Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Andrzej Kohut  13 marca 2020

Szantażysta Erdogan. Czy Europie grozi kolejny kryzys uchodźczy?

Andrzej Kohut  13 marca 2020
przeczytanie zajmie 11 min

W mediach słusznie zajętych koronawirusem te obrazy nie przebiły się do debaty publicznej. W innej sytuacji pewnie zdominowałyby wszelkie serwisy informacyjne: ludzie na nabrzeżu, długimi tyczkami odpychający łodzie z imigrantami, strzały ostrzegawcze oddane w kierunku pełnego ludzi pontonu, gaz łzawiący i armatki wodne. W ciągu zaledwie kilku dni Grecy odnotowali prawie 40 tys. prób nielegalnych prób przekroczenia granicy. Kilkaset osób zostało zatrzymanych. Zarówno służby mundurowe, jak i lokalni mieszkańcy nie silili się na specjalną delikatność. Dodatkowo Ateny zawiesiły możliwość ubiegania się o azyl, co ONZ uznał za niezgodne z prawem międzynarodowym.

Cztery lata temu dziennikarze z całej Europy prezentowali skandaliczne traktowanie uchodźców przez Węgrów. Komentatorzy nie posiadali się z oburzenia, a symbolem tamtych wydarzeń stała się operatorka kamery, Petra László, która kopnęła jednego z uchodźców. Później tłumaczyła, że chciała się bronić przed domniemanym atakiem, ale takie wyjaśnienie nie spotkało się ze zrozumieniem.

Za to parę dni temu szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen podziękowała Grekom za bycie „europejską tarczą”. Użyła nawet greckiego słowa aspida, by tym mocniej wyrazić swoje uznanie. Poparcie dla działań Grecji wyrazili również ministrowie spraw zagranicznych państw Unii, zebrani w Zagrzebiu w ramach Rady do Spraw Zagranicznych UE.

Dlaczego unijni liderzy uznali, że wzorowanie się na działaniach Viktora Orbana czasem bywa uzasadnione? Odpowiedź wydaje się prosta: wiedzą, że powtórka kryzysu migracyjnego może przynieść koniec wspólnoty europejskiej, jaką znamy. Dlatego nie wolno powtórzyć błędów willkommenskultur Angeli Merkel. Zwłaszcza, kiedy przez Europę przetacza się epidemia o nieznanej dzisiaj skali, ciągnąca za sobą widmo gospodarczej recesji, a migracyjna fala może urosnąć. Wielokrotnie.

Syria – źródło problemów

Dzięki porozumieniu wypracowanemu w ramach formatu astańskiego (współpracowały ze sobą Rosja, Turcja i Iran), region Idlibu w północnej Syrii, przylegający do tureckiej granicy, stał się strefą deeskalacji pod faktyczną kontrolą Turcji. Dla tej ostatniej był to symboliczny koniec mocarstwowych ambicji na tym obszarze – Ankara kalkulowała, że Arabska Wiosna zmiecie reżim Asada i przyniesie inną, bardziej przychylną Turcji władzę. Losy wojny domowej potoczyły się jednak inaczej i dziś Erdoganowi pozostaje przede wszystkim minimalizowanie strat. Na przykład poprzez zabezpieczanie bezpośredniego sąsiedztwa własnych granic.

Idlib stał się ostatnią enklawą rebeliantów. Obecnie przebywa tam nawet 2 miliony wewnętrznych uchodźców, którzy zbiegli przed działaniami wojennymi. Przez dłuższy czas mogło się wydawać, że Asad będzie respektował istnienie strefy. Jednak od grudnia 2019 r. reżim z Damaszku, wspierany przez rosyjskie samoloty i artylerię, rozpoczął ofensywę, by podporządkować sobie również ten region.

Dla Turków to cios i realne zagrożenie dla wewnętrznej stabilności państwa. W wyniku syryjskiej wojny domowej z jednej strony a porozumienia z Unią Europejską z drugiej, większość uchodźców zatrzymała się właśnie tu – szacunki mówią o ponad 3,5 miliona ludzi. Tak duża grupa napływowej ludności to nie tylko koszty finansowe, ale również przyczyna rosnącego niezadowolenia społecznego. Erdogan przekonał się o tym boleśnie, kiedy jego partia, AKP, przegrała z opozycją wybory w Stambule. Można sobie wyobrazić, jak bardzo pogorszyłyby się nastroje Turków, gdyby z Idlibu napłynął kolejny milion, dwa, a może i trzy miliony uchodźców.

