Koniec krakowskiej huty? Miasto może na tym tylko zyskać
W skrócie
Wygaszenie wielkiego pieca na terenie krakowskiej huty, której właścicielem jest hinduski koncern ArcelorMittal, to dla miasta szansa, a nie zagrożenie. Jeżeli lokalne władze przy pomocy rządu odpowiednio zaplanują cały proces „wygaszania” hutniczego kombinatu, to w Krakowie pojawią się olbrzymie tereny do ponownego zagospodarowania. Warto jednak zadbać o to, aby ponad 1000 hektarów zdegradowanego terenu nie stało się jedynie miejscem dla logistycznych hal. Kraków, jeżeli chce być odporny na kryzysy, potrzebuje poza rozwijaniem turystyki oraz centrów usług wspólnych również nowoczesnego przemysłu, dla którego teraz w mieście nie ma miejsca.
W krakowskim kombinacie metalurgicznym wygaszono ostatnio wielki piec służący do wytapiania surówki ze wsadu składającego się z rudy żelaza z dodatkiem koksu i topników. Tym samym pracę straci 700 osób zatrudnionych bezpośrednio przy nim oraz kilkaset pracujących w firmach zewnętrznych. Wygaszenie pieca nie oznacza oczywiście końca krakowskiego kombinatu, ponieważ ArcelorMittal zatrudnia w Krakowie prawie cztery tysiące pracowników. Na terenie 1000 hektarów zajmowanych przez hutę funkcjonuje również kilkadziesiąt firm w mniejszym lub większym stopniu związanych z hutnictwem. Krakowska huta wciąż będzie funkcjonować, sprowadzając potrzebne do produkcji materiały ze swojego drugiego polskiego zakładu w Dąbrowie Górniczej, w którym wciąż funkcjonują dwa wielkie piece. Wydaje się jednak przesądzone, że ArcelorMittal postawił już krzyżyk na krakowskim oddziale, a perspektywa całkowitej likwidacji huty (i sprzedaży terenów) jest coraz bardziej realna.
Nieuchronny koniec „hutniczego eldorado”
W latach świetności w Hucie im. Lenina pracowało pięć wielkich pieców, a zakład zatrudniał prawie 40 tys. osób. W Polsce takich pieców, głównie na Śląsku, było 25, a nasz kraj znajdował się w światowej czołówce produkcji wyrobów metalurgicznych. Jej ilość w przeliczeniu na jednego obywatela była wyznacznikiem poziomu gospodarczego kraju. Jednak po 1989 r. skończyło się „hutnicze eldorado” – wiele zakładów zamknięto lub okrojono zakres ich działalności, pracę straciły dziesiątki tysięcy osób. Pogrążona w kryzysie branża była łakomym kąskiem dla dużych zachodnich koncernów. W 2003 r. krakowska huta w grupie PHS S.A razem z zakładami w Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu i w Świętochłowicach stała się częścią luksemburskiego koncernu LMN Holdings (który kilka lat później w wyniku fuzji połączył się z konsorcjum Mittal, należącym do jednego z najbogatszych ludzi świata – Lakshmiego Mittala).
Mimo że hinduski koncern zainwestował w modernizację krakowskiego zakładu w ostatniej dekadzie ponad 6 miliardów złotych, to z każdym kolejnym rokiem coraz więcej wskazywało na to, że funkcjonowanie huty jest coraz bardziej niepewne. Głównym czynnikiem była oczywiście coraz bardziej restrykcyjna unijna polityka klimatyczna oraz związane z nią rosnące ceny energii. Ograniczanie działalności hutniczej stało się szerszym europejskim trendem, o czym pisał na łamach naszego portalu Jakub Guzikowski.
Dlatego też, gdy przedstawiciele firmy ArcelorMittal zapewniają na briefingach prasowych, że wygaszenie pieca jest tymczasowe, ich komunikaty należy traktować jedynie jako próbę zmiany nastrojów społecznych i łagodzenie rosnącego niezadowolenia. Nic nie wskazuje na to, że unijna polityka diametralnie się zmieni. Koszty ponownego uruchomienia wielkiego pieca byłyby niewspółmierne do potencjalnych zysków (szczególnie, że sam piec wymagałby kosztownej modernizacji).
Dwa powody, dla których warto wygasić wielki piec
Oczywiście, samo wygaszenie pieca będzie odczuwalne zarówno dla miasta, jak i pracowników huty. Kraków straci wpływy finansowe – według szacunków od 10 do 40 milionów rocznie wpływów podatkowych – a kilkuset pracowników będzie musiało zmienić zawód lub zakład pracy. Jednak z perspektywy rozwoju stolicy Małopolski wygaszenie pieca, a prawdopodobnie również powolne zamykanie całego kombinatu, może być kołem zamachowym dla gospodarki całego miasta.
Kraków potrzebuje nowych terenów przemysłowych, a ponad 1000 hektarów we wschodniej części miasta to ostatni tak duży areał, który może zostać wykorzystany w takim celu. Miasto od 15 lat rozwija się prężnie. Można wskazać jego dwa motory napędowe: turystykę oraz centra usług wspólnych. I choć pojawienie się w mieście milionów odwiedzających, a także przeprowadzka nad Wisłę szeregu globalnych korporacji pozwoliły Krakowowi stać się prawdziwą metropolią i niekwestionowanym drugim najważniejszym miastem w Polsce (co przed 2004 r. nie było takie oczywiste), to jednak brak rozwoju przemysłu może wyjść miejskiej gospodarce bokiem. Nietrudno sobie wyobrazić, co musi się stać, aby dwa wymienione wyżej sektory popadły w kryzys.
