu na zbudowanie listy śledzonych autorów i mediów, a tymczasem przestały one spełniać swoją funkcję.

Wszystko w jednym miejscu, bez kontroli nieznanych algorytmów

Rozwiązaniem może okazać się powrót do technologii, która została stworzona jeszcze przed mediami społecznościowymi, właśnie w celu przeglądania bieżących informacji, branżowych portali czy popularnych wówczas blogów. Chodzi tu o kanały RSS.

RSS to technologia umożliwiająca zbieranie w jednym miejscu – czytniku RSS – treści pojawiających się na wielu stronach. Dla jasności, nazwa tej technologii nie jest szczególnie ważna, to typowa inżynierska nazwa ery przedstartupowej. Zanim przejdziemy dalej, powinniśmy zadeklarować, że nie jest w interesie Klubu Jagiellońskiego polecanie konkretnych czytników RSS. Natomiast absolutnie ważne dla nas i dla Ciebie jest to, by w polskim Internecie funkcjonowała debata publiczna oparta o czytanie treści spoza swoich baniek. Dla jasności: nie zarabiamy na tym, że polecamy tutaj konkretne czytniki, po prostu łatwiej poruszać się na przykładach. Oczywiście do dowolnego czytnika możecie dodać także adres naszej strony, do czego zachęcam.

Jak korzystać z czytnika RSS?

Czytnik RSS to platforma (i bardzo często także mobilna aplikacja), w której gromadzimy interesujące nas źródła. Samo dodawanie jest dziecinnie proste, sprowadza się do wklejenia adresu WWW strony. Nowe treści – artykuły, video, w niektórych czytnikach możemy podpiąć śledzenie nawet fanpage’y lub kont na Twitterze – pojawiają się na głównej stronie lub w odpowiednich listach i folderach. Co więcej, dzięki aplikacji i przeglądarkowym wtyczkom możemy z łatwością zapisywać ciekawe artykuły, na których przeczytanie aktualnie nie mamy czasu. Trafiają wówczas do zakładki read later, oczekując lepszych czasów. Oczywiście na świecie istnieje wiele czytników, polecamy przejrzeć rankingi: tutaj lub tutaj.

Stwórz własny filtr treści

Podstawowe czytniki RSS nie odpowiadają jednak wyzwaniom codziennego przeładowania informacjami. Dodawanie kolejnych źródeł do czytnika kusi, a ręczne przeglądanie setek artykułów pojawiających się codziennie bynajmniej nie przybliża nas do mądrości.

Dlatego część czytników (np. Inoreader) pozwala na tworzenie własnych, prostych algorytmów selekcji treści. Innymi słowy, możemy dobrać słowa kluczowe, które chcemy śledzić pośród wszystkich naszych źródeł, albo te, które chcemy omijać szerokim łukiem. Jesteśmy w stanie np. śledzić artykuły omawiające blockchain, ale z wyłączeniem tych, które dotyczą kryptowalut.

Dzięki temu możemy (przynajmniej spróbować) uniknąć zalewania nas treściami, jednocześnie nie stając się zależnymi od nieznanych nam algorytmów mediów społecznościowych. Mamy też pewność, że filtry pracują dla nas. Inaczej jest w wypadku algorytmów platform, które dążą do maksymalizacji zysków przedsiębiorstwa, a bezpośrednio do utrzymania naszej uwagi jak najdłużej. Pisałem już o tym w dyskusji wokół książki Cyfrowy minimalizm Cala Newporta.

W poszukiwaniu nowej nawigacji

W debacie o cyfrowym minimalizmie Dominik Batorski przedstawił opis kolejnych generacji systemów pozwalających nawigować po sieci. Pierwszą metodą nawigacji po bezbrzeżnych przestworzach internetowego oceanu stały się wyszukiwarki, które pozwalały np. docierać do ciekawych blogów. Treści nie trzeba było odkrywać poprzez znajomość ich adresu WWW lub przez polecenie na znanych blogach. Otrzymaliśmy możliwość odnajdywania ich dzięki pojedynczym słowom wpisywanym w wyszukiwarkę.

Drugą generacją nawigatora stały się media społecznościowe, które radykalnie poszerzyły grono twórców. Już nie tylko dziennikarze, politycy, blogerzy, ale każdy z nas dzięki opublikowaniu pojedynczego posta stawał się twórcą. Jednocześnie poprzez system śledzenia lub dodawania do znajomych pomagały nam się poruszać w szeroko rozumianej twórczości. Dziś jednak również i media społecznościowe nie radzą sobie z nawigacją – wykorzystywane do tego algorytmy selekcji są dla nas nietransparentne, działają w interesie firmy, a nie nas samych. Doprowadzają do kryzysu tzw. ekonomii uwagi, o której więcej przeczytacie w tekście Techno-republikanizm. W skrócie: w Internecie największą wartością jest czas spędzony wewnątrz platformy, przeliczalny na liczbę zaserwowanych reklam. To jednak oznacza, że zamiast wartościowych treści otrzymujemy jedynie te, które mają przyciągać naszą uwagę. Zamiast dostarczać konkretnej porcji potrzebnej wiedzy, media społecznościowe manipulują nami, aby jak najdłużej wpatrywać się w bezwartościowe obrazy.

Trzecia generacja systemów internetowej nawigacji jeszcze nie nadeszła. Jednak zapewnienie sobie niezależnej od algorytmów opartych o nieznane nam kryteria i cechy, a także zindywidualizowanej selekcji prasy, filmów i szerokiej gamy internetowej twórczości powoli staje się koniecznością. RSS przywraca nam władzę nad źródłami, które chcemy śledzić, ale także nad filtrami treści. Dodanie wszystkich interesujących nas źródeł i przyzwyczajenie się do używania czytnika to wysiłek, który warto podjąć, jeśli chcemy pozostać niezależni od wszechwładnych algorytmów.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.