Dlatego Turcja zdecydowała się na kontrofensywę. Jej skutkiem było jednak spotkanie z Rosjanami: w wyniku rosyjskich nalotów zginęli tureccy żołnierze. Rosja wyparła się jednak odpowiedzialności za ten incydent, a Turcy obciążyli odpowiedzialnością reżim Asada. Szybko doszło też do spotkania w Moskwie, podczas którego przywódcy obydwu państw ustalili warunki zawieszenia broni. Trudno jednak sądzić, by to uspokoiło tureckiego przywódcę.

Nie ufaj Putinowi, nawet gdy przynosi dary

Niedługo po wizycie Erdogana w Moskwie, Rosjanie ujawnili kompromitujące go nagranie: widzimy na nim jak turecki przywódca czeka dłuższą chwilę, aż Władimir Putin zaprosi go na pokoje. Tego rodzaju afront nie był przypadkowy.

Turcję łączą z Rosją liczne interesy. Wspólny gazociąg – TurkStream – pozwala Rosjanom na ominięcie Ukrainy i potencjalną ekspansję w handlu gazem z południową Europą. Rosatom jest zaangażowany w budowę pierwszej w Turcji elektrowni atomowej Akkuyu. Wspomnieć można również o współpracy zbrojeniowej (zakup przez Turcję rosyjskiego systemu rakietowego S-400), rosnącej wymianie handlowej (ropa i gaz do Turcji, artykuły spożywcze do Rosji), czy licznych rosyjskich turystach odwiedzających Turcję.

Dla Ankary ocieplenie stosunków z Kremlem miało też wymiar strategiczny, bo pozwalało zwiększyć dystans wobec Zachodu i pokazać partnerom w Unii Europejskiej i NATO, że dla Turcji istnieje realna geopolityczna alternatywa. Dzięki temu pozycja negocjacyjna Erdogana miała stać się mocniejsza. Kłopot jednak w tym, że interesy Rosji i Turcji nie we wszystkim są zbieżne. Widać to wyraźnie w Libii i Syrii, gdzie obydwa państwa angażują się po przeciwnych stronach lokalnych konfliktów.

Rozejm zawarty w Moskwie sankcjonuje postępy Asada i Rosjan w Idlibie. Ustanawia też objęty rosyjsko-turecką kontrolą „korytarz bezpieczeństwa” na terenie kluczowej dla regionalnej komunikacji autostrady M4. Przede wszystkim jednak oznacza tylko zawieszenie dalszych walk i nie rozstrzyga ostatecznego statusu prowincji. A więc Putin, wspierając działania Damaszku, postanowił przycisnąć Erdogana do muru, a następnie, w imię wspólnych interesów, pozwolił mu odetchnąć. Nie dając jednak złudzeń, że będzie dla niego równym partnerem w negocjacjach (co pokazała ujawniona przez Rosjan scena oczekiwania), ani gwarancji, że strefa deeskalacji nie zniknie po kolejnej ofensywie.

Szantażysta Erdogan

W tej sytuacji Erdogan musi szukać wsparcia na Zachodzie. W idealnym dla niego scenariuszu istnienie strefy na północy Syrii wesprą siły NATO. Uważa też, że czas już najwyższy, by państwa Unii wywiązały się z obietnic, które złożyły Turkom w 2016 r., by doprowadzić do porozumienia, w ramach którego Turcja wzięła na siebie zatrzymanie fali uchodźców. Chodzi przede wszystkim o zobowiązania finansowe – Unia zaoferowała Turcji 6 mld euro na projekty związane z kryzysem uchodźczym, ale do tej pory wypłaciła nieco ponad połowę. Ale obiecywano też pracę nad zniesieniem wiz dla tureckich obywateli, modyfikacje unii celnej, a nawet wznowienie rozmów o włączeniu Turcji do UE. Nie jest również wykluczone, że przypominając o tych postulatach (zwłaszcza o brakujących 3 mld i wizach), Erdogan chciałby otrzymać większe środki – niedawno sugerował, że koszty masowych migracji poniesione przez Turcję to nawet 40 mld dolarów – a także zobowiązać europejską wspólnotę do większej odpowiedzialności za pozostających w Turcji uchodźców. Być może nawet wymusić nowe mechanizmy relokacyjne, ponieważ te zaproponowane w 2016 r. nie zdały egzaminu.

Bruksela jednak nie kwapi się do ustępstw. Wiele państw unijnych krytykuje władze w Ankarze za średnio demokratyczny sposób sprawowania władzy, czy niedawną interwencję wymierzoną w syryjskich Kurdów. Nie pomogło również zbliżenie turecko- rosyjskie ani wcześniejsze szantaże Erdogana. Bo turecki przywódca nie po raz pierwszy próbuje wpływać na europejskich partnerów stosując groźby. Podczas grudniowego szczytu NATO w Londynie zapowiadał, że nie zgodzi się na aktualizację planów obronnych flanki wschodniej, jeśli nie znajdzie poparcia sojuszu dla swoich działań w Syrii. W pierwszych dniach działań wojskowych przeciwko Kurdom również domagał się zaprzestania krytyki tureckich działań oraz wsparcia, sugerując, że jeśli ich nie otrzyma, może otworzyć granice dla przebywających w Turcji uchodźców.

