Jak uratować klimat i nie wysadzić Europy?
W skrócie
Unijna polityka klimatyczna nie może być oderwana od rzeczywistości ani powstawać w sposób odbierający legitymację jej założeniom. Polska ma nadal pole manewru, ale musi zdefiniować swój wkład w dążenie do neutralności klimatycznej w zamian za wsparcie sprawiedliwej transformacji energetycznej. Przemiana energetyczna Polski jest nieunikniona, dlatego należy dążyć do konsensusu umożliwiającego osiągnięcie tego celu bez nadmiernych kosztów społecznych.
Komisja Europejska zaproponowała 2050 r. jako unijny cel dążenia do neutralności klimatycznej. Jeżeli zostanie przyjęty, europejska gospodarka będzie dążyć do zneutralizowania jej wpływu na klimat zdiagnozowany przez Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Neutralność klimatyczna ma być wkładem Europy w światową walkę o zatrzymanie wzrostu temperatur globalnych poniżej 2 stopni Celsjusza, a najlepiej poniżej 1,5 stopnia. Dzięki temu ma być możliwe ograniczenie najbardziej drastycznych skutków zmian klimatu, które ONZ uznał już oficjalnie za „nieuniknione”.
Czego chce nowa Komisja Europejska?
Śmiały cel Komisji Europejskiej będzie oznaczał konieczność transformacji całej gospodarki europejskiej z naciskiem na energetykę, przemysł i rolnictwo. Obywatele UE odczują tę przemianę w swoim codziennym funkcjonowaniu. Komisja proponuje szereg narzędzi, które mają służyć wdrożeniu tego celu. Chodzi głównie o przekierowanie przepływów finansowych w stronę inwestycji, które zostaną uznane za „zrównoważone”, czyli przyczyniające się do neutralizacji wpływu gospodarki na klimat. Ma temu służyć klasyfikacja inwestycji, zwana taksonomią, uznająca część projektów za korzystne dla klimatu, a inne za szkodliwe.
Powyższa etykieta będzie miała znaczenie dla finansowania. Przedsięwzięcia niekorzystne dla klimatu otrzymają gorszy dostęp do środków finansowych i droższe ubezpieczenia. Część z nich może zostać wykluczona z dofinansowania unijnego.
Europejski Bank Inwestycyjny wyznaczony do roli „banku klimatycznego” już teraz postawił wysoko poprzeczkę, domagając się limitu wsparcia finansowego dla projektów emitujących powyżej 220 g CO2/KWh od 2023 r. Oznacza to, że większość projektów energetyki konwencjonalnej, w tym gazowych, zostałaby pozbawiona środków płynących z tego źródła. Jeżeli dodać do tego fakt, że energetyka jądrowa może zostać uznana za „niezrównoważoną”, powstaje ryzyko, że kraje znajdujące się na wczesnym etapie transformacji, zależne dotąd od energetyki konwencjonalnej (w polskim przypadku od węgla), będą miały problem ze spełnieniem tak wywindowanych kryteriów.
Dla Polski taka zmiana może oznaczać zakwestionowanie strategii energetycznej do 2040 r., która w projekcie czekającym na przyjęcie przez rząd bazuje na energetyce jądrowej i gazowej jako narzędziach transformacji. Powyższe narzędzia mogą zostać wstrzymane przez ambitne cele polityki klimatycznej, które paradoksalnie utrudniłyby w ten sposób zmiany. Ta ambitna agenda jest przyjmowana bez wystarczającej przejrzystości i udziału państw członkowskich na etapie jej przygotowania.
Tuż po rozpoczęciu pracy nowej Komisji Europejskiej pojawił się dokument pt. Europejski Zielony Ład, liczący sobie ponad 400 stron, w którym opisano założenia transformacji. Krytycy sugerują, że został napisany pod dyktando najsilniejszych krajów UE jeszcze przed powołaniem nowej Komisji. Zwolennicy przekonują, że tylko tak ambitne założenia pozwolą uratować klimat. Ze względu na obawy dotyczące forsowania zmian bez wzięcia pod uwagę opinii słabszych krajów unijnych Polska zdecydowała się z grupą państw europejskich na weto w sprawie celu neutralności klimatycznej. Jednym z priorytetów trwającego właśnie szczytu UE jest uzyskania konsensusu pozwalającego przyjąć wiążący cel ogólnoeuropejskiej neutralności klimatycznej.
