Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Michał Lubina  24 sierpnia 2019

„Duch ryżu nie dorównuje chemicznym nawozom”. Recenzja „Dziejów Tajlandii”

Michał Lubina  24 sierpnia 2019
przeczytanie zajmie 5 min

Dzieje Tajlandii autorstwa Chrisa Bakera i Pasuk Phongpaichit to szeroka panorama historii najnowszej Tajlandii, z której dowiemy się m.in. o strukturze handlu ryżem, budowaniu narodu, roli kobiet w tajskich dziejach, migracji do miast, modernizacji wsi, robotnikach i ich doli, czy… początkach tajskiej seksturystyki.

Któż z nas nie wychował się na „ceramowskiej” serii, przybliżającej historię i dziedzictwo odległych kultur i cywilizacji? Tym większa radość, że ten prestiżowy cykl powiększył się właśnie o znakomite Dzieje Tajlandii autorstwa Chrisa Bakera i Pasuk Phongpaichit.

Tajlandia nie miała do tej pory szczęścia na polskim rynku. Kilka książek o tym kraju takich autorów jak Wojciech Giełżyński, Lucjan Wolanowski, Janusz Wolniewicz czy Ludwik Wnukiewicz, wydanych jeszcze w PRL, zostało zapomnianych (szkoda szczególnie Giełżyńskiego). W III RP obraz kraju nad Menamem (Chao Phrayą) zdominowały goniące za sensacją obyczajowo-penitencjarne czytadła (najbardziej znane z nich to 12 razy śmierć Michała Pauli, dwuznaczna moralnie i kiepska stylistycznie relacja z pobytu w tajskim więzieniu) oraz niskich lotów literatura podróżnicza. Na drugim biegunie znajdują się elitarne, akademickie prace takie jak Wielokulturowość, separatyzm i budowa państwa narodowego w Tajlandii Adama Jelonka, będące na wysokim poziomie merytorycznym, ale kompletnie nieznane poza garstką ekspertów. Schemat polegający na tym, że w Polsce książki o Tajlandii są albo wysokiej klasy, ale nieczytane, albo odwrotnie, próbowali przełamać Bogdan Góralczyk (Notesem z Bangkoku, popularnonaukowymi wspomnieniami z ambasadorstwa w Bangkoku), Piotr Druzgała (Co kryje tajski uśmiech o wrażeniach z piętnastoletniego pobytu w Tajlandii) oraz Urszula Jabłońska (Człowiekiem w przystępnej cenie – reportażami o handlu ludźmi). Mam jednak wątpliwości, czy autorzy ci zdołali przebić się poza swoją bańkę. Czy uda się to Dziejom Tajlandii?

Oby, bo to znakomita książka!

Dzieło brytyjsko-tajskiej pary naukowców to kwintesencja popularyzatorstwa nauki, a więc czegoś, czego się w Polsce nie ceni, przynajmniej nie w naszej akademii (na Zachodzie jest inaczej, wszak książka ta wyszła pierwotnie w prestiżowej, Cambridge’owskiej serii historii krajów i regionów).

Napisana błyskotliwym językiem (tłumaczenie nie zepsuło znakomitego stylu oryginału), a zarazem pogłębiona synteza dziejów Tajlandii. Wciągająca i przenikliwa. Mądra i krytyczna jednocześnie. A przede wszystkim zmuszająca do myślenia.

Dzieje Tajlandii będą przydatne zarówno rozpoczynającym dopiero swoją przygodę z dalekowschodnią Azją, jak i osobom już w temacie siedzącym. Tym pierwszym książka udzieli prostych odpowiedzi na trudne do zrozumienia z europejskiej perspektywy paradoksy, takie jak na przykład przedkolonialny system mandala (w książce zwany „szkatułkowym”), który pozwalał księstwom i królestwom być wasalami nawet kilku silniejszych państw, a jednocześnie pozostawać niezależnymi politycznie (układ, w którym wypłaca się trybut kilku sąsiadom, ale utrzymuje niepodległość, jest nie do pojęcia z perspektywy europejskiego rozumienia suwerenności).

Dzieje Tajlandii uświadomią również, jak bogaty był Syjam, wcale przecież nie najważniejszy politycznie w Azji, przytaczając takie relacja jak ta jednego z misjonarzy: „Tutaj nie widać nic innego poza Złotem […] wystarczy rzut oka, by przekonać się, że jeden idol bogatszy jest niż wszystkie tabernakula w europejskich kościołach”.

Po takich fragmentach już nikogo nie powinno dziwić, że syjamska stolica, Ajjuthaja była w XVIII w. najbogatszym miastem świata (upadła zresztą w typowy dla imperiów sposób: przez zgnuśnienie elit, co wykorzystali Birmańczycy, doszczętnie ją niszcząc). Ani to, jakim szokiem był dla Azjatów kolonializm, skoro Europejczycy nawet tak stare kraje o bogatej kulturze jak Tajlandia uznawali za półbarbarzyńskie, a w najlepszym wypadku za „niedoskonale cywilizowane” (imperfectly civilised).

