Gdzie leży źródło europejskiego kryzysu? Recenzja „Festung Europa” Moniki Bartoszewicz
W skrócie
Współczesny kryzys to coś więcej niż prowadzenie przez establishment technokratycznej polityki ponad głowami obywateli. To polityka, która lekceważy tożsamościowe potrzeby społeczeństwo, mimo złożonej przez demokrację obietnicy, że to samo społeczeństwo współstanowi na równi z elitami o biegu spraw w państwie.
Krótka historia europejskiego kryzysu
Obserwowany przez nas kryzys polityki europejskiej, zwłaszcza instytucji unijnych, jest faktem przez nikogo nie podważanym. Jego pierwszym objawem była fala referendów, które przetaczały się przez kontynent przynajmniej od kryzysu finansowego z roku 2008. Wyrażała się w nich rosnąca nieufność względem krajowych lub unijnych elit politycznych, które nie radziły sobie z nabrzmiewającymi problemami.
Symptomatyczny był klimat panujący wokół referendum rozpisanego w Grecji w roku 2011. Z jednej strony powaga sytuacji skłaniała polityków do sięgania po dodatkowe źródła legitymizacji. Z drugiej jednak zaczęto kwestionować pomysł odwołania się do woli narodu, wskazując na możliwe negatywne skutki głosowania przeciwko przyjęciu pomocy zagranicznej dla tonącej w długach Grecji. Nawet jeśli uznawano, że głosowanie powszechne jest dobre dla demokracji, to jednak nie jest ono pożądane z uwagi na specyfikę sytuacji. Domyślnie sugerowano, że lud nie jest w stanie podjąć odpowiedzialnej decyzji, gdyż w obliczu złożoności sytuacji zdolni do tego są tylko eksperci.
W takim oto układzie rosło napięcie pomiędzy oczekiwaniami ludzi a rozwiązaniami sugerowanymi przez specjalistów. Zauważano je nie tylko w odniesieniu do Grecji, lecz także w związku z całą Wspólnotą. Komentujący wówczas te wydarzenia Jürgen Habermas zwracał uwagę na niewydolność dotychczasowego kształtu instytucjonalnego Unii Europejskiej. Zdaniem niemieckiego socjologa coraz więcej kompetencji przenoszono do technokratycznego centrum w postaci Komisji Europejskiej, któremu jednocześnie nie zapewniono żadnych nowych źródeł legitymizacji demokratycznej.
Opisany przez niego schemat sprzeciwu systematycznie się powtarzał w każdym kolejnym kraju, bez względu na to, czy powstały ruch protestu miał charakter prawicowy czy lewicowy. Liczył się bowiem sam mechanizm, w ramach którego obiektem sprzeciwu były różnorako rozumiane elity (polityczne, finansowe, instytucjonalne jak KE), których demokratyczna legitymizacja była wątpliwa, co pozwalało stworzyć schemat „złe elity vs dobry lud”.
Tak zarysowany kryzys został następnie pogłębiony przez napływające fale uchodźców z Afryki oraz z pogrążonej w wojnie domowej Syrii. W samym 2015 r. do Europy przybyło prawie 2 miliony osób. Przyjęcie tak ogromnej liczby ludzi za jednym razem, głównie do Niemiec, stało się w następnych latach podglebiem, na którym rosły partie i ruchy antyimigranckie. Dodatkowym bodźcem do rozwoju tego typu sił politycznych były powtarzające się zamachy terrorystyczne, które bardzo często, choć nie zawsze słusznie, były wiązane z osobami, które przybyły do Europy w 2015 r. Partie te, takie jak niemiecka AfD, wpisywały się w specyfikę ruchów antyestablishmentowych, które zaczęły powstawać jeszcze po kryzysie finansowym. Jednak nowością było pojawienie się w debacie politycznej problematyki tożsamości oraz języka, który starał się stawiać twarde granice pomiędzy „my” a „oni”. Taki sposób mówienia połączony ze sprzeciwem wobec dotychczasowych elit politycznych oznaczał gotowy przepis na radykalizm w polityce.
Źródłem problemów jest bezpieczeństwo społeczne
O ile jednak opisywanie procesów zachodzących w Europie przychodziło łatwo, o tyle do tej pory podejmowane próby zidentyfikowania źródeł tych przemian raczej zawodziły. Zwroty takie, jak „populizm”, „kryzys demokracji”, „kryzys demokracji liberalnej” i tym podobne, mogą być bowiem w najlepszym wypadku określeniami zastanej rzeczywistości, nie zaś faktycznymi wyjaśnieniami aktualnego stanu rzeczy. Jaki zatem mechanizm społeczny rządzi tymi przemianami? Jak wytłumaczyć fakt, że wiele głosów na partie antyimigranckie zostało oddanych w okręgach, w których imigrantów było niewielu? Dlaczego radykalizacja języka ma bliższe związki z problemami migracyjnymi niż z sytuacją ekonomiczną?
