Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Andrzej Kohut  22 listopada 2019

Niezwykły to był rok. Rumuńska polityka w pigułce

Andrzej Kohut  22 listopada 2019
przeczytanie zajmie 10 min

Rumuński odpowiednik Jarosława Kaczyńskiego w więzieniu. Człowiek o nazwisku Orban premierem technicznego rządu. Stopniowy upadek Partii Socjaldemokratycznej odgrywającej kluczową rolę w rumuńskiej polityce ostatnich lat. Jedno z najważniejszych państw Trójmorza przeżywa obecnie prawdziwą polityczną rewolucję.

W pierwszej turze rumuńskich wyborów zwyciężył urzędujący prezydent, Klaus Iohannis, uzyskując pewną, ponad 15-procentową przewagę nad główną rywalką, Vioricą Dancilą. Druga tura najprawdopodobniej nie przyniesie zaskoczenia i Iohannis zagwarantuje sobie kolejne pięć lat w prezydenckim pałacu.

Taki rezultat trudno uznać za zaskoczenie, biorąc pod uwagę kłopoty, w jakich znalazła się kontrkandydatka, która od stycznia 2018 r. kierowała rumuńskim rządem, zaś w ciągu ostatnich kilku miesięcy przeżyła najpierw rozpad koalicji, a potem przegrane głosowanie nad wotum nieufności dla jej gabinetu. W efekcie musiała ustąpić z fotela premiera ledwie kilka tygodni przed prezydenckimi wyborami. A to tylko jeden z wizerunkowych problemów, jaki dotknął jej ugrupowanie – PSD (Partię Socjaldemokratyczną) – w ostatnich latach.

Największym obciążeniem była dla niej najprawdopodobniej osoba, która do niedawna uchodziła za najważniejszą postać rumuńskiej polityki, Liviu Dragnea.  Ze względu na sprawowanie państwowej władzy „z tylnego siedzenia” bywał porównywany do Jarosława Kaczyńskiego, choć sam stanowczo protestował przeciwko budowaniu takich analogii. Dziś to raczej Kaczyński mógłby czuć się oburzony porównaniem, bo Dragnea swoją polityczną karierę zakończył w więzieniu.

Trzeba też dodać, że rumuński lider swoją drugoplanową pozycję polityczną przyjął z innych pobudek – przed objęciem urzędu premiera powstrzymał go inny wyrok sądowy, który zapadł niedługo przed zwycięskimi dla niego wyborami. Osobiste losy Dragnei wpłynęły na losy rumuńskiej polityki ostatnich lat, a ich niezbyt szczęśliwe zwieńczenie stanowi konsekwencję jego wcześniejszej politycznej kariery.

Prawdziwy self-made man

Urodził się zbyt późno, by obciążała go komunistyczna przeszłość. Kiedy upadał reżim Nicolae Ceausescu, Dragnea miał zaledwie 27 lat i po ukończeniu studiów na bukaresztańskiej politechnice, pracował jako inżynier w mieście Krajowa. Jednak polityczne przemiany natchnęły go do zmian: wrócił do okręgu Teleorman, z którego pochodził, i tam rozpoczął karierę kapitalisty jako właściciel barów, a potem nawet hotelu i kilku restauracji. W ciągu kilku lat osiągnął status wpływowego biznesmena w swoim regionie. W połowie lat 90. zaczął też piąć się coraz wyżej na szczeblach lokalnej polityki, stając się w końcu przewodniczącym rady okręgu.

Mniej więcej w tym samym czasie dochodzi również do przełomowego wydarzenia w jego życiu biznesowym – powiązani z nim przedsiębiorcy przejmują kontrolę nad przedsiębiorstwem budowlanym Tel Drum. W następnych latach firma ta pozyskała wiele intratnych zamówień publicznych, m.in. na budowę kluczowych dróg w regionie. Ten nieoczekiwany sukces firmy stał się przedmiotem dochodzenia Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) w 2017 r., który ustalił, że w latach 2001-2012 doszło do sprzeniewierzenia około 21 mln euro ze środków unijnych w wyniku nadużyć. Właśnie w tym okresie Dragnea stopniowo konsolidował swoją władzę w okręgu Teleorman, wyrastając na regionalnego barona.

