Tacy oni byli. Recenzja „Legionów”
W skrócie
Realizacyjny rozmach wreszcie na światowym poziomie. Sceny batalistyczne wbijają w fotel swoim autentyzmem, który dodatkowo dopełnia dobrze skomponowana muzyka. Legioniści nie giną z pedagogicznie wyartykułowaną miłością do ojczyzny na ustach, a mimo to każdy wie, że walczą i umierają za niepodległą Polskę. Szkoda jednak, że wątek zmagań miłosnych głównych bohaterów zdominował historię tytułowych legionów, przez co jest ona wyłącznie tłem dla uczuciowych dylematów. Tłem może i spektakularnym, ale wyłącznie tłem.
Legiony w reżyserii Dariusza Gajewskiego to największa polska superprodukcja od premiery Miasta 44 Jana Komasy. Zdecydowanie na ekranie widać 27 mln złotych wydanych na ten film. Przez całą produkcję nie ma ani jednego momentu, w którym można byłoby dostrzec prowizorkę w scenografii, charakteryzacji czy efektach specjalnych. Ponieważ jesteśmy jako widzowie filmów wychowani na hollywoodzkich dziełach za setki milionów dolarów, to poprzeczka dla twórców jest podniesiona na najwyższy możliwy poziom, który dotychczas trudno było osiągnąć wielu polskim produkcjom.
Twórcy Legionów przełamali tę fatalną serię. Scena szarży polskich ułanów pod Rokitną to absolutny realizacyjny majstersztyk. Pęd koni, masakra rosyjskich i polskich żołnierzy, wybuchy, pojedynki. Kamera gna ze wszystkich sił i nie oszczędza dramatycznych widoków, a kiedy zwalnia to robi to dokładnie wtedy kiedy powinna. W każdym szczególe widzimy potęgę, jaką była ułańska szarża na bitewnym polu. Siedzimy ze ściśniętym żołądkiem, choć przecież wynik znamy z historii, polscy ułani zwyciężają. Muzyka Łukasza Pieprzyka -monumentalna w scenach bitew, a dyskretna w innych momentach, to dopełnienie realizacyjnego sukcesu.
To, co stanowi siłę tego filmu to oddanie realiów epoki – nie tylko pod względem scenograficznym, ale też, a może przede wszystkim, ludzkich zachowań. Główna oś filmu to uczuciowa batalia o względy sanitariuszki i agentki wywiadu I Brygady Oli (Wiktoria Wolańska), która rozgrywa się między dezerterem z carskiego wojska Józkiem „Wieżą” (Sebastian Fabijański) i mającym szlacheckie pochodzenie legionistą i późniejszym ułanem Tadkiem (Bartosz Gelner). Miłość, jaką widzimy między bohaterami na filmie jest szlachetna, a jednocześnie nieśmiała, ubrana w konwenanse epoki. Zakochani nie lądują w łóżku w co drugim ujęciu, rzadko się nawet całują. Widzowie czują, że uczucie rozgrywa się w ich sercach i głowach.
Twórcom udało się oddać polską ekspresyjności – nie jesteśmy przecież południowcami czy Amerykanami nadmiernie wyrażającymi swoje emocje. Jako Polacy jesteśmy w kwestii uczuć – o ile można to jakoś sprowadzić do wspólnego mianownika – raczej skryci. W filmie widać to też w momentach tragicznych, gdzie żołnierska śmierć wywołuje szok i odrętwienie w miejsce egzaltowanej rozpaczy. Dzięki temu na ekranie mamy prawdziwych Polaków sprzed stu lat, tacy oni byli.
Ten autentyzm umacnia też fakt, że bohaterowie rzadko mówią o wzniosłym patriotyzmie, wszyscy wiedzą po co są w legionach, to dla nich całkowicie oczywiste. Nie brak rzecz jasna ważnych scen uderzających w patriotyczną nutę, jak ta kiedy autentycznie zatroskany o zgodę w legionach Józef Piłsudski (Jan Frycz) każe wymienić się legionistom orzełkami, albo kiedy Józek „Wieża” jest uczony jak salutuje polski żołnierz. Jest tego jednak tyle ile być powinno i jest bardzo przekonujące.
Autentycznie oddane są też ówczesne realia militarne. Z dzisiejszej perspektywy to może wydawać się nieco śmieszne, że ułani w galowych strojach idą w bój, ale tak to właśnie wówczas wyglądało. Trzeba pamiętać, że pokazana historia to pierwsze lata I wojny światowej – nie ma jeszcze czołgów, karabiny maszynowe to absolutna rzadkość, a żołnierze biegają bez maskowania i hełmów. Dobrze mieć tą świadomość, żeby nie porównywać tego z filmami osadzonymi w okresie II wojny światowej. Jest jednak brud i wojenna masakra, ale realia militarne są całkiem inne niż te częściej obecne na naszych ekranach.
Niestety, słabością filmu jest dominacja wątku miłosnego nad wszystkimi innymi. Konsekwencją takiego, a nie innego scenariusza jest to, że widz nie wie, skąd nagle bierze się brygadier Piłsudski i same legiony, dokąd oni wszyscy maszerują? Skąd wzięła się drużyna ułanów, do której przeniesiony jest główny bohater Tadek i dlaczego walczą oni pod Rokitną, po co jest bitwa pod Kostiuchnówką? Losy legionów są poszarpane i właściwie poza wycinkowymi zdarzeniami i bitwami oglądający nie maja szansy na jakąś spójność narracyjną w tym aspekcie. Twórcy założyli widać, że szlak bojowy legionów jest czymś powszechnie znanym – no nie jest.
„Zagarnięcie” całej fabuły przez miłosne zmagania bohaterów ma też inne konsekwencje. Jedynie postać porucznika Stanisława Kaszubskiego ps. „Król” (Mirosław Baka) mogła się rozwinąć jako wątek dodatkowy, ale tylko dlatego, że był on ważny dla przemiany Józka „Wieży”. Cała reszta postaci, w tym tych historycznych, pojawia się epizodyczne i także jako tło miłosnej rywalizacji, a szkoda, bo są zagrane świetnie! Aż się prosiło o więcej czasu w scenariuszu dla postaci rotmistrza Zbigniewa Dunin-Wąsowicza (Borys Szyc), czy rewelacyjnie zagranego przez Antoniego Pawlickiego porucznika Jerzego Topór-Kisielnickiego.
Mimo tych niedostatków film zdecydowanie warto obejrzeć, aby poczuć ducha tamtych czasów i zobaczyć naszych przodków, którzy wywalczyli dla nas niepodległość. Kochających szczerze i szalonych na polu bitwy. Prawdziwych, nie ze spiżu.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.