Powinien on zostać przełożony na zróżnicowane oczekiwania i obciążenia państw członkowskich przeprowadzających transformację. Ma temu służyć porównanie intensywności węglowej poszczególnych gospodarek (carbon intensity) poprzez przeliczenie emisji CO2 na PKB per capita i ukazanie go w perspektywie emisji całej Unii Europejskiej. W takim zestawieniu państwa mniej zaawansowane na drodze transformacji energetycznej wypadają lepiej od tych, wydawałoby się, zaawansowanych.
Okazuje się, że znacznie większy wpływ na klimat mają Austria lub Niemcy, a mniejszy Polska oraz inne państwa Europy Środkowo-Wschodniej, ze względu na różnice wielkości gospodarek i ich znaczenia w Unii Europejskiej. Silniejsi powinni więc pomóc słabszym i zaoferować w budżecie unijnym środki na przyspieszenie transformacji.
O co gra Polska?
Polski rząd zabiega z jednej strony o jak najdłuższy okres przejściowy zrównoważonego finansowania, a z drugiej o jak największe środki finansowe na to, aby transformacja energetyczna była sprawiedliwa, a raczej adekwatna i dostosowana do możliwości poszczególnych państw.
Początkowo Polacy wynegocjowali stworzenie Funduszu Sprawiedliwej Transformacji Energetycznej. Umieścili ten postulat w jednej z deklaracji z katowickiego szczytu klimatycznego COP24, ale uzyskali zaledwie 5 mld euro na siedem lat dla całej Unii Europejskiej. Z przecieków przed posiedzeniem Rady Europejskiej wynika, że teraz ta suma może wzrosnąć do 100 mld euro, ale oczekiwania dalej będą eskalować, jeżeli wziąć pod uwagę wyliczenia Ministerstwa Energii, które oszacowało zgrubnie koszty transformacji samej tylko energetyki na ponad 400 mld złotych.
Kolejnym postulatem negocjacji jest wprowadzenie podatku od emisji CO2, wytworzonej przy produkcji towarów spływających do Unii Europejskiej, czyli tzw. carbon border tax. To rozwiązanie pozwoliłoby oclić towary docierające do Unii na podstawie emisji przy ich produkcji. To odpowiedź na zjawisko ucieczki przemysłu węglowego, który woli opuścić Unię Europejską, niż realizować wyśrubowaną politykę klimatyczną. Symbolem tego zjawiska niech będzie wygaszanie wielkiego pieca indyjskiego potentata ArcelorMittal w podkrakowskiej Nowej Hucie.
Podatek od śladu węglowego na granicach mógłby zostać obroniony w Światowej Organizacji Handlu ze względu na to, że towarzyszy mu podobne opodatkowanie wewnętrzne w Unii Europejskiej, czyli system emisji CO2 penalizujący emisję wewnętrzną. To przedmiot zaawansowanych rozmów, który zyskuje poparcie na przykład wśród chadeków i liberałów niemieckich. Daje to szansę na konsensus. Sytuacja jest jednak napięta i część państw może sięgnąć po narzędzia blokujące przyjęcie wspólnego budżetu europejskiego w oczekiwaniu, że uwzględni on fundusze na sprawiedliwą transformację i nie wyznaczy niemożliwych do osiągnięcia celów bez zagwarantowania odpowiednich środków na ich realizację.
Polska nie uniknie transformacji energetycznej
Transformacja ma uzasadnienie technologiczno-społeczne. Technologie odnawialne są coraz tańsze, a rozwiązania te zyskują popularność dzięki zaangażowaniu organizacji promujących ochronę klimatu. Ta ostatnia już się rozpoczęła i widać jej zalążki w krajach europejskich, także w Polsce.
Natomiast barierami są wydolność gospodarki oraz ograniczenia obiektywne, np. fakt, że nie ma możliwości stworzenia zeroemisyjnej energetyki ze stuprocentowym wytwarzaniem ze źródeł odnawialnych. Te wymagają zabezpieczenia w postaci źródeł konwencjonalnych i emisyjnych, dopóki nie zabezpieczą ich magazyny energii, a te na razie są kosztowne. OZE połączone z magazynami są droższe od energetyki jądrowej.
