Musiałek: Kaczyński idzie po centrum
„Nie jest przypadkiem, że PiS stanowczo zareagował na wydarzenia w Białymstoku, a policja chwali się kolejnymi zatrzymaniami. Nie przypadkiem też na konwencji w Katowicach dominował język rozwoju i modernizacji, a w sprawach obyczajowych liderzy partii wypowiadają się ostrożnie. W efekcie PiS dla wielu centrowych wyborców jawi się jako partia kulturowego status quo, a nie rewolucji, którą przypisuje się opozycji” – pisze dyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego Paweł Musiałek na łamach tygodnika „Polityka”.
„Partia Kaczyńskiego jest popierana nie tylko przez prawicowych wyborców. Walny w tym udział miała opozycja. Ostatnie lata to stopniowe, ale konsekwentne przesuwanie Platformy Obywatelskiej w lewo. Proces ten zaczął się już dawno osłabieniem „antykomunistycznego DNA”, co otworzyło drogę do głośnych transferów z SLD: do Platformy ściągnięto Arłukowicza, poparto Cimoszewicza, romansowano z Rosatim. W tamtym czasie były to ruchy zasadne. Wszak PO chciała wyrwać SLD jej najmocniejsze zęby. Szybko okazało się jednak, że to nie koniec, ale początek związku Platformy z lewicą. Kolejnym krokiem były jednak nie transfery znanych twarzy, ale import idei” – argumentuje dyrektor CAKJ.
„Ale jest i jeszcze jeden powód, dla którego Platforma przesunęła się na lewo. Wytrawny strateg, jakim jest Schetyna, wie, że dziś po lewej stronie łowi się zdecydowanie łatwiej. Blok składający się z SLD, Partii Razem czy Wiosny Biedronia to koalicja nie siły, ale słabości. Liczne spory personalne, brak środków czy klimat porażki wiszący od dłuższego czasu nad lewicą powodują, że całkiem realnie należy zakładać, że decydujące starcie z Kaczyńskim cierpliwy Schetyna odkłada na dalszy okres. Wie, że przyciągnięcie centroprawicowych wyborców wymaga dużo więcej pracy i czasu. W pierwszej kolejności będzie więc chciał stworzyć całkowitą dominację w obozie opozycji poprzez wypchnięcie z parlamentu lewicowego bloku. Dopiero później, z pozycji hegemona, lider PO rzuci wyzwanie prawicy” – zauważa Musiałek.
„Koncentracja na walce z lewicą i odłożenie starcia z prawicą na później nie jest scenariuszem abstrakcyjnym. Najlepszym dowodem jest wieloletnia metoda Kaczyńskiego, dla którego priorytetem zawsze było zabezpieczenie prawej flanki. Lider PiS wiedział, że pohasać na polach przeciwnika można tylko wtedy, kiedy własne zagrody są bezpieczne. Metoda ta okazała się bardzo skuteczna, choć wymaga cierpliwości. A tej przecież Schetynie nie brakuje. Dlatego przewodniczący Platformy wydaje się dziś najbardziej gorliwym uczniem Kaczyńskiego. Rzecz jasna nie może tego planu przedstawić z otwartą przyłbicą. Zarówno dla elektoratu PO, jak i wspierających ją elit jest to strategia nieakceptowalna. Widzieliby w niej interes Schetyny, a nie Polski. Dla nich jest oczywiste, że kraj trzeba ratować wspólnie z lewicą, a nie na jej grobie, w dodatku czekając cztery kolejne lata” – wyjaśnia Paweł Musiałek.
„W wyborczej analizie szans i zagrożeń nie wszystkie karty układają się jednak po myśli Kaczyńskiego. Trzy bloki to nie tylko ryzyko, ale i szanse opozycji. Przede wszystkim uniemożliwią PiS eksponowanie niespójności programowych, które były tak łatwą zabawą, że spokojnie można ją było zrzucić stażystom na Nowogrodzkiej. Teraz lewica marsze równości może organizować co tydzień, PSL może pójść na marsz życia, a Platforma zostać w domu. Wszyscy wygrają. Trzy bloki, i to jeszcze delikatnie podgryzające się, utrudnią uzyskanie efektu polaryzacyjnego „PiS vs reszta świata”. Efekt ten zwiększałby mobilizację przede wszystkim wyborców partii rządzącej. Trzy bloki łatwiej z kolei zmobilizują wyborców niepisowskich” – podsumowuje dyrektor Centrum Analiz.