W 2012 r. zdecydował się wejść do ogólnokrajowej polityki. Najpierw, w lipcu, zaangażował się w referendum mające na celu odwołanie urzędującego prezydenta, Traiana Basescu. Dragnea tak bardzo chciał okazać się skuteczny, że zdecydowanie przekroczył granicę prawa, dopuszczając się przekupstwa oraz fałszowania wyborczych kart. W 2016 r. sąd skazał go za to na dwa lata więzienia w zawieszeniu, co uniemożliwiło mu później objęcie urzędu premiera. Samo referendum zaś zakończyło się porażką – choć prawie 90 %głosujących opowiedziało się za odwołaniem głowy państwa, to frekwencja okazała się zbyt niska, by wynik był wiążący.

Dragnea wchodzi na polityczny szczyt

Na osłodę, w grudniu 2012 r. Dragnea wszedł do niższej izby parlamentu, a także objął urząd wicepremiera i tekę ministra rozwoju regionalnego i administracji. Był to kolejny pozytywny zwrot w jego politycznej karierze. Jako minister decydował o dysponowaniu środkami na rozwój lokalny, co uzależniło od niego działaczy partyjnych poza Bukaresztem. Temu zawdzięczał wzrost swojego znaczenia wewnątrz partii. Kiedy w 2015 r. ówczesny premier, Victor Ponta, znalazł się w opałach, bo wszczęto wobec niego dochodzenie w związku z podejrzeniem o korupcję, Dragnea przejął przywództwo w PSD.

W listopadzie 2015 r. doszło do pożaru w bukaresztańskim klubie Colectiv, w którym zginęło 64 osoby. Tragedia stała się nie tylko przyczyną żałoby, ale również społecznego oburzenia, w miarę jak na jaw wychodziły okoliczności zdarzenia: klub nie powinien otrzymać odpowiednich zezwoleń, ale skorumpowani inspektorzy przymknęli oko na niedociągnięcia. Powszechne zmęczenie korupcją w życiu publicznym doprowadziło do masowych protestów, a premier Victor Ponta podał się do dymisji. Władzę objął tymczasowy rząd technokratyczny, a wybory rozpisano na kolejny rok.

To właśnie wybory parlamentarne z 2016 r. przyniosły Liviu Dragnei największy sukces w politycznej karierze: kierowana przez niego partia osiągnęła 45% rezultat. Jednak wcześniej zapadł wyrok sądowy, uniemożliwiający mu objęcie urzędu premiera. Dodatkowo, toczyły się przeciw niemu inne dochodzenia. Te dwa fakty zaważyły na kolejnych trzech latach rządów PSD.

Dragnea zmuszony był namaścić kogoś innego na premiera, utrzymując kontrolę nad rządem. Okazało się to rozwiązaniem bardzo niedoskonałym – mniej więcej raz na pół roku konieczna była zmiana premiera nie godzącego się już na dyktat partyjnego lidera. W ten sposób zakończyły swoje funkcjonowanie rządy Sorina Grideanu i Mihaia Tudose. Dopiero Vioricy Dancili udało się dłużej utrzymać poparcie własnej partii (rządziła prawie dwa lata).

Wojna z korupcją z polityką w tle

Transparency International co roku przeprowadza ewaluację prawie 200 państw, oceniając je pod kątem praktyk korupcyjnych. Pozycję danego kraju w rankingu wyznacza wskaźnik CPI (Corruption Perceptions Index) który, jeśli wynosi 100, oznacza całkowitą przejrzystość i uczciwość, a jeśli zero – korupcję absolutną. W Europie czołowe miejsca zajmują kraje skandynawskie oraz Niemcy z wynikami powyżej 80. Polska w 2018 r. ulokowała się raczej w środku kontynentalnej stawki (wynik 60 przy średniej dla zachodniej Europy równej 66). Rumunia zaś na samym dole tabeli, wyprzedzając jedynie Węgry, Grecję i Bułgarię.