Ponieważ taktyka szantażu nie odniosła na razie skutku (choć nie wiemy, w jaki sposób nakłoniono Erdogana do ostatecznej zgody na aktualizację natowskich planów), tym razem postanowił najpierw przyłożyć Europie nóż do gardła. Otwarcie tureckich granic i sygnał do przebywających w kraju uchodźców i migrantów, że służby nie będą ich powstrzymywać przed dalszą podróżą do Europy, spowodowało natychmiastowy kryzys na greckim wybrzeżu. Potęgowany jeszcze przez tureckie media, które skrzętnie odnotowują każdy przypadek braku poszanowania praw człowieka.

Piłka po stronie Brukseli

Na początku tygodnia Erdogan odwiedził Brukselę. Jednak jego spotkanie z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen i szefem Rady Europejskiej Charlesem Michelem nie przyniosły rozstrzygnięcia. Nawet wspólne zdjęcia pokazują, że rozbieżności, póki co nie udało się przezwyciężyć: przywódcy spoglądają w różne strony, zupełnie jakby i w tej kwestii nie potrafili się porozumieć. Oczekiwań Erdogana nie spełniło też spotkanie z sekretarzem generalnym NATO, Jensem Stoltenbergiem.

Co prawda, podczas wspólnej konferencji prasowej sekretarz przyznał, że „żaden z sojuszników [w NATO] nie doświadczył tylu ataków terrorystycznych co Turcja, żaden nie gości też tylu uchodźców”, podkreślił jak ważna jest Turcja dla Sojuszu oraz wezwał do konstruktywnego dialogu, to jednak nie złożył żadnej konkretnej deklaracji. Po spotkaniu z szefową Komisji i szefem Rady, Erdogan nie zdecydował się już na uczestnictwo w spotkaniu z mediami.

Nie oznacza to oczywiście, że porozumienia nie uda się wypracować. Dla obydwu stron jest ono korzystne, jeżeli nie konieczne. Unia Europejska nie może sobie pozwolić na nowy kryzys uchodźczy w momencie narastających kłopotów związanych z epidemią koronawirusa i widmem recesji gospodarczej. Alternatywą dla porozumienia z Erdoganem jest więc twarda obrona granic, a więc postawa jaką prezentowali Grecy w ostatnich dniach. Taka strategia może oczywiście długofalowo zniechęcić potencjalnych nowych uchodźców i imigrantów, ale koszt będzie olbrzymi. Łamanie praw człowieka na oczach całego świata (a do tego może się sprowadzać taktyka zamkniętych granic za wszelką cenę) może mieć katastrofalne skutki dla Unii jako wspólnoty. Przekreśli też wiarygodność UE jako tej, która swoim przykładem chce wpływać na decyzje innych światowych przywódców (chociażby w ramach walki ze zmianami klimatycznymi).

Na przeszkodzie mogą jednak stanąć błędy w kalkulacjach. Wydaje się, że obydwie strony zakładają, że to oponent jest w trudniejszej sytuacji i to on powinien ustąpić. Erdogan widzi strach państw zachodnich przed chaosem, który może spowodować nowa fala uchodźców. Unia patrzy na osamotnienie tureckiego prezydenta wobec Rosji i jego rosnący niepokój tysiącami Syryjczyków, którzy mogą zdestabilizować sytuację polityczną w jego państwie. Obydwie strony obawiają się też, że zbyt wczesne ustępstwa mogą mieć negatywne konsekwencje.

Turcja ma w pamięci niezrealizowane obietnice UE z 2016 roku. Unia ma świadomość, że od czterech lat jej spokojny sen jest uzależniony od kaprysów autorytarnego przywódcy z Ankary. Obawia się więc, że zbyt łatwe uleganie jego żądaniom może doprowadzić do ich eskalacji w przyszłości.

W cieniu kryzysu epidemiologicznego zarysowuje się inny. Setki tysięcy uchodźców mogą na nowo zdestabilizować sytuację polityczną w krajach wspólnoty, dostarczając paliwa politycznego dla ugrupowań radykalnych i populistycznych. Przez ostatnie cztery lata UE nie wypracowała nowej strategii radzenia sobie z uchodźcami, czego jasno dowodzą ostatnie wydarzenia w Grecji. Porozumienie z Turcją z 2016 pozwoliło kupić czas, ale nie rozwiązało problemu. Na dodatek uzależniło Brukselę od Ankary na dobre i złe. Konsekwencje tego stanu rzeczy mogą się wkrótce zemścić.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.