Co więcej, niekwestionowaną przewagą przemysłu nad branżą turystyczną i centrami usług wspólnych jest wartość dodana, jaką wnosi on do lokalnej gospodarki. Wartość ta ma wymiar bezpośredni (podatki tj. CIT), ale przede wszystkim pośredni (pensje w przemyśle są zdecydowanie wyższe niż w turystyce i niewiele wyższe niż w outsourcingu).
Globalni inwestorzy (ale również lokalne firmy, które chciały się rozwijać) wielokrotnie wskazywali, że olbrzymim problemem Krakowa (i całej Małopolski) jest brak dobrze skomunikowanych terenów pod nowe inwestycje przemysłowe. Niektórzy ulokowali je w podkrakowskich Niepołomicach, ale większość wybrała inne rejony Polski – lepiej skomunikowane, a przede wszystkim oferujące miejsce pod inwestycje.
Próba otwarcia się miasta na inwestycje przemysłowe (a już w szczególności te najbardziej pożądane, czyli wysokotechnologiczne) to szansa na budowę trzeciego motoru rozwojowego. Patrząc na profil działalności krakowskich uczelni, byłaby to również szansa na zatrzymanie sporej części absolwentów, którzy obecnie nie znajdują pracy w mieście.
Po drugie, zniknie problem z zanieczyszczeniami powietrza i gleby, które były i są efektem działalności huty. W ostatnich miesiącach dzięki staraniom radnego Łukasza Maślony rozpoczęto w końcu dyskusję w Radzie Miasta na temat poziomu zanieczyszczeń i jakości badań terenów, na które oddziałuje huta. Niestety nie wiemy, jak duży jest problem, ale ostrożność nakazuje założyć, że likwidacja wszystkich składowisk odpadów na terenie kombinatu pochłonie setki milionów złotych. A przecież problemem nie są tylko stare składowiska, ale również emisja zanieczyszczeń lub słynny jakiś czas temu „niebieski pył”. Stopniowa likwidacja nowohuckich zanieczyszczeń pozwoli więc zbić kolejny z argumentów inwestorów (spoza ciężkiego przemysłu) szukających terenów pod lokalizację swoich fabryk.
Nowa Huta Przyszłości 2.0?
Oczywiście pożądany dla rozwoju miasta przemysł wysoko technologiczny sam w mieście się nie pojawi. Aby do tego doszło, miasto (a zapewne również województwo i rząd) musi się zdecydowanie mocniej zaangażować w zmiany na terenie Nowej Huty. Co ciekawe, pewne działania już są, choć w ograniczonym zakresie, prowadzone.
Kilka lat temu powstała spółka Nowa Huta Przyszłości (NHP), w której 70% udziałów ma miasto Kraków, a 30% województwo małopolskie. Spółka realizuje projekt zagospodarowania przemysłowo-rekreacyjnego terenów, które ArcelorMittal wiele lat temu przekazał Skarbowi Państwa (w zamian za prawo własności innych terenów na obszarze działalności kombinatu).
I choć działalność NHP jest od wielu lat przedmiotem, pod wieloma względami słusznej, krytyki, to zaczęły się pojawiać pierwsze namacalne dowody jej działalności. W lipcu spółka otrzymała prawie 60 milionów złotych unijnego dofinansowania na rozpoczęcie budowy Strefy Aktywności Gospodarczej, w której w najbliższych latach mają zacząć lokować swoje siedziby pierwsze firmy. Niestety, z tego co można nieoficjalnie usłyszeć, w przeważającej części będą to magazyny firm logistycznych, które ani nie przyniosą znacznych dochodów podatków, ani też nie będą atrakcyjnym miejscem pracy dla absolwentów krakowskich uczelni.
Projekt NHP może oczywiście być w jakimś stopniu zaczynem dla planów rozwoju całej Nowej Huty, ale nie wydaje się możliwe, aby doszło do tego bez drastycznych zmian zarządczych (a pewnie i właścicielskich) w tej spółce. W najbliższych latach kluczowe będzie przekonanie wszystkich zainteresowanych podmiotów, że przyszłością kombinatu nie jest przemysł hutniczy. Potrzebny do tego będzie jeden lider. Dla całego miasta dobrze byłoby, aby stał się nim podmiot publiczny, a nie ArcelorMittal. Szczególnie, że skala projektu będzie wymagała zaangażowania olbrzymich środków inwestycyjnych – zapewne nie tylko z budżetu centralnego, ale również z funduszy europejskich.
Warto przypomnieć, że takie plany już były – pięć lat temu prezydent Majchrowski wspólnie z ówczesnym marszałkiem województwa z dumą ogłaszał, że w perspektywie unijnej 2014-2020 zostaną pozyskane dwa miliardy złotych na projekt Nowa Huta Przyszłości. Rzeczywistość brutalnie to zweryfikowała, dlatego na tym etapie ponownie warto rozważyć, czy NHP dalej powinna znajdować się pod kuratelą miasta.
***
W ostatnich dniach pojawiło się na łamach różnych krakowskich mediów kilka artykułów przedstawiających możliwe warianty zagospodarowania terenów kombinatu: krakowskie Masdar City, dzielnica mieszkalna czy wreszcie nowe lotnisko. Żadnemu z tych pomysłów nie można odmówić polotu, ale obserwacja takich projektów modernizacyjnych w innych stronach świata uczy, że najlepiej wychodzą ci, którzy na etapie wizji mocno stąpają po ziemi. Już sam proces pogodzenia wszystkich zainteresowanych stron będzie bardzo trudny, dlatego nie warto go jeszcze bardziej komplikować nadmierną ambicją na etapie planowania.
Działanie sfinansowane ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.