Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Tomasz Czapla  1 grudnia 2019

Archanioł u boku Orła i Pogoni. Jak powstańcy styczniowi próbowali zbudować Rzeczpospolitą Trojga Narodów

Tomasz Czapla  1 grudnia 2019
przeczytanie zajmie 8 min

Rzeczpospolita Trojga Narodów – kraj, który nigdy nie zaistniał na arenie międzynarodowej, choć podjęto kilka prób jego utworzenia. Przed jego potencjalnymi budowniczymi zawsze wyrastał szereg przeszkód natury gospodarczej, religijnej, militarnej lub dyplomatycznej. Kluczowy był jednak fakt, że polskie zaproszenie do budowania wspólnego gmachu państwowego przechodziło bez echa wśród najpierw kozackich, a potem ukraińskich elit. Nie inaczej było w trakcie powstania styczniowego.

Polskość to nie zawsze znaczy to samo

Pierwsza próba poszerzenia koronno-litewskiej federacji o komponent ukraiński jako trzeci człon doszła do skutku w 1658 roku Rzeczpospolita była wtedy objęta potopem szwedzkim i pozostawała w tymczasowo zamrożonym konflikcie z Moskwą. Król Jan Kazimierz zdecydował się na rozprawę z caratem przy wykorzystaniu Kozaków. Chcąc przyciągnąć ich na swoją stronę, zawarł unię z kozackim hetmantem Iwanem Wyhowskim. Umowa podpisana wówczas w Hadziaczu przewidywała m.in. utworzenie Księstwa Ruskiego (województwa kijowskie, bracławskie i czernihowskie), na którego czele miał stać hetman, a Księstwo miało być powiązane z Koroną oraz Litwą osobą króla, wspólnym sejmem i polityką zagraniczną.

Niestety, za słowami nie poszły czyny. Gdy wojska moskiewskie ponownie zaatakowały Rzeczpospolitą, Kozacy musieli ich powstrzymywać własnymi siłami. Daremnie oczekiwali wsparcia sił koronnych, które skupiły się na zmaganiach ze Szwedami. Jednak po zawarciu z nimi pokoju i oddaleniu moskiewskiego niebezpieczeństwa warszawskie elity polityczne pominęły  milczeniem zapisy umowy.

Z ich punktu widzenia był to racjonalny krok – utworzenie Księstwa Ruskiego i uczynienie z dotychczasowych poddanych władców Ukrainy zmarginalizowałoby polskich właścicieli ziemskich nad Dniestrem. Tym jednak, że interesy Rzeczpospolitej wymagały ustępstw na rzecz Kozaków, mało kto się nimi przejmował.

1795 rok przyniósł Polakom kres niepodległej ojczyzny – głosi każda encyklopedia. Dociekliwy uczeń zadałby jednak pytanie: „Polakom, czyli komu?” Ówczesne pojęcie polskości znacząco różniło się bowiem od dzisiejszego. Polskojęzyczni chłopi postrzegali siebie na przełomie XVIII i XIX wieku jako „tutejszych”, a ich uświadomienie narodowe miało dopiero nadejść. Czartoryscy czy Potoccy pod pojęciem „Polacy” rozumieli zaś wszystkich mieszkańców Rzeczpospolitej, niezależnie od ich języka, kultury, wyznania czy miejsca zamieszkania. Tak polskość pojmował również Tadeusz Kościuszko. W tym samym duchu pisał także Adam Mickiewicz: „Litwin i Mazur bracia są – czyż kłócą się bracia o to, iż jednemu na imię Władysław, drugiemu Witowt? Nazwisko ich jedno jest: nazwisko Polaków”.

Tymczasem wśród Litwinów i Ukraińców (Rusinów) – głównie chłopów – zaczęło się rodzić poczucie odrębności. Procesom tym sprzyjała narastająca rusyfikacyjna polityka caratu – akcja, która pociągała za sobą reakcję w postaci rozwoju narodowego piśmiennictwa. Przykładowo, od 1848 roku wydawano w Kłajpedzie czasopismo Lietuvninku Prietelius, a rok później zaczął wychodzić – pierwotnie w Królewcu, potem w Tylży – Keleivis. I połowa XIX wieku to także szczyt aktywności ukraińskiego wieszcza narodowego – Tarasa Szewczenki.

Rzeczpospolita trzech herbów

Jeszcze na początku lat 60. XIX wieku część Polaków uważała, że „litewskość” i „ukraińskość” to sztuczne konstrukty stworzone przez zaborców. Na szczęście obóz „czerwonych” nie podzielał tej opinii – jego czołowe postaci zdawały sobie sprawę, że jeśli celem powstania antyrosyjskiego ma być odbudowa Polski w granicach z 1771 roku, konieczne jest poparcie ruchów narodowych: litewskiego i ukraińskiego. Te zaś nie zadowolą się frazesami, ale oczekują równouprawnienia z Polakami w przyszłym państwie, o ile nie budowy własnych organizmów państwowych.

W związku z tym, symbolicznego wymiaru nabrała pieczęć Rządu Narodowego, zawierająca tarczę z trzema herbami – Orłem (Korona), Pogonią (Litwa) i Archaniołem Michałem (Ruś). Program poprzednika Rządu – Centralnego Komitetu Narodowego – przewidywał natomiast m.in., że „powstanie ma wywalczyć niepodległość Polski w granicach 1771 r., a dla wszystkich jej mieszkańców bez różnicy religii zupełną wolność i równość w obliczu prawa i z poszanowaniem praw narodowości z nią związanych”.

Swoje plany „czerwoni” uszczegółowili w liście opublikowanym 1 października 1862 na łamach Kołokołu – pisma rosyjskich rewolucjonistów. CKN przyznawał więc Litwinom i Ukraińcom prawo do samostanowienia, ale w ramach jednego państwa polskiego. Polacy liczyli także na udział tych dwóch narodów w powstaniu przeciw Rosji; niemniej wydaje się, że w kwestiach społecznych mogli pójść o krok dalej. Plany uwłaszczenia mniejszości narodowych i przyznania im praw politycznych zostały tylko zasygnalizowane.

Powstanie nad Niemnem…

Wątpliwości żywionych przez Komitet nie miał Konstanty Kalinowski, ktory prowadził na Grodzieńszczyźnie agitację wśród białoruskiego włościaństwa. Ten syn zubożałego ziemianina i chłopoman wydawał od czerwca 1862 Mużycką Praudę, jedną z pierwszych gazet w języku białoruskim. Na łamach tego konspiracyjnego pisma potępiano carat i wszystkich, w tym polskich, właścicieli ziemskich. W odniesieniu zaś to ewentualnego powstania Kalinowski wysuwał na pierwszy plan jego ludowy, a nie narodowy, charakter.

Jeszcze przed wybuchem zrywu różnice między nim, a wileńskim przedstawicielem CKN, Nestorem de Lauransem stały się na tyle poważne, że realna wydawała się groźba zerwania kontaktów między Warszawą a Wilnem. Na szczęście do tego nie doszło i w styczniu 1863 Kalinowski, współtworzący Prowincjonalny Rząd Tymczasowy na Litwie i Białorusi, stanął u boku warszawskiego Komitetu. Nie wyrzekł się przy tym radykalizmu – w tzw. Instrukcji powstańczej informował, że „ciemiężycieli włościan przed powstaniem, należy […] po odbytym sądzie wojennym, śmiercią karać”. Wkrótce jednak za swoją bezkompromisowość zapłacił odsunięciem na boczny tor, a powstańczy ster przeszedł w ręce „białych”.

Ci ostatni poprzestali na obietnicach uwłaszczenia, milcząc na temat praw wyborczych czy językowych Litwinów. Efekt?

Jedynie na Kowieńszczyźnie litewscy chłopi przeszli masowo pod polski sztandar – pułkownika Zygmunta Sierakowskiego, pseudonim „Dołęga”. „Wszyscy powstańcy byli ubrani w żmudzkie sukmany, czarne czapki i pasy skórzane, oficerowie i żołnierze dzielili niewygody życia obozowego, jedząc razem z kotła […], a niemal we wszystkich batalionach kosynierów komenda była żmudzka”.

Wojsko Sierakowskiego przeszło do legendy – w trakcie powstania jego liczebność wzrosła z 300 do 2500 ludzi, a „na spotkanie powstańców, przy biciu dzwonów kościelnych, wychodziły całe wsie”. Niestety, była to kropla w morzu powstańczych potrzeb – niemniej, obwinianie wyłącznie polskiego kierownictwa o obojętność Litwinów i Białorusinów jest przesadzone. Swoją rolę odegrała też kontrakcja caratu: już 1 marca 1863 ukazał się ukaz uwłaszczeniowy obejmujący litewskie gubernie, a wkrótce nad Niemnem zapanował terror, zaprowadzony przez nowego generał-gubernatora, niesławnego Michała „Wieszatiela” Murawiewa…

…i nad Dnieprem

Jeszcze trudniejsza sytuacja panowała na Rusi, gdzie Polacy stanowili ziemiańską mniejszość, ostro skonfliktowaną z ukraińskim chłopstwem. Pamiętano przy tym powszechnie o rabacji galicyjskiej. Było więc oczywiste, że tylko znaczące polskie ustępstwa mogą przyciągnąć Ukraińców do powstania lub, w mniej optymistycznym wariancie, zapewnić ich bierność. W tym kontekście instrukcja Komitetu Prowincjonalnego na Rusi, skierowana do przyszłych powstańców na przełomie lat 1862-1863, mogła razić kunktatorstwem.

Komitet zalecał szlachcie zbliżanie się „ile możności w życiu codziennym z włościanami, dopomagając im radą, pomocą pieniężną i lekarską”, postulował także ograniczenie kontaktów z miejscowymi popami. O wiele dalej szła „Złota Hramota” – dokument, który gwarantował Ukraińcom m.in. równość prawno-polityczną, wolny dostęp do nauki i służby państwowej, a przede wszystkim reformę uwłaszczeniową. Z jej opublikowaniem Polacy wstrzymali się jednak aż do wybuchu powstania. Z dzisiejszej perspektywy można zapytać, czy aby nie za długo?

Niestety, „Złota Hramota” dotarła początkowo pod ukraińskie strzechy w okrojonej wersji, a w roli cenzora wystąpił…reprezentant polskiego rządu. Komisarz cywilno-polityczny na Ruś, Marian Sokołowski samowolnie uznał, że „Hramota” jest zbyt szczodra i wykreślił z niej punkty dotyczące m.in. prawa wyborczego chłopów, obieralnych sądów i nadziału ziemi dla ogółu bezrolnych.

Ponadto, wydał okólnik umożliwiający właścicielom ziemskim zbojkotowanie powstania. Nie starczyło mu jednak odwagi, aby wybrać się na Ukrainę. Zamieszkał we Lwowie, a swoje wytyczne przekazywał emisariuszom z Wołynia i Podola…na granicy austriacko-rosyjskiej.

A samo powstanie? Symbolem stały się wydarzenia we wsi Sołowijówka, gdzie 9 maja 1863 doszło do masakry. Jej ofiarą padła powstańcza grupa Antoniego Juriewicza, która jeździła od wsi do wsi z egzemplarzami „Złotej Hramoty”. Zatrzymani w Sołowijówce przez chłopów, powstańcy dobrowolnie złożyli broń, ale tłumowi to nie wystarczyło. Ukraińcy z tym, co mieli pod ręką: kłonicami, siekierami, dłutami, rydlami i nożami, zaatakowali Polaków – zginęło 12 żołnierzy, a 9, ciężko rannych, trafiło do rosyjskich szpitali więziennych. Podobne sceny powtórzyły się jeszcze na Kijowszczyźnie kilkakrotnie. W efekcie tutejsze działania nie trwały nawet tygodnia. Kampania Edmunda Różyckiego na Podolu i Wołyniu, choć efektowna, zakończyła się zaś w ciągu trzech tygodni.

Powstanie styczniowe pozostało w zdecydowanej mierze powstaniem polskim, spotykając się z obojętnością, jeśli nie wrogością Litwinów i Ukraińców. Czy mogliśmy zrobić więcej dla pozyskania „braci Słowian”? Pewnie tak, ale konieczna byłaby rezygnacja z odtworzenia Polski w granicach przedrozbiorowych i zgoda na utworzenie, jeśli nie niepodległej Litwy, to przynajmniej niepodległej Ukrainy. Na to jednak gotów był przystać dopiero 57 lat później Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz – Józef Piłsudski.

Esej pochodzi z elektronicznego wydania czasopisma idei „Pressje” . Zachęcamy do nieodpłatnego pobrania całego numeru w formatach PDF, EPUB i MOBI.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.