Ceramowska Tajlandia będzie również przydatna dla tych, którzy mają już jakieś rozeznanie w Tajlandii, bo uporządkuje wiedzę (ukazując wyraźnie zarysowane continuum między kolonialnym paradygmatem „postępu” a neokolonialnym „rozwojem” na przykład) i rozwieje kilka przyjmowanych a priori za pewnik iluzji. Takich jak przecenianie roli Sukhothai, tradycyjnie uznawanej za pierwszą tajską stolicę i kolebkę państwowości. Tymczasem, jak z zaskoczeniem odkryłem, Sukhothai nie była aż tak ważna jak sądziłem. Wychowany na konwencjonalnej historii tajskiej, byłem przekonany – i powtarzałem – mantrę o trzech stolicach (Sukhothai, Ajjuthaja, Bangkok) i odpowiadającym ich trzem okresom w historii Tajlandii. Tymczasem Baker i Pasuk pokazują, że Sukhothai była jedynie ważnym epizodem, zaś jej znaczenie dopisano później, gdy historiografia tajska stworzyła z Sukhothai „tradycję wynalezioną”, konieczną do modernizacji kraju według państwowocentrycznej wizji. W „Dziejach Tajlandii” takich otwierających oczy analiz jest więcej, co sprawia, że dzieło Bakera i Pasuk należy do tych książek, po lekturze których człowiek się pyta samego siebie, jak mógł wypowiadać się na temat Tajlandii przed jej przeczytaniem.

Przykładowo, z niedowierzaniem dowiedziałem się, że w trakcie tłumienia protestów studenckich w 1976 r. wojsko i sprzyjające im bojówki przed uniwersytetem spalili żywcem (sic!) grupę studentów, a potem, po przywróceniu wojskowej dyktatury, w kraju palono książki. Tajowie odwrócili więc formułę Heinego: w Tajlandii najpierw palono ludzi, a następnie książki.

Skoro jesteśmy już w tych klimatach, to po lekturze Bakera i Pasuk uzupełniłem moją (bogatą) kolekcję przykładów uzasadniających dokonywanie zbrodni przez buddystów cytatem mnicha Phra Kittiwuttho, który stwierdził, że zabijanie komunistów jest w porządku, bo to jak „przyrządzanie ryby na curry”.

Zrobiło się mrocznie, choć nie powinno: książka nie ucieka od trudnych spraw, lecz nie są one w jej centrum. Podobnie jak nie jest nią historia polityczna. Baker i Pasuk znacznie więcej miejsca poświęcają historii społecznej, a dodatkowo opisują kulturę i sztukę. W efekcie Dzieje Tajlandii to szeroka panorama historii najnowszej Tajlandii, z której dowiemy się m.in. o strukturze handlu ryżem, budowaniu narodu, roli kobiet, migracji do miast, modernizacji wsi (świetna jest anegdota o japońskim antropologu, który w latach 60. badał zapadłą wieś i słuchał opowieści o potędze duchów wszelakich; gdy wrócił po dziesięciu latach, wioska była skomunikowana ze światem, a chłopi oświadczyli mu, iż „duch ryżu nie dorównuje chemicznym nawozom”), robotnikach i ich doli („Kiedy Tajlandia zaczęła przyciągać zagraniczne firmy produkujące towary na eksport, wymuszone posłuszeństwo pracowników było reklamowane jako jedna z atrakcji kraju”), początkach seksturystyki czy istotnym znaczeniu Chińczyków (vide chociażby orientalizujące i antysemickie ich porównania do Żydów, jak również do… wampirów, autorstwa króla Vajiravudha).

Największą zaletą Dziejów Tajlandii jest jednak umiejętność zwracania uwagi przez autorów na szczegół i zdolność uogólnienia go do rangi metafory. Tak jest na przykład z obserwacją o przełomowej roli… motocykla w najnowszej historii społecznej („cztery rzeczy zmieniły relacje tajskiej wioski ze światem zewnętrznym: bite drogi, autobusy, telewizory i japońskie motocykle z dwusuwowym silnikiem”).

To oko do szczegółu w połączeniu z umiejętnie stosowaną zmienną perspektywą narracji (naprzemiennie z lotu ptaka i zbliżenie) oraz zdolnością tłumaczenia w prosty sposób trudnych spraw, czyni „Dzieje Tajlandii” książką znakomitą.

Co z kolei… stawia recenzenta w trudnym położeniu: dużo łatwiej (a dla wielu na pewno: przyjemniej) recenzuje się książki złe, pełne błędów i wypaczeń. Wtedy wystarczy jedynie wypisać zarzuty i zadanie wykonane. U Bakera i Pasuk jednak znaleźć takowe trudno. Mógłbym co prawda pomarudzić, że autorzy nadmiernie eksponują wątłą tradycję demokratyczną w Tajlandii i przydają jej zbyt wielkie znacznie (z czym łączą się iluzje dotyczące politycznej sprawczości społeczeństwa), ale byłby to zarzut z dziedziny ideowej, nie faktograficznej. Zresztą, autorzy zachowują dyscyplinę i swoich poglądów nie narzucają, a to się ceni.

Dzieje Tajlandii to jedna z najlepszych prac w prestiżowej, ceramowskiej serii. Mam nadzieję, że osiągnie sukces na jaki zasługuje i zachęci wydawców do przetłumaczenia na polski innej przełomowej dla Tajlandii (i całej Azji Południowo-Wschodniej) książki: Siam Mapped Thongchai’a Winichakula.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.