Należy zatem dążyć do konsensusu umożliwiającego Polsce bezpieczną transformację energetyczną bez nadmiernych kosztów społecznych, które wyprowadzą społeczeństwo na ulicę niczym Żółte Kamizelki we Francji. Warunkiem uzyskania takiego wsparcia będą jednak deklaracje po stronie polskiej. Nasze zadanie to realizacja projektu Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (strategii energetycznej). Czeka on na przyjęcie przez rząd od prawie pięciu lat. To w nim zdefiniujemy tempo i kierunek zmian w energetyce. Powinny być jak najszybsze, ale stanie się to możliwe dopiero po uzyskaniu wsparcia na rzecz sprawiedliwej transformacji. Ministerstwo Energii tuż przed likwidacją szacowało umiarkowaną transformację energetyczną zaplanowaną w PEP 2040 na koszt ponad 400 mld złotych. Bardziej ambitna może kosztować jeszcze więcej.
Gra o szczęśliwe zakończenie musi się toczyć z wykorzystaniem efektywnego aparatu administracji państwowej. Rozproszenie kompetencji po usunięciu Ministerstwa Energii nie może prowadzić do zafałszowania obrazu polskiej polityki energetyczno-klimatycznej. W Warszawie powinien być jeden człowiek, do którego będą mogli dzwonić architekci transformacji ze stolic europejskich i stolicy Europy. Polacy powinni także jasno określić, w jakim kierunku zmierzają, a w ostatecznej strategii energetycznej wskazać: czy inwestują w atom, czy w odnawialne źródła energii (jeśli tak, to w jakich proporcjach); określić tempo odchodzenia od wykorzystania węgla. Coraz ambitniejsza polityka klimatyczna nie pozwoli z jednej strony na zastosowanie półśrodków, ale z drugiej jest szansą na skok rozwojowy sektora energetycznego w Polsce.
***
Jeżeli polityka klimatyczna Unii Europejskiej zostanie przeforsowana bez konsensusu Rady Europejskiej (na przykład poprzez rozważane wprowadzenie postulatu neutralności klimatycznej do prawa europejskiego i przegłosowanie go większością kwalifikowaną, nie drogą konsensusu), to cel neutralności może stracić legitymację w niektórych państwach europejskich.
To z kolei skończy się uszczerbkiem na reputacji instytucji unijnych i wzmocnieniem prądów antyeuropejskich w Polsce oraz w innych krajach tzw. Nowej Europy, które początkowo entuzjastycznie były nastawione do integracji, ale obecnie są rozczarowane sporami państw członkowskich, którym nie potrafi sprostać Komisja Europejska. Efekt realizacji zbyt ambitnej polityki na poziomie instytucji unijnych z pogwałceniem interesów państw członkowskich skończy się spadkiem ich wiarygodności i przeniesieniem sporów z powrotem na płaszczyznę bilateralną. Taka sytuacja częściowo miała miejsce w wypadku sporu o projekt Nord Stream 2. Spotkał się on z niezdecydowaną reakcją Komisji, która sama wskazała swe ograniczenia w tym zakresie.
Jeżeli Komisja Europejska ma być silna i sprawna, musi być reprezentantem interesów obywateli unijnych, którzy nie podołają celowi neutralności klimatycznej bez wsparcia. Niestety Bruksela jest coraz częściej postrzegana jako pas transmisyjny interesów najsilniejszych państw unijnych, a nie obrońca tych słabszych, choć właśnie do tego była predestynowana na początku tworzenia Wspólnoty. Spór o klimat może przysporzyć głosów siłom antyeuropejskim. Najbardziej radykalne rozwiązania bez kompensacji mogą zagrozić gospodarkom poszczególnych krajów członkowskich. Jeżeli los neutralności klimatycznej ma być rozstrzygany w gabinetach, a nie na barykadach, to warto za wszelką cenę bronić sprawiedliwego konsensusu uwzględniającego interesy wszystkich zaangażowanych w niego stron. Polska i kraje jej podobne mogą dołożyć swoje cegiełki w postaci wiarygodnego planu własnej transformacji gospodarczej, a jej oponenci w Radzie Europejskiej – w formie adekwatnego wsparcia przemian. Jeżeli zaś nie będzie zgody na odpowiednie środki zabezpieczające zmiany, być może trzeba będzie nieco obniżyć ambicje.
Działanie sfinansowane ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.