Monika Gabriela Bartoszewicz w książce Festung Europa zaproponowała niezwykle ciekawy klucz interpretacyjny. Podczas gdy przytoczona wyżej opinia Habermasa opisuje jedynie sam proces, o tyle Bartoszewicz wskazała, że źródłem kłopotów UE jest zagrożenie bezpieczeństwa społecznego. Autorami tego pojęcia są kopenhascy badacze Barry Buzan i Ole Wæver, którzy przez social security rozumieją nie tyle wolność od zagrożenia fizyczną przemocą, co przede wszystkim doświadczenie bezpieczeństwa i pewności własnej tożsamości kulturowej. Bartoszewicz przejmuje tę definicję i używa jej jako interpretacyjnej matrycy, dzięki której można zrozumieć procesy zachodzące w Europie.
Jej zdaniem, ich istotą jest zmiana, w wyniku której „inni” są postrzegani jako „wrogowie”, co skutkuje definiowaniem własnej tożsamości poprzez różnicę w odniesieniu do tożsamości odmiennej grupy. Jak powiada autorka, „jeżeli zgodzimy się z tezą, iż główne zagrożenia dla bezpieczeństwa pochodzą z konkurencyjnych tożsamości, musimy pamiętać, że w sytuacji, kiedy różne tożsamości wzajemnie się wykluczają lub kiedy jedna z nich, narzucając swoje wpływy, zakłóca reprodukcję drugiej, wyzwala to mechanizm ochrony przed kulturową transplantacją. […]. Kiedy tożsamość jest zagrożona, należy wzmocnić jej ekspresję. Tym samym kultura staje się polityką bezpieczeństwa, aż z czasem symboliczne i fizyczne granice dzielące społeczności zostają przywrócone lub umocnione na tyle, by mogły one się czuć bezpiecznie. Te umocnienia to właśnie mury powstającej twierdzy – Festung Europa”.
W swojej książce Bartoszewicz analizuje kolejno takie zjawiska, jak gettyzacja społeczności imigranckich, terroryzm i radykalizacja polityki, których natura staje się znacznie łatwiejsza do zrozumienia dzięki zastosowaniu pojęcia bezpieczeństwa społecznego. Dotychczasowe pomijanie czynnika tożsamościowego i kulturowego sprawiało, że trudno było wyjaśnić, skąd na zachodzie Europy biorą się muzułmańscy terroryści, którzy nie są wysłannikami Państwa Islamskiego, lecz mieszkańcami danego kraju w drugim lub nawet trzecim pokoleniu.
Mówienie o aktach terroryzmu jako zjawiskach, których źródłem jest bieda lub problemy psychiczne zamachowca, nie zawsze jest przekonujące. Tymczasem perspektywa bezpieczeństwa społecznego pozwala zwrócić uwagę na to, jak przebiega sam proces radykalizacji. Otóż, dla jednostek bądź grup, które porzuciły ojczysty kraj, islam staje się „oderwany od swoich konotacji etnicznych i nominalnych determinant kulturowych”. Zatem wybór religii stają się sprawą indywidualnej, świadomej decyzji, a jej dokonanie daje jednostce dodatkową płaszczyznę dla samookreślenia.
W miarę zwiększania się liczby imigrantów i tworzenia się zamkniętych społeczności muzułmańskich naruszone zostaje poczucie bezpieczeństwa społecznego ludności, która przyjezdnych przyjmuje. Innymi słowy, w subiektywnym odczuciu mieszkańców ich historycznie ukształtowana tożsamość, a tym samym ich zbiorowe przekonanie o stanowieniu określonego „my”, zostaje obiektywnie zakwestionowana.Naruszenie zaś tej granicy, o czym już wspomniałem, prowadzi do radykalizacji języka i określania się w kategoriach „my” kontra „oni”.
Jednak przyjęcie takiego sposobu mówienia ma obosieczne konsekwencje. W swojej tożsamości utwierdza się nie tylko lokalna społeczność. Również społeczności imigranckie zaczynają podlegać presji słownika, w którym funkcjonują oni jako kulturowo obcy i „ludzie stamtąd”, a więc zagrożenie dla spoistości tożsamościowej zbiorowości, która ich przyjęła. Tym samym zagrożenia bezpieczeństwa społecznego wprowadzają do polityki język albo-albo, w perspektywie którego przemoc i akty terroru są po prostu jedną z dróg wyjścia. Oczywiście, nie jest to wyjście pożądane, jednak z punktu widzenia opisu taka wydaje się logika tego zjawiska.
