Koniec autonomii Kaszmiru. Czy światu grozi nuklearna wojna?
W skrócie
Konflikt o Kaszmir pomiędzy Indiami a Pakistanem trwa już ponad 70 lat. W sierpniu doszło w nim do groźnego dla światowego pokoju przełomu. Z dnia na dzień, bez przeprowadzenia konsultacji, wbrew wyrokowi Sądu Najwyższego Indie zniosły gwarantowaną konstytucją autonomię tego regionu. Pakistańczycy od lat wspierają muzułmańską rebelię przeciwko władzy w New Delhi, a kolejny zamach terrorystyczny w początku roku wzmocnił demokratyczne poparcie dla indyjskiego rządu i dał jej społeczny mandat do zdecydowanych działań. Decyzja premiera Modiego może być furtką prawną do osłabienia wpływu wyznawców islamu w górzystym regionie. Świat jak zawsze patrzy na „krwawy Kaszmir” z dużym niepokojem pamiętając, że oba będące w konflikcie państwa dysponują bronią jądrową.
Siedemdziesiąt lat wojny
Kiedy w 1947 r. trzęsące się w posadach Imperium Brytyjskie zdecydowało się wycofać z subkontynentu indyjskiego powstały dwa państwa. To Pakistan skupiający głównie ludność muzułmańską oraz Indie będące oficjalnie państwem świeckim. Podział został wymuszony poprzez narastający od lat konflikt pomiędzy wyznawcami islamu, a reprezentantami innych religii, przede wszystkim hinduizmu. Tylko 16 sierpnia 1946 w wyniku zamieszek sprowokowanych przez muzułmańskiego lidera, Muhammada Alego Dzinnaha, zginęło w Kalkucie kilkanaście tysięcy ludzi. Szybko jednak okazało się, że to tylko preludium nadchodzących krwawych wydarzeń. Podział na dwa państwa sprowokował wielomilionowe migracje w obydwu kierunkach, ale też motywowaną religijnie przemoc, której ofiarą w latach 1946-1948 mogło paść nawet milion osób.
Tylko w jednym miejscu ten konflikt zakonserwował się na wiele dekad: w Kaszmirze. W momencie kształtowania się podziału na Indie i Pakistan dominowała tam ludność muzułmańska, jednak tamtejszemu maharadży bliżej było do Indii. W październiku 1947 r. doszło do muzułmańskiego powstania w Kaszmirze, wspieranego przez milicje plemienne Pasztunów, które przybyły z Pakistanu. Maharadża, nie mogąc sprostać militarnemu wyzwaniu, poprosił Indie o pomoc, a te z kolei uzależniły ją od deklaracji przyłączenia Kaszmiru.
Konflikt pomiędzy Indiami a Pakistanem nie przyniósł rozstrzygnięcia. Każde z państw zagarnęło część Kaszmiru, choć większa część tortu przypadła Indiom. W efekcie doszło do dalszych napięć i kilku konfliktów zbrojnych. Na początku tego roku o mało nie wybuchł zresztą kolejny, kiedy to w odpowiedzi na zamach terrorystyczny Indie dokonały nalotów bombowych na cele w Pakistanie.
Wspomniany atak terrorystyczny to nie był zresztą odosobniony incydent. Od 30 lat trwa w Kaszmirze powstanie przeciwko indyjskim władzom, w którym zginęło już kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Rząd Indii od wielu lat oskarża Pakistan o sponsorowanie dżihadystów w regionie. Potrzeba uspokojenia sytuacji stała się również jednym z argumentów za ograniczeniem autonomii tego regionu przez New Delhi.
Krucjata Modiego
Tegoroczne wybory w Indiach okazały się rekordowe pod względem frekwencji. 67% uprawnionych do głosowania zdecydowało się pójść do urn. Oznacza to, że oddano ponad 600 milionów głosów! W tych największych demokratycznych wyborach w historii zwyciężył urzędujący premier, Narendra Modi.
Jeszcze kilka miesięcy wcześniej jego zwycięstwo nie było pewne. Premiera krytykowano za liczne niespełnione lub nie przynoszące zapowiedzianych rezultatów obietnice gospodarcze. Ale pod koniec lutego doszło do wspomnianego wcześniej ataku terrorystycznego w Kaszmirze i zdecydowanej odpowiedzi Indii – bombardowania domniemanego ośrodka szkolącego terrorystów w pobliżu pakistańskiego miasta Balakot. Modi zyskał twarz twardego polityka i zdobył dzięki temu dodatkowe głosy wynikające z patriotycznej mobilizacji wyborców. Żeby te emocje nie ostygły, w czasie kampanii wyborczej zapowiedział, że rozwiąże problem Kaszmiru.
Dziś premier argumentuje, że skoro wybory wygrał, to wyborcy zaakceptowali i poparli jego plan wobec północnego stanu. Zresztą wspierały go demonstracje poparcia na ulicach indyjskich miast. Kłopot tylko w tym, że autonomia Kaszmiru była zabezpieczona w konstytucji Indii, a rząd Modiego nie podjął wysiłku zmiany ustawy zasadniczej.
Artykuł 370 konstytucji powstał krótko po podziale terytorium Kaszmiru między Indie i Pakistan. Z założenia miał być rozwiązaniem tymczasowym, ale dodano warunek: do jego zniesienia wymagana była zgoda ciała ustawodawczego odpowiedzialnego za konstytucję stanową. Te jednak podjęło decyzję o rozwiązaniu w… 1957 roku. Dlatego sprawa trafiła do Sądu Najwyższego Indii, który w zeszłym roku orzekł, że w zaistniałej sytuacji artykuł 370 należy uznać za trwały element konstytucji. Takiego rozstrzygnięcia Modi jak widać nie zaakceptował.
Rząd przekonuje, że nowy układ administracyjny przyniesie regionowi niezbędną stabilizację. Stan Dżammu i Kaszmir – tak brzmi oficjalna nazwa spornego regionu – został nie tylko pozbawiony autonomii, ale też podzielony na dwie części, które nie będą już cieszyć się prawami stanu, ale zostaną bezpośrednio podporządkowane władzy w New Delhi. Rząd zapowiada też szybką poprawę sytuacji gospodarczej, którą spowoduje napływ inwestorów. Zwłaszcza ta ostatnia zapowiedź budzi niepokój muzułmańskiej ludności.
Do tej pory elementem autonomii Kaszmiru była możliwość decydowania przez lokalne władze, komu pozwolić na zakup ziemi, a także kto może ubiegać się o status stałego rezydenta. Te zapisy chroniły region przed napływem obcych i w efekcie utrwalały muzułmańską większość, co oczywiście miało swoje konsekwencje polityczne.
Dlatego to, co rząd postrzega jako otwarcie na inwestycje, może być w efekcie furtką prawną do osłabienia znaczenia muzułmanów poprzez napływ ludności innych wyznań, przede wszystkim hinduizmu. Biorąc pod uwagę tryb wprowadzenia zmian – z dnia na dzień, bez przeprowadzenia konsultacji, wbrew wyrokowi Sądu Najwyższego – trudno wykluczyć, że właśnie taka była intencja Modiego.
Czy spadną bomby?
Krytycy Modiego twierdzą, że chciałby, żeby Indie stały się jednolitym państwem hinduistycznym, tak jak Pakistan jest państwem muzułmańskim. Nacjonalizm premiera nie jest zresztą tajemnicą. Jednak żaden z jego dotychczasowych kroków nie może się równać z przejęciem kontroli nad Kaszmirem. To z pewnością zła wiadomość dla prawie 200 milionów wyznawców islamu żyjących w Indiach.
Powstaje jednak inne, poważne pytanie: czy ta decyzja grozi eskalacją konfliktu militarnego? Tego rodzaju pytania zawsze powracają przy okazji sporów o Kaszmir i zawsze towarzyszą im spore emocje. W końcu obydwa zainteresowane państwa posiadają broń atomową. Regionalny spór o górzystą prowincję mógłby więc potencjalnie przynieść wojnę nuklearną.
Optymistyczne w tym kontekście wydaje się rozstrzygnięcie konfliktu, który rozegrał się w pierwszym kwartale tego roku. Po indyjskich bombardowaniach, Pakistan odpowiedział zestrzeleniem dwóch indyjskich maszyna nad swoją częścią Kaszmiru. Udało im się również pojmać pilota jednego z samolotów. Jednak po kilku dniach zdecydowali się na uwolnienie jeńca „w geście pokoju”, by załagodzić narastający konflikt. Nie wydaje się zatem, by kraj ten dążył do otwartej konfrontacji ze swoim większym sąsiadem.
Z drugiej strony, wspierając działalność terrorystyczną w indyjskiej części Kaszmiru, pakistańskie władze wojskowe od lat pracują nad tym „by Indie krwawiły z tysiąca nacięć”, jak wyraził to jeden z czołowych indyjskich wojskowych. Można zatem założyć, że Pakistan nie będzie się kwapił do wojny. Jednocześnie wydaje się prawdopodobne, że z większym niż dotychczas zapałem będzie wspierał dżihad w Kaszmirze. Dalsza eskalacja przemocy w dolinie jest niestety bardzo prawdopodobna.
Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!
Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2019”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.
Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2019”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.