Tak znaczący problem w tym zakresie uczynił kwestię walki z korupcją jednym z ważniejszych tematów towarzyszących akcesji tego kraju do struktur unijnych. W efekcie powstała Krajowa Dyrekcja Antykorupcyjna (DNA), która łączy uprawnienia śledcze z prokuratorskimi. W 2013 r. na czele tej instytucji stanęła była prokurator generalna Rumunii, Laura Codruta Kovesi. Szybko okazała się bardzo skuteczna w swoich dochodzeniach dotyczących skorumpowanych polityków, chociażby ówczesnego premiera Victora Ponty. Na jej celowniku znalazł się również sam Liviu Dragnea.

Sprawa dotyczyła czasów, gdy wpływowy polityk był jeszcze lokalnym baronem w okręgu Teleorman. W tamtym czasie miał wpłynąć na lokalny urząd opieki społecznej, by wypłacał pensje dwóm kobietom, które w rzeczywistości pracowały w lokalnym biurze partii PSD. Proceder miał trwać około 6 lat, a wynikającą z niego stratę dla budżetu państwa oszacowano na ponad 100 tys. lei (23 tys. euro). To właśnie ta sprawa okazała się kluczowa: w czerwcu 2018 r. Dragnea został skazany na 3 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności. W maju tego roku Sąd Najwyższy Rumunii podtrzymał ten wyrok, wysyłając polityka za kratki.

Byłoby inaczej, gdyby jego partii udało się dokonać proponowanych zmian w prawie – PSD starała się przeforsować przepis mówiący o tym, że korupcja powinna być ścigana z urzędu dopiero, kiedy sprawa będzie dotyczyła kwoty większej niż 200 tys. lei . Dodatkowo osłabieniu miały ulec też przepisy dotyczące urzędniczego zaniedbania oraz konfliktu interesów, kary za korupcję miały ulec zmniejszeniu, a wreszcie ponad dwa tysiące osób już skazanych miało zostać objętych amnestią. Jednak ta propozycja wzburzyła rumuńskich obywateli i doprowadziła na początku 2017 r. do największych ulicznych protestów od czasu upadku Ceausescu. Twarzą oporu przeciw zmianom w prawie stał się prezydent Iohannis (któremu rządzące ugrupowanie chętnie wypomina niemieckie korzenie). Ostatecznie zmiany w prawie odrzucił Senat, a partia rządząca zdecydowała się wycofać z projektu. Do dymisji podał się ówczesny minister sprawiedliwości, Florin Iordache.

PSD miała oczywiście swoje sukcesy w walce z antykorupcyjnymi instytucjami: udało im się doprowadzić do odwołania Laury Kovesi ze stanowiska szefowej DNA, zarzucając jej przekroczenie uprawnień i kierowanie akcją wymierzoną w rząd. Był to element większej narracji Dragnei, mówiącej o spisku rumuńskiego odpowiednika deep state, dążącego do zmiany obecnej władzy. Prezydent Iohannis starał się powstrzymać ten manewr, odwlekając zatwierdzenie dymisji Kovesi. Sprawa trafiła do Sądu Konstytucyjnego, który orzekł, że prezydent dymisję musi przyjąć. Z pewnością utrudniło to działania DNA, ale nie zatrzymało kariery samej Kovesi, która w tym roku została pierwszym w historii Europejskim Prokuratorem Publicznym.

Kolejne lata przyniosły nowe próby zmiany prawa i następne społeczne protesty (choć już na mniejszą skalę). Ostatecznie prezydent Iohannis zdecydował się nawet na referendum, połączone z wyborami do europarlamentu, w którym Rumuni mieli odpowiedzieć, czy są za uniemożliwieniem amnestii osób skazanych za korupcję oraz działania rządu w trybie nadzwyczajnym, jeśli chodzi o zmiany dotyczących wymiaru sprawiedliwości. Referendum okazało się wiążące, a 85% głosujących opowiedziało się za obydwoma hamulcami dla rządu.

Czarny maj

To był zresztą bardzo kiepski dzień dla PSD. Oprócz klęski w referendum przyniósł też przegraną w wyborach do europarlamentu: udało im się pozyskać zaledwie 22,5% głosów, tracąc 1,2 mln wyborców w porównaniu z wyborami parlamentarnymi z 2016 r. Mimo że frekwencja wzrosła o prawie 12%! Ten rezultat był oczywistą klęską obozu rządzącego. A gdyby tego było mało, następnego dnia, 27 maja, Sąd Najwyższy orzekł, że wyrok skazujący Dragneę na więzienie jest prawomocny. Pół roku przed wyborami prezydenckimi PSD znalazła się na poważnym zakręcie.

Następny cios przyszedł pod koniec sierpnia. Dotychczasowy koalicjant, ALDE (Sojusz Liberałów i Demokratów), zdecydował się zerwać porozumienie, motywując to różnicami programowymi i sprzeczną wizją budżetu państwa . Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że kierownictwo ALDE zdecydowało się opuścić tonący statek jeszcze przed wyborami prezydenckimi – zwłaszcza, że socjaldemokraci nie zgodzili się na kandydaturę lidera liberałów, Calina Popescu-Tariceanu. Po upadku koalicji, koniec rządu Dancili stał się już tylko kwestią czasu.

Na początku października taktyczna koalicja zmontowana przez głównego rywala PSD, Partię Narodowo-Liberalną (PNL) doprowadziła do przegłosowania wotum nieufności. Dało to możliwość powołania technicznego rządu, który przeprowadzi kraj do przedterminowych wyborów, planowanych na koniec przyszłego roku. Na jego czele stanął lider PNL, Ludovic Orban (wbrew pozorom – nie jest spokrewniony z węgierskim premierem). Jego kandydatura została zatwierdzona przez parlament tuż przed pierwszą turą wyborów, 4 listopada.

Przyszłość w jaśniejszych barwach?

Sondaże sugerują raczej pewne zwycięstwo Klausa Iohannisa nad Vioricą Dancilą (której awans do drugiej tury do końca nie wydawał się oczywistością). Oznacza to więc, że nowy rumuński premier najprawdopodobniej będzie miał po swojej stronie prezydenta z tego samego ugrupowania.

Rumunia może też spodziewać się większej przychylności ze strony Brukseli – zmiana rządu została tam przywitana ze sporą ulgą. Bukareszt do tej pory był raczej źródłem zmartwień unijnych dygnitarzy, m.in. ze względu na kryzys wokół reformy wymiaru sprawiedliwości.

Unia zresztą nie kryła negatywnego stosunku do rządu PSD – rumuńska kandydatka na europejskiego komisarza ds. transportu została odrzucona, a kolejne dwie kandydatury nie zostały nawet rozpatrzone ze względu na wotum nieufności wobec gabinetu Dancili. Dwa dni po objęciu urzędu premiera Orban przedstawił swoją dwójkę kandydatów, a jedna z nich, Adina-Ioana Valean, zyskała już poparcie komisji Parlamentu Europejskiego i oczekuje na zatwierdzenie przez PE (głosowanie ma się odbyć 27 listopada).

Czy zatem Orban, po sukcesie w wyborach do PE, udanym przejęciu władzy w kraju, a także dzięki potencjalnemu ociepleniu stosunków z Brukselą i przy wsparciu (o ile wygra) prezydenta Klausa Iohannisa, może spokojnie zmierzać do przyszłorocznego sukcesu w wyborach? Odpowiedź może być bardziej skomplikowana. Przed nowym szefem rządu trudny rok w roli premiera technicznego rządu, bez możliwości gruntownych reform, ale z odpowiedzialnością za rezultaty. Krytyki może spodziewać się nie tylko ze strony socjaldemokratów. Na trzecią siłę w rumuńskiej polityce wyrosła koalicja USR-PLUS (w wyborach do europarlamentu przegrała z PSD o 0,15%!). Licząc na wyborczy sukces w wyborach krajowych, oni również będę czekać na potknięcia Orbana. Pod koniec 2020 r. sondaże mogą zatem prezentować się inaczej niż dziś.

Jedno jest pewne. Człowiek, którego osobiste problemy z prawem nadawały dynamikę rumuńskiej polityki w ostatnich latach zniknął za kratkami. Rządząca do niedawna partia jest w trudnej sytuacji i na szybki powrót do władzy raczej nie może liczyć. Rumuńska scena polityczna przeszła w tym roku prawdziwą rewolucję.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.