Opisywana przez Bartoszewicz specyfika zagrożenia bezpieczeństwa społecznego ma to do siebie, że poczucie naruszenia tożsamości nie musi wynikać z osobistego kontaktu z imigrantami. Do radykalizacji wystarczy przeświadczenie, że tożsamość zbiorowa ulega zaburzeniu na poziomie całego narodu, a nie tylko lokalnej tożsamości. Żadne inne narzędzie tak bardzo nie pomaga w utwierdzaniu się w tym przeświadczeniu, jak Internet.
Dzięki niemu bowiem docierają do ludzi obrazy lub informacje, które skłaniają ich do przekonania, że ich własna tożsamość, np. tożsamość narodowa, jest rozmywana. W tym procesie kluczową rolę odgrywają tzw. bańki internetowe, które za pomocą selekcjonowania treści pod kątem zainteresowań odbiorców wzmacniają tworzenie się polaryzacji. „My” kontra „oni” ze świata realnego nabiera na silę dzięki przeniesieniu tego konfliktu do świata wirtualnego.
Proces ten nabiera dodatkowej intensywności, gdy tylko kwestie imigracyjne stają się przedmiotem bezpośredniej i świadomej polityki rządu. Nawet jeśli z technokratycznego punktu widzenia dopływ nowych rąk do pracy w miejscowej gospodarce jest niezbędny, mechanika bezpieczeństwa społecznego stawia tej perspektywie istotne ograniczenia. Uzupełnianie niedoborów zatrudnienia za pomocą imigrantów musi być, zgodnie z obietnicą demokracji, legitymizowane przez przyzwolenie społeczne. Jeśli go nie ma, a napływ ludzi z zewnątrz trwa, wówczas dochodzi do upolitycznienia wspomnianej polaryzacji. „My” stają się lokalnym społeczeństwem, podczas gdy „oni” składają się już nie tylko z imigrantów, lecz również z technokratycznej elity, która swoją polityką sprzyja procesom podważającym bezpieczeństwo społeczne.
Technokracja, kryzys demokracji przedstawicielskiej i lekceważenie potrzeb tożsamościowych
Dlatego właśnie istota obecnego kryzysu polega nie tylko na samej radykalizacji, lecz na kryzysie demokracji przedstawicielskiej. Brak dostatecznej legitymizacji władzy oraz przenoszenie wszelkich kompetencji na szczebel centralny, o czym pisał Habermas, zyskuje dzięki analizie Moniki Bartoszewicz bardzo przekonujące wyjaśnienie. Z jednej strony bowiem polityka imigracyjna jest motywowana przez technokratyczne wymogi rynku i potrzebę nowych rąk do pracy. Z drugiej jednak elity kompletnie lekceważą kwestie kulturowe, postrzegając tym samym społeczeństwo jako twór zupełnie plastyczny.
Współczesny kryzys to zatem coś więcej niż prowadzenie przez establishment technokratycznej polityki ponad głowami obywateli. To polityka, która lekceważy tożsamościowe potrzeby społeczeństwo, mimo złożonej przez demokrację obietnicy, że to samo społeczeństwo współstanowina równi z elitami o biegu spraw w państwie.
Rozważania zawarte w książce Festung Europa pokazują, że technokracja ma swoje ograniczenia i nie sposób rządzić, nie zwracając uwagi na niewymierne aspekty życia zbiorowego. W dyskusji nad przyjmowaniem uchodźców również podnoszono argument moralny, który wskazywał na istnienie powinności ratowania życia ludzkiego. Oba te argumenty, zarówno technokratyczny o konieczności nowych rąk do pracy, jak i argument moralny są słuszne. Jeśli jednak analizy Moniki Bartoszewicz są zasadne, wówczas zadośćuczynienie wspomnianym racjom musi spotkać się z ograniczeniami. Społeczeństwa bowiem posiadają nie tylko zasoby finansowe, lecz także zasoby tożsamościowe, które łatwo można roztrwonić zbyt intensywną polityką migracyjną.
Warstwa interpretacyjna stanowi największą zaletę pracy Festung Europa. Tezy i argumenty zawarte w książce autorka solidne dokumentuje za pomocą statystyk i artykułów prasowych. Czytelnik zatem ma gwarancję, że sięgając po Festung Europa ma do czynienia z pracą bardzo rzetelną. W zasadzie głównym mankamentem książki Bartoszewicz jest język, który w zależności od podejmowanej tematyki zmienia się albo w techniczny język politologii albo w swobodny język publicystyki. O ile zatem w warstwie faktograficznej trudno Festung Europa coś zarzucić, o tyle w przyjmowanie konwencji publicystycznej może sprawiać w czytelniku wrażenie, że autorka omawiając bardzo drażliwą emocjonalnie kwestię uchodźców opowiada się po konkretnej stronie sporu. Jednak mimo tej wady pracę Moniki Bartoszewicz mogę szczerze polecić każdej osobie, dla której termin „populizm” niewiele tłumaczy ze zjawiska, które z uwagi na swoją doniosłość domaga się głębszego wyjaśnienia.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.