Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Tomasz Czapla  7 lutego 2020

Przez sport do polskości. Historia Gedanii Gdańsk

Tomasz Czapla  7 lutego 2020
przeczytanie zajmie 8 min
Przez sport do polskości. Historia Gedanii Gdańsk Pozostałość stadionu Gedanii, źródło: Wikipedia

Gdy bezpośrednie demonstrowanie polskości w Wolnym Mieście Gdańsk zagrażało zdrowiu, a nawet życiu, przynależność narodową wyrażano przez sport mimo problemów finansowych, infrastrukturalnych oraz niechęci niemieckiego otoczenia na boiskach, strzelnicach, salach gimnastycznych i na kortach tenisowych. Z demonstrantami historia obeszła się okrutnie – represjonowani przez nazistów po II wojnie światowej musieli udowadniać swoją narodowość komunistom. Mowa o sportowcach klubu Gedanii Gdańsk.

Pokolenie spod znaku „Sokoła”

U źródeł Gedanii – największego polskiego klubu w międzywojennym Gdańsku – paradoksalnie legł konflikt. O ile jego strony – piłkarze i działacze miejscowego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” – są rozpoznawalne, o tyle tło sporu pozostaje nieznane. W każdym razie w 1922 r. władze Towarzystwa rozwiązały sekcję piłkarską, a zawodnicy wykorzystali sytuację i założyli swój zespół. Autor monografii klubu, Janusz Trupinda, sugeruje, że w grę wchodziły kwestie ambicjonalne. Zwycięstwa z czołowymi polskimi drużynami, takimi jak Korona Kielce lub WKS Warszawa (późniejsza Legia), sprawiły, że dotychczasowi sokolnicy „mogli poczuć się pewnie i zyskać motywację do utworzenia nowej organizacji”. Niemniej więzi z „Sokołem” nie zostały definitywnie zerwane. Wciąż wielu gedanistów łączyło występy w klubie z treningami w barwach Towarzystwa Gimnastycznego.

Gedania kontynuowała tradycję promowania polskości przez sport, która ziemiach Rzeczpospolitej na dobre zagościła w drugiej połowie XIX w. To czas klęski powstania styczniowego, a więc czas, który uświadomił częściom elit, że marzenia o kolejnym zrywie należy odłożyć na później, gdy koniunktura międzynarodowa będzie korzystna. Do momentu jej nadejścia należało zaś zadbać o to, aby w zdrowym ciele młodych Polaków znalazł się nie tylko zdrowy, ale i świadomy swej narodowości duch.

Efekt? Pierwszy „Sokół”, który powstał w 1867 r. we Lwowie, dał początek kilkudziesięciu towarzystwom gimnastycznym rozsianym na terenie trzech zaborów. Świadectwem tkwiącego w nich potencjału stał się V Zjazd Sokolstwa Polskiego w Krakowie (1910), który zgromadził pod Wawelem 10 000 zarejestrowanych i umundurowanych sokolników.

Sokoły przyciągały młode pokolenie rozmachem działalności – ćwiczeniom fizycznym towarzyszyły zajęcia pozasportowe w postaci kursów, kół teatralnych i nauk śpiewu. Jako przykład może posłużyć Kraków i tamtejszy Park Jordana, w którym młodzież mogła podążać nie tylko za piłką, ale i śladami rodzimych bohaterów. Ustawione wśród ścieżek i boisk popiersia Tadeusza Kościuszki, Fryderyka Chopina czy Jana Matejki stanowiły bowiem pretekst do wykładów o polskiej kulturze i historii, prowadzonych niekiedy przez samego Henryka Jordana. W zaborze pruskim pierwsi sokolnicy pojawili się w Inowrocławiu (1884), a nad Motławą ruch ten zadebiutował w 1895 r. Niemal trzy dekady później z gdańskiego oddziału (gniazda) wyrosła Gedania.

Klub robotników i konspiratorów

W krótkim czasie klub przeszedł rewolucję, z piłkarskiej drużyny przekształcił się w wielosekcyjną organizację łączącą tak różne dyscypliny, jak boks, lekkoatletyka, strzelectwo, hokej i wyścigi motocyklowe. Liczebnością zdystansował przy tym nie tylko polskie, ale też niemieckie kluby Gdańska – w styczniu 1929 r. do organizacji należało 362 członków. Niestety, w parze z rozwojem sportowym Gedanii nie szła dobra sytuacja materialna klubu. Brakowało zarówno pieniędzy, jak i bazy treningowej. Już w okresie piłkarskim wysokie koszty organizacyjne (wynagrodzenia dla drużyn przyjezdnych, wynajem boiska na mecze i treningi) zmusiły gedanistów do opuszczenia Polskiego Związki Piłki Nożnej i wstąpienia do niemieckich struktur futbolowych. Nie polepszył sytuacji rozrost sekcji, ponieważ zawodnicy dalej nie mieli gdzie grać, a do kosztów wynajmu boiska doszły opłaty związane z wynajmowaniem strzelnicy, bieżni i sali gimnastycznej.

Sytuacja finansowa klubu nie mogła być jednak inna. Gedaniści w znacznej mierze rekrutowali się wśród robotników, którzy siłą rzeczy płacili niewysokie składki. Trudne warunki materialne i pesymistyczne perspektywy pogłębił jeszcze wielki kryzys w latach 1928-1933. W jego wyniku liczba bezrobotnych gdańszczan wzrosła z 7 do 28 tysięcy. W tej sytuacji władze klubu patrzyły tęsknie w stronę Komisariatu Generalnego RP w Gdańsku, ale ten faworyzował „Sokoła”. To sokolnikom instytucja przyznała teren pod budowę boiska i bieżni. Gdy obiekt już powstał, Gedania jedynie okresowo go dzierżawiła, będąc uzależniona od uprzejmości Towarzystwa. Szczęście zaczęło sprzyjać gedanistom, gdy na przełomie lat 20. i 30. na czele klubu stanął podpłk. Antoni Rosner – szef wydziału wojskowego Komisariatu. Dzięki jego operatywności Gedania przejęła od Sokoła stadion we Wrzeszczu, a Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego sfinansował modernizację obiektu.

Objęcie przez Rosnera sterów klubu nie było przypadkowe, ale wiązało się „z planami podjęcia przez rząd polski działań dywersyjno-wojskowych na terenie Wolnego Miasta, w związku z nasilającymi się napięciami na tle narodowościowym”. Z tego powodu polscy działacze utworzyli w Gdańsku sieć klubów oficjalnie zajmujących się sportem, a nieoficjalnie prowadzących szkolenia wojskowe.

Od 1934 r. ich działalność była nadzorowana przez Polską Radę Sportu, której przewodził, a jakże, prezes Rosner. Warto podkreślić, że dzięki niemu Gedania rozwinęła skrzydła, ale płynących z Polski funduszy nie otrzymała „na piękne oczy”. Ceną była m.in. zgoda na organizację tajnych kursów samoobrony dla Polaków z WMG (prowadzonych przez instruktorów strzelectwa z Warszawy). Z jednej strony Gedania coraz mocniej wkraczała w świat polityki, z drugiej polscy gdańszczanie zyskiwali możliwość obrony przez atakami niemieckich bojówek.

Gdańscy ambasadorowie Rzeczpospolitej

Tymczasem gedaniści powiększali swój dorobek o kolejne sukcesy: jedni na arenie gdańskiej, inni zaś na ogólnopolskiej. Piłkarze w ciągu czterech lat (od debiutu w niemieckich rozgrywkach) awansowali do najwyższej gdańskiej klasy, tzw. Ligi, a w 1933 r. zdobyli tytuł mistrza Wolnego Miasta Gdańska. Został zapamiętany ich styl oparty na technicznej grze krótkimi podaniami. „Polscy protoplaści tiki-taki” – tak określił zespół w jednym z wywiadów dr Trupinda. Jeszcze większe zwycięstwa odnosiła sekcja bokserska, która obrodziła medalami, m.in. dzięki pracy Feliksa Stamma – dziś legendarnego trenera pięściarzy, który wówczas był zupełnie nieznany szerszemu gronu. Dość wspomnieć wielokrotnych medalistów mistrzostw Polski i reprezentantów naszego kraju: Teodora Wystracha (również mistrz Polskiej Marynarki Wojennej w boksie), Jana Biangę czy Bolesława Bindziusa.

Pozostałe sekcje nie odcisnęły aż takiego piętna na dziejach polskiego sportu, niemniej ich wkład w rozwój polskości wśród międzywojennych gdańszczan jest nieoceniony. Przykłady? Strzelcy byli organizatorami zawodów „10 strzałów ku chwale ojczyzny” i masowych kursów strzelania dla miejscowych Polaków. Lekkoatleci co roku startowali w gdańskich zawodach organizowanych w ramach obchodów święta Konstytucji 3 Maja. Sekcja moto była uczestnikiem manewrów pod patronatem polskiego Towarzystwa Byłych Wojaków i Powstańców oraz doręczała życzenia prezydentowi Ignacemu Mościckiemu na trasie Gdańsk-Warszawa. Natomiast wkład hokeistów polegał przede wszystkim na przyciąganiu młodzieży do sportu. Mieli ku temu świetne warunki, wydział został bowiem zbudowany przez Aleksandra Tupalskiego – strzelca premierowej bramki polskiej reprezentacji hokejowej, olimpijczyka z Sankt Moritz (1928), zapalonego piłkarza i wioślarza. Gdyby ktoś taki nie potrafił przyciągnąć młodzieży do sportu, należałoby chyba uznać, że piekło zamarzło.

Nie sposób wreszcie nie wspomnieć o Wydziale Młodzieżowym Gedanii – sekcji wykraczającej daleko poza sport. Analogicznie jak sokole towarzystwa dbała ona o wszechstronny rozwój młodych Polaków. Zanim nastolatek trafił do działu piłkarskiego lub strzeleckiego, uczestniczył w lekcjach o historii sportu, sensie higieny, szkodliwości używek itd. Potem następował etap ćwiczeń ogólnorozwojowych i dopiero po jego ukończeniu młodzież była przydzielana do danej sekcji.

Po co tak czasochłonny system? „Aby dać najcenniejszy plon, nie tylko dobrego sportowca, a dobrego i zdrowego człowieka”. Dodajmy, że i człowieka potrafiącego się bić. Niezależnie bowiem od tego, że istniały kursy samoobrony, klub w postaci Jana Biangi jako trenera uczył młode pokolenie boksu. Ponadto wydział organizował spotkania towarzyskie z młodymi, w tym coroczne gwiazdkowe, z opłatkiem, kolędami i pieśniami patriotycznymi. Taka działalność się opłaciła – w marcu 1939 r. sekcja liczyła 140 podopiecznych.

Tam, gdzie polskość wystawiano na próbę

Gdańsk probierzem stosunków polsko-niemieckich – tak o mieście nad Motławą mówił marszałek Józef Piłsudski. Było to trafne stwierdzenie. Historyk mógłby zaś dodać do niego, że ten probierz bardzo rzadko dawał wynik braterstwa, a znacznie częściej wskazywał na napięcie rosnące z każdym kolejnym rokiem międzywojnia. Nic dziwnego. Polska pożądała miasta z przyczyn gospodarczych, Niemcy zaś ze względu na kwestie etniczne, którym sprzyjała większość gdańszczan. Tymczasem utworzono Wolne Miasto, które, mając zadowolić wszystkich, nie zadowoliło nikogo. Konflikty narodowościowe odbijały się na każdej dziedzinie życia społecznego i nie inaczej było ze sportem. Stroną „ofensywną” (tak na boisku, jak i na ulicach Gdańska) byli Niemcy. „W roku 1929, po finałowym meczu o puchar Zoppoter Kurverwaltung, w którym Gedania pokonała niemiecką drużynę z Nowego Portu 5:2, niemieccy kibice zaatakowali Polaków i sędziego nożami” (Stefan Szczepłek). Podobne epizody można liczyć w dziesiątkach.

Dojście do władzy Adolfa Hitlera przyniosło między Berlinem a Warszawą blisko pięcioletnie odprężenie, ale na przekór tej tendencji Gdańsk wciąż wrzał. Gedania nieustannie pozostawała obiektem szykan. W 1935 r. naziści zabronili Niemcom trenować w klubie, a dwa lata później zmusili niemieckie drużyny do bojkotu obchodów 15-lecia organizacji. Co więcej, „biało-amarantowi” znajdowali się pod stałym nadzorem gdańskiej policji, która dzięki informatorom zyskała wgląd w wewnętrzne dokumenty klubu. Wśród donosicieli znalazł się Władysław Mamel – jeden z najbardziej aktywnych Polaków w Gdańsku, m.in. prezes Towarzystwa Śpiewaczego „Lutnia”, komendant Towarzystwa Byłych Wojaków w Oliwie i kronikarz Gedanii. Przekazane przez niego informacje przydały się Niemcom już w sierpniu 1939 r., gdy nastąpiła pierwsza fala aresztowań gedanistów.

Na nazistowskim celowniku członkowie klubu znaleźli się w pierwszej kolejności. Dotyczyło to zarówno władz Gedanii, aktywnych działaczy, zaangażowanych w wiele przedsięwzięć polonijnych, jak i szeregowych zawodników, czyli ludzi świadomych swej polskości i dumnych z niej. Oddajmy głos jednemu z nich: „1 września obudziły nas strzały, a przez okno zobaczyłem krążące na dole samochody policyjne. Po chwili wtargnęli do naszego mieszkania 4 uzbrojeni szturmowcy SA, a za nimi sąsiadka, wrzeszcząca histerycznie: »To są ci przeklęci Polaczkowie«. […] U wejścia do Viktoriaschule oczekiwał nas szpaler SS-owców – każdy musiał przez niego przejść, bity gdzie popadło. Potem stanęliśmy pod szkolnym murem, gdzie znów się nad nami pastwiono. […] Eskortujący nas SS-owcy zapewniali wrogi tłum stojący na chodnikach, że nas załatwią tak, że wszyscy będą zadowoleni”.

Represje wobec gedanistów były różne. Jedni trafili do Sztutowa, gdzie budowali dla siebie obóz koncentracyjny, innych „wypożyczano” miejscowym rolnikom jako darmową siłę roboczą. Nawet jeśli komuś udało się opuścić obóz, stawał przed groźbą wcielenia go do Wehrmachtu. Jak w takich okolicznościach radzili sobie zawodnicy? Jeszcze w sierpniu 1939 r. kilkoro z nich (w tajemnicy przed rodzicami!) wyjechało do Tczewa, aby zgłosić akces do Wojska Polskiego.

Barwy Gedanii przywdziewało trzech cywilnych obrońców Westerplatte i jeden z listonoszy broniących Poczty Polskiej, a były kierownik Wydziału Strzelectwa dowodził gdańską kompanią tajnej Polskiej Armii Powstania. Polskości nie wyrzekli się także gedaniści, u których świadomość narodowa dopiero raczkowała. Świadczy o tym następująca scena: „Na zdanie przesłuchującego […] hitlerowca (rozmowa toczyła się po niemiecku): »Ty przecież nie jesteś Polakiem! Nie znasz ani słowa po polsku«, Formella odparł: »Ale moje serce jest polskie!«. Nic nie dał ani krzyk, ani bicie”.

Gedania zrobiła swoje, Gedania może odejść

W trakcie II wojny światowej zginęło 121 gedanistów, czyli jedna czwarta członków klubu. Ci, którzy przeżyli, ocalenie zawdzięczali zapewne wyjątkowej odporności psychicznej i fizycznej sile, które kształtowane były także podczas treningów i meczów Gedanii. Część zawodników po 1945 r. nie przeniosła się ponownie do Gdańska, ale ci, którzy wrócili, niemal od razu zorganizowali się na nowo. Już 16 maja 1945 r. w salce we Wrzeszczu reaktywowano Gedanię, czyli niecałe dwa miesiące po tym, jak Niemcy i Sowieci zmienili miasto w stertę gruzów. Niestety, zanim piłkarze, lekkoatleci i bokserzy zdążyli nawiązać do dawnych sukcesów, na ich drodze stanął Urząd Bezpieczeństwa. „Kierownik naszej drużyny, Alfons Federski, został jesienią 1946 roku wezwany do UB, gdzie postawiono mu bezceremonialny zarzut – tworząc drużynę gdańszczan, działa wbrew polityce rządu! […] Przesłuchujący stwierdził lekceważąco, iż są oni [gedaniści – przyp. red.] dla niego tylko niepewnymi autochtonami”.

„Niepewni autochtoni” – tak komuniści określali nie tylko sportowców Gedanii, ale wszystkich Polaków, którzy przed wojną mieszkali nad Motławą. Choć w arcytrudnych warunkach polscy gdańszczanie nieraz dawali świadectwo swojej narodowości, teraz ze strony państwa czekały ich… procesy rehabilitacyjne i weryfikacyjne.

W urzędach musieli składać „deklarację wierności Narodowi i demokratycznemu Państwu Polskiemu”, a w bardziej skrajnych wypadkach stawiać się przed Komisjami Weryfikacyjnymi, aby uzyskać polskie obywatelstwo. Nie sposób sobie wyobrazić, jakim upokorzeniem było dla nich uczestnictwo w takiej procedurze. Do rdzennych gdańszczan z niechęcią odnosili się też napływowi Polacy. Padały wobec nich takie określenia, jak „Szwaby” czy „piąta kolumna”.

A powojenna Gedania? Jej rozwój został skutecznie zahamowany przez komunistyczne władze. Klubowi nie zwrócono macierzystego stadionu, a na przełomie lat 40. i 50. zmuszono gedanistów do podporządkowania się zrzeszeniu „Kolejarz”. Ostatecznie w 1951 r. doszło do przekształcenia Gedanii w szereg kół sportowych, funkcjonujących przy kolejowych zakładach pracy. Kolejna próba odbudowania klubu została podjęta na fali gomułkowskiej odwilży, w listopadzie 1956 r. Smutnym podsumowaniem i niejako symbolem całego klubu mogą być losy Zygmunta Chychły – przedwojennego i powojennego boksera Gedanii, mistrza olimpijskiego z Helsinek (1952). Nieinformowany przez trenerów o rozwijającej się gruźlicy zakończył karierę raptem w wieku 27 lat, a po latach był oskarżany o wyprzedaż trofeów zdobytych w biało-amarantowych barwach. W 1972 r. wyjechał wraz z rodziną do RFN. W ten sposób Polska straciła zawodnika, a Gdańsk – klub. Pozostaje tylko pamiętać.

Materiał powstał w ramach działalności Klubu Jagiellońskiego w Gdańsku, który jest wspierany przez Olivia Business Centre, Skyrise oraz darczyńców